ŻYCIE NA CHWILĘ
Lecz kto by się stał
powodem grzechu dla jednego z tych małych,
którzy wierzą we Mnie,
temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi
i utopić go w głębi morza.
Biblia Tysiąclecia, Mt. 18, 6-7
W 1997 r. Bożena Borzęcka została
nagrodzona Złotym Lajkonikiem – Grand Prix Festiwalu Filmów Dokumentalnych w
Krakowie za wstrząsający obraz popegerowskiej rzeczywistości w małej
miejscowości koło Słupska, Zagórkach. Tytuł filmu – „Arizona” to zarazem nazwa
taniego wina powszechnie spożywanego przez mieszkańców wioski. Ich jedyna rozrywka,
a dla wielu jedyny sens życia. Bowiem gdy w 1990 r. władza przestała dotować miejscowy
peger, narastające długi doprowadziły do likwidacji miejsca pracy większości
mieszkańców Zagórek. Załoga pegergu wylądowała na „kuroniówce”, budynki uległy
zdewastowaniu, pola pozarastały chwastami a osiedle mieszkalne zamieniło się w
jedną wielką, brudną, zaniedbaną melinę. Po transformacji ustrojowej na
początku lat 90. takich miejsce w Polsce było mnóstwo. Miejsc przeklętych,
zapomnianych, pozostawionych powolnej agonii i rozkładowi niczym padlina
zdechłego konia, którego ujęcia przeplata się przez film. Ale zapadłymi
dziurami, w których czas ugrzązł w miejscu a ludzie pogrążyli się w marazmie,
podziurawiony jest cały świat.
Oto jedno z nich. Małe miasteczko, Paldiski, niedaleko Tallina, stolicy jednej z byłych republik radzieckich (dziś niezależnego państwa), Estonii. To tutaj, pośród brudnych, zapuszczonych czteropiętrowych bloków mieszkała Dangoule Rasalaite, estońska nastolatka, której smutną historię szwedzki reżyser Lukas Moodysson przeniósł na ekran w filmie „Lilya 4-ever”. Podobno – wiernie. Ale o wiele ważniejsze, że także w sposób niebywale przejmujący, wstrząsający i chwytające za serce. Oto film, którego obecność w dziale „Kino boli”, jest wręcz obowiązkowa. Film, który jest jak cierń w naszej pamięci, jak otwarta rana, jak oskarżające odbicie w lustrze.
Lilia to piękny kwiat obejmujący
ok. siedemdziesięciu pięciu gatunków, ale także imię tytułowej bohaterki filmu
Moodyssona. Lilja ma szesnaście lat i marzy o lepszym życiu. A w każdym razie o
życiu w innym miejscu niż jej ponure osiedle obskurnych bloków mieszkalnych w
pobliżu zrujnowanej bazy radzieckich okrętów podwodnych. „Inny” oznacza bowiem
w tym przypadku lepszy. Gdy matka informuje ją, że wyjeżdżają do USA,
dziewczyna do zgrzebnej torby pakuje w pierwszej kolejności święty obraz,
przedstawiający Anioła Stróża, prowadzącego za rękę małą dziewczynkę.
Dziewczyna co wieczór modli się przed obrazkiem i wydaje, że Bóg wysłuchał
próśb Lilii. Ale tylko tak się wydaje. Matka rusza wraz z nowym kochankiem w
daleki świat bez córki. Dziewczyna rzuca się w rozpaczliwy bieg za
odjeżdżającym samochodem, ale wpada w kałuże błota. Oto dosadna metafora miejsca,
w którym utkwiła i w którym pozostawiła ją matka.
Centrum filmowego miasteczka była
radziecka baza okrętów podwodnych. Zapewniała zatrudnienie niemal wszystkim
mieszkańcom okolicznych blokowisk. Ale nastąpił rozpad Związku Radzieckiego, runął
Berliński Mur, a w Polsce władzę przejęła Solidarność. Niektórzy z mieszkańców
miasteczka – jeśli tylko mieli okazję - pouciekali stąd a ci, którzy pozostali pochwali
się do swoich mieszkań-nor, topiąc smutki w alkoholu. Po osiedlu szwendają się
grupki młodzieży. Chłopcy ani się nie uczą, ani nie pracują, tylko upijają się
tanimi winami; dziewczyny, aby zarobić na kieszonkowe sprzedają się zaczepianym
na dyskotekach facetom, a najmłodsi jak Wołodia błąkają się bez celu, wąchając
klej. Beznadzieja, apatia, brak perspektyw i wszechobecna nędza - oto składniki rzeczywistości, w której
przyszło żyć bohaterce filmu. Rzeczywistości stanu przejściowego, gdy stare
wciąż jeszcze dogorywa a nowe rodzi się w bólach. Dla każdego społeczeństwa
jest to okres niezwykle trudny. Panuje chaos, powszechne zagubienie i brak wyraźnych
widoków na przyszłość. Tylko najbardziej bezwzględni, cwani i sprytni są w tym
stanie społecznego zamętu wyrwać coś dla siebie i wypłynąć na powierzchnię.
Mniej zaradni idą na dno. Tak też było w Zagórkach, gdzie banda cwaniaków
rozkradła to, co zostało po dawnym pegerze, a pozostali musieli się zadowolić
kuroniówką i butelką wina Arizona w dłoni. U Moodyssona jest podobnie: ci
bardziej zaradni i zapobiegliwi pouciekali z Paldiski przy pierwszej
nadarzającej się okazji, pozostali utknęli w niej na dobre. Jednak i Borzęcka i
szwedzki reżyser mówią w swych filmach o tym samym: o straszliwych kosztach,
która płaci najsłabsza część społeczeństwa (w „Arizonie” – niewykształceni
chłopi z pegeru, w „Liya 4-ever” – dzieci i młodzież) za polityczno-społeczne
przemiany.
Film Moodyssona jest jednak bez porównania
bardziej przejmujący. Opowiada on o wstrząsających konsekwencjach przemian,
które u progu lat 90. odmieniły bieg historii Europy i świata na przykładzie
losów opuszczonej i wrażliwej nastolatki Lilii. Lilii, która odkąd przyszło się
jej mierzyć z upiorną, postkomunistyczną rzeczywistością samotnie, zaznała tylu
nieszczęść, że nawet Hiob by ich nie udźwignął. Wrócimy jeszcze do tego
biblijnego nawiązania, ale w tym miejscu warto zdać sobie sprawę, że niebywale
przygnębiająca atmosferą filmu Szweda nie jest tylko skutkiem fizycznej
brzydoty, otaczającego bohaterów świata.
Nie znajdziemy w filmie ani
jednej postaci, która byłaby szczęśliwa, zadowolona z życia. Bowiem „Lilya
4-ever” to obraz o ludziach okaleczonych w sensie psychicznym i moralnym. O
wykorzystywanych Liliach, wyrzucanych z domu Wołodiach, ale także o
pozbawionych matczynych uczuć matkach, o chciwych, schorowanych ciotkach, o
cynicznych Andrejach, bezwzględnych Witkach, brutalnych ojcach Wołodii. W
„Lilya 4-ever” wszyscy są bowiem poranieni, ułomni, skrzywieni. Wszyscy są w
taki czy inny sposób wykorzystywani, choć dzieci są wykorzystywane w sposób
najbardziej wstrząsający. Filmowa wizja Moodyssona
jest tak przerażająca, ponieważ ukazuje ona współczesny świat jako dziką,
niebezpieczną dżunglę, w której obowiązuje okrutne prawo silniejszego (i
bogatszego). Lilja nie jest ani silna ani bogata. Przekona się wielokrotnie, że
w tej bezlitosnej dżungli życia nie znaczy nic. Można ją wyrzucić z domu,
oszukać, sprzedać w niewolę, zgwałcić, uczynić nastoletnią prostytutką. A
jednak to właśnie samotna, sponiewierana, wielokrotnie wykorzystana Lilja
odnajdzie największy skarb. Skarb, którego nikt jej nie wydrze, skarb, który
czyni ją silniejszą i potężniejszą od wszystkich jej oprawców. Jest w filmie
scena, gdy jeden z klientów próbuje dobrać się do dziewczyny, a ta odważnie
odzywa się do niego po rosyjsku: „Nie
jestem twoją własnością. Myślisz, że możesz mnie kupić? Nie możesz mnie kupić.
Nie możesz kupić mojego serca i duszy”.
Wydaje się, że poza wymową
społeczną, poza wstrząsającym ukazaniem patologii, jaką jest handel dziećmi i
sprzedawaniem ich w celu przymuszania do prostytucji, obraz Moodyssona jest
historią jeszcze o czymś innym. W chrześcijaństwie kwiat białej lilii jest
symbolem niewinności, czystość, dziewictwa, nadziei a także atrybutem
Chrystusa, Marii Panny i wielu świętych. Jest w filmie znacznie więcej nawiązań
religijnych niż tylko symbolika zawarta w imieniu bohaterki. Pojawia się wszak
święty obrazek z aniołem przeprowadzającym dziewczynkę przez ciemny las, przed
którym modli się Lilja; Wołodia-anioł (z tandetnymi, jarmarcznym skrzydełkami);
niebo wyobrażone przez dach budynku (na miarę siermiężnej, nędznej
rzeczywistości), a nawet cytat z Ewangelii Św. Matusza. Ale obecne są też
aluzje bardziej subtelne (scena na dachu, gdy Wołodia ofiaruje Lilii cały
świat) czy też postać Andrieja przypominającego, wodzącego na pokuszenie
szatana. I wreszcie wspomniany biblijny Hiob, którego Bóg, zakładając się z Szatanem,
wystawił na okrutną próbę wiary. Pozbawiony majątku, pozbawiony potomków i
dotknięty trądem Hiob pozostał wierny Bogu, za co ten nagrodził swego wyznawcę przywróceniem
i pomnożeniem zdrowia, mienia i dzieci.
Nie wiadomo czy Bóg założył się z
Szatanem o wiarę Lilii, ponieważ Moodysson unika wyrazistych tropów
chrześcijańskich, niemniej trudno nie zauważyć wielu podobieństw z losem
biblijnego nieszczęśnika. Lilia również traci „majątek” – ciotka, która miała
się nią opiekować, wypędza dziewczynę z domu jej matki do obskurnego,
zapuszczonego mieszkanka należącego do obłożnie chorego, samotnego staruszka. W
końcu przestaje łożyć na dziewczynę, która pozostaje bez pieniędzy. Lilia traci
również najbliższe jej osoby matkę, która ją pozostawia a także Wołodię,
młodszego o dwa lata chłopca i jedynego przyjaciela. W sensie alegorycznym
dziewczyna zostaje zarażona „trądem”. Tak jak trędowaci zostaje wyklęta ze
społeczności: wskutek knowań jej fałszywej przyjaciółki, do Lilli przylega bowiem
etykieta puszczalskiej i dziwki. Prostytutką w końcu się staje, gdy ulegając
urokowi przystojnego Andrieja, daje się namówić na wyjazd do Szwecji, tam zaś wpada
w ręce sutenera. Trędowatych izolowano i zamykano, pozbawiono wszelkich
praw i podobnie dzieje się z Lilią, którą
Witek na całe dnie zamyka w mieszkaniu, by zabierać ją na noc do „pracy”. Bez
paszportu, bez pieniędzy nawet bez swojego imienia i nazwiska dziewczyna jest
niczym trędowata. A jednak – tak jak Hiob – Lilia wytrwała, choć nie tyle w
wierze w Boga, co w wierze w swoją osobistą godność, w czystą, niewinną duszę,
którą mi zhańbienia ciała udało się jej ocalić. Może dlatego w ostatniej scenie
widzimy dziewczynę jak gra w kosza z Wołodią na dachu-niebie. Wolną od
fizycznego cierpienia, od psychicznej udręki, szczęśliwą, bo kochaną i wreszcie
nie samotną.
Końcowe refleksje, do których
skłania film Szweda nie brzmią może nazbyt odkrywczo, ale nie sposób im odmówić
prawdziwości. Okazuje się bowiem, że nędza – ta najgorsza z cywilizacyjnych
patologii – jest źródłem największego cierpienia ludzi. Ludzie cierpią nie
tylko dlatego, że nie mają co włożyć do garnka, lecz dlatego, że nędza odbiera
im bliskich, godność i człowieczeństwo. To właśnie nędza zamienia ludzi w
zwierzęta, owładnięte instynktem przetrwania. To dlatego w Kambodży i innych
biednych krajach rodzice sprzedają swe dzieci, to dlatego matka Lilli zostawia
ją samą. To dlatego trzy miliardy ludzi, usiłuje przeżyć za dwa dolary dziennie
a osiemset piętnaście milionów ludzi głoduje na świecie. Ale ubóstwo nie jest
jakimś samorodnym stworem, lecz wynikiem działań człowieka. Nierównomiernego
rozkładu dóbr i niesprawiedliwej ich dystrybucji. Trzynaście miliardów dolarów, które są
potrzebne do likwidacji głodu na świecie, mieszkańcy USA i Unii Europejskiej
przeznaczają na… perfumy.
Wołodia-anioł wyznaje Lillii: „Pozostajesz martwym przez całą wieczność, a
jesteś żywy tylko krótką chwilę”. Oglądając głęboko przejmujący film Lukasa
Moddyssona o tragicznym losie Lilii i setek tysięcy jej podobnych czy też
przyglądając się w telewizyjnych wiadomościach zdjęciom umierających z głodu
dzieci, cieszę się, że życie jest tylko chwilą. Że TAKIE życie jest ledwie
mignięciem. Bo wyobrażacie sobie co by było, gdyby trwało wieczność?
PAMIĘTNA SCENA: „Lilya 4-ever” jest wypełniona po brzegi scenami,
które moglibyśmy określić mianem „pamiętnych”, ale ostatecznie wybieram scenę
śmierci Wołodii. Trudno byłoby znaleźć w światowym kinie scenę śmierci dziecka
bardziej wstrząsającą, poruszającą i przejmującą. Scenę można zobaczyć poniżej (od 10 min. 51
sek.)
Porażająca scena, zwłaszcza gdy
znamy kontekst całego filmu. Co może być wart świat, który pozwala, by dzieci
umierały jak bezpańskie psy?
BONUS:
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz