David Kalat,
autor monografii poświęconej współczesnemu japońskiemu kinu
grozy, “J-Horror, the
Definitive Guide to The Ring And Beyond"
nie ma wątpliwości. Koreański horror to dla niego „po
prostu J-horror realizowany w Korei” (1). Choć skrót J-horror, jak łatwo się domyślić, oznacza
„japoński horror”, termin ten nie odnosi się do kina grozy z
Kraju Kwitnącej Wiśni w całości, lecz tylko do jego fragmentu,
dla którego Kalat znajduje trafne określenie: „dead wet
girl” (2).
Ponieważ charakterystycznymi elementami konwencji J-horroru jest
duch martwej przedstawicielki płci pięknej oraz wszechobecny motyw
wody o symbolicznych konotacjach. Rzecz jasna duch zmarłej
kobiety/dziewczyny i motyw wody pociągają za sobą szereg dalszych
właściwości J-horroru takich jak specyficzny nastrój
niedopowiedzianej grozy, nowoczesny entourage (sceneria
współczesnych metropolii, różnego rodzaju technologie itp.) oraz
nawiązania do powszechnej dla Azjatów wiary w istnienie istot
nadprzyrodzonych i ich związku z doczesnym światem.
Można zapytać: po co o
tym wszystkim wspominam, skoro tematem niniejszego artykuł ma być
horror koreański? Ponieważ dwa fakty wydają się nie podlegać
dyskusji. Po pierwsze gdyby nie międzynarodowy sukces filmu Hideo
Nakaty, „The Ring-Krąg” (Ringu, 1998), prawdopodobnie
świat być może nigdy, a już na pewno nie w takim stopniu, nie
zainteresowałby się grozą filmową z tego rejonu świata. Po
drugie natomiast nie da się ukryć, że wpływ estetyki J-horroru na
kino grozy z ościennych krajów, przynajmniej w pierwszych latach
przełomu wieków był, i znaczy, i widoczny. A jednak K-horror (od
„korean horror”) dość szybko odnalazł własną
artystyczną drogę, choć byłoby nieprawdą, gdybyśmy stwierdzili,
że koreański horror całkowicie uniezależnił się od wpływów
J-horroru.
Filmowy recykling
Pora zadać najważniejsze
pytanie: czym właściwie jest K-horror? David Kalat uważa, że
skrót K-horror odnosi się, w największym uproszczeniu, do
współczesnych ghost stories, czyli tego czym w istocie jest
J-horror. Jednakże opowieści o duchach (kuei dam), mimo że
stanowią dominujący nurt koreańskich filmów grozy, w żaden
sposób nie wyczerpują bogactwa odmian współczesnego horroru z
Korei. Toteż w niniejszym opracowaniu używam terminu K-horror w
jego potocznym rozumieniu, obejmując nim zarówno ghost story
(np. „The Wig”), jak też obrazy, które nie tylko reprezentują
inne odmiany grozy, ale których przynależność gatunkowa jest
dyskusyjna (np. „Tell Me Something”). Na szczęście na pytanie o
to, czym jest K-horror możemy odpowiedzieć w inny sposób:
zwracając uwagę na te jego aspekty, które wydają się najbardziej
znamienne.
Posłużmy się w tym
celu konkretnymi filmowymi przykładami. Oto jeden z nich:
„Telefon” (Pon, 2001) Ahn Byeong-ki. Na pierwszy rzut oka
fabuła filmu Koreańczyka wydaje się być reinkarnacją opowieści
o zabójczej kasecie video znanej ze słynnego „The
Ring-Krąg”. Znów mamy bowiem do czynienia z zemstą z
zaświatów, ponownie straszy nas długowłosa Azjatka (tym razem
Koreanka), jeszcze raz narzędziem zemsty okazuje się powszechnie
stosowane urządzenie – telefon komórkowy i znowu główną
bohaterką jest młoda dziennikarka, starająca się rozwikłać
mroczną zagadkę telefonów z zaświatów. Lecz Ahn traktuje te
podobieństwa jedynie jako punkty wyjścia do opowiedzenia własnej,
autorskiej opowieści o zemście, miłości i o międzyludzkich
relacjach opartych na fałszu i nieszczerości. Jego film można
potraktować także jako może niezbyt wnikliwy, ale trafny portret
społeczeństwa współczesnej Korei Południowej. Co więcej
„Telefon” także pod względem estetyki zdecydowanie różni
się do japońskiego filmu Nakaty: jest o wiele bardziej dynamiczny,
efektowny i jeśli już widać w nim wpływy to raczej amerykańskiego
horroru. Zapożyczenia z kina grozy z Kraju Kwitnącej Wiśni takie,
jak długowłosa zjawa czy motyw zemsty zza grobu, rzecz jasna są
obecne, ale wydają się jedynie powierzchowne. I tylko powierzchowne
jest początkowe odczucie, że obraz Ahna to tylko „kopia horroru
Nakaty”. Ponieważ film ten to przykład jednej z
charakterystycznych cech K-horroru, która najlepiej określa słowo
„recykling”.
Jak wiemy recykling
polega na: „powtórnym
przetwarzaniu substancji lub materiałów zawartych w odpadach w
procesie produkcyjnym w celu uzyskania substancji lub materiału o
przeznaczeniu pierwotnym lub o innym przeznaczeniu” (3). Stosując odpowiednią analogię możemy tę definicję
odnieść do „recyklingu filmowego”, gdzie przetwarzaniu będą
podlegać zużyte konwencje, motywy, chwyty dramaturgiczne, a nawet
style i gatunki filmowe. W przypadku „Telefonu” elementem
konwencji ustanowionej przez J-horror, który uległ zmianie, będzie
na przykład motyw zemsty zza grobu. W koreańskim filmie duch
zamordowanej uczennicy w świecie śmiertelników trzyma nie tyle
zemsta, co niespełniona miłość. To tylko jeden z elementów,
który reżyser poddał „filmowemu recyklingowi”, ale nawet
przetworzenie tylko tego jednego wprowadza do horroru nową jakość
w stosunku do oryginału.
Jeszcze dobitniejszym
przykładem „filmowego recyklingu” jest „The Host-Potwór”
(Gwoemul, 2006) Bonga
Joon-ho, w którym niemal wszystkie elementy konwencji monster
movies (wszak film to o wielkiej zmutowanej kijance, porywającej
ludzi) zostały przetworzone. Choćby tytułowa bestia, która miast
równać z ziemią miasta i dziesiątkować bezradną ludzkość, w
istocie przypomina raczej wielkie, egzotyczne zwierzę, które
uciekło z zoo i które wydaje się najszczęśliwsze, gdy nikt go
nie niepokoi. Również główny bohater (a właściwie antybohater)
daleki jest od postaci światłego naukowca gotowego poświecić
życie by ratować ludzkość i zgładzić bestię. Tego rodzaju
odstępstw od powszechnie przyjętej konwencji jest mnóstwo w filmie
Bonga. Ale koreański reżyser recyklingowi poddał nie tylko fabułę,
zgrane motywy i chwyty dramaturgiczne, ale sam gatunek grozy, tworząc
horror, w którym największą grozę budzą chciwi, przeżarci
hipokryzją ludzie.
„The
Host-Potwór” jest również doskonałym przykładem
konsekwencji zastosowania filmowego recyklingu. Przetwarzać
konwencje filmowe możemy na wiele sposobów m.in. poprzez
wprowadzanie elementów kanonicznych dla innych gatunków. W filmie
Bonga postać głównego bohatera nieudacznika jest figurą typową
dla komedii, a uczynienie z potwora zwierzęcia „kameralnego”,
starającego się jedynie przeżyć w niegościnnym środowisku
uwypukla inne aspekty filmu: pochwałę rodziny, krytykę
koreańskiego społeczeństwa, czy satyrę na stosunki
koreańsko-amerykańskie a zatem elementy typowe dla innych gatunków.
Bowiem konsekwencją filmowego recyklingu jest hybrydyzm.
Hybryda koreańska
Przekraczanie gatunkowych
i estetycznych granic nie jest niczym wyjątkowym w świecie
azjatyckiej grozy. Co więcej w dobie wszechobecności postmodernizmu
jest ono powszechnie stosowną praktyką. Ale hybrydyzm, który
spotykamy w koreańskich horrorach nie jest typowym dla
postmodernizmu łączeniem sztuki wysokiej z niską, lecz łączniem
równorzędnych gatunków. Bodaj jako jedyni z Azjatów Koreańczycy
wyspecjalizowali się w łączeniu horroru z elementami dramatu
psychologicznego albo obyczajowego. „Słownik filmu” podaje, że
tematem film psychologicznego są „(…) emocjonalne i
psychiczne problemy bohaterów, ich konfrontacja z traumatycznym
dzieciństwem, niemożnością odnalezienia się po tragicznym
wypadku czy śmierci najbliższych osób (…) a także narastająca
psychiczna degradacja, powodowana emocjonalnym kryzysem,
schizofrenią, stanem dojmującej, melancholijnej refleksji (…) (4).
Powiązania horroru z dramatem psychologicznym nie wyczerpują się
jedynie w tematyce, ale także w wykorzystywaniu takich elementów
filmów psychologicznych jak rozbudowana psychologia postaci,
wzrastające napięcie dramaturgiczne, szczególna rola muzyki i tzw.
efektów dźwiękowych itp.
Chyba najwybitniejszym
przedstawicielem melanżu horroru i dramatu psychologicznego jest
„Opowieść o dwóch siostrach” (Janghwa, Hongryeon, 2003)
Kim Ji-woona. Na pozór to film o nawiedzonym miejscu, lecz wraz z
rozwojem fabuły odkrywamy, że ramy horroru o domu, w którym
straszy a nawet podobieństwa do J-horroru, które pojawiają się w
tym filmie (zemsta zza grobu, długowłose upiory, mroczna przeszłość
owiana tajemnicą) są w istocie drugorzędne wobec rozgrywającego
się dramatu głównej bohaterki. Dramatu, który – dodajmy –
niemal wiernie ilustruje przytoczony cytat ze „Słownika filmu”.
Gwoli ścisłości zauważmy, że w obrazie Kima możemy odnaleźć
inne „obce ciała” niż tylko elementy dramatu psychologicznego
(m.in. thriller, dramat rodzinny).
Najbardziej zdumiewające
jest w koreańskich „mieszańcach” jednak nie to, że ich twórcy
nie mają żadnych zahamowań w korzystaniu z często odmiennych
gatunków filmowych (horror i komedia), lecz to, że te
gatunkowo-stylistyczne mikstury udają się znakomicie. Bo trzeba
wielkich umiejętności by na przykład horror zgrał się z komedią.
Koreańczycy potrafią dokonać tej sztuki o czym można się
przekonać oglądając, co prawda dalekie od doskonałości, a jednak
przyzwoite komediowe horrory („Ghost House”, „Sisily
2 km” czy „Fox Family”, który ponadto jest …
musicalem).
Niewątpliwie jednak
największe walory artystyczne posiada wspominana „Opowieść o
dwóch siostrach”. Artyzm tego filmu jest zresztą
interesującym przykładem obrazu, który jak najbardziej ma
charakter recyklingowy, a jednak imitacja jest jedynie pozorna i
powierzchowna a rzemiosło w tym przypadku osiąga poziom takiej
doskonałości, że staje się artyzmem. A dodajmy, że film Kima to
nie tylko realizacyjna perfekcja, ale także treść, która ma
raczej wymiar antycznej tragedii a niżeli płytkiej, schematycznej
opowieści o duchach.
Rzemieślnik-artysta
Art-house`owe
horrory, czyli horrory artystyczne to kolejna właściwość horroru
z Korei Południowej. Trudno orzec, czy produkuje się ich w tym
kraju więcej niż gdzie indziej na świecie, ale faktem jest, że
tworzą znaczącą grupę. Oprócz „Opowieści o dwóch
siostrach” warto wspomnieć o „Acacia” (Akasia,
2003), „Save The Green Planet” (Jigureul jikyeora!, 2003),
„Stół dla czworga” (4 Inyong shikta, 2003), „Spider
Forest” (Geomi sup, 2004), „Cinderella” (2006),
„Czerwone Pantofelki” (Bunhongsin, 2006), „Hansel and
Gretel” (2007), „Epitaph” (Gidam, 2007), „For
Enternal Hearts” (Byeolbit soguro, 2007), „Yoga”
(Yoga Hakwon, 2009), „Pragnienie” (Bakjwi, 2009) czy też
najbardziej skrajny w artystycznym podejściu do gatunku grozy –
„horror o duchach bez duchów”, „Dreszcze” (Sorum,
2001). Artyzm tych filmów niekoniecznie polega na ich oryginalności
i innowacyjności, lecz na perfekcyjnej realizacji z głęboką,
wnikliwą zadumą nad naturą człowieka i otaczającego go świata.
Wspomniałem, że nie
wszystkie koreańskie horrory artystyczne wyróżniają się
oryginalnością wszystkich swoich elementów (np. „Czerwone
Pantofelki”) a jednak nie przestają być dziełami
artystycznymi. Reprezentują one bowiem filmowy recykling
doprowadzony do wirtuozi. Można by rzecz rzemiosło doprowadzone do
artyzmu.
Andrzej Pitrus w artykule
„Kino jest gdzie indziej” opublikowanym w „Kinie” uważa
nawet, że imitacyjność koreańskiego kina popularnego (a więc nie
tylko grozy) jest cechą wyróżniającą kinematografię z Półwyspu.
Czy to źle? Piturs wyjaśnia: „W rozumieniu zachodnim dobre i
wartościowe może być to, co całkowicie autonomiczne. Z punktu
widzenia Azji - zachwyt może budzić także kopia, pod warunkiem, że
wychodzi spod ręki mistrza. Artysty, ale i rzemieślnika” (5).
Oczywiście zdecydowana większość koreańskich horrorów to dzieła
rzemieślnicze. „Rzemieślnicze” oznacza w tym przypadku:
niezwykle efektownie zrealizowane, profesjonalnie wykonane, wizualnie
atrakcyjne (wysoka jakość realizacji to zresztą niemal norma wśród
przedstawicieli kina grozy z Republiki Korei). Fabularnie jest już
nieco gorzej, zwłaszcza jeśli mamy na myśli filmy „naśladowcze”.
W koreańskim kinie grozy
spotkamy również filmy, których twórcy nie mają ambicji niczego
przetwarzać, ani tym bardziej z recyklingowych odpadów tworzyć
nowej jakości – zadowalają się w zupełności w miarę wiernym
odtworzeniem reguł i fabularnych schematów znanych z oryginałów.
W tym względzie sztandarowym przykładem jest „Record”
(Zzikhimyeon jukneunda, 2000) – horror Kim Gi-hun Kim i Kim
Jong-seoka, będący koreańską wersją „Koszmaru minionego
lata” (1997) Jima Gillsepie, a z nowszych przykładów: „Sector
7” (7 gwanggu, 2011), w którym uderzające podobieństwa do
amerykańskiej tetralogii o Obcym, filmów: „Coś” (1982),
„Leviathan” (1989), „Ghost Rig” (2003) a nawet
„The Host-Potwór” nie wydają się bynajmniej
przypadkowe.
I jeszcze jedno. „Horrory
artystyczne” powstają nie tylko w Korei Południowej – nie na
tym polega ich wyjątkowość. Wyjątkowe jest bowiem, że wiele z
nich jest nie tylko chwalonych przez krytyków filmowych, ale że
nadto osiąga sukces komercyjny. Tak jak „Opowieść o dwóch
siostrach”, które obejrzało ponad trzy miliony Koreańczyków
albo „Pragnienie” Park Chan-wooka z wynikiem ponad dwóch
milionów widzów. W przeciwieństwie bowiem do kina grozy z Japonii,
gdzie horrory artystyczne reżyserowane m.in. przez Kiyoshiego
Kurosawę, Shin`ye Tsukamoto, Siona Sono, Takashiego Miike (niektóre
filmy), Gakuryu Ishiiego i innych, oglądane są przez nieliczną
widownię filmowych maniaków, horrory koreańskie o znacznych
walorach artystycznych mogą liczyć na milionową widownię, nic
przy tym nie tracąc ze swego artyzmu. To jeszcze jeden pozytywny
skutek do mistrzostwa opanowanego przez Koreańczyków filmowego
recyklingu.
Podsumowanie:
Czy zatem K-horror
wyczerpująco określa jedno słowo „recykling”? Jasne, że nie.
Ale zdolność filmowców z Korei do odświeżania zgranych konwencji
i formuł, do twórczego przerabiania powszechnie znanych wzorców
wydała mi się istotną cechą koreańskiego kina grozy. Istotną
także dlatego, ze jak pisze Pitrus, nie tylko przemysł filmowy, ale
także koreańska gospodarka wykorzystuje tę recyklingową metodę
do stwarzania nowych jakości i doskonalenia tych, które już
istnieją (6).
Horror jest w tym względzie jedynie mało znaczącym przykładem
skuteczności takich metod. Niemniej to właśnie na zdolności do
nieustannego przeobrażania zastanych formuł i konwencji, nie tylko
kino grozy, ale kino w ogóle opiera swój sukces. Koreańczycy wciąż
mają jeszcze wiele do powiedzenia... a raczej do nakręcenia.
PRZYPISY:
1 David
Kalat, J-Horror: The Definitive Guide to The Ring And Beyonds, New York 2007, s. 181.
2 Tamże, s.9.
3 http://slownik.ekologia.pl/115_Leksykon_ekologii_i_ochrony_srodowiska/
410_1_R_0_recykling.html
4 Rafał
Syska (red.), Słownik filmu, Kraków 2005, s. 150.
5 http://film.onet.pl/wiadomosci/publikacje/artykuly/4-festiwal-filmowy-era-nowe-horyzonty-cieszyn-2004,2,3804797,wiadomosc.html
Bardzo ciekawy wpis. Nie miałam do tej pory do czynienia z borrorami i to nie tylko azjatyckimi. Po prostu sam gatunek do mnie aż tak nie przemawia, ale w ramach zapoznawania się z różnym kinem widziałam ostatnio parę amerykańskich horrorów i z chęcią spróbuję produkcji koreańskich. Opowieść o dwóch siostrach brzmi ciekawie i za to zabiorę się w pierwszej kolejności; )
OdpowiedzUsuńDzięki!
OdpowiedzUsuńNa początek proponowałbym jednak coś lżejszego, co nie trzeba dwa razy oglądać, czyli np. "Telefon" ("Pon, 2003) Ahn Byeong-ki. Chyba, że jesteś gotowa na spore wyzwanie intelektualne i kilka naprawdę przerażających scen grozy, to wtedy "Opowieść o siostrach" jest w sam raz.