poniedziałek, 8 listopada 2010

CITY OF LIFE AND DEATH (Nanjing! Nanjing!, Chiny/Hongkong, 2009)


Wojna pożera najlepszych!
Fryderyk Schiller

O co chodzi?

Fabuła filmu nawiązuje do autentycznych wydarzeń, które miały miejsce podczas drugiej wojny japońsko-chińskiej na przełomie 1937 i 1938 r., w okupowanym przez Cesarską Armię Japonii chińskim mieście Nankin. Kamera śledzi losy kilku bohaterów. Japoński sierżant Kadokawa, o wrażliwej duszy ,zakochuje się w prostytutce Yuriko i pomaga chińskiej dziewczynie. Pan Tang, który jest osobistym sekretarzem niemieckiego biznesmena Johna Rabe, czyni wszystko by zapewnić bezpieczeństwo żonie oraz kilkuletniej córce. Pani Jiang wraz z misjonarką Minnie Vautrin stara się ratować młode chińskie dziewczęta przed plagą gwałtów ze strony japońskich żołnierzy. Chiński żołnierz Shunzi zostaje pochwycony i czeka na egzekucję. Zbuntowana Xiao Jiang nie chce ściąć włosów, by na wszelki wypadek uchronić się przed gwałtami ze strony japońskich żołdaków. Jeden z dowódców okupanta zmusza skrywających się w niemieckiej ambasadzie Chińczyków do „pożyczenia” stu kobiet dla japońskich żołnierzy. Wszystkie te wątki rozgrywają się w scenerii zrujnowanego miasta, pośród wiszących na słupach trupów chińskich żołnierzy i kolejnych zbiorowych egzekucji.

„Życie jest znacznie trudniejsze niż śmierć.”

Masakra nankińska, jak popularnie określa się tragiczne wydarzenia z przełomu roku 1937/38, które rozegrały się w ówczesnej stolicy Chiny, Nankin, to jedna z największych i najbardziej bestialskich zbrodni ludobójstwa w dziejach światowych konfliktów zbrojnych. O historycznym aspekcie dramatycznych zdarzeń z Nankin piszę poniżej, w tym miejscu zatrzymam się na jej filmowym przedstawieniu. „City of Life and Death” w reżyserii Chuan Lu to mieszanka fikcji i historycznej prawdy, choć wydaje się, że ta druga zdecydowanie przeważa. Przede wszystkim zgodna z ocalałymi zapisami dokumentalnymi, a także z fotografiami a nawet materiałem filmowym, jest wizja japońskiej okupacji Nankinu. Miasto jest nie tylko niemal doszczętnie zrujnowane, ale też sprawia upiorne wrażenie wymarłego. Ponurego wrażenia dopełniają walające się zwłoki zabitych, trupy powieszonych jeńców i wraki czołgów. Jedynym poruszającym się punktem na tle tego martwego krajobrazu są oddziały japońskich żołnierzy, przeczesujące ruiny w poszukiwaniu wroga albo szukające chińskich kobiet. Wbrew tytułowi filmowy Nankin jest miastem śmierci, a nie życia. I też śmierć staje się leit motivem całego obrazy Lu.

Wkrótce w mieście wyodrębnia się linia podziału między japońskim agresorem a ukrywającą się w tzw. Międzynarodowych Strefach Bezpieczeństwa cywilną ludnością miasta. W Nankin były dwie strefy tego rodzaju, skupione wokół budynków ambasady niemieckiej i amerykańskiej. Mimo że imperialistyczną Japonię łączyły z Niemcami i USA różnego rodzaju międzynarodowe ustalenia ocaleli z dywanowych nalotów i ciężkiego ostrzału artyleryjskiego mieszkańcy Nankinu nie mogli czuć się bezpieczni. Oddziały Japończyków co rusz czyniły wypady w strefy bezpieczeństwa, dopuszczając się gwałtów  a nawet nie wahały się atakować szpitala polowego. Wielką wartością „City of Life and Death” jest, że ukazując losy kilku bohaterów, tworzy szeroką panoramę całego miasta i ich mieszkańców. Dlatego też widz może docenić ile dobrego dla ludności cywilnej starali się uczynić cudzoziemcy. W filmie przyglądamy się niemieckiemu biznesmenowi Johnowi Rabe – postaci historycznej,  która uratowała przed japońskim pogromem 250 tys. Chińczyków. Rabe był postacią o tyle ciekawą, że  należał do NSDAP, a zatem organizacji zdecydowanie nie kojarzącej się z obroną praw człowieka. A jednak nawet naziści potrafili okazać serce. Serce okazuje także, druga ważna postać w filmie, sierżant Kadokawa, przedstawiciel japońskiego okupanta. Jest to zresztą niezwykle interesujący, tragiczny  bohater, który przechodzi istotną, psychiczną metamorfozę. Poznajemy go jako młodego żołnierza, sumiennie wypełniającego rozkazy, który stara się nie ulegać podszeptom przerażonego wojennym piekłem sumienia. Miłość do prostytutki Yuriko odmienia jego osobowość. Zaczyna wykazywać coraz więcej ludzkich odruchów i zapominać, że Chińczycy – nieważne czy żołnierze, czy cywile – są jego wrogami i należy im się pogarda i kulka w łeb. Można powiedzieć, że choć przegrywa swe życie, wygrywa człowieczeństwo. Jego końcowe akty miłosierdzia w stosunku do wroga dowodzą, że na wojnie linia frontu tak naprawdę zawsze przebiega w sercach uczestniczących w niej ludzi. Ważne, być może najważniejsze, są słowa, które wypowiada pod koniec filmu – „Życie jest znacznie trudniejsze niż śmierć.” Zwłaszcza, jeśli przychodzi żyć w tak dramatycznym i tragicznym czasie jak czas wojny. Wojna okazuje się być sprawdzianem rzeczywistej wartości ludzi: czy zdobędą się na heroizm tak jak Pan Tang,  który nie wahał się zostawić ciężarnej żony by ratować przed pewną śmiercią swego współpracownika albo tak jak pani Jiang, poświęcając swe życie za ocalałych przed egzekucją mężczyzn. Z drugiej strony wojnę można potraktować jako wygodne usprawiedliwienie dla swego sumienia – wszak zabija się, morduje i gwałci wroga, a wróg to nie człowiek, czyha tylko by zadać nam śmiertelny cios.

Imponująca wstrzemięźliwość

 „City of Life and Death” imponuje nie tylko rozmachem i sugestywnym, niezwykle trafnym portretem zbiorowości zamkniętej w umierającym mieście w czasach wojennej zawieruchy. Imponuje estetyczna - i co więcej ideologiczna – wstrzemięźliwość. Obraz Lu został prestiżowo potraktowany przez komunistyczne władze Chin, ale w przeciwieństwie do hongkońskiego obrazu T. F Mou, „Man Behind The Sun 4”  nie jest ani antyjapoński ani – jak można by się spodziewać po państwowym mecenacie – proideologiczny. „City of Life and Death” pokazuje po prostu, że w czasie tak szczególnym jak wojna, niektórzy ludzie zdobywają się na zadziwiające akty bohaterstwa a inni na akty niewiarygodnego okrucieństwa.

Imponuje film Lu także przemyślaną, mądrą estetyką. Znakomitym pomysłem było zrealizowanie całego obraz w czarno-białych zdjęciach. Nie tylko podkreślają one realistyczny, niemal dokumentalny charakter filmu, ale na dodatek wzmagają intensywność przekazu. Tę wstrzemięźliwość da się zauważyć także na polu filmowej przemocy. W Nankin, w tamtych dniach, dochodziło do przerażających zbrodni i gwałtów, ale  twórcy filmu nie ulegają łatwiej pokusie dosłowności i ich relacja z nankińskiej masakry praktycznie pozbawiona jest krwi. A mimo to są w  „City of Life and Death” sceny, które po prostu wgniatają w fotel. Nigdy nie zapomnę sceny, w której jeden z japońskich dowódców poirytowany zachowaniem kilkuletniej córki pana Tanga, broniącej swej matki, wyrzuca dziewczynkę przez okno. Tak jakby wyrzucał ogryzek, a nie płaczące, bezbronne dziecko. Wstrząsające są też zmontowane w montażu równoległym sceny egzekucji na chińskich jeńcach. Oglądamy naprzemiennie ukazywane sceny z rozstrzeliwania tłumu chińskich żołnierzy oraz z ich zabijania za pomocą bagnetów i zakopywania żywcem. Niezapomniany jest też wątek jednego z chińskich żołnierzy, który wraz z synem przeżywa niebywale dramatyczna huśtawkę losu, raz rzucającego go w objęcia śmierci, by następnie darować mu nadzieje na przeżycie. Właściwie można by cytować niemal scenę po scenie – w każdej z nich udaje się zawrzeć porażający ładunek prawdy i emocji.

Minusik

Jedyny istotny „minusik”, który przyznałbym „City of Life and Death” jest konsekwencją postawienia na zbiorowego bohatera. Kiedy śledzimy losy więcej niż jednej postaci niezwykle trudno jest sprawić, by zainteresowanie nimi rozłożyło się po równo i było tak samo głębokie jak w przypadku jednego bohatera. Niektóre postacie zostały zatem potraktowane zbyt powierzchownie (np. Yuriko  - jest tylko jedna scena z nią a widzowie muszą uwierzyć, że Kadokawie wystarczyło czasu by się w niej zakochać), inne sprowadzone zostały do symbolu (John Rabe a nawet Pan Tang, mimo iż poświęca mu się sporo ekranowego czasu). Wszystko to sprawia, że zwłaszcza na początku odbiorca może mieć problem z utożsamieniem się z którąś z postaci. Gdy już zaczyna przejmować się losem jednej z nich, ta znika z fabuły albo staje się częścią odległego planu. Twórcy filmu musieli jednak dokonać wyboru – czy chcą pokazać przekrój ludzi uwikłanych w konflikt i stworzyć epickie dzieło, czy też skupić swą uwagę na pojedynczej postaci. Tyle tylko, że wtedy „City of Life and Death” byłby kameralną, skromną opowieścią o jednostce skonfrontowanej z wojennym piekłem. Osobiście żałuję, że Chuan Lu nie podążył w tym kierunku. Ale takie prawo twórców filmu.

MOJA OCENA: 8/ 10


MASAKRA W NANKIN 1937 grudnia – 1938 stycznia

Targane wojną domową między nacjonalistami Czang-Kaj szeka a komunistami Chiny stały się łatwym celem dla imperialistycznej, agresywnej polityki Cesarstwa Japońskiego. W 1928 r. Rząd Narodowy Czang-Kaj szeka przeniósł stolicę Chin z Pekinu do Nankin. Liczba ludności Nankinu po ustanowieniu jej nową stolicą wzrosła z 250 tys. do prawie 1 mln. Większość mieszkańców stanowili uchodźcy uciekający przed posuwającymi się w błyskawicznym tempie oddziałami japońskiej armii. 11 listopada 1937 r. Japończycy zajęli Szanghaj i rozpoczęli ofensywę z trzech różnych kierunków w stronę osaczonego Nankin. W początkach grudnia 1937 r. pierwsze japońscy żołnierze dotarli na przedmieścia ówczesnej stolicy Chin. 9 grudnia wojska okupanta przepuściły zmasowany atak na miasto. Trzy dni później chińscy żołnierze zdecydowali się na odwrót na drugi brzeg rzeki, Jangcy. Następnego dnia 6 i 16 dywizja japońskiej armii weszły do miasta i zajęły dzielnicę Zhongshan i tzw. Bramy Pacyfiku. W ciągu następnych sześciu tygodni wojska okupacyjne dopuszczały się grabieży na wielką skalę i masowych egzekucji. Większość ekspertów przyznaje, że zamordowano co najmniej 300 tys. mieszkańców miasta oraz dokonano ok. 20 tys. gwałtów (w tym zbiorowych) na kobietach, a nawet dziewczynkach.  Niektórzy eksperci twierdzą, że liczba osób, które poniosły śmierć w wyniku masakry nankińskiej jest znacznie wyższa i podają liczby 340 tys. zabitych i 80 tys. zgwałconych. Japoński rząd po dzień dzisiejszy zaprzecza tym liczbom, twierdząc, że są przesadzone, a niektórzy japońscy politycy odmawiają nawet uznania Masakry w Nankin za fakt historyczny.

Więcej o masakrze nankińskiej  TUTAJ    


>

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz