Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SAMOTNOŚĆ. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SAMOTNOŚĆ. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 września 2015

NA KRÓTKO: LIPIEC - SIERPIEŃ 2015

zdj z Farewell My Concubine, reż. Chen Kaige


Wakacje, wakacje i... po wakacjach. Wracam do pisania blogu i na dobry początek chwalę się azjatyckimi filmami, które przez ostatnie dwa miesiące miałem okazję obejrzeć. Ilościowo nie jest to wynik imponujący (13 filmów), ale gdy upały na dworze żal siedzieć w domu przed ekranem monitora. Niemniej pod względem jakościowym wakacyjne seanse przyniosły mi, za jednym wyjątkiem, całkiem sporo satysfakcji. Konkrety? Przede wszystkim udało mi się odrobić jedną z haniebnych zaległości - „Żegnaj moja konkubino” Chena Kaige i co ciekawe, przypadek sprawił, że widziałem ten wybitny filmy dwa razy w odstępie jednego tygodnia. Za każdym razem wywarł na mnie tako samo wielkie wrażenie. Skoro jednak jestem już przy starszych tytułach, to zaliczyłem też niebywale fascynujące seanse najważniejszych filmów Yasuzo Masumury, znakomitego, choć w cieniu innych japońskich twórców tego okresu, reżysera , który wraz z piękną i zdolną Ayako Wakao (love at the first frame! ;) ) stworzył tak wspaniałe filmy, jak „Red Angel”, „Seisaku`s Wife” „Irezumi”, „Manji” czy „Wife of Hanaoka Seishu”. Niesamowite wrażenie wywarł na mnie także jeden z wczesnych filmów Kona Ichikawy, twórcy „Ogni polnych” - „Punishment Room”, choć z roku 1956, nadal zachowuje swą drapieżność i ponurą wymowę. Swoją drogą coraz bardziej zaczyna mi się podobać kino japońskie z lat sześćdziesiątych i pięćdziesiątych, więc z chęcią będę wracał do tego okresu. 

środa, 31 grudnia 2014

J-HORROR: TRADYCJA I NOWOCZESNOŚĆ NA PRZYKŁADZIE „THE RING-KRĄG”, CZ. II





J-Horror i (po)nowoczesność

Jak już wspominałem esencją omawianego nurtu jest współistnienie tradycji i współczesności. Współczesność w J-Horrorze wyraża się na dwa sposoby: przez zewnętrzne oznaki jej obecności (czas, miejsce, bohaterowie), jak też przez pewną wizję świata przedstawionego. Przyjrzę się uważnie, każdemu z tych dwóch aspektów występowania współczesności.

sobota, 4 października 2014

Kino boli: THE KING OF THE PIGS (Korea Płd, 2011)





PSY I ŚWINIE

Losers are losers
/cytat z filmu /


Animacja też może być sztuką. I wcale nie mam na myśli powszechnie znanych anime Hayao Miyazakiego czy takie legendarne produkcje jak „Akira” czy „Duch w pancerzu”. Bliżej mi nieznany koreański twórca, Yeon Sang-ho w 2011 r. zadebiutował pełnometrażowym filmem „The Kings of The Pigs”, który nieoczekiwanie okazał się przebojem wielu międzynarodowych festiwali, zgarniając  tyle najróżniejszych nagród i wyróżnień, że ich wymienienie zajęłoby pół strony. Stąd ta atencja dla skromnego, niskobudżetowego obrazu Koreańczyka? Odpowiedź jest prosta: bo to wybitny film. Chwyta za gardło od pierwszych kadrów, od pierwszych dźwięków znakomitej, niezwykle ponurej muzyki, wprowadzając w nas nastrój przygnębienia, rozpaczy, beznadziei. Ten film jest jak zduszony krzyk rozdzierającego bólu, tym boleśniejszy, że nie można go z siebie wyrzucić. Krótko mówiąc „The King of The Pigs” nie mógł pojawić się w żadnym innym dziale na moim blogu, jak w tylko  „Kino boli”.  

sobota, 4 stycznia 2014

THE MAN FROM NOWHERE (Ajeossi, Korea Płd, 2010)



The Man from Nowhere (2010) on IMDb

O co chodzi?

Cha Tae-sik jest samotnym, małomównym mężczyzną, który prowadzi mały lombard w dzielnicy ciszącej się złą sławą. Niewiele o nim wiadomo poza tym, że skrywa mroczny sekret związany z ze swoją przeszłością i że stara się unikać ludzi. Jedyną osobą, która dotrzymuje mu towarzystwa, jest gadatliwa, ale pełna dziecięcego uroku dziesięcioletnia So-mi, córka sąsiadki - tancerki z nocnych klubów i narkomanki. Zaniedbywana przez matkę, samotna jak Tae-sik, dziewczynka bywa częstym gościem u właściciela lombardu, który opiekuje się So-mi. Gdy matka małej kradnie sporą narkotyki, należące do bezlitosnego gangu handlarzy narkotyków, dorabiających także na handlu ludzkimi organami, ściąga na siebie i na córkę poważne kłopoty. Kobieta zostaje w bestialski sposób zamordowana a So-mi porwana. Tae-sik, dla którego dziewczynka była jedyną bliską osobą, choć ścigany przez stróżów prawa niesłusznie podejrzewających go o zbrodnie, wypowiada prywatną wojnę bandytom, którzy zabili matkę So-mi i porwali dziewczynkę.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

APOKALIPSA SAMOTNOŚCI - PULSE Kiyoshiego Kurosawy ( Cz.II )





Tak naprawdę duchy i ludzie są tacy sami, nie ważne czy są martwi czy żywi.
/cytat z filmu /

  
Film Kurosawy zaliczany jest nieco na wyrost do techno-horrorów spod znaku „The Ring-Krąg” Hideo Nakaty, czy też „Nieodebranego połączenia” Takashiego Miike. Przypomnijmy, że w wymienionych filmach istoty nadprzyrodzone wykorzystywały technologię (telewizor, kasetę wideo, telefon komórkowy) jako sposób na ingerencję w świat materialny a także jako narzędzie zemsty.  W „Pulsie” komputer jest co prawda wykorzystywany przez duchy w formie „bramy” umożliwiającej im przedostanie się do wymiaru ziemskiego, lecz żaden z nich nie pragnie się mścić. Ich obecność generuje kilka niesamowitych, przerażających scen - to prawda.  White określa „Puls” nawet mianem najstraszniejszego horroru w dorobku Kurosawy (1) a David Kalat, autor monografii poświęconej zjawisku J-horroru, w humorystycznym tonie stwierdza: „Obejrzysz raz a już nigdy nie będziesz w stanie spojrzeć na zwykłą tłustą plamę nie doznawszy koszmarów”(2) (aluzja do plam pozostawianych na ścianach przez zmarłych bohaterów). Lecz mimo obecności duchów i grozy, „Puls” nie jest techno-horrorem w znaczeniu jaki można by przepisać obrazom Nakaty, Miike, czy wielu innych reżyserów. Autorzy „The Midnight Eye Guide to New Japanese Cinema” słusznie podkreślają, że Kurosawa „nie karmi” widzów strachem przed technologią, lecz wskazuje na niebezpieczny kierunek, w którym ona zmierza, negatywnie wpływając na jednostkę i społeczeństwo(3).

niedziela, 22 grudnia 2013

APOKALIPSA SAMOTNOŚCI - PULSE Kiyoshiego Kurosawy ( Cz. I.)



() choć może i żyjemy w obszarach fizycznie zatłoczonych, egzystencjalnie często znajdujemy się samotni i zagubieni w pustej przestrzeni.

/Kiyoshi Kurosawa, wywiad dla 
„Outlaw of Masters Japanese Cinema” Chris D./



Samotny statek wtopiony w bezkres morza. Oto jedno z pierwszych ujęć, otwierające jeden z najbardziej niezwykłych filmów grozy w dziejach gatunku - „Puls” (2001) Kiyoshiego Kurosawy. Sfilmowane z helikoptera, z ogromnej wysokości ujęcie towarowego statku przemierzającego pustkę oceanu w nieznanym celu i kierunku jest obrazem-mottem historii przedstawionej w filmie japońskiego reżysera. Ujęcie otoczonego przez ogrom wody statku konotuje bowiem skojarzenia z z zagubieniem, osamotnieniem, pustką – które w późniejszej narracji stanowić będą dominujące motywy, znajdując niezwykle przejmujące i wnikliwe rozwinięcie zarówno na poziomie fabuły, jak też specyficznego stylu. Warto jednak zaznaczyć na początku, że postrzeganie „Pulsu” jedynie przez temat wyobcowania, zaniku międzyludzkich relacji, czy też niemożność porozumienia, jest mimo wszystko zubożeniem głębi obrazu twórcy „Kuracji” (1997). Niemniej w tej analizie to właśnie na problematyce wielkiejmiejskiej samotności i alienującej roli technologii w życiu mieszkańców wielkich metropolii skupię swą uwagę. Wybieram tę tematykę w bogatym w poruszane kwestie filmie Japończyka, także z tej przyczyny, że to właśnie ona czyni obraz Kurosawy czymś więcej niż jeszcze jedną opowiastką o duchach w J-horrorowym stylu. Smutek „Pulsu” nie przybiera formy przygnębienia, jak w innych zanalizowanych przeze mnie w dziale „Kino boli” filmach, ale wydaje się, że choć jest mniej dobitny, to drąży równie głęboko a może nawet głębiej. Opowiada o doświadczeniu samotności, które w mniejszym lub większym stopniu jest udziałem każdego z nas.

sobota, 14 grudnia 2013

ANGEL DUST (Enjeru dasuto, Japonia, 1994)



Angel Dust (1994) on IMDb

O co chodzi?

W każdy poniedziałek punktualnie o godzinie 18.00 w tokijskim metrze popełniane są morderstwa. Nieuchwytny zabójca, wykorzystując tłum podróżnych, wstrzykuje młodym kobietom śmiertelną truciznę. Do sprawy seryjnego zabójcy skierowana zostaje doktor psychologii Setsuko Suma, specjalistka w zakresie psychopatologicznych osobowości. Psycholog posiada także rzadki rodzaj empatii pozwalającej jej utożsamić się z umysłem zabójcy. Śledztwo okazuje się wyjątkowo trudne, a „dar” Setsuko jeszcze bardziej utrudnia jej prowadzenie sprawy. Tymczasem przybywa ofiar i dr Suma zwraca się o pomoc do swego byłego męża dr Aku Reia, eksperymentującego na umysłach pacjentów. Aku udziela kilku wskazówek Setsuko, ale jednocześnie kobieta coraz bardziej zaczyna podejrzewać ex-męża, że jest odpowiedzialny za zbrodnie. Eksperymenty dr Reia służą w istocie zdobyciu kontroli nad umysłem pacjenta. Setsuko ma przeczucie, że Aku kontroluje także jej, coraz bardziej skołatany, umysł. Nic nie jest pewne, poza tym, że kolejną ofiarą seryjnego mordercy ma stać się dr Suma.

sobota, 23 listopada 2013

OSTATECZNE WYJŚCIE (Natsuo Kirino, 2005)



Zbrodnia to niesłychana,
Pani zabija pana.

/„Lilje”, Adam Mickiewicz/

Największe zło to tolerować krzywdę.
/ Platon /

Natsuo Kirino nie trzeba chyba specjalnie przedstawiać polskim czytelnikom. W Polsce zostały wydane cztery jej powieści: „Groteska”, „Prawdziwy świat”, „Wyspa Tokio” oraz recenzowane „Ostateczne wyjście”, co jest wprawdzie małą kroplą twórczości japońskiej pisarki, której dorobek obejmuje dziewiętnaście powieści, kilka cyklów powieściowych (m.in. cieszący się sporą popularnością seria o przygodach detektywa Miro Murano) oraz wiele nowel i opowiadań, niemniej te cztery powieści oddają skalę talentu i zainteresowań pisarki. Kirino swoją przygodę z profesjonalnym pisarstwem zaczęła w 1984 r. od powieści … romansowych, lecz sławę i międzynarodowe uznanie przyniosły jej zupełnie inny rodzaj literatury. Przełom nastąpił wraz z wydaniem w 1997 r. powieści „Auto” (Kodnasha) na Zachodzie znanej pod angielskojęzycznym tytułem „Out” w naszym kraju jako „Ostateczne wyjście”. Utwór Kirino nagrodzono najbardziej prestiżowym wyróżnieniem przyznawanym pisarzom powieści kryminalnych Mystery Writers Japan Award. Książka spotkała się także z entuzjastycznym przyjęciem także na Zachodzie. Jej angielskie tłumaczenie znalazło się w finale najważniejszej nagrody dla twórców literatury, m.in.kryminalnej, Edgar Award. Wszystkie te wyróżnienia i entuzjastyczne recenzje znawców gatunku, jak i zwykłych czytelników, otworzyły Kirino drzwi na świat i dziś Japonka jest jedną z najpopularniejszych autorek kobiecych powieści kryminalnych z Azji. Czy „Ostateczne wyjście” jest zatem faktycznie tak dobre, czy to tylko efekt jakiejś przejściowej mody?

piątek, 18 października 2013

MIDORI (Shōjo tsubaki: Chika gentō gekiga, Japonia, 1992)



Shôjo tsubaki: Chika gentô gekiga (1992) on IMDb


O co chodzi?

Tokio, lata 20. Dwunastoletnia Midori wiedzie biedne i smutne życie. W pożarze jej rodzinnego domu zginął ojciec, aby utrzymać siebie i ciężko chorą matkę dziewczynka sprzedaje kwiaty, Pewnego razu zwraca na nią uwagę tajemniczy pan Arashi, który wręcza jej karteczkę z adresem z zaleceniem, aby w razie kłoptów, udała się we wskazane na niej miejsce. Kiedy umiera matka Midori, pozostawiona sama sobie dziewczynka, podąża za radą pana Arashiego. Okazuje się, że pan Arashi jest dyrektorem grupy cyrkowców, składającej się ze społecznych wyrzutków, kalek i dziwolągów. Dziewczynka jest traktowana jak niewolnica: bita, torturowana i gwałcona. Jej okrutny los ulega niespodziewanie zmianie, gdy wśród cyrkowców pojawia się tajemniczy karzeł, Masamitsu. Dzięki swym magicznym sztuczkom podupadający cyrk, znów zaczyna przyciągać tłumy widzów a Masamitsu staje się jego gwiazdą. Zakochuje się także w Midori, lecz jego miłość okazuje się wyjątkowo zaborcza, objawiając jego mroczną, przerażającą naturę.

piątek, 19 kwietnia 2013

LOVE & LOATHING & LULU & AYANO (Namae no nai onna-tachi, Japonia, 2010)




Wouldn`t it be fun, if you could become someone else?
/cytat z filmu/

O co chodzi?

Junko Ogura jest młodą, nieśmiałą, zdominowaną przez matkę dziewczyną. Pracuje jako sekretarka w małej firmie, jest samotna i ma dość swego szarego, nudnego życia. Zaczepiona na ulicy przez nieznajomego mężczyznę, który oferuję jej odmianę dotychczasowego życia i zagranie w filmie pornograficznym, nie waha się zbytnio. Pierwsze doświadczenia w nowej pracy są okropne, ale jako Lulu Sakurawaza – taki pseudonim przyjmuje Junko – zyskuje nową tożsamość i zaczyna się czuć z nią coraz lepiej. Wkrótce, nie wybrzydzając na kolejne oferty, Lulu zyskuje sławę. Napływają do niej listy od fanów a on sama otrzymuje główną rolę w filmie, który zapowiada się na hit pornograficznego rynku. Junko jako Lulu czuje się po raz pierwszy w życiu szczęśliwa. A jednak, Yoko występująca pod pseudonimem Ayano, koleżanka z pracy i weteranka filmów porno uświadamia bohaterkę, że bycie „gwiazdą” filmów dla dorosłych ma również swe ciemne strony. Yoko, choć naiwność Junko wprawia ją początkowo w irytację, postanawia zaopiekować się mniej doświadczaną koleżanką. Niebawem jednak Junko przekona się, że w branży pornograficznej wszystko ma swoją słoną cenę.

piątek, 29 marca 2013

PIETA (Pieta, Korea Płd, 2012)





O co chodzi?

Kang-do jest samotnym, młodym mężczyzną, który zajmuje się ściąganiem długów. Jest w tym naprawdę dobry, ponieważ nie zna litości dla dłużników. Nie robi na nim żadnego wrażenia, że większość dłużników, to żyjący na skraju nędzy rzemieślnicy, ledwo wiążący koniec z końcem. Ponieważ ci, którzy zaciągnęli dług nie są w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań, Kang-do okalecza ich, aby mogli spłacić dług z polisy ubezpieczeniowej. Obciąć dłonie czy połamać nogi to dla Kang-do żaden problem. Bezduszny egzekutor długów budzi wśród dłużników nie tylko autentyczne przerażenie, lecz także szczerą nienawiść. Pewnego dnia Kang-do spotyka na swej drodze dziwnie się zachowującą nieznajomą kobietę. Chociaż mężczyzna stara się ją przepędzić wyzywając od najgorszych, ona wciąż za nim chodzi. Jest wytrwała, znosi obelgi i upokorzenia. Ma na imię Mi-son i twierdzi, że jest zaginioną matką Kang-do.

wtorek, 31 sierpnia 2010

PRAWDZIWY ŚWIAT (Natsuo Kirino, 2010)


21 czerwca 2000 r. w Kyodo, w prefekturze Okayama popełniono brutalne morderstwo. Czterdziestodwuletnia gospodyni domowa została pobita kijem baseballowym tak dotkliwie, że wkrótce zmarła w szpitalu. Policja szybko wytypowała podejrzanego - siedemnastoletniego syna ofiary, ucznia trzeciej klasy szkoły średniej. Chłopiec po pobiciu matki wsiadł na rower i przez siedemnaście dni uciekał na nim na północ kraju. W ucieczce towarzyszyła mu przypadkowo spotkana dziewczyna. „Wyczyn” młodzieńca przez pewien czas komentowały media i tzw. eksperci, lecz długie życie zapewnili mu dopiero artyści. Zaintrygował ich nie tylko nagły wybuch agresji u niepozornego chłopaka, lecz społeczny kontekst zbrodni a następnie absurdalna ucieczka młodocianego zabójcy, „gdzie oczy poniosą”. W 2004. wybitny twórca kina niezależnego Koji Wakamatsu zrealizował film inspirowany wydarzeniami z czerwca 2000 r.. -„Cycling Chronicle: Landscapes the Boy Saw”, a w 2003 r. Natsuo Kirino napisała książkę, „Prawdziwy świat” („Riaru warudo”), której fabuła nawiązywała do tej zbrodni. Japońska autorka daleka jest od rekonstruowania makabrycznej zdarzenia - traktuje fakty związane z morderstwem pretekstowo, jedynie jako okazję do zaprezentowania gorzkiego portretu japońskiej młodzieży.

Jest wyjątkowo upalne lato, nad Tokio unosi się smog. Cztery szkolne koleżanki: wrażliwa Toshio, introwertyczna Terauchi, skrywająca homoseksualne preferencje Yuzan oraz beztroska Kirarin – uczęszczają na nudne zajęcia szkoły letniej yuku i tęsknią za „prawdziwym światem”. Marzy im się lepsze życie, z dala od tyranii dorosłych i wyjaławiającej rutyny codzienności. Nieoczekiwanie szansą na odmianę egzystencji wypełnionej nużąca nauką i uczuciową pustką staje się  straszliwa zbrodnia popełniona przez sąsiada Toshi, zwanego Glistą. Na skutek splotu okoliczności cztery nastoletnie bohaterki dają się wplątać w niebezpieczną grę z młodocianym mordercą. Jedna z nich, Kirarin przyłącza się do Glisty, licząc, że pomoże jej w zemście na byłym chłopaku. Każda z nich ma nadzieje, że dzięki grze, którą podjęły z uciekającym na rowerze Glistą, osiągną „prawdziwy świat”.

Kirino wykorzystuje znany z wcześniejszych powieści – „Ostateczne wyjście’ i „Groteska” schemat fabularny. Grupa kobiecych protagonistek skonfrontowana zostaje z brutalnym morderstwem. Autorka nie interesuje się specjalnie ani przebiegiem zbrodni ani motywami, którymi kierował się sprawca. Jej książki określa się „kryminałami” lub „thrillerami”, ale są to szufladki, w których powieści Kirino tak naprawdę się nie mieszczą. Pisarka przygląda się przede wszystkim psychologicznymi i moralnym postawom kobiecych bohaterek wobec dokonanego zła oraz pokręconym, niejednokrotnie dwuznacznym relacjom ze sprawcą. Powieściowe postacie nigdy nie działają w próżni. Kirino umieszcza je w niezwykle przekonująco i realistycznie przedstawionym otoczeniu społecznym, co pozwala nadać opowiadanym historiom szerszą, uniwersalną perspektywę. Nie ulega jednak wątpliwości, że z lektury książek pisarki najwięcej dowiemy się o współczesnej Japonii. A to, czego się dowiadujemy nie jest budujące.

Kraj Kwitnącej Wiśni jawi się w powieściach japońskiej autorki jako ponure miejsce, które nie ma nic wspólnego z pocztówkowym obrazem. Japonię Kirino zamieszkują bohaterowie (zwłaszcza kobiety) pogrążeni w beznadziei i paraliżującej rutynie dnia codziennego, wiodący puste i pozbawione perspektyw życie. Skazani są na samotność i alienację, które na krótką chwilę rozświetla mrocznym światłem tragiczne wydarzenie

W „Prawdziwym świecie” jest to brutalne pobicie matki przez syna zakończone śmiercią kobiety. Bohaterkami powieści są tym razem nastolatki, ale ich egzystencja, choć pozornie szczęśliwa i dostania, jest tak samo nie do pozazdroszczenia jak pracujących ponad siły pracownic fabryki produkującej jedzenie na wynos („Ostateczne wyjście”) czy ryzykujących życie prostytutek („Groteska”). Z pięciorga bohaterów „Prawdziwego świata” tylko Toshi wydaje się być osobą, która może się pochwalić w miarę zdrowymi relacjami z otoczeniem. Może dlatego, że chroni się przed nim w wymyślonej tożsamości Ninny Hori. Na przeciwległym biegunie znajduje się Glista, który tak bardzo ma dość tyranii nieustannie zrzędzącej matki, że w akcie ślepego sprzeciwu, przepełniony młodzieńczą nienawiścią, w końcu ją zabija. Nad wiek dojrzała Terauchi nie może pogodzić się z romansem matki, którą traktuje jak osobistą zdradę a także ze swoją introwertyczną naturą. Yuzan nie potrafi się uporać z poczuciem winy po śmierci matki i z faktem, że jest lesbijką. Kirarin nie może przeboleć zdrady chłopaka, którego pokochała. Każdy z nastoletnich bohaterów nosi własne brzemię i każdy z tęskni za innym, lepszym, „prawdziwym światem”. Paradoksalnie perspektywa jego osiągnięcia pojawia się, gdy Glista morduje matkę a bohaterki nawiązują z nimi spontaniczny, ale bliski kontakt. Niepozorny chłopak swą zbrodnią w brutalny sposób wyrażający sprzeciw wobec obcego, nieczułego świata dorosłych urasta w oczach w na bohatera. Miał odwagę zawalczyć o „prawdziwy świat”. To dlatego koleżanki Toshi nie tylko nie potępiają ohydnej zbrodni chłopaka, ale w różnym stopniu angażują się w pomoc i ucieczkę Glisty. Tylko Terauchi odmawia aktywnego zaangażowania się w relacje z młodym przestępcą. Być może zdaje sobie sprawę, że „przygoda”, w której pragną uczestniczyć jej koleżanki, jest żałosnym wygłupem sfrustrowanego nastolatka, który kompletnie zagubił się w świecie. 

Kirino zdaje się podzielać sposób rozumowania swej bohaterki. Tytuł powieści jest bowiem gorzko ironiczny. „Prawdziwy świat” – świat, w którym można być naprawdę sobą, świat bez sztucznych ograniczeń, konwenansów, społecznych nakazów, świat,  w którym nie ma zabijającego indywidualność systemu nauki, w którym nie ma zrzędzących, zobojętniałych dorosłych   - taki świat nie istnieje. To tylko iluzja, w którą rozpaczliwie chcą wierzyć przeraźliwie samotne, zagubione nastolatki. Za to pragnienie zapłacą tragedią.

Kirino w poszczególnych rozdziałach oddaje głos kolejnym bohaterom, którzy z własnej perspektywy relacjonują rozgrywające się wydarzenia. Dzięki temu zabiegowi narracyjnemu autorka tworzy zbiorowy portret współczesnych nastolatków. Nie udało się, niestety, w pełni skutecznie pogodzić ambicji wypowiedzenia się w imieniu młodego pokolenia Japończyków z pełnokrwistymi postaciami bohaterów. Kirino ma niezwykły dar kreowania postaci z krwi i kości, lecz tym razem nie sposób zauważyć, że bohaterki „Prawdziwego świata” bliższe są określonym typom charakterologicznym (wrażliwa, imprezowiczka, kujonka itp.) niż postaciom, które moglibyśmy spotkać w realnym świecie. Na szczęście talent pisarki sprawia, że owe uproszczenie nie przeszkadza zbytnio podczas lektury.

„Prawdziwy świat”, choć nie osiąga wielkości „Ostatecznego wyjścia”, ani nie odznacza się szczególnie skomplikowanymi i głębokimi postaciami bohaterów, potwierdza klasę Natsuo Kirino jako warsztatowo sprawnej pisarki, której powieści daleko wykraczają poza usilnie narzucaną jej konwencję „kryminału”/„thrillera”. W mizerii azjatyckich książek i w książkowej tandecie zalewającej nasz rynek - pozycja ze wszech miar godna uwagi.

MOJA OCENA: 7 + /10

KIM JEST NATSUO KIRINO?


Natsuo Kirino (właść. Mariko Hashioka) urodziła się w 1951 r., w Kanazawie, prefektura Ishikawa. Jej ojciec był architektem i Kirino wraz z dwoma braćmi podróżowała po całej Japonii nim na stałe rodzina osiadła w Tokio. Jako dziecko przyszła pisarka odznaczała się niezwykle żywym usposobieniem, była ciekawa świata i zdradzała wielki talent do posługiwania się słowem pisanym. Po skończeniu szkoły średniej Kirino imała siężnych zajęć: organizowała pokazy filmów, zajmowała się wydawaniem książek, pisaniem artykułów do magazynów. W wieku 24 lat wyszła za mąż i zajęła się profesjonalnym pisaniem. Sześć lat później urodziła córkę. Jak wspomina był to dla niej i jej rodziny ciężki okres w życiu. Początkowo Kirino pisała romanse, ale w Japonii nie ma wielkiego zainteresowania tego rodzaju literaturą. Przełom nastąpił wraz z wydaniem przez Kodansha w 1997 r. powieści „Out”. Książkę nagrodzono prestiżowym wyróżnieniem Mystery Writers of Japan Award. Z kolei edycję zagraniczną z 2004 r. uhonorowana nominacją do MWA Edgar Allan Poe Award. „Out” została entuzjastycznie przyjęta przez zachodnich czytelników i krytyków literackich, co przyczyniło się do upowszechnienia twórczości Japonki na Zachodzie. Dzięki temu ta znakomita pisarka psychologicznych kryminałów i thrillerów zaczęła być wydawana w Polsce. Wydawnictwo Sonia Draga opublikowała do tej pory „Ostateczne wyjście” (2005), „Groteskę”(2008) i „Prawdziwy świat” (2010).    
 

piątek, 13 sierpnia 2010

Kino boli: KOBIETA SAMOTNA (Polska, 1982)


SAMOTNOŚĆ W CZASACH ZARAZY

Jacek: Taki kuternoga jak ja…
Irena: Pan jest dla mnie za młody, ja mam dziecko i za sobą…
Jacek: Ja nie jestem taki młody. Ja tylko tak wyglądam.
Irena: Ja nie umiem mówić, długo z nikim nie rozmawiałam.
Jacek: Nigdy w życiu nie spotkałem tak dobrej kobiety jak pani. Ja tyle lat… Ja nie wiem, co zrobię jak pani mnie odgoni.
Irena: Ale ja pana nie odganiam.
Jacek: Niech mnie pani pocałuje.

/fragment dialogu z filmu/

Gdy rozpoczynałem cykl „Kino boli”, wiedziałem, że opiszę w nim dwa filmy na pewno i w pierwszej kolejności. Jeden z nich to „Requiem dla snu” Darrena Aronofsky`ego a drugi to omawiana poniżej telewizyjna „Kobieta samotna” Agnieszki Holland. Dlaczego? Ponieważ seanse obu filmów, choć od siebie formalnie i tematycznie odmienne, były dla mnie niczym kopniak prosto w twarz. „Requiem dla snu” i „Kobieta samotna” wprawdzie różnią się znacząco, to łączy je niebywały ładunek emocjonalny - ładunek, który jest w stanie rozerwać każde choć trochę wrażliwe serce. Wynika on zarówno z silnego nacechowania etycznego opowiadanych historii, jak też z bezkompromisowości twórców. Mieli oni odwagę przedstawić opowieści skrajnie pesymistyczne, wręcz okrutne w całkowitym pozbawieniu bohaterów nadziei. W mojej prywatnej klasyfikacji na najbardziej przygnębiających film, i obraz Aronofsky`ego, i Holland zajmują ex quo pierwsze miejsce.


Artystyczną karierę Agnieszki Holland da się podzielić na dwa wyraźne etapy: polski i zagraniczny. Ten drugi jest znacznie lepiej znany – trwa dłużej i przyniósł reżyserce światową sławę. W zagranicznym etapie reżyserskiej kariery Holland wyspecjalizowała się w subtelnych dramatach psychologicznych, nie stroni też od kina komercyjnego. Etap „polski” nie tylko z racji, że był krótszy, jest niemal kompletnie nieznany młodemu pokoleniu wychowanemu w wolnej Polsce. A przecież w „polskim” okresie kariery Agnieszka Holland tworzyła dzieła, jeśli nawet obciążone nadmiarem publicystyki, to z całą pewnością niezwykle ważne, a dla nas Polaków, być może najważniejsze. Bo opisywały ono peerlowską rzeczywistość, stając się portretami ówczesnych Polaków, ale również panującego wówczas „ducha czasów”.


W połowie lat siedemdziesiątych narodził się w polskim kinie nurt Kina Moralnego Niepokoju. Nurt ten stawiał na współczesną tematykę, realistyczny opis świata, precyzyjnie nakreślone środowisko społeczne bohatera oraz na charakterystyczny schemat fabularny: inicjacji bohatera, który dojrzewa do buntu, lecz ostatecznie godzi się z zastaną rzeczywistością. Współtwórczynią Kina Moralnego Niepokoju, obok K. Zanussiego, A. Wajdy, K. Kieślowskiego, F. Falka i A. Kijewskiego, była Agnieszka Holland. Holland była być może najbardziej radykalną przedstawicielką tego nurtu w polskim kinie. O jej wczesnych filmach – „Niedzielnych dzieciach”, „Zdjęciach próbnych”, „Aktorach prowincjonalnych”, „Gorączce” krytycy mawiali, że są jak zabieg chirurgiczny. Otwierają świeże jeszcze rany w celu zbadania postępów choroby, toczącej polskie społeczeństwo. Alienacja, nietolerancja, polityczne manipulacje i obyczajowa obłuda - oto patologie współczesności, które młoda reżyserka ukazywała ze szczególną ostrością i szczerością. Tych patologii nie brak również w „Kobiecie samotnej”, ale w porównaniu do poprzednich filmów Holland, żarliwość społeczno-krytyczna ustępuje miejsca tematom uniwersalnym – samotności, rozpaczliwej potrzebie bliskości, niemożności porozumienia. „Kobieta samotna”, zrealizowana jako ostatnie dzieło przed wyjazdem reżyserki za granicę, jest też dziełem schyłkowym dla Kina Moralnego Niepokoju. Wątła i choćby chwilowa wiara, że można odmienić chorą rzeczywistość w „Kobiecie samotnej” została zastąpiona pewnością, że niczego zmienić się nie da. Bo film Holland to: „jedna z najbardziej pesymistycznych i tragicznych wizji komunistycznej beznadziejności, szarzyzny, nieufności i społeczno-politycznego okrucieństwa” (1) – jak czytamy w „Słownik filmu”. Nic dziwnego, że ówczesna władza odłożyła ten niewygodny, brutalnie prawdziwy obraz na siedem długich lat na półki. Gdy „Kobieta samotna” została zaprezentowana na Festiwalu Filmów Polskich w Gdyni w 1988 r.. jak najsłuszniej nagrodzono film – Nagrodą Specjalną Jury oraz fenomenalną rolę Marii Chwalibóg i nieco histeryczną, ale zapadającą w pamięć rolę Bogusława Lindy..


Bohaterką filmu Holland jest niemłoda już listonoszka, tytułowa kobieta samotna, Irena. Pracuje w jednej z dzielnic Wrocławia, ale mieszka zza miastem, w warunkach mieszkaniowych urągających wszelkim normom. Mordercze dojazdy do pracy i świadomość, że pozostawia w domu na cały dzień małego synka, stają się jej codziennym ciężarem, który stara się z pokorą znosić. Ale jakby tego było mało nieludzki sąsiad pijak czyha na jej małe mieszanko, w pracy bezduszny szef chce pozbawić Irenę atrakcyjnego rejonu doręczycielskiego, a koleżanki cynicznie informują ją, że nie tylko ona jedna ma prawo do jego obsługiwania. Problemów dostarcza także syn Boguś, który pozostawiony samemu sobie, wychowywany bez ojca, staje się złośliwy i niegrzeczny. Wydaje się, że przeciw Irenie zmówił się cały świat. I niespodziewanie zaczyna się nią interesować kaleki Jacek, rencista, zwolniony po wypadku z kopalni. Oboje są życiowymi rozbitkami, ofiarami społecznej znieczulicy, rozpaczliwie pragnącymi odrobiny uczucia. Lecz w peerelowskiej rzeczywistości początku lat osiemdziesiątych, w której przyszło im żyć, nie ma miejsce dla ludzi zbyt uczciwych i zbyt wrażliwych.  


Czas akcji filmu wydaje się być niezwykle istotny. Nie pada żadna konkretna data, ale można domyślić się, że jest to 1981 rok i okres posierpniowej rewolucji, kiedy na skutek fali strajków władza komunistyczna zgodziła się na zarejestrowanie Solidarności – wówczas masowego ruchu społecznego. Był to moment w historii Polski pełen euforii, nadziei i wiary, że w ramach totalitarnego systemu możliwe jest godne życie. Ale narodowego optymizmu nie ma w filmie Holland, którym nota bene reżyserka naraziła się nie tylko komunistom, ale także przedstawicielom solidarnościowej opozycji. Defetyzm, czarnowidztwo, destrukcyjny pesymizm w czasach „polskiego lata wolności”? To było nie do pomyślenia! Taki spaczony odbiór „Kobiety samotnej” wynikał z niezrozumienia, wyraziście wyrażonych intencji reżyserki. Holland nie krytykowała ideałów Solidarności, ona piętnowała system społeczny, którego nawet robotniczy zryw z 1980 r., nie był w stanie zmienić. Reżyserkę interesowała sytuacja współczesnej kobiety i to na dodatek niezamężnej, choć posiadającej dziecko. Co więcej interesowała ją nie tylko sytuacja społeczna, ale nawet bardziej emocjonalna. Pokazywane jakby mimochodem kilometrowe kolejki, odpychające, brudne podwórka i kamienice, niedostępni, kompletnie nieczuli przedstawiciele władz i zajęci opozycyjną walką „solidarnościowcy”, nawet interesowny, bezduszny ksiądz są immanentną i istotną częścią świata przedstawionego filmu. Tło filmu współgra z małym dramatem dwojga przeraźliwie samotnych, opuszczonych przez wszystkich bohaterów. Współgra i kreuje tragizm ich losów.


Janusz Wróblewski słusznie pisał w miesięczniku „Kino”: „ta opowieść [mówi] o upodleniu, niszczeniu godności i podważaniu prawa do istnienia lekceważonej i spychanej na margines najbardziej bezbronnej części społeczeństwa. Słabość bohaterów wynika stąd, że nikt za nimi nie stoi. Irena i Jacek stają się szaleńcami i cieniami samych siebie, umrą tak, jak żyli – w pośpiechu, przytłoczeni ciężarem codzienności. (2)  Emocjonalna temperatura „Kobiety samotnej” wynika z heroizmu ich postawy. Choć łudzą się marzeniami świetlanej przyszłości (jej symbolem staje się wyjazd zagranicę), to w głębi duszy maja świadomość, że nie wyrwą się z beznadziejności, ze skrzeczącej na każdym kroku rzeczywistości, że w walce z bezdusznym, okrutny światem nie mają żadnych szans. Właśnie dlatego, że są zdani tylko na siebie. 


Być może uczucie, które ich łączy jest tak rozpaczliwe, tak desperackie i zachłanne jakby przeczuwali, że zostało im niewiele czasu a katastrofa jest nieunikniona. Holland prowadzi ich do niej z bezlitosną konsekwencją, odbierając Irenie i Jackowi kolejne nadzieje na odmianę losu. Irena zostaje zmuszona do kradzieży, Jacek do morderstwa – finałowe sceny „Kobiety samotnej” przypominają „Requiem dla snu”. Są tak okrutne, przejmujące i przytłaczające, że trudno je znieść. Można zapytać, czy naprawdę nie ma dla bohaterów filmu żadnego ratunku? Dlaczego reżyserka doprowadza Irenę i Jacka do całkowitego upadku – finansowego, fizycznego i moralnego? Radykalizm „Kobiety samotnej” jest jej największą zaletą, ale też i wadą. Narzuca bowiem wniosek, trudny do zaakceptowania – że w chorym systemie, który kreuje chore układy, ludzie nieprzystający do tych układów, mogą liczyć tylko na ostateczność. Śmierć. Trudno tę konstatację zaakceptować, bo w czasach PRL-u nie dochodziło do masowych samobójstw a zabójstw było mniej niż obecnie. Na szczęście, poza kontrowersyjnym przesłaniem, pozostaje niebywale emocjonalna opowieść o samotności w „czasach zarazy”. Choć obecnie, w wolnej Polsce, „zaraza” (rozumiana jako chory, krzywdzący słabych system społeczny) ma inny charakter, bynajmniej nie stała się przez to mniej groźna. „Samotnych kobiet” nie ubywa. Może jest ich jeszcze więcej.

PAMIĘTNA SCENA: Ostatnie ujęcie filmu. Przedstawia ono dom dziecka i boisko szkolne, nad którym przelatuje Irena ze skrzydełkami jak u wróżki. Postać ta jest animowana, świadomie nierealna i nierealistyczna, jakby wyjęta z jakiejś bajki dla dzieci. Irena zrzuca list, który odbiera Boguś. W liście matka obiecuje, że powróci z zagranicy i wszyscy zamieszkają w „domku”. Ujęcie kończy półzbliżenie na chłopca, stojącego za siatką ogrodzenia. Pomijam metaforyczną aranżację tego fragmentu: od wolnej przestrzeni nieba po twarz Bogusia za siatką (co może wyrażać pragnienie uwolnienia się od ograniczeń po brutalne uwięzienie). Ujecie to pozostaje w pamięci ze względu na swój gorzko ironiczny charakter. Jest to też jedyne kreacyjne ujęcie w realistycznym filmie Holland, co jeszcze bardziej podkreśla gorycz ironii i okrucieństwo tragicznego losu Ireny i Jacka. Z tego ujęcia dowiadujemy się także, że ofiarą filmowego świata jest także nieświadomy tragedii Boguś. Wychowany w domu dziecka, bez rodziców - jak czeka go przyszłość? To ujęcie jest jak gwóźdź wbity w trumnę. Trudno je zapomnieć.

PRZYPISY:
(1) Rafał Syska (po red.), Słownik filmu, Kraków 2005, s. 504
(2) http://www.100latpolskiegofilmu.pl/pl/filmy/kobieta-samotna

BONUS:
KINO MORALNEGO NIEPOKOJU
SYLWETKA AGNIESZKI HOLLAND
POLSKA RZECZPOSPOLITA LUDOWA


Cały film na YT