piątek, 21 października 2011

THE BUTCHER, THE CHEF AND THE SWORDSMAN (Dāo Jiàn Xiào, Chiny, 2011)


O co chodzi?

Film składa się z trzech części układających się w historię o losach kolejnych właścicieli ….tasaka. Przedmiot ten ma magiczne właściwości – wykuty został bowiem z Czarnego Żelaza, do którego surowca dostarczyły miecze największych wojowników ówczesnych czasów. Część pierwsza zatytułowana „Desire” opowiada o rzeźniku imieniem Chopper, który zakochuje się w pięknej kurtyzanie Madame Mei. Pragnie wykupić ją z domu czerwonych latarni, ale na przeszkodzie staje mu potężny rywal, Big Beard – niepokonany wojownik. Bohaterem drugiej opowieści, pt.: „Vengeance” jest głuchoniemy młodzieniec, który zyskuje zaufanie mistrza chińskiej kuchni. Mistrz powierza sekret jego słynących w okolicy ośmiu dań, których zamierza skosztować cesarski eunuch Li. Młodzieniec ma względem niego ukryte zamiary: pragnie zemścić się na dostojniku za śmierć bliskich zamordowanych z jego rozkaz. Trzecia cześć – „Greed” opowiada o chciwym wojowniku Dugu Cheng, który pragnąc dorównać sławą swemu ojcu Old Dugu wykrada z jego grobowca Czarne Żelazo i zmusza kowala Fat Tonga do wykucia z niego niezniszczalnego miecza.

Teldyskowy zawrót głowy

Realizm i kreacja – oto dwa bieguny między którymi egzystuje sztuka, nie tylko filmowa. Realizm ma ambicję być zwierciadłem rzeczywistości, a kreacja co najwyżej krzywym zwierciadłem. Realizm dąży do uchwycenia prawdy o ludziach i otaczającym świecie, a kreacja tę prawdę ubarwia, zniekształca, deformuje. Realizm pragnie coś ważnego powiedzieć o rzeczywistości i ludziach, kreacja zaś to ucieczka w nieskrępowaną wyobraźnię.

Wyobraźni, a także estetycznej odwagi w deformowaniu realistycznej wizji świata nie brak chińskiemu reżyserowi, Wuershana`owi, twórcy komedii „The Butcher, The Chef And The Swordsman”. Debiutującym tym obrazem filmowiec stworzył istne stylistyczne szaleństwo, teledyskowy zawrót głowy, komiksową rzeczywistością, w której umieścił opowieść o pewnym zupełnie wyjątkowym…tasaku. Trudno właściwie przypisać „The Butcher…” to jakieś konkretnej poetyki, bo mamy tutaj i typowy dla postmodernizmu eklektyzm gatunków (komedia, romans, film kostiumowy, przygodowy, revenge movie, fantasy a nawet musicalu ) i intertekstualność ( m.in. zabawne nawiązania do „Domu latających sztyletów” i „Hero”), jak też posuniętą do granic estetycznej przyzwoitości stylizację właściwą z kolei dla campu (rysunkowe sceny, fragmenty stylizowane na gry komputerowe, na stare kroniki filmowe itp.). Nie brakuje barkowego bogactwa szczegółów, groteskowych postacie rodem z filmów Federico Felliniego (monstrualnie otyły, oklejony grubą warstwą pudru eunuch Li) oraz jawnego kiczu (przesłodzone do bólu sceny miłosne). Ta stylistyczna mieszanka wybuchowa wzbogacona jest o teledyskowy, migawkowy montaż, dynamiczną muzykę i nieustanną zmianą barw i faktury obrazu. Właściwie, gdyby Wuershan, reżyser filmu okazał się jedynie pseudonimem, za którym skrywa się …Takashi Miike, to nie czułbym się zaskoczony. Ale to nie Miike. Przemoc jest w „The Butcher…”  tak dalece przefiltrowana przez różnorakie zabiegi wizualno-stylistyczne, że zostaje z niej….film rysunkowy (nie animowany). Coś takiego jak fragment, przedstawiający w formie ruchomych, dziecięcych rysunków zagładę rodziny młodego bohatera epizodu pt. „Vengeance”.

Można zapytać: po co to wszystko? Czy chodzi o popisywanie się biegłością w posługiwaniu się różnymi stylistykami? Czy może o estetyczny eksperyment? A może po prostu o szaloną zabawę w kino? Z pewnością Wuershan nie miał zamiaru większych ambicji niż zrealizowanie, iskrzącego się szalonymi pomysłami inscenizacyjnymi filmu rozrywkowego. Z rozrywki nie wiele by się zdało, gdyby pozwolił całkowicie zdominować swój obraz formie. Zresztą przez pierwsze dwadzieścia minut wydaje się, że poza ekscentrycznymi postaciami, slapstick`owym humorem niskich lotów i zwariowanym tempem akcji niczego więcej nie należy się spodziewać. Przyznam, że nagromadzenie najróżniejszych wizualnych cudeństw i banału w części pt „Desire” tak bezpardonowo zaatakowało moje zmysły, że byłem bliski przerwania seansu. Na szczęście tego nie zrobiłem. Po wstępnej nawałnicy estetycznej oswoiłem się z konwencją filmu a nadto historia stała się po prostu ciekawa.

Pewność niepewności

Wuershan zniekształca tylko świat przedstawiony, ale także sposób opowiadania o nim. W tych narracyjnych sztuczkach nie jest oryginalny, bo opowiadanie historii od końca próbowano już wielokrotnie (by wymienić tylko „Memento” czy „Nieodwracalne”). Jeszcze mniej twórczy jest pomysł na epizodyczny charakter całej opowieści, czy też sięganie po liczne retrospekcje. Oryginalność a na pewno twórcza odwaga reżysera polega na tym, że wszystkie te dalekie od klasycznej narracji przyczynowo-skutkowej metody opowiadania reżyser stosuje jednocześnie. Udaje mu się to całkiem zgrabnie.  Jednak o wartości filmu – w moim przekonaniu decyduje – przede wszystkim pomysłowe, pełen inwencji potraktowanie wielu znanych motywów chińskiego kina wu xia. Na przykład motyw zemsty, który wiąże się z młodym kucharzem z części pt. „Vengeance”, który układa niezwykle misterny plan zemsty, wkłada w niego wiele wysiłku a końcowy rezultat…Nie, tego nie zdradzę, to trzeba zobaczyć. Podobnie jest z motywem chciwego Dugu Chenga, który z pomocą niezniszczalnego miecza pragnie pobić wszystkich rywali. Wydaje się, że uzbrojony w super-miecz z łatwością zrealizuje swój cel, lecz scenarzyści w liczbie aż czterech mają dla swego bohatera (i widzów) niespodziankę. Niespodzianka czeka też na zakochanego rzeźnika, z którego los zadrwi w finale. To, co bowiem szczególnie ujęło mnie w „The Butcher…” to pewien paradoks. Z jednej strony bowiem świat przedstawiony filmu jest zdeformowany przez różne stylizację i tym samym ostentacyjnie sztuczny, a z drugiej strony losy bohaterów rozwijają się w sposób jak najbardziej …życiowy. Czyż bowiem w życiu nie jest tak, że wszelkie nasze plany niweczy okrutna a czasem tylko złośliwa ironia losu? Na poziomie treści, pod pozorami radosnej, nieskrępowanej rozrywki w postmodernistycznym duchu, ten zdecydowanie niepoważny obraz skrywa zaskakującą prawdę, że niczego nie możemy być pewni. Poza, oczywiście niepewnością.  

Powiało powaga, ale „The Butcher..” to przede wszystkim kino rozrywkowe, pastisz na granicy parodii wizytówki chińskiego kina ostatnich lat – spektakularnych filmów wu xia. Obraz Wuershana ma też jeszcze jedną zaletą: choć pełen wyzywającego kiczu, to kiczu zarazem niebywale filmowego a momentami wręcz urzekającego.   

MOJA OCENA: 7/10



REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Ten film mógłby nakręcić Takashi Miike – tyle tu estetycznego szaleństwa i świadomego kiczu.
Opowieść o …tasaku i kolejnych jego właścicielach. 
Jeśli uda się nam przebić przez pokłady grubego kiczu dotrzemy do drugie dna i być może zauważymy, że to film o ironii losu, który naśmiewa się z wszelkich naszych planów, bo w życiu pewne jest tylko, że nic nie jest pewne.

2 komentarze :

  1. Odstraszają mnie zwykle takie okładki, ale jeśli to jest in Miike's style, to oczywiście już jestem zainteresowany :) Jak obejrzę i nie zapomnę to wpiszę tu się :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oceniaj filmu po okładce ;) A w stylu Miike w tym sensie, że mamy tutaj szalony stylistyczno-gatunkowy melanż, ale na granicy parodii. Poza tym mnie było ciężko przebrnąć przez pierwsze 20 min. ale potem już z górki.
    Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz.

    OdpowiedzUsuń