sobota, 26 listopada 2011

Kino boli: LILYA 4-EVER (Szwecja/Dania, 2002)




ŻYCIE NA CHWILĘ

Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych,
którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi
 i utopić go w głębi morza.

Biblia Tysiąclecia, Mt. 18, 6-7



W 1997 r. Bożena Borzęcka została nagrodzona Złotym Lajkonikiem – Grand Prix Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Krakowie za wstrząsający obraz popegerowskiej rzeczywistości w małej miejscowości koło Słupska, Zagórkach. Tytuł filmu – „Arizona” to zarazem nazwa taniego wina powszechnie spożywanego przez mieszkańców wioski. Ich jedyna rozrywka, a dla wielu jedyny sens życia. Bowiem gdy w 1990 r. władza przestała dotować miejscowy peger, narastające długi doprowadziły do likwidacji miejsca pracy większości mieszkańców Zagórek. Załoga pegergu wylądowała na „kuroniówce”, budynki uległy zdewastowaniu, pola pozarastały chwastami a osiedle mieszkalne zamieniło się w jedną wielką, brudną, zaniedbaną melinę. Po transformacji ustrojowej na początku lat 90. takich miejsce w Polsce było mnóstwo. Miejsc przeklętych, zapomnianych, pozostawionych powolnej agonii i rozkładowi niczym padlina zdechłego konia, którego ujęcia przeplata się przez film. Ale zapadłymi dziurami, w których czas ugrzązł w miejscu a ludzie pogrążyli się w marazmie, podziurawiony jest cały świat.

Oto jedno z nich. Małe miasteczko, Paldiski, niedaleko Tallina, stolicy jednej z byłych republik radzieckich (dziś niezależnego państwa), Estonii. To tutaj, pośród brudnych,  zapuszczonych czteropiętrowych bloków mieszkała Dangoule Rasalaite, estońska nastolatka, której smutną historię szwedzki reżyser Lukas Moodysson przeniósł na ekran w filmie „Lilya 4-ever”. Podobno – wiernie. Ale o wiele ważniejsze, że także w sposób niebywale przejmujący, wstrząsający i chwytające za serce. Oto film, którego obecność w dziale „Kino boli”, jest wręcz obowiązkowa. Film, który jest jak cierń w naszej pamięci, jak otwarta rana, jak oskarżające odbicie w lustrze.


Lilia to piękny kwiat obejmujący ok. siedemdziesięciu pięciu gatunków, ale także imię tytułowej bohaterki filmu Moodyssona. Lilja ma szesnaście lat i marzy o lepszym życiu. A w każdym razie o życiu w innym miejscu niż jej ponure osiedle obskurnych bloków mieszkalnych w pobliżu zrujnowanej bazy radzieckich okrętów podwodnych. „Inny” oznacza bowiem w tym przypadku lepszy. Gdy matka informuje ją, że wyjeżdżają do USA, dziewczyna do zgrzebnej torby pakuje w pierwszej kolejności święty obraz, przedstawiający Anioła Stróża, prowadzącego za rękę małą dziewczynkę. Dziewczyna co wieczór modli się przed obrazkiem i wydaje, że Bóg wysłuchał próśb Lilii. Ale tylko tak się wydaje. Matka rusza wraz z nowym kochankiem w daleki świat bez córki. Dziewczyna rzuca się w rozpaczliwy bieg za odjeżdżającym samochodem, ale wpada w kałuże błota. Oto dosadna metafora miejsca, w którym utkwiła i w którym pozostawiła ją matka.


Centrum filmowego miasteczka była radziecka baza okrętów podwodnych. Zapewniała zatrudnienie niemal wszystkim mieszkańcom okolicznych blokowisk. Ale nastąpił rozpad Związku Radzieckiego, runął Berliński Mur, a w Polsce władzę przejęła Solidarność. Niektórzy z mieszkańców miasteczka – jeśli tylko mieli okazję - pouciekali stąd a ci, którzy pozostali pochwali się do swoich mieszkań-nor, topiąc smutki w alkoholu. Po osiedlu szwendają się grupki młodzieży. Chłopcy ani się nie uczą, ani nie pracują, tylko upijają się tanimi winami; dziewczyny, aby zarobić na kieszonkowe sprzedają się zaczepianym na dyskotekach facetom, a najmłodsi jak Wołodia błąkają się bez celu, wąchając klej. Beznadzieja, apatia, brak perspektyw i wszechobecna nędza  - oto składniki rzeczywistości, w której przyszło żyć bohaterce filmu. Rzeczywistości stanu przejściowego, gdy stare wciąż jeszcze dogorywa a nowe rodzi się w bólach. Dla każdego społeczeństwa jest to okres niezwykle trudny. Panuje chaos, powszechne zagubienie i brak wyraźnych widoków na przyszłość. Tylko najbardziej bezwzględni, cwani i sprytni są w tym stanie społecznego zamętu wyrwać coś dla siebie i wypłynąć na powierzchnię. Mniej zaradni idą na dno. Tak też było w Zagórkach, gdzie banda cwaniaków rozkradła to, co zostało po dawnym pegerze, a pozostali musieli się zadowolić kuroniówką i butelką wina Arizona w dłoni. U Moodyssona jest podobnie: ci bardziej zaradni i zapobiegliwi pouciekali z Paldiski przy pierwszej nadarzającej się okazji, pozostali utknęli w niej na dobre. Jednak i Borzęcka i szwedzki reżyser mówią w swych filmach o tym samym: o straszliwych kosztach, która płaci najsłabsza część społeczeństwa (w „Arizonie” – niewykształceni chłopi z pegeru, w „Liya 4-ever” – dzieci i młodzież) za polityczno-społeczne przemiany.


Film Moodyssona jest jednak bez porównania bardziej przejmujący. Opowiada on o wstrząsających konsekwencjach przemian, które u progu lat 90. odmieniły bieg historii Europy i świata na przykładzie losów opuszczonej i wrażliwej nastolatki Lilii. Lilii, która odkąd przyszło się jej mierzyć z upiorną, postkomunistyczną rzeczywistością samotnie, zaznała tylu nieszczęść, że nawet Hiob by ich nie udźwignął. Wrócimy jeszcze do tego biblijnego nawiązania, ale w tym miejscu warto zdać sobie sprawę, że niebywale przygnębiająca atmosferą filmu Szweda nie jest tylko skutkiem fizycznej brzydoty, otaczającego bohaterów świata.      



Nie znajdziemy w filmie ani jednej postaci, która byłaby szczęśliwa, zadowolona z życia. Bowiem „Lilya 4-ever” to obraz o ludziach okaleczonych w sensie psychicznym i moralnym. O wykorzystywanych Liliach, wyrzucanych z domu Wołodiach, ale także o pozbawionych matczynych uczuć matkach, o chciwych, schorowanych ciotkach, o cynicznych Andrejach, bezwzględnych Witkach, brutalnych ojcach Wołodii. W „Lilya 4-ever” wszyscy są bowiem poranieni, ułomni, skrzywieni. Wszyscy są w taki czy inny sposób wykorzystywani, choć dzieci są wykorzystywane w sposób najbardziej wstrząsający.  Filmowa wizja Moodyssona jest tak przerażająca, ponieważ ukazuje ona współczesny świat jako dziką, niebezpieczną dżunglę, w której obowiązuje okrutne prawo silniejszego (i bogatszego). Lilja nie jest ani silna ani bogata. Przekona się wielokrotnie, że w tej bezlitosnej dżungli życia nie znaczy nic. Można ją wyrzucić z domu, oszukać, sprzedać w niewolę, zgwałcić, uczynić nastoletnią prostytutką. A jednak to właśnie samotna, sponiewierana, wielokrotnie wykorzystana Lilja odnajdzie największy skarb. Skarb, którego nikt jej nie wydrze, skarb, który czyni ją silniejszą i potężniejszą od wszystkich jej oprawców. Jest w filmie scena, gdy jeden z klientów próbuje dobrać się do dziewczyny, a ta odważnie odzywa się do niego po rosyjsku: „Nie jestem twoją własnością. Myślisz, że możesz mnie kupić? Nie możesz mnie kupić. Nie możesz kupić mojego serca i duszy”.

 

Wydaje się, że poza wymową społeczną, poza wstrząsającym ukazaniem patologii, jaką jest handel dziećmi i sprzedawaniem ich w celu przymuszania do prostytucji, obraz Moodyssona jest historią jeszcze o czymś innym. W chrześcijaństwie kwiat białej lilii jest symbolem niewinności, czystość, dziewictwa, nadziei a także atrybutem Chrystusa, Marii Panny i wielu świętych. Jest w filmie znacznie więcej nawiązań religijnych niż tylko symbolika zawarta w imieniu bohaterki. Pojawia się wszak święty obrazek z aniołem przeprowadzającym dziewczynkę przez ciemny las, przed którym modli się Lilja; Wołodia-anioł (z tandetnymi, jarmarcznym skrzydełkami); niebo wyobrażone przez dach budynku (na miarę siermiężnej, nędznej rzeczywistości), a nawet cytat z Ewangelii Św. Matusza. Ale obecne są też aluzje bardziej subtelne (scena na dachu, gdy Wołodia ofiaruje Lilii cały świat) czy też postać Andrieja przypominającego, wodzącego na pokuszenie szatana. I wreszcie wspomniany biblijny Hiob, którego Bóg, zakładając się z Szatanem, wystawił na okrutną próbę wiary. Pozbawiony majątku, pozbawiony potomków i dotknięty trądem Hiob pozostał wierny Bogu, za co ten nagrodził swego wyznawcę przywróceniem i pomnożeniem zdrowia, mienia i dzieci.


Nie wiadomo czy Bóg założył się z Szatanem o wiarę Lilii, ponieważ Moodysson unika wyrazistych tropów chrześcijańskich, niemniej trudno nie zauważyć wielu podobieństw z losem biblijnego nieszczęśnika. Lilia również traci „majątek” – ciotka, która miała się nią opiekować, wypędza dziewczynę z domu jej matki do obskurnego, zapuszczonego mieszkanka należącego do obłożnie chorego, samotnego staruszka. W końcu przestaje łożyć na dziewczynę, która pozostaje bez pieniędzy. Lilia traci również najbliższe jej osoby matkę, która ją pozostawia a także Wołodię, młodszego o dwa lata chłopca i jedynego przyjaciela. W sensie alegorycznym dziewczyna zostaje zarażona „trądem”. Tak jak trędowaci zostaje wyklęta ze społeczności: wskutek knowań jej fałszywej przyjaciółki, do Lilli przylega bowiem etykieta puszczalskiej i dziwki. Prostytutką w końcu się staje, gdy ulegając urokowi przystojnego Andrieja, daje się namówić na wyjazd do Szwecji, tam zaś wpada w ręce sutenera. Trędowatych izolowano i zamykano, pozbawiono wszelkich praw  i podobnie dzieje się z Lilią, którą Witek na całe dnie zamyka w mieszkaniu, by zabierać ją na noc do „pracy”. Bez paszportu, bez pieniędzy nawet bez swojego imienia i nazwiska dziewczyna jest niczym trędowata. A jednak – tak jak Hiob – Lilia wytrwała, choć nie tyle w wierze w Boga, co w wierze w swoją osobistą godność, w czystą, niewinną duszę, którą mi zhańbienia ciała udało się jej ocalić. Może dlatego w ostatniej scenie widzimy dziewczynę jak gra w kosza z Wołodią na dachu-niebie. Wolną od fizycznego cierpienia, od psychicznej udręki, szczęśliwą, bo kochaną i wreszcie nie samotną.            


Końcowe refleksje, do których skłania film Szweda nie brzmią może nazbyt odkrywczo, ale nie sposób im odmówić prawdziwości. Okazuje się bowiem, że nędza – ta najgorsza z cywilizacyjnych patologii – jest źródłem największego cierpienia ludzi. Ludzie cierpią nie tylko dlatego, że nie mają co włożyć do garnka, lecz dlatego, że nędza odbiera im bliskich, godność i człowieczeństwo. To właśnie nędza zamienia ludzi w zwierzęta, owładnięte instynktem przetrwania. To dlatego w Kambodży i innych biednych krajach rodzice sprzedają swe dzieci, to dlatego matka Lilli zostawia ją samą. To dlatego trzy miliardy ludzi, usiłuje przeżyć za dwa dolary dziennie a osiemset piętnaście milionów ludzi głoduje na świecie. Ale ubóstwo nie jest jakimś samorodnym stworem, lecz wynikiem działań człowieka. Nierównomiernego rozkładu dóbr i niesprawiedliwej ich dystrybucji.  Trzynaście miliardów dolarów, które są potrzebne do likwidacji głodu na świecie, mieszkańcy USA i Unii Europejskiej przeznaczają na… perfumy.


Wołodia-anioł wyznaje Lillii: „Pozostajesz martwym przez całą wieczność, a jesteś żywy tylko krótką chwilę”. Oglądając głęboko przejmujący film Lukasa Moddyssona o tragicznym losie Lilii i setek tysięcy jej podobnych czy też przyglądając się w telewizyjnych wiadomościach zdjęciom umierających z głodu dzieci, cieszę się, że życie jest tylko chwilą. Że TAKIE życie jest ledwie mignięciem. Bo wyobrażacie sobie co by było, gdyby trwało wieczność?

PAMIĘTNA SCENA: „Lilya 4-ever” jest wypełniona po brzegi scenami, które moglibyśmy określić mianem „pamiętnych”, ale ostatecznie wybieram scenę śmierci Wołodii. Trudno byłoby znaleźć w światowym kinie scenę śmierci dziecka bardziej wstrząsającą, poruszającą i przejmującą. Scenę można zobaczyć poniżej (od 10 min. 51 sek.)


Porażająca scena, zwłaszcza gdy znamy kontekst całego filmu. Co może być wart świat, który pozwala, by dzieci umierały jak bezpańskie psy?         

BONUS:

WSPÓŁCZESNE NIEWOLNICTWO

PROSTYTUCJA DZIECI


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz