Klątwa rzucona przez tego, kto ginie w gniewie,
działa w miejscu, w którym człowiek ten żył.
Ci, których dosięgnie, umierają,
a wtedy klątwa rodzi się na nowo”.
/ motto serii „Ju-on” /UWAGA! TEKST MOŻE ZAWIERAĆ SPOLIERY
W najstarszym japońskim dziele historiograficznym, „Kojiki” („Księga dawnych wydarzeń”) z 712 r., znajdziemy między innymi mit o stworzeniu świata i historię bogini Izanami, pierwotnej matki shinto, oraz jej brata oraz męża, boga Izanagiego (związki kazirodcze były na porządku dziennym między bogami i bóstwami). Izanami urodziła wiele bogów, w tym boga ognia Kagu Tsuchi, który stał się przyczyną jej śmierci. Bogini musiała opuścić ziemski świat i udać się do podziemnej krainy zmarłych, Yomi, ale niepocieszony Izanagi powędrował za małżonką. Małżonkowie spotkali się u wrót krainy. Bogini poprosiła Izanagiego by zaczekał tam na nią, aż ona wyjedna u bóstw śmierci zgodę na opuszczenie ich królestwa. Małżonek zaniepokojony przedłużającą się nieobecnością Izanami zapalił pochodnię, mimo iż bogini ostrzegła go, by nie czynił tego pod żadnym pozorem. W rozświetlonych ciemnościach zobaczył gnijącego trupa Izanami. Przerażony Izanagi zaczął uciekać a w pogoń zanim wściekła Izanami wysłała ośmiu bogów piorunów i straszliwe monstra. Małżonek zdołał zbiec i zatarasować wejście do świata podziemnego wielkim głazem, którego nawet tysiąc ludzi nie było w stanie przesunąć. Od tej pory boskie rodzeństwo i boscy małżonkowie już nigdy więcej się nie zobaczyli. A Izanami z Matki Bogów stała się duchem destrukcji i śmierci. Uważa się ją także za protoplastkę mściwych duchów, znanych w japońskim folklorze jako onryō.
Izanami i Izanagi
Japońskie słowo onryō pozostałoby zapewne egzotycznym i całkowicie obojętnym dla mieszkańca Zachodu, gdyby nie ogromny sukces horroru Hideo Nakaty, „The Ring-Krąg” (a także jego amerykańskiego remake`u). Bohaterka japońskiego filmu Sadako stała się ikoną azjatyckiego kina, a także najsłynniejszą reprezentantką mściwych duchów, onryō. Świat zalała „ringomania” a charakterystyczny wygląd mściwych duchów – długie, zakrywające bladą twarz włosy oraz długa biała suknia – powielano niezliczoną ilość razy, tworząc kolejne klony Sadako. Ledwie jednak dwa lata po premierze „The Ring-Krąg”, w 2000 r. młody reżyser, Takashi Shimizu powołał do życia drugą ze słynnych postaci azjatyckiego horroru przełomu wieków – Kayako. Wywodząca się z tej samej kategorii upiorów onryō, Kayako dzięki siedmiu filmom z jej udziałem, z serii „Ju-on”, (plus manga, gra komputerowa) okazała się godną rywalką Sadako. Shimizu nie kopiował patentu Nakaty na filmowe straszydło. Wymyślił oryginalną, choć zgodną z japońską tradycją zjawę. I na dodatek autentycznie przerażającą.
Inspiracje
Przyglądając się inspiracjom serii „Ju-on” wypadałoby zacząć bliższe przyjrzenie się im, jednak nie od rodowodu Kayako, ale od zasygnalizowanego już w tytule filmów z cyklu „klątwy” (przekleństwa). Podstawowym elementem znaczeniowym tego pojęcia jest świadome wyrządzenie komuś krzywdy. Kto mógł rzucić klątwę? Odpowiedź na to pytanie wiąże się z dwojakim rozumieniem polskiego słowa „klątwa” przez Japończyków. Słowo to można bowiem przetłumaczyć na dwa sposoby: jako „kara boska” (tatari) albo „zły urok” (noroi). Ten pierwszy sposób odczytania odnosił się do japońskich bóstw, kami, był zatem wyrazem gniewu istot nadnaturalnych, toteż tatari określa się jako klątwę nadprzyrodzoną. Nie będę się nią zajmował w tym artykule, dlatego też pozostanę przy jej wymienieniu.
Noroi, czyli „zły urok” miał charakter osobowy, bowiem mógł być rzucony tylko przez człowieka. Zwykło się uważać, i potwierdzają to liczne japońskie legendy i mity, iż klątwa była rodzajem obrony przed niegodziwością świata ze strony osób o najniższym statusie społecznym. W tym gronie znajdowały się kobiety, wdowy, mnisi, kalecy i niewidomi. Jedną z najsłynniejszych opowieści tego rodzaju jest legenda o „Duchu z bagna Kasane” („Kaidan Kasane-ga-fuchi”) autorstwa Enchô San'yuuteia (1839-1900). Bohaterem tej opowieści jest niewidomy masażysta, Soetsu, który w chwili okrutnej śmierci przeklina ród swego zabójcy, samuraja Fukumiego. Klątwa ma tak potężną moc, że przynosi śmierć nie tylko oprawcy, ale także jego potomkom.
Nadprzyrodzony charakter klątwa rzucona przez człowieka zyskuje z dwóch powodów. Pierwszy z nich wiąże się z shintoistycznymi wierzeniami, zgodnie z którymi w świecie istnieje pewien rodzaj duchowej energii zwany tama, która pobudza życie i podtrzymuje witalność. Energia ta jest powszechna i uobecnia się nie tylko w ludziach i zwierzętach, lecz także w formach nieożywionych (góry, rzeki, drzewa itp.). To dlatego tama mogła przenikać również słowa, nadają im magicznej mocy, przybierającej postać zaklęć lub klątw (tzw. kotodama)
Ale nadprzyrodzony wymiar klątwa osiąga z jeszcze jednego powodu: chwili śmierci. Szczególna rola chwili śmierci, przypisywana przez buddyzm, wiąże się z przekonaniem buddystów, iż stan umysł z momentu śmierci, staje się podstawą przyszłego odrodzenia. Proces transmigracji zostaje zakłócony, gdy w owej krytycznej chwili, umierający człowiek pogrążony jest w gwałtownych emocjach lub uczuciach. Człowiek umierający w gniewie, żalu, tęsknocie nie może się odrodzić; jego emocje mają bowiem tak wielką moc, że wiążą duszę (czy raczej „umysł”, „świadomość”) z ziemskim żywotem. Dopóki zmarli nie zerwą krępujących ich emocjonalnych więzów z doczesnym światem, kończąc niezałatwione sprawy albo mszcząc się na tych, od których zaznali krzywd, dopóty proces reinkarnacji nie będzie mógł być kontynuowany. Takashi Shimizu w komentarzu do amerykańskiej wersji „Klątwy Ju-on” wyjaśnia: "Gdy człowiek umiera, pozostaje po nim to coś, coś, co nie udało mu się osiągnąć coś, czego żałuje, jakiś gniew lub żal. Gdy człowiek umiera z tak silnym uczuciem, po śmierci powraca by je zrealizować.”
Słowa japońskiego reżysera potwierdza cytat z „Kwaidan, opowieści niezwykłe” Lafcadio Hearn`a, który pisał w swym słynnym dziele: „Trzeba wam wiedzieć, że powszechnie wierzy się, iż ostatnia wola lub obietnica człowieka, który umiera w gniewie lub w gniewie popełnia samobójstwo, posiada moc nadprzyrodzoną”. Można by rzecz, by gniew, ból, rozpacz umierającego okrutną śmiercią zawiera tak potężny ładunek negatywnej energii, że one same stają się klątwą, bez konieczności fizycznego przejawu woli w postaci pragnienia wyrządzenia komuś krzywdy, czy też określonej słownej formułki.
Toteż japońskie duchy zmarłych (yurei) należą do najbardziej przerażających. W tym względzie pierwszeństwo przysługuje istotom nadnaturalnym z kategorii onryō. Onryō przytrzymuje w między wymiarowej przestrzeni głęboka uraza do śmiertelników. Z kina znamy Sadako oraz Kayako, lecz ich najbliższą krewną, wywodzącą się z folkloru, jest Oiwa-san – bohaterka kaidanu. Uwieczniona następnie w sztuce Nanboku Tsuruya IV pt. z „Tōkaidō Yotsuya Kaidan” 1825 r. z przeznaczeniem do wystawiania w teatrze kabuki. Oiwa, choć był tylko jedną z wielu japońskich mściwych duchów, stała się wzorcem dla wszystkich azjatyckich zjaw. O jej popularności zadecydowało ogromne powodzenie sztuki oraz ponad trzydzieści wersji filmowych, w tym najsłynniejsza „The Ghost of Yotsuya Kaidan”(1959) Nobuo Nakagawy. Długie, czarne włosy, długa białe niezwiązane kimono katabira, oszpecona twarz, zdolność opętywania i przybierania ludzkich postaci, a także skłonność do nagłego, niespodziewanego pojawiania się to klasyczne cechy wyglądu i zachowania filmowej bohaterki filmu Nakagawy.
W tym miejscu wydaje się zasadne przybliżenie treści „Tōkaidō Yotsuya Kaidan”. Bohaterami tej opowieści są Iemon - ubogi ronin (bezpański samuraj) i jego piękna, lecz chorowita żona, Oiwa. Popadłszy w ubóstwo samuraj zmuszony zostaje do niewdzięcznej pracy wytwórcy papierowych parasolek. Przypadek sprawia, że poznaje wnuczkę zamożnego sąsiada, która się w nim zakochuje. Zachęcony przez dziadka dziewczyny (w wersji filmowej Nakagawy – służącego), który chciał, aby Iemon został jego zięciem, postanowił otruć Oiwę. Trucizna oszpeciła kobietę: garściami wypadały jej włosy, a jedno oko wypływało jej z oczodołu. Oiwa umarła w potwornych mękach. Iemon wymyślił historyjkę, wedle której jego żona dopuściła się zdrady ze sługą (w filmie – niewidomy masażysta). Niewierność małżonki w świetle prawa feudalnej Japonii upoważniała męża nawet do zabicia kobiety. Aby uwiarygodnić swoją opowieść o małżeńskiej zdradzie, zabił także służącego, a następnie przybił obydwa ciała do drzwi i wrzucił do rzeki. W ten sposób, odsunął od siebie wszelkie podejrzenia, ale nawet tak doskonała zbrodnia nie popłaca. Zamordowana żona oraz jej rzekomy kochanek powrócili zza grobu i przemienili życie Iemona w piekło.
Z łatwością rozpoznamy w historii Oiwy i Kayako Saeki z serii „Ju-on” wiele podobieństw. Obie kobiety zostały zamordowane przez mężów, w obu przypadkach motywem była urojona lub nie niewierność małżonki, obie zostały oszpecone (w przypadku Kayako na skutek zepchnięcia ze schodów) i w końcu obie po śmierci stały się onryō i jako mściwe duchy zemściły się za wyrządzone im krzywdy. Istnieją jednak mniej oczywiste korelacje między sztuką Nanboku Tsuruyi a filmową klątwą. Kayako oraz jej zmarły kilkuletni syn, Toshio mają sinoniebieski kolor skóry, który może być efektem śmierci wyniku uduszenia (Kayako) lub utopienia (Toshio), ale może być również odczytany jako nawiązanie do sposobu, w jaki przedstawiono w teatrze kabuki duchy. Aktorzy odtwarzający postacie istot z zaświatów używają specjalnego makijażu zwanego ai guma - składa się on z bladoniebieskich linii malowanych na twarzy. Kolor ten symbolizuje śmierć i jest przypisany postaciom złych duchów.
W serii „Ju-on” zwraca uwagę związek Toshio z jego ulubionym kotem Marem. Toshio wydaje z siebie dźwięk przypominający miauczenie i zazwyczaj pojawia się w otoczeniu czarnego kota lub nawet całej ich chmary. Otrzymujemy sugestię, że po śmierci chłopca jego dusza połączyła się z utopionym w wannie kotem. Istnieje pewna legenda, która opowiada o złym królu, rozgrywającym partię szachów ze swym poddanym. Gdy władca przegrał, zabił sługę, jego żonę, dziecko i kota. Dusze dziecka i kota połączyły się i stały się demonem skazanym na krążenie po ziemi w poszukiwaniu nieosiągalnej zemsty. Istnieje silna wiara, że niewinność dziecka i niewinność kota przenikają się wzajemnie. Postać Toshio przywodzi na myśl także kulturowe nawiązania do znanych w japońskim folklorze bake-neko (dosł. „koci potwór”) lub kabiyo, czyli kotów o nadnaturalnych zdolnościach. Istoty te potrafiły przybierać ludzką postać i bywały mściwe, nawiedzając swych krzywdzicieli (zwłaszcza podgatunek nekomata).
Jednym z najważniejszych bohaterów serii „Ju-on” jest dom w Nerimie (w rzeczywistości był dom w prefekturze Saitama). W tym filmowym domu doszło do zabójstwa Kayakao Saeki i budynek stał się nawiedzonym, czyli jak mawiają Japończycy - obakeyashiki. Tradycja opowieści o domach, w których straszy, jest równie bogata jak na Zachodzie, gdzie każdy szanujący się zamek, pałac czy rezydencja ma własne legendy o duchach błąkających się po ciemnych korytarzach i komnatach. Nie inaczej jest w Japonii. I tak na przykład zamek Himeji w prefekturze Hyōgo słynie jako miejsce nawiedzenia przez ducha Okiku, bohaterki popularnej kaidan „Bancho Sarayashiki”, która wedle legendy co noc wydostaje się ze studni i odlicza do dziewięciu. Inne słynne, przeklęte miejsca to: las Aokigahara u podnóży góry Fuji, gdzie dochodzi do zbiorowych samobójstw, rezydencja Akasaka, w Tokio, opuszczony, polowy szpital w Kanagawie i wiele, wiele innych. Nic dziwnego, że powstało mnóstwo książek i filmów o nawiedzonych domach, zamkach i rezydencjach. Wśród klasycznych japońskich horrorów warto wspomnieć o „Ghost of Saga Mansion” (“Kaidan saga yashiki”, reż. Ryohei Arai, 1953) czy „The Haunted Castle” („Hiroku Kaibyoden”, reż. Tokuza Tanaka, 1969). Ze współczesnych produkcji dwie wyróżniają się zdecydowanie: to „Dark Water” Hideo Nakaty oraz seria „Ju-on”. U Shimizu, zadbany, dobrze się prezentujący dom jednorodzinny miast stać się ostoją rodzinnego ciepła i bezpieczeństwa staje się źródłem zła. Dodajmy, w formie ciekawostki, że filmowy budynek, służył nie tylko za scenerię ponurej historii zemsty zza grobu, lecz także jako plan zdjęciowy telenoweli. A zatem możemy być pewni, że straszy tylko u Shimizu.
Narodziny Klątwy
Seria „Ju-on” nierozerwalnie związana jest z osobą Takashiego Shimizu, twórcy cyklu, a także reżysera sześciu filmów o klątwie osoby umierającej w gniewie (wliczając w to dwa amerykańskie remake`i). Shimizu urodził się w 27 lipca 1972 r. w Maebashi City, w prefekturze Gunma. Kino pasjonowało małego Takashiego już od dziecka. „Kiedy byłem w podstawówce, zobaczyłem „ET” Stevena Spielberga i wiedziałem już, że też chcę robić filmy - wyznał w jednym z wywiadów. Ukończył dramatopisarstwo (pod okiem zasłużonego twórcy, Ishido Toshiro) i historię sztuki na Uniwersytecie w Kinki. Następnie przeniósł się do Tokio, gdzie douczał się w Tokijskiej Szkole Filmowej, pracując jak asystent na planach filmowych i w telewizji. „Przez cztery lata byłem asystentem reżysera. Potem jednak zdecydowałem się pójść do szkoły filmowej. Chciałem nauczyć się więcej”. W Tokijskiej Szkole Filmowej dostał się pod skrzydła Kiyoshi Kurosawy, jednego z najwybitniejszych twórców średniego pokolenia. Właśnie Kurosawie Shimzu zawdzięczał swój telewizyjny debiut. „Gakkô no kaidan G” („School Ghost Story G”) z 1988 r. był serialem grozy, przy którym pracował Kurosawa. Pod jego czujnym okiem młody adept sztuki filmowej zrealizował dwa odcinki: „Katasumi” („In The Corner”) oraz „4444444444”. Choć oba filmiki trwały trzy minuty a Shimzu zrealizował je w ciągu jednego na dniach, na tyłach opuszczonego budynku szkoły, okazały się niezwykle ważne dla dalszej kariery Japończyka. Bo to właśnie w nich po raz pierwszy na ekranie pojawiły się dwie najsłynniejsze postaci serii „Ju-on”: Kayako („Katsumi” – po raz pierwszy w roli zjawy wystąpiła Takako Fuji) oraz Toshio („4444444444”).
To także dzięki Kurosawie Shmizu nawiązał znajomość z drugą, niezwykle ważną osobą w artystycznej karierze reżysera, producentem Takashige Ichise (m.in. seria „Ringu”). Ichise wspomina, że pamiętał młodego reżysera ze studiów: „Hiroshi Takahashi, scenarzysta "Ringu", mówił mi o niezwykle zdolnym chłopaku, który chodzi do niego na zajęcia w szkole filmowej. Ichise załatwił umowę ze studiem Toei na zrobienie dwóch filmów do dystrybucji na wideo. Zdecydował, że filmy nakręci młody, obiecujący reżyser. Powiedziałem Shimizu - Zrób te dwa filmy, o czym tylko chcesz. Tylko mają straszyć. Wkrótce Shimizu przyniósł scenariusz, który stał się początkiem serii „Klątwa Ju-on”
Klątwa po raz pierwszy („Ju-on. The Curse”, 2000)
Shimizu, śladem Takashiego Miike czy Kiyoshiego Kurosawy, swą reżyserką karierę rozpoczął od filmów video. V-Cinema, bo tak nazywano na zachodzie rynek wideo w Japonii, zapewniał twórczą swobodę, nie podlegał tak surowym restrykcjom jak pełnometrażowe filmy kinowe oraz był znakomitą szkołą warsztatu filmowego. Te cechy ówczesnych produkcji wideo w połączeniu z talentem Shimizu i jego pomysłowością sprawiły, że pierwszy film z serii o mściwej Kayako, „Ju-on. The Curse” (2000) od razu zwrócił uwagę fanów japońskiego horroru. Warto poświecić mu nieco obszerniejsze omówienie, bowiem to w nim po raz pierwszy pojawiły się wszystkie najważniejsze elementy cyklu „Ju-on”. Elementy – dodajmy, które uczyniły serię jedną z najlepszych we współczesnym azjatyckim kinie grozy.
„Ju-on. The Curse” powstało na fali sukcesu horrorów Nakaty o zabójczej kasecie wideo. Formuła, którą zaprezentował japońskiej publiczności twórca „The Ring- Krąg” zaskoczyła miłośników grozy. Nakata połączył bowiem tradycyjne opowieści o duchach, kaidan ze scenerią współczesnego miasta i współczesnymi bohaterami, wzmacniając potencjał grozy długowłosych zjaw przez wyposażenie je w zdolności wykorzystywania najnowszych zdobyczy techniki (telewizorów, telefonów, komputerów itp.). To był coś nowego, świeżego i zaskakującego. Tradycja spotykała się z nowoczesnością. Tak rodził się J-horror.
W podobnej stylistyce utrzymana była także pierwsza część „Klątwy Ju-on”. Akcja horroru Shimizu, rozgrywa się współcześnie, w pewnym domu średniozamożnej rodziny, na przedmieściach Tokio. Lecz tak naprawdę równie dobrze opowieść Shimizu mogła mieć miejsce na dworze szoguna lub w biednej chacie zubożałego ronina. Jest to, bowiem jeszcze jedna opowieść o nawiedzonym domu, którą można by umieścić obok wspomnianych już klasycznych japońskich obrazów, gdyby nie sceneria współczesności. Twórcy J-horroru, tacy jak Nakata i Shimizu, nie kryli inspiracji klasycznymi filmami grozy z lat 50. i 60. zwanych kaidan eiga (były adaptacjami ludowych kaidan, czyli opowieści grozy). Formuła, którą posługuje się Shimizu nie jest jednak w żadnym razie naśladownictwem stylu Nakaty.
Pierwsza znacząca różnica w stosunku do „The Ring- Krąg” polega na kreacji „czarnego charakteru”, Kayako Saeki. Sadako była wprawdzie postacią demoniczną, lecz zarazem Nakata wyposażył ją w szereg cech, przywołujących pozytywne skojarzenia (skrzywdzone dziecko, odtrącenie przez bliskich, ogrom cierpień i tragiczna śmierć). U Shimizu Kayako, wprawdzie również rozstała się z życiem przedwcześnie i w makabrycznych okolicznościach, lecz nie ma mowy o pozytywnych konotacjach. Brutalnie zamordowana Kayako staje się po śmierci potworem o ludzkich kształtach, która swój gniew kieruje wobec każdego, kto ośmieli się postawić nogę na jej grobie – nieszczęsnym domu gdzieś na suburbiach Tokio. I Shimizu robi wszystko by nie musielibyśmy wierzyć mu na słowo. W „Ju-on The Curse” możemy oglądać najbardziej przerażającą wersję wyglądu Kayako. Trupio sina twarz, zakrwawiony worek foliowy, z którego próbuje się wydostać; nienaturalnie duże, nabiegłe krwią oczy, czarny otwór ust, z których kapie czerwona maź, a do tego „nieludzki” sposób poruszania, przypominający pełzanie węża plus charakterystyczny odgłos - wszystkie te elementy sprawiają niesamowite wrażenie. Shimizu połączył makabrę horroru gore z typowym wizerunkiem onryō. Z pewnością to ślady młodzieńczej fascynacji amerykańskimi, krwawymi slasherami „Piątkiem 13” i „Koszmarem z ulicy Wiązów”. Ale Shimizu nie do końca zrezygnował też z wersji mściwych duchów znanych z filmów Nakaty. W kilku scenach Kayako straszy śmiertelnie bladą twarzą z wielkimi cieniami pod oczami. Niemniej w pamięci widzów pozostaje scena z krwawiącą bohaterką, która spełza po schodach. Nota bene scena ta będzie powtarzana jeszcze wielokrotnie w następnych filmach serii (w tym z całkiem niezłym skutkiem w amerykańskim remake`u „The Grudge”, 2004).
Kayako Saeki - potwór o kobiecych kształtach
Drugi element, który zadecydował o wyjątkowości „Ju-on” to nowatorskie podejście do narracji. „Ju-on The Curse” (i późniejsze filmy) nie mają jednego głównego bohatera, a w każdym razie nie wśród ludzi. Tytuł filmu nie kłamie. Głównym bohaterem jest rzeczywiście klątwa. Shimizu skupia uwagę przede wszystkim na rozprzestrzeniającej się klątwie a nie na bohaterach. Jeżeli interesuje się ich losami, to tylko w odcinku czasu od przybycia do nawiedzonego domu do chwili wystąpienia śmiertelnych skutków działania klątwy. Twórca „Klątwy Ju-on” świadomie rozbija film na epizody z własną dramaturgią - we wszystkich reżyserowanych przez Shimizu filmach serii jest sześć „rozdziałów”, z których obowiązkowo jeden nosi tytuł „Kayako”. Reżyser nie boi się wybiegać w przyszłość, szarpie chronologię wydarzeń, a czasem łączy obie płaszczyzny czasowe w jednej historii. Cel jest jeden: pragnie wywołać wrażenie obcowania z zamkniętym kręgiem zła. Wszak ofiary rodziny Saeki kontynuują klątwę, zabijając następnych nieszczęśników, którzy przekroczyli próg nawiedzonego domu. Ów dom staje się zatem przestrzenią, gdzie czasem i miejscem rządzą siły pozostające poza możliwością rozumowego, ludzkiego poznania. Nawiedzony dom w Nerimie staje się bramą do świata śmierci. Każdy, kto tylko przez chwilę w nim przebywa zostaje „zarażony” szaleństwem i destrukcją, które niczym gąbka nasiąkająca wodą, zdają się być przesiąknięte ściany budynek.
Trzeci patent Shimizu na sukces serii „Ju-on” polega na mistrzowskim budowania atmosfery zagrożenia i grozy. Akcja sączy się leniwie, asceza, z jaką zrealizowano film, rzuca się w oczy od pierwszych kadrów, zwyczajni bohaterowie pochłonięci są codziennym problemami. Na pozór widz otrzymuje obraz daleki od efekciarstwa, wręcz chłodny i pozbawiony emocji. Ale to świadoma strategia Shimizu, który pragnie uśpić czujność widza. W jednym z wywiadów zdradza swój patent na straszenie publiczności: „Bohater najpierw usłyszy bardzo dziwny dźwięk, ale nie powinien od razu krzyczeć. Może pomyśleć: „och, coś właśnie spadło z półki” albo „to tylko wiatr.” Wątpliwości i strach będą rosnąć stopniowo, a to przekłada się na napięcie. Musisz to obliczyć, żeby idealnie kontrolować widzów. Myślę też, że sztuka robienia horrorów to sztuka zmylania. Wydaje ci się, że coś gdzieś tam jest, potem uświadamiasz sobie, że ktoś jest za tobą i że może to nawet nie jest człowiek”. Pozostając w zgodzie z tą filozofią w „Ju-on The Curse” strach wzbudzają pozornie proste, a nawet banalne efekty: niespodziewanie otwierające się bez niczyjej pomocy drzwi, dziwne dźwięki dochodzące zza ścian, odgłosy kroków. A jednocześnie reżyser potrafi zaszokować tak jak we wspomnianej scenie ze złażącą ze schodów Kayako czy w scenie, w której jedna z bohaterek pokazuje się z urwaną szczęką. Na marginesie: rewelacyjna scena, która poprzedza wiele niepokojących szczegółów, dawkowanych z zegarmistrzowską precyzją, umiejętnie podsycając wyobraźnię odbiorcy.
Świadomie odwlekam streszczenie fabuły pierwszej części serii, gdyż w istocie jest niezwykle trudno sprostać temu zadaniu. Najważniejszą informacją, którą otrzymuje widz, dotyczy motywu, którym kierował się Takeo Saeki, mordując żonę. Obsesyjnie zazdrosny mąż dowiedziawszy się o romansie Kayako z Kobayashim, nauczycielem Toshio, dopuszcza się zbrodni na małżonce, sam zaś staje się pierwszą ofiarą mściwego ducha Kayako (znakomita, odrażająco-przerażająco scena na ulicy!). Drugą jest ów nieszczęsny nauczyciel, który przed śmiercią dowiedział się, że Takeo w szaleńczym amoku zamordował żonę Kobyashiego i wyrwał z jej ciężarnego brzucha nienarodzone dziecko. Poznajemy również losy pierwszych lokatorów, rodziny Murakamich, w tym Kanny (córki) i Tsuyoshiego (syna) – obie te postaci pojawiły się w „Katsumi” oraz w „4444444444” – jak również związanych z rodziną pozostałych postaci. Film kończy epizod „Kyoko” - bohaterką jest egzorcystka, która zostaje poproszona przez brata, pośrednika nieruchomości, do odprawienia egzorcyzmów w nawiedzonym domu. Dziewczyna rezygnuje z ich przeprowadzenia, wyczuwając potężne złe, moce. Prosi brata by nie sprzedawał domu, jeśli sake, którym ma poczęstować klientów, będzie miało gorzki smak. To znaczy, że mogą stać się ofiarami klątwy.
Opętanie („Ju-on The Curse 2”, 2000)
W tym samym 2000 r. Shimizu zrealizował sequel „Ju-on The Curse” - „Ju-on The Curse 2”. Film kontynuuje wszystkie doskonale sprawdzone w pierwszej części rozwiązania. Znów mamy fabułę podzieloną na sześć rozdziałów, wielu bohaterów oraz złowieszczy dom w Nerimie jako miejsce promieniujące potężną, złą energią nie tylko na kolejnych jego lokatorów, lecz także na osoby, które miały choćby pośredni kontakt z nawiedzonym budynkiem. Film rozpoczyna się nietypowo, bowiem dwa pierwsze „rozdziały” sequela to powtórzone w całości epizody z pierwszej części: „Kayako” oraz „Kyoko”. Dopiero cztery kolejne przynoszą nowe informacje i nowych bohaterów.
Zasadnicza zmiana w fabule polega tym razem na zademonstrowaniu przez twórców nowej strategii duchów z rodziny Saekich – opętania. W „Ju-on The Curse 2” jeszcze dobitniej niż w poprzednim filmie podkreślono charakter rozprzestrzeniam się klątwy przypominający śmiertelną epidemię. Zło emanujące z domu w Nerimie jest niczym wirus, który „zaraża” już nie tylko jego mieszkańców, lecz osoby, które mają styczność z siedzibą Saekich jedynie przez chwilę (Kyoko), a nawet jedynie z przedmiotami niegdyś należącymi do tragicznie zmarłej rodziny (np. dziennik Kayako oraz rysunki Toshio, które trafiają do rąk Yoshimi czy zdjęcie, które znajduje się w posiadaniu detektywa Kamio). Opętane osoby zachowują się dziwnie: zapadają w dziwny stan odrętwienia i nagle dokonują gwałtownych aktów przemocy. Wzorcowa pod tym względem jest scena z Yoshimi Kitadą, która morduje swego męża. Banalna scena przyrządzania posiłku dla małżonka kończy się zaskakująco i szokująco. Yoshimi z przerażająco pusto twarzą wali w głowę małżonka patelnią, z taką siłą, że ten spada z krzesła i umiera w drgawkach. Kobieta zaś, jak gdyby nigdy nic, kontynuuje posiłek. Mocna scena! Jej znacznie gorszą wersję możemy oglądać w prologu amerykańskiej „The Grugde 2” (2006).
Zdolność Kayako do władania duszami bohaterów sprawia, że zdecydowanie częściej w drugiej części „Ju-on”, sceny nawiedzania ofiar rozgrywają się poza domem. Jest to zatem odstępstwo od zasady przyjętej w pierwszej części serii, w której duchy przywiązywały się raczej do miejsca niż do osób. W „Ju-on The Curse 2”, na przykład, Kayako podąża do szkoły za Naboyuko, bratankiem Kyoko, gdzie nota bene rozegra się jedna z najbardziej surrealistycznych scen filmu. Osaczony przez rozmnożone wcielenia Kayako chłopiec stanie się kolejną ofiarą mściwego onryō. Scenę tę można potraktować jako zapowiedź stylistyki surrealizmu, po którą w następnych filmach z cyklu, Shimizu będzie sięgał nie raz.
Oceniając sequel nie sposób nie zauważyć, że film powstawał w pośpiechu. Trzydzieści minut to powtórka fragmentów pierwszej części i to powtórka raczej trudna do sensownego uzasadnienia. Nowe epizody nie zaskakują tak bardzo jak w oryginale, charakteryzacja Takako Fuji, z wyjątkiem powtórzonej z pierwszej części sceny złażenia przez Kayako ze schodów (oglądana po raz drugi wciąż sprawia niesamowite wrażenie), jest raczej mało straszna (blada twarz, wytrzeszczone, podkrążone oczy), zresztą znacznie mniej w tej części mocnych, makabrycznych i krwawych momentów. Mimo to wciąż znajdziemy w „Ju-on The Curse 2” kilka fragmentów, które dowodzą, że Shimizu wciąż pozostaje mistrzem nastrojowego kina punktowanego mocnymi, choć niekoniecznie krwawymi momentami.
Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o serii „Ju-on”/”The Grudge”, a nie chce się Wam szukać, znajdziecie w mojej:
ENCYKLOPEDII JU-ON/ THE GRUDGE
Druga część artykułu – już niebawem!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz