piątek, 7 marca 2014

NA KRÓTKO - LUTY (01.02.14 - 08.03.14)



Tak jak zapowiadałem: gdyby uzbieram odpowiednią ilość obejrzanych filmów, podzielę się swoimi komentarzami w niedawno powstałym cyklu "Na krótko" . Tak więc oto i on w swej drugiej odsłonie.


A CHORUS OF ANGELS
(reż. Junji Sakamoto, Japonia, 2012)


Dramat, mystery. Kolejna z filmowych adaptacji, prawie zupełnie nieznanej na Zachodzie japońskiej pisarki, Minato Kanae („Confesionss”). Historia koncentruje się na losach pewnej emerytowanej bibliotekarki, która w młodości uczyła dzieciaki w małym nadmorskim miasteczku. Tragiczny wypadek, który wówczas się wydarzył, raz na zawsze odmienił jej losy oraz bardzo zżytych z nią uczniów. Punkt wyjścia niezwykle podobny jak w „Conefesionss” i „Penance”, nic też dziwnego, że „A Chorus of Angels” również opowiada o cierpieniu, miłości, przyjaźni, zdradzie, poczuciu winy, pamięci, a Kanae w snuciu takich historii jest istną mistrzynią. Fabuła stopniowo odkrywa ukrywane przez postaci tajemnice; te same sytuacje oglądamy z perspektywy innych osób; ich wzajemne relacje coraz bardziej się komplikują  - to wszystko jest niezwykle zajmujące, a czasami zaskakujące. Niestety albo to jedna ze słabszych książek Kanae, albo reżyser mniej utalentowany, bo ostatecznie film okazuje się solidną, ale zbyt akuratną a w końcowych fragmentach nieznośnie sentymentalną ekranizacją prozy popularnej (w Japonii) pisarki.         



DOOMSDAY BOOK
(reż. Lim Pil-sung & Kim Ji-woon, Korea Płd, 2012)

Science-fiction, horror, dramat. Koniec świata na trzy różne sposoby w nietypowej koreańskiej antologii, łączącej motywy typowe dla horroru, science-fiction, filmu familijnego i postapokalipsy. Zaskakująco udana to mieszanka! Choć pierwsza historia („In a Brave a New World”) opowiadająca o zarazie zombie, dopiero przez przewrotne nawiązanie w finale do biblijnej opowieści o zakazanym owocu i wypędzeniu z Raju nabiera interesującego charakteru. Druga historia („The Heavenly Creature”) podobała mi się o wiele bardziej, przedstawia w bowiem w niezwykle frapującym, buddyjskim kontekście motyw apokalipsy wywołanej przez sztuczną inteligencję. Trzecia opowieść, „Happy Birthday”, przygląda się tematyce postapokaliptycznej z perspektywy różnych teorii współczesnej fizyki (teoria chaosu, czarnych dziur, alternatywnych światów itp.), ale czyni to – podobnie jak dwie pierwsze nowele – w sposób zabawny i przewrotny (sceny telewizyjnych wiadomość, czy telesprzedaży – rewelacyjne!). Odbiór popsuł mi trochę nijaki finał. Ale jako całość „Doomsday Book” jest pozycją niezwykle intrygującą.

Recenzja:
http://strachmaskosneoczy.blogspot.com/2014/02/doomsday-book-in-lyu-myeol-mang-bo-go.html


DEAD GIRL WALKING
(reż. Koji Shiraishi, Japonia, 2004)


Horror. Zachęcony przez "Miss Zombie" postanowiłem nadrobić zaległości i obejrzałem fabularnie nieco podobny, a na pewno równie nietypowy japoński zombie movie - "Dead Girl Walking" Kojiego Shiraishiego. Film trwa ledwie 45 min. więc fabuła jest maksymalnie uproszczona i koncentruje się na losie pewnej uczennicy, która umarła, ale wciąż... żyje. Ten fabularny zabieg to tylko pretekst do przedstawienia jak wielkim tabu jest śmierć w japońskim (ale pewnie nie tylko) społeczeństwie. To także alegoryczna opowieść o obcości i wyobcowaniu, lęku, jaki obcość wzbudza, a także o samotności młodych Japończyków. Ważkie tematy, ale groteskowy charakter całości oraz banalny, infantylny wątek kwiatka stępiają wymowę filmu i psują odbiór filmu. Pozostaję więc z odczuciem, że obejrzałem oryginalny horror ze sporym potencjałem, który jednak można było wykorzystać o wiele lepiej. W sumie: szkoda.



MISS ZOMBIE
(reż. Sabu, Japonia, 2013)


Dramat, horror. Chyba najbardziej niezwykły zombie movie, jaki kiedykolwiek powstał! Bo gdy dramat łączy się z horrorem, to mogą być albo flaki z olejem, albo... zupełnie nowa jakość. "Miss Zombie" Sabu (czyli Hiroyukiego Tanaki - m.in rola Kaneko w "Ichi - The Killer") opowiada historie o świecie przyszłości, gdy ludzie dzielą świat z zombie. Zaraza zombie jest właściwie opanowana, a handel zombie przez yakuzę jest czymś naturalnym. Do domu pewnego lekarza trafia zombie, a właściwie "zombica" z "najniższym stopniem" przemiany, czyli właściwie jest jeszcze człowiekiem, choć nie w pełni. Pojawienie się zombicy zmieni całkowicie sytuacje domowników, a dla niej okaże się drogą ku odzyskaniu człowieczeństwa.  Atutem tego filmu jest nie tylko pomysłowa fabuła łącząca "Warm Bodies" z koreańską "Pokojówką", ale cale mnóstwo refleksji, do których film skłania (obcość, nieprzystosowanie, lęk przed Innym ksenofobia, człowieczeństwo, miłość itp), jak też poetycki, momentami kontemplacyjny styl, niezwykła, fantasmagoryczna strona wizualna zbudowana na kontraście miedzy ciemnością a światłem oraz intrygująca strona dźwiękowa.

Recenzja: http://strachmaskosneoczy.blogspot.com/2014/02/miss-zombie-miss-zombie-japonia-2013.html



SYNESTHESIA
(reż. Toru Matsuura, Japonia, 2005)

Thriller. Synestezja to łączenie wrażeń odbieranych przez jeden ze zmysłów z wrażeniami związanymi z innym zmysłem, np. doznań wzrokowych z  doznaniami słuchowymi (np. barwa dźwięku). Ten niezwykły stan postrzegania rzeczywistości staje się pretekstem do opowieści (dodajmy: kolejnej) o samotności współczesnych Japończyków, zwłaszcza młodego pokolenia. Temat niemożności porozumienia, nieprzystosowania, wyobcowania, obcości często pojawia się w japońskim kinie współczesnym (może nawet za często), ale trudno mu odmówić i aktualności, i „filmowości”. Problem z „Synesthesia” polega jednak na tym, że twórcy filmu nie zadowalają się wątkiem samotności i na nie szczęście (dla widzów i filmu) starają się upchać w nim jak najwięcej. Bo i mamy zagadkę kryminalną, i wątek romansowy, nawiązania do technologizacji życia, seryjnego mordercę, męską przyjaźń, traumatyczne dzieciństwo i szczyptę poezji. W istocie nadęty niczym wielki balon film pęka i zostają po nim strzępy chaotycznych, niepowiązanych luźnych wątków, tematów i motywów. To dlatego film ogląda  się z trudem i właściwie bez emocji. Na plus jedynie muzyczne, „radioheadowe” brzmienia.   
 


THE GIRLS IS BAD ASS!
(reż. Petchtai Wongkamlao, Tajlandia, 2011)

Komedia, sztuki walki. Niezbyt to może wysokich lotów komedia + sztuki walki, ale nie nastawiałem się na nic szczególnego, więc i bawiłem się setnie. Większość gagów to brutalna kpina z kina gangsterskiego i akcji, sporo absurdu i politycznej niepoprawności (wyśmiano chyba wszystkie mniejszości seksualne) oraz kilku autentycznie zabawnych „freaków” (zwłaszcza gość ujeżdżający wielkiego, pluszowego kucyka!) i można reżyserowi (Petchatai Wongkamlao, popularny tajlandzki aktor, m.in seria "Protector" i "Ong Bak") wybaczyć, że fabuła płyciutka i trochę rozłazi w szwach. Bo i tak najważniejsza jest JEEJA YANIN!!! Scen walki z jej udziałem nie ma za wiele, ale cieszy to, co jest, bo oglądanie tej dziewczyny w akcji, jak spuszcza łomot kolejnym bandziorom, to miód na moje oczy. A warto dodać, że znakomicie, niezwykle naturalnie wypada także w scenach komediowych, udowadniając, że jest być może jedną z najlepszych aktorek spośród współczesnych mistrzyń sztuk walki.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz