wtorek, 30 marca 2010

Sztuka przygnębiania, czyli dlaczego lubię smutne filmy


 Lubię smutne filmy a nawet dołujące. I bynajmniej nie mam skłonności samobójczych a w życiu o wiele bardziej wolę się śmiać niż płakać. Kino jednak to nie rzeczywistość, najwyżej jej mniej lub bardziej wierne odzwierciedlenie. Dlatego smutek w sztuce, to co innego. Smutek bowiem to potężne uczucie, które ma niezwykłą moc oddziaływania na odbiorcę. Ta moc znana jest w literaturze pod pojęciem katharsis. Jego twórcą jest jeden z największych filozofów Starożytności, Arystoteles (384-322). W VI rozdziale „Poetyki”, przy okazji definiowania estetyczno-emocjonalnej funkcji antycznej tragedii, pisał że jednym z jej zadań jest wzbudzanie w widzu intensywnych doznań litości i trwogi. Sprowokowanie u odbiorcy tych doznań miało umożliwić uwolnienie się od nich i osiągnięcie wewnętrznego spokoju. Z czasem o katharsis zaczęto mówić przy okazji psychoanalizy, w jednej z technik terapeutycznych umożliwiającej odreagowanie i uwolnienie się od wewnętrznych napięć.

Katharsis to także jedna z funkcji oddziaływania sztuki na odbiorców. I choć istnieje wiele różnych funkcji, które przypisuje się sztuce (estetyczna, etyczna, poznawcza, użytkowa itp.), to ta wydaje mi się najważniejsza. Nie tylko, że działa terapeutycznie uwalniając odbiorców od negatywnych emocji: strachu, smutku, niepokoju, przygnębienia, lecz dlatego, że poprzez zintensyfikowanie uwagi odbiorcy, może się okazać cennym narzędziem w przekazywaniu ważkich treści, w poruszaniu drastycznych tematów, a nawet przez wpływanie na postawy moralne widza.



Katharsis nie można osiągnąć bez terapii szokowej. Toteż filmy, zawęźmy nasze rozważania do tej dziedziny sztuki, posługują się estetyką szoku. Nie jest to pojęcie zdefiniowane w sposób naukowy, dlatego też jest wystarczająco pojemne by powrzucać do niego różne, czasem odległe od siebie, elementy. Niewątpliwie jednak na estetyką szoku składa się ponura, drastyczna tematyka (patologie społeczne, psychiczne, seksualne, zbrodnie, wojna itp.), jak również specyficzny sposób ich ukazywania. W tej materii dominuje zasada naturalizmu i realizmu oraz dążenie do jak najsilniejszej identyfikacji widza z filmową fikcją. Wszak tylko to, co może odbiorcę w jakimś stopniu zainteresować, może wzbudzić jego poruszenie.

Powstaje pytanie: jak ma się film dołujący do szokującego? Te najlepsze obrazy korzystające z estetyki szoku ukazują zazwyczaj bohaterów w sytuacjach beznadziejnych, bezradnych, słabych a często poniżanych, katowanych lub w najlepszym razie przeraźliwie samotnych. I to jest dołujące. Dobrym przykładem filmu inteligentnie szokującego i jednocześnie dołującego jest słynny horror Takashiego Miike, „Gra wstępna”. Bohaterami tego filmu jest dwoje bardzo samotnych ludzi, którzy nie potrafią odnaleźć szczęścia we wzajemnym związku. Dotyczy to zwłaszcza młodej dziewczyny, Asami, której samotność jest tak wielka, ze wpędza ją w szaleństwo. Miike stosuje terapię szokową nie dla czczego efektu, lecz by uświadomić widzom ogrom cierpienia, którego jako dziecko zaznała bohaterka. Brutalne zachowanie dziewczyny w finale staje się także miarą jej samotności i wyobcowania.


Strategia bolesnego „uświadamiania” przyświeca także wielu innym filmom, które co prawda szokują, lecz w doniosłym celu. By pozostać na azjatyckim poletku - „Ognie polne” Kona Ichikawy wciąż poruszają widzów po to, by unaocznić okrucieństwo i bezsens wojny, „Imperium namiętności” Nagisy Oshimy szokuje, by stworzyć bezkompromisową metaforę autodestrukcyjnej natury japońskiego narodu, „Naked Blood” Hisayasu Sato wywołuje odrazę, bo pokazuje w skrajnie brutalny sposób wyalienowanie młodych Japończyków, a „Oldboy” Park Chan-wook we wstrząsającej formie przedstawia motyw zemsty, czyniąc z niego siłę napędową historii o wymiarze antycznej tragedii. Listę tytułów, uzupełnioną o kino zachodnie: m.in. „Viridiana” Luisa Bunela, ”Mechaniczna pomarańcza” Stanley Kubicka,  „Salo, czyli 120 dni Sodomy” Pier Paolo Pasoliniego, „Ostatnie tango w Paryżu” Bernardo Bertoluciego,  „Oswobodzenie” Johna Boormana, „Nocny portier” Liliany Cavani, „Krótki film o zabijaniu” Krzysztof Kieślowskiego i wiele innych  -  można  jeszcze długo ciągnąć. Istotne jest jednak, że wszystkie te filmy, dołujące i wstrząsające, wykorzystują estetykę szoku jedynie jako narzędzie do wyrażania głębszych myśli. Dlatego też przygnębianie bywa sztuką. Potrzeba umiejętności panowania nad filmową materią by nie stoczyła się w puste, szczeniackie epatowanie patologiami i okropnościami. Nie wystarczy bowiem wybór ponurego, dołującego tematu, lecz konieczne jest także mądre jego przedstawienie. Mądre przedstawienie? Tak, to taki sposób prezentacji fabuły, w której wszelkie okropieństwa służą czemuś więcej niż doraźnemu, bezrefleksyjnemu szokowaniu.


Dołujące filmy, choć prezentują różne fabuły i różny poziom, opierają się podobnej konstrukcji. Jej fundamentem jest wyrazista dychotomia: bohater-otoczenie. Otoczenie rzuca kłody pod nogi bohaterom, jest wrogo do nich nastawione, zagraża bohaterowi, jego planom na przyszłość, marzeniom. Bohater jest zdany na siebie, na własne, wątłe siły, jest samotny i bezradny, mierzy się z sytuacjami, które go przerastają. Przykładem tego rodzaju konstrukcji fabuły, i to w stanie czystym, jest głośny film Krzysztofa Krauze, „Plac Zbawiciela”. Bohaterka, młoda małżonka, na skutek niefortunnej inwestycji jej męża, powodującej dramatyczne pogorszenie sytuacji finansowej małżonków, zostaje nagle sama. Obraca się przeciwko niej mąż, teściowa staje się jeszcze bardziej nieznośna, odwracają wszyscy znajomi. Jak łatwo się domyślić bohaterka kończy tragicznie. Franz Kafka napisał w „Rozważaniach o grzechu, cierpieniu, nadziei i słusznej drodze”: „W walce pomiędzy tobą a światem, sekunduj światu.” To gorzka rada kogoś doświadczonego, kto wie, że walka ze światem (otoczeniem) z góry skazana jest na niepowodzenie. Lepiej od razu stanąć po stronie zwycięzcy. A jednak bohaterowie dołujących filmów wadzą się z otoczeniem, bo albo nie zdają sobie sprawy z jego przewagi, albo wierzą, że można go pokonać.

W tytule artykułu sformułowałem pytanie: dlaczego lubię smutne filmy? Częściowo już odpowiedziałem. Bo smutne, a zwłaszcza dołujące kino, przynosi katharsis, czyli wyzwolenie, "oczyszczenie" (greckie znaczenie tego słowa), choćby chwilowe. Choć może wydawać się, że jest na odwrót. Skoro nasze życie dalekie jest od szczęśliwości, powinniśmy unikać wszystkiego, co ten depresyjny stan jeszcze dotkliwiej pogłębia. Ale katharsis działa inaczej. Może pomóc, choć także i tego rodzaju terapia ma swoje granice, poza którymi przestaje być skuteczna. 


Jest też drugi powód. Filmy dołujące opisują dramatyczne losy jednostek zmagających się ze światem, otoczeniem, innymi ludźmi. Opisują więc to, co jest udziałem każdego z nas, choć w różnym stopniu. Jako małe bobasy zmagamy się z grawitacją i kolką, jako starsze ze szkolą, rodzicami i rówieśnikami. I tak przez całe życie, choć twarz naszego „wroga” (problemy rodzinne, zawodowe, zdrowotne itp.)  ulega zmianie, nie zmienia się fakt, że ciągle walczymy o siebie w tym potężnym, nieprzyjaznym świecie. Bo – i tu wracam do tego, co już pisałem – naszą uwagę przykują tylko te filmy, które ukazują emocje fikcyjnych bohaterów w jakiś sposób nam bliskie. Nie muszą być identyczne, lecz wystarczy, że będą podobne do odczuć widzów. Gdy oglądamy „Oldboya” nie jest konieczne, by odbiorca doświadczył ogromu cierpień, które stały się udziałem bohatera, żeby się z nim identyfikować. Wystarczy, że  przynajmniej raz w życiu poczuł się bezsilny, zagubiony, opuszczony i sfrustrowany. W losach Dae-su, bohatera filmu z pewnością je odnajdzie.

I na koniec jeszcze jedna uwaga. Wspominany już wielokrotnie Takashi Miike w jednym z wywiadów powiedział: "(…) sztuka, a zwłaszcza sztuka filmowa, nie ma nic wspólnego z głaskaniem." Japoński reżyser wziął sobie głęboko do serca te słowa, ponieważ nakręcił wiele filmów, o których mówiono i pisano, że są chore, odrażające, obrazoburcze, skandaliczne i skrajnie brutalne. Ale nikt nigdy nie użył słowa „nijakie”. To, co bowiem może najgorszego spotkać każdego artystę, niezależnie od uprawianej dziedziny sztuki, to wzruszenie ramion odbiorcy. Sztuka musi budzić emocje. Ale nie wystarczy podpalić obraz czy publicznie oddać kał. Sztuka musi budzić emocje, ale mieć treść.

LISTA PRZYGNĘBIAJĄCYCH:

Akcent muzyczny. “Lux Aeterna” Clinta Mansella z “Requiem dla snu”
>

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz