poniedziałek, 15 marca 2010

THE MAID (Singapur, 2005)



OBCY ŚWIAT, OBCY LUDZIE

Kelvin Tong, reżyser „Służącej” („The Maid”) lubi duchy. Lubi też horrory, bo jego filmy grozy nie grzeszą oryginalnością. Bohaterowie pojawiający się w horrorach Tonga nazbyt przypominają tych znanych z „Szóstego zmysłu’”, „Wzroku”, czy „Klątwy”. Oryginalności nie znajdziemy także w fabularnych rozwiązaniach czy metodach straszenia widza. Długowłose zjawy przebiegają przez ekran za plecami bohaterów, wyskakują zza ściany, chwytają nagle za rękę bohaterów i nie za bardzo potrafią wystraszyć widza, którego straszono w ten sposób już tyle razy, że zdążył zobojętnieć na taką formę ekranowego strachu. Podobnie rzecz ma się ze „ Służącą”, aczkolwiek nie brak w tym filmie dwóch, trzech przyzwoitych jump scene`s, które zwłaszcza przypadkowych widzów mogą wystraszyć.

Dobrze widzieć, że próżno szukać w „Służącej” zaskakujących zwrotów akcji czy nietypowych sposobów na wywołanie grozy. Dobrze, bo można poświęcić uwagę na inne aspekty obrazu Tonga i przekonać, że mimo różnych zapożyczeń z klasyki asian ghost story, film jest nie tylko dobry, ale okazuje się być nad wyraz interesującym.

Gdyby zapytać o czym jest film Tonga, odpowiedź wydawałaby się banalnie prosta. Oczywiście, jest to opowieść o duchach. Ale to bardzo powierzchowne odczytanie fabuły „Pokojówki”. Film ten jest przede wszystkim opowieścią o obcości rozpatrywanej jako „uczucie nieprzynależności do czegoś lub kogoś i niewłaściwości czegoś lub kogoś”. Bohaterka filmu Rosa przyjeżdża z Filipin do Singapuru by podjąć pracę służącej u bogatych Chińczyków. Dziewczyna podziwia zza szyb samochodu, wiozącego ją na spotkanie z jej nowymi pracodawcami, pnące się ku niebu wieżowce, wymyślne architektoniczne budowle, czyste i schludne ulice, na których trudno dostrzec choćby jednego bezdomnego. Inny świat. Rosa jest nim jednocześnie oszołomiona i przerażona. Pierwszy raz ma okazję podziwiać tak nowoczesne budowle, a ponieważ widok doskonałego miasta wykracza poza jej dotychczasowe doświadczenie, czuje się wyobcowana. Doświadcza uczucia obcości także, dlatego, że nie czuje się częścią tego świata.

Wrażenie obcość podkreślają następne sceny. Choć dziewczyna zostaje życzliwie przyjęta przez państwo Teo - jej nowych pracodawców, skonfrontowana zostanie z odmienną, nieznaną chińską kulturą. Teo przewodzą aktorskiej trupie wystawiającej przedstawienia chińskiej opery, porozumiewają dziwnym dialektem, zwanym teochew. Co więcej Rosa przebywa akurat, gdy rozpoczyna się miejscowe święto na część zmarłych i na każdym kroku napotyka na niezrozumiałe dla niej zakazy i przesądy. To właśnie nieświadome złamanie jednego ze zwyczajów naraża Rosę na reakcję ze strony złych duchów. Zaczyna widzieć ( i słyszeć) zmarłych, którzy powrócili pośród śmiertelników, by się zemścić, znaleźć sprawiedliwość lub powtórzyć ostatnie chwile tragicznie zakończonego życia. Zwykły spacer Rosy po ulicy w środku dnia przemienia się w koszmar. Tajemnicze osoby zastępują jej drogą, wpadają na nią rowerzyści-widma, a chłopczyk-upiór chce się pobawić z nią piłką. W czasie przedstawienia wystawianego przez trupę państwa Teo, siedzący obok widzowie okazują się być duchami. Spotkania Rosy z duchami z czasem stają się coraz mniej niewinne - zjawy są coraz bardziej przerażające i coraz bardziej natarczywe. Najwięcej strachu napędza bohaterce duch poprzedniej, zaginionej w tajemniczych okolicznościach służącej, Esther.

Świat wokół Rosy utracił przejrzystość wynikającą z istnienia znanych i zrozumiałych reguł nim rządzących. Ale utracili przejrzystość także otaczający ją ludzie. Pan i pani Teo wydawali się niezwykle sympatycznymi, życzliwi osobami, które zaopiekowały się zagubioną, nieśmiałą Rosę z troską wykraczającą daleko poza zwykłe relacje pracodawca - pracownik. Zapewnili dziewczynie, mały, ale wygodny pokój, zadbali o ubranie, gościli na wspólnym posiłku, zaprosili na wystawiany przez nich spektakl, a nawet oddali pod opiekę dziewczyny jedyne dziecko, Ah Soona - dorosłego o umysłowości dziecka. Rosa miała więc powody, by traktować ich z szacunkiem i oddaniem. W obcym mieście, pośród dziwnych zwyczajów, jej pracodawcy stali się jej najbliższymi przyjaciółmi a ich syn najwierniejszym towarzyszem spacerów i wypraw do miasta I kto wie, czy Rosa nie pozostałaby z przekonaniem o przyjaznych zamiarach państwa Teo, gdyby nie duch Esther.

Jasne, widzieliśmy już podobny schemat nie raz: bohaterka ma bowiem powtórzyć tragiczny los zmarłej dziewczyny. Na szczęście ten znakomicie zrealizowany film potrafi skłonić widza do całkiem niegłupich refleksji. Na przykład, że zło wcale nie przychodzi z zaświatów, ale z ludzkiego serca i umysłu. I bynajmniej nie ma sinofioletowej twarzy upiora, lecz jest twarzą drugiego człowieka. I że często jest twarzą osoby, którą znamy, lubimy, kochamy, przybywamy w jej towarzystwie. Bo tak naprawdę wszyscy jesteśmy w pewnym sensie sobie obcy. Różni nas tylko intensywność tego stanu i wrażliwość na jego odczuwanie.



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz