poniedziałek, 22 lutego 2010

THE WALL MAN (Japonia, 2006)


CO PISZCZY W ŚCIANIE?

Legendy miejskie (urban legends) to jeden z najbardziej znanych elementów współczesnego folkloru. Uknuty przez amerykańskiego folklorystę Richard Dorsona w 1968 r. termin szybko zrobił międzynarodową karierę. Potrzeba wiary ludzi w niezwykłe, niesamowite, a czasem tylko dziwne zdarzenia okazała się tak silna, że bez znaczenia jest fakt, iż miejskie legendy odnoszą się do „faktów” posiadających jedynie pozory prawdy. Żyjemy w świecie, w którym liczy się „news”, „temat”, coś co pozwoli oderwać się od szarej rzeczywistości i codziennej rutyny. Coś, co zwróci w zabieganiu i pośpiechu, w którym żyjemy, naszą uwagę. Naprzeciw tym potrzebom wychodzi miejska legenda. Popularność tej współczesnej wersji staromodnej plotki jest rezultatem wszechobecności mediów. W dużej mierze dzięki nim urban legends rozprzestrzeniają się po świecie niczym wirusy, ulegając lokalnym mutacjom lub ostatecznie umierając naturalną śmiercią, wyparte przez inne „niezwykłe historie”. Niektóre "informacyjne wirusy" bywają groźne, a przy tym napędzają koniunkturę na określone dobra. Podczas epidemii SARS w Azji, pojawiła się informacja, że zupa z zielonej fasoli podobno chroni przed zakażeniem tę chorobą. Na skutek milionów połączeń doszło do zablokowania sieci komórkowej, a przy okazji do wzrostu cen tego warzywa.

Miejska legenda jest także tematem horroru Wataru Hayakawy, „The Wall Man” na podstawie mangi Daijirô Morohoshiego. Aczkolwiek mamy do czynienia z filmem grozy z Kraju Kwitnącej Wiśni, a to oznacza, że czeka nas spora dawka groteski, dziwności i niepokojącej niejednoznaczności. Bohaterem filmu jest młody fotograf Nishina, który spotyka się z reporterką telewizyjnego show, „Kącik plotek”, Kyoko. Pewnego razu kobieta otrzymuje informację o „człowieku-ścianie”, czyli istocie żyjącej w ścianach budynków. Zaintrygowana wraz z Nishiną postanawia zgłębić tę historię. Tymczasem podana do publicznej wiadomości opowieść o „wallmanie” wywołuję ogromne zainteresowanie widzów. Zaczynają się mnożyć relacje o spotkaniach z człowiekiem-ścianą. Manii ulega także Nishina, który obsesyjnie wykonuje zdjęcia ścian. W końcu – jak twierdzi nawiązuje – kontakt z tą tajemnicza istotą. Czy mężczyzna rzeczywiście odkrył tajemnicę „człowieka-ściany”, czy raczej popadał w kompletną paranoję?

Film Hayakawy w całkiem wierny sposób ukazuje narodziny oraz mechanizmy rozprzestrzenienia się miejskiej legendy. Mechanizm ów opiera się w dużej mierze na tym, co w psychologii społecznej określa się jako dowód społecznej słuszności.Istotę tego fenomenu psychologicznego najlepiej obrazuje prosty przykład z tłumem ludzi wpatrujących na niebie UFO. Jeśli tłum będzie odpowiednio liczny, to przypadkowa osoba, która dołączy do niego, może dostrzec na niebie latający spodek, nawet jeśli niebo będzie w rzeczywistości puste. Okazuje się bowiem, że aby ludzie w coś wierzyli nie jest konieczne, aby to „coś” istniało faktycznie. Wystarczy sugestia. Tym silniejsza, im więcej ludzi jej ulega. Plotka o „człowieku-ścianie” okazuje się być wyssana z palca. Wmyślili ją kamerzysta Kyoko, Nakamura oraz jego dziewczyna. Przekazali tę fałszywą informację reporterce, bowiem media mają nieograniczoną moc docierania do olbrzymiej publiczności, a im publiczność większa, tym siła przekonywania skuteczniejsza. Na tyle skuteczna, że Nishina zaczyna nie tylko wierzyć w istnienie „człowieka-ściany”, ale nawiązuje z nim kontakt.

Nie zapominajmy, że mamy do czynienia z horrorem, toteż w finale czeka nas niespodzianka. Przez cały film racjonalne i irracjonalne rozstrzygnięcie kwestii tożsamości tytułowego bohatera (duch, człowiek, urojenie?) ścierają się ze sobą. W filmie jest wiele ujęć wskazujących na obecność tajemniczej siły, która istotnie żyje w ścianach budynku. Nishina jest jednak przedstawiony jako człowiek, który traci panowanie nad sobą, ulega zbiorowej sugestii, popada w obsesję a w końcu traci kontakt z rzeczywistością. Ostatecznie jednak Hayakawa wybiera trzecie rozwiązanie: absurdalne, surrealistyczne (w znaczeniu dziwaczne) i w moim odczuciu nieprzekonujące. Nieprzekonujące, bo kropka, którą stawia nad całą opowieścią ukonkretnia, a raczej udziwnia cały obraz. Rozwiązanie zagadki wydaje się być wyrazem braku zdecydowania, czy pozostawić widza z przekonaniem, że ogląda historię szaleństwa czy pozostawić go z przekonaniem, że coś żyje w ścianach jego mieszkania i właśnie go obserwuje. Być może sposób jaki reżyser wybrnął z tego dylematu przypadnie niektórym widzom do gustu, mnie jednak wydał się niezbyt trafionym unikiem. O wiele lepszym posunięciem byłoby pozostawienie widza z własnymi domysłami.

„The Wall Man”, mimo wszystko jest kolejnym, interesującym horrorem z Kraju Kwitnącej Wiśni. Specyficzny, nie wolny od potknięć i nie za bardzo straszny, ale z pewnością godny uwagi. Wszak każdy z nas mieszka otoczony ścianami, a kto wie jakie licho w nich żyje i obserwuje nas ze swego wąskiego świata.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz