O co chodzi?
Wong Ho Chiu jest właścicielem
dobrze prosperującej firmy developerskiej. Mieszka w luksusowej willi, ma
piękną żonę i dwoje nastoletnich dzieci. Wydaje się być człowiekiem spełnionym,
a jednak to tylko pozory. Firma próbuje bezskutecznie wyrwać z rąk drobnych
posiadaczy cenne grunty, żona jest jego drugą małżonką, syn nie zamierza
studiować medycyny – znacznie bardziej interesuje go muzyka, zaś z
dorastającą córką, Daisy w ogóle nie
może nawiązać kontaktu. Dziewczyna jest zbuntowana, chadza własnymi ścieżkami i
na dodatek bierze narkotyki. Nawet gdy pewnego dnia Daisy zostaje porwana, Wong
podejrzewa, że jego córka mogła sfingować porwanie. Z tego tez powodu nie
zawiadamia policji i godzi się zapłacić wysoki okup. Okazuje się jednak, że
podejrzenia ojca były niesłuszne, ponieważ dziewczyna zostaje zamordowana.
Zrozpaczony prosi swego bodyguarda, Chora – byłego gangstera, by odnalazł i
zabił wszystkich, tych którzy byli zamieszani w porwanie. Chor okazuje się nad
wyraz skuteczny…
Przyznam, że najważniejszą
zachętą do obejrzenia hongkońskiego dramatu zemsty pod tytułem „Punished” w
reżyserii Law Wing-Cheonga był dla mnie
odtwórca głównej roli, Anthony Wong Chau-sang. Nazwisko aktora znane jest
każdemu miłośnikowi hongkońskiego kina eksploatacji zwanego od kategorii
wiekowej „tylko dla dorosłych” – Kategorią III (Category 3). Bez przesady można
stwierdzić, że Wong jest twarzą filmów z tego nurtu (aczkolwiek nurt to niezwykle
różnorodny tematycznie i gatunkowo). Artysta zasłynął rolami psychopatów,
morderców, gwałcicieli, grając w tak głośnych filmach Category 3, jak „The Untold Story”, „Ebola Syndrome” (obydwa
w reżyserii bliskiego przyjaciela Wonga,
Hermana Yau), czy „Love To Kill”. Pojawiał się także w rolach stróżów
prawa („Daughter of Darkness”) oraz gangsterów („Hard Boiled”) czy też zwykłych,
zdesperowanych obywateli, których osobista tragedia (śmierć bliskiej osoby) oraz
nieskuteczność wymiaru sprawiedliwości zmusza do wzięcia sprawy w swoje ręce: (np.
bohater „Taxi Hunter”, czy właśnie bohater, z pewnym zastrzeżeniem, „Punished”).
Zachodni widzowie znają Wonga głównie z filmów rodzimej eksploatacji oraz
gangsterskich filmów Johny`go To czy Andrew Lau`a, ale aktor ma w dorobku role
również w dramatach, komediach, filmach kostiumowych, wu xia czy nawet erotycznych. Dzięki wszechstronności uzdolnień artystycznych
(poza aktorstwem, jest reżyserem, scenarzystą a przez kilka lat był nawet
muzykiem w punkrockowym zespole) zyskał uznanie widzów i krytyków (dwukrotnie
nagradzany prestiżową Hong Kong Film Award). Dziś jest aktorską legendą
Hongkongu, która nie zamierza jednak pokryć się kurzem. W 2011 r. wystąpił aż w
pięciu produkcjach, a premiera „Motorway” z jego udziałem planowana jest na
2012 r.
Dla mnie jednak Anthony Wong Chau-sang pozostanie przede wszystkim Wong
Chi Hangiem z „The Untold Story” – brutalnym socjopatą, który morduje bez
mrugnięcia okiem nawet dzieci oraz Ah Kaiem z „Ebola Syndrome” – seksualnym
psychopatą z obleśnym uśmiechem, roznoszącym śmiertelnego wirusa eboli. Byłem
ciekaw jak pięćdziesięcioletni dziś aktor zaprezentuje się w roli
zrozpaczonego, pałającego chęcią zemsty ojca. Odpowiedź w postaci aktorskiej
kreacji mnie nie zaskoczyła. Wong jest znakomity w tej roli. Odtwarza bowiem na
ekranie postać, w której pobrzmiewają echa jego słynnych bohaterów, ale
jednocześnie pojawiają się rysy, które przynajmniej widzom zachodnim wydadzą
się nowością. W konsekwencji otrzymujemy wiarygodny portret człowieka autorytarnego,
despotycznego a nawet bezwzględnego, z drugiej jednak strony, zwłaszcza w jego
stosunku do zbuntowanej Disy, pełnego ojcowskiej miłości i troski. Bohater nie
potrafi jednak okazać swego uczucia córce: zbyt głęboko jest przywiązany do
roli patriarchalnej głowy rodziny, zbyt przedmiotowo traktuje swoich bliskich i
tak naprawdę, zajęty karierą i dbałością o materialną stronę życia, nie ma
czasu lepiej poznać osamotnionej, zagubionej Daisy. Niejednoznaczny jest motyw,
który skłania Wonga do pomszczenia córki (rękami Chora). Czy kieruje bohaterem
miłość czy raczej poczucie winy? Tytułowym „ukaranym” jest tak naprawdę Wong Ho
Chiu a nie likwidowani przez Chora porywacze. Msząc się na nich i wymierzając
im „karę”, poniekąd wymierza karę także sobie: za wszystkie zaniedbania wobec
córki, za nieumiejętność okazywania uczuć, za brak empatii, za wszystkie
rozmowy, które powinni ze sobą prowadzić a na które nie miał czasu albo
cierpliwości. A jednak bohater Wonga, choć zostaje „ukarany”, w przeciwieństwie
do wielu innych mścicieli – nie jest potępiony. Jego dusza zostaje ocalona.
Ponieważ Wong w końcu pojmuje, że sensem życia nie jest jego odbieranie, lecz
troska o nie.
Zemsta: azjatycka specjalność
Tytuł tego akapitu dla każdego,
kto jest miłośnikiem kina azjatyckiego, jest już truizmem. Być może zachodnie
kino pod względem filmów o zemście góruje nad azjatyckim, ale szczerze
powiedziawszy nie jestem w stanie przypomnieć sobie nazbyt wielu znaczących
revenge movies z Zachodu (ostatni prawdziwie interesujący i zaskakujący to
„Brave” Neila Jordana z Jodie Foster). Azjaci potrafią bowiem wycisnąć z tematu
zemsty wszystkie soki; dotrzeć do istoty ludzkiego cierpienia nieodłącznie
związanego z krzywdą i reakcją na nią – zemstą a zarazem konwencję filmów o
zemście traktują w sposób twórczy, nierzadko wykorzystując ją do snucia
głębokich filozoficznych refleksji o ludzkiej naturze. W kinie zachodnim
natomiast zemsta zbyt często miewa charakter konwencjonalny, pretekstowy.
Możliwe, że różnice w sposobach przedstawiania motywu odwetu mają głębsze
podłoże, tkwiące w odmiennej kulturze i tradycji, ale nie miejsce by dokładniej
tej niewątpliwie zajmującej problematyce się przyjrzeć.
„Punished” Law Wing-Cheonga jest w każdym razie kolejnym
dowodem, że o zemście i wszelkich psychologiczno-moralnych konsekwencjach tego
rodzaju postępowania Azjaci mogą opowiadać bez końca. Tym razem uwagę zwraca
nietypowa postać mściciela, sposób realizacji odwetu oraz położenie nacisku na
rozbudowaną psychologię mszącego się bohatera. Także pod względem narracji
obraz Lawa nie jest tuzinkowy, aczkolwiek w azjatyckim revenge movies
wyrafinowane prowadzenie intrygi, odważnie łamiące zasady narracji
przyczynowo-skutkowej z wolna staje się obwiązującą regułą. W „Punished”
historia rozpoczyna się „od końca”: widzimy Wonga jak odwiedza niezwykłą plażę
w Boliwii, na której niebo odbija się w płytkiej przezroczystej wodzie. Miejsce
istotne dla bohatera. Daisy miała zamiar
je odwiedzić, lecz ojciec wściekły na córkę, podarł jej paszport i czyn ten
stał się początkiem serii zdarzeń, które ostatecznie doprowadziły do tragedii
(zgodnie z buddyjską zasadą, że „zła przyczyna rodzi zły skutek”). Historia
jest przeplatana także licznymi retrospekcjami, dzięki którym lepiej możemy
poznać bohaterów i poznać rzeczywisty przebieg wydarzeń. Niewątpliwie fabuła
zyskuje tym sposobem na atrakcyjności, choć najwartościowszym elementem filmu
pozostaje postać ojca, Wong Ho Chiu.
O „nietypowości” tego bohatera już pisałem, ale warto dodać, że twórcy
filmu rozpisują akty zemsty na dwie osoby: Wonga i jego wiernego bodyguarda,
Chora, który staje się bezwzględnym wykonawcą zemsty swego przełożonego. Prawa
ręka szefa jest zresztą drugą ważną postacią w filmie, niestety widz nie
dowiaduje się o nim zbyt wiele. Nie wiadomo na przykład zbyt wiele co motywuje
go do wiernego wypełnienia poleceń szefa i ryzykowania swoim życiem. Pojawia
się sugestia, że jako ojciec kilkuletniego chłopca potrafi zrozumieć rozpacz,
gniew i pragnienie zemsty, lecz niespecjalnie mnie to przekonuje. Nie zbyt dobrze
umotywowano także postępowanie szefa porywaczy przez co staje się on postacią
nieco papierową.
Słów kilka podsumowania
„Punished” Law Wing-Cheonga nie jest filmem wybitnym. Daleko mu do takich
obrazów jak „Oldboy”, „Conefesionss” czy do znakomitego, choć niedocenionego
hongkońskiego „Revenge: A Love Story”. Niewątpliwie jest to jednak solidny
dramat zemsty, który mimo kilku mocniejszych momentów (miażdżenie kości wielki
młotem, duszenie workiem foliowym) stara
się koncentrować na aspektach psychologicznych postępowania mściciela.
Mimo tych starań, jeśli ktoś pragnie obejrzeć obraz głęboko wnikający w istotę
zemsty i jej konsekwencji, to raczej tutaj takiej głębi nie znajdzie. Nie
ukrywam również, że oglądając takie obrazy jak „Audtition”, „Oldboy” czy „I Saw
The Devil” liczyłem na znacznie większą dawkę emocji, ale być może jest to
poziom odniesienia zbyt wyśrubowany. Mimo tych mankamentów ocieniam obraz Law Wing-Cheonga na:
MOJA OCENA: 7- /10
Więcej o: PUNISHED
REALIZACJA
|
FABUŁA
|
DRUGIE DNO
|
Solidne kino zemsty, a zatem równie solidna realizacja, ze
szczególnym uwzględnieniem prologu i
gry aktorskiej Anthony`ego Wong Chau-sanga w roli głównej.
|
Gdy zrozpaczonemu ojcu porywają i mordują córkę, nie pozostaje mu nic
innego jak… wysłać swego wiernego bodyguarda, by rozprawił się z porywaczami.
Ponieważ z despotycznym, choć kochającym ojcem, zaniedbującym córkę rozprawi
się jego sumienie.
|
Film o zemście i o tym jak trudno być kochającym ojcem współczesnych
nastolatek.
|
Wydaje mi się, że to był skrót myślowy i chciałeś napisać, że nie przypominasz sobie znaczących zachodnich revenge movies z OSTATNICH LAT ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, OSTATNIO nie ma ich wiele, a to ze względu na znaczne wyeksploatowanie tematu. Choć najlepsze azjatyckie też mają już parę lat. Chyba, że możesz polecić jakąś "świeżynkę" jakości takiej, jak np. Revenge: A Love Story? Tym niemniej, mimo zachodniej posuchy, kilka perełek się znajdzie: Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady mają już 7 lat, ale są też nieco nowsze: Harry Brown czy Palacz Bałabanowa. Zdaje się, że polska Obława też zahacza o gatunek, ale jeszcze jej nie widziałem.
To nie skrót myślowy. Po prostu nie przypominam sobie znaczących revenge movies z Zachodu, co oczywiście nie znaczy, że nie powstają.
OdpowiedzUsuńA polecić? "I Saw the Devil", "Confessions", "Bedeville", "Man of Vendetta", "White Night" motyw zemsty, choć nie jest on najważniejszy, pojawia się także w "Outrage" Kitano. Generalnie jest naprawdę tego mnóstwo, gdybym chciał zobaczyć wszystkie azjatyckie revenge movie i tylko z ostatnich lat, to oglądałbym tylko filmy tego subgatunku i nic więcej.
A "Obława", rzeczywiście, zahacza, ale nic ponadto.