środa, 19 maja 2010

CURE (Kyua, Japonia, 1997)


PUSTE MIEJSCE 

Mieszkańcy Tokio, z niewiadomych przyczyn, w okrutny sposób mordują osoby z ich najbliższego otoczenia. Po zabójstwie niczego nie pamiętają, a jedyne co łączy ze sobą zbrodnie to krwawy znak „x” wycięty na ciałach ofiar. Prowadzący śledztwo, detektyw Takabe, stara się uchwycić sens tych irracjonalnych czynów. Rozwiązanie zagadki ma związek z cierpiącym na amnezję studentem psychologii, zafascynowanym mesmeryzmem, Mamiyą. Mężczyzna wywiera niepokojący wpływ na otoczenie. Nie może mu się oprzeć także Takabe, który skrywa w sobie nienawiść do chorej psychicznie żony, od lat będącej dla niego ciężarem. W finale dochodzi do dramatycznego pojedynku między detektywem a Mamiyą.

Kiedy w roku 1955 roku Akira Kurosawa realizował kolejne swe dzieło: „Żyję w strachu”, 19 lipca, w Kobe, na świat przyszedł inny Kurosawa, nie spokrewniony ze słynnym reżyserem. Kiyoshi Kurosawa, bo o nim mowa, jest jednym z najzdolniejszych i najciekawszych reżyserów współczesnego japońskiego kina. Z dala od filmowego mainstream`u tworzy niepokojące, egzystencjalne horrory. Nim jednak stał się artystą hojnie nagradzanym na międzynarodowych festiwalach, musiał przejść przez mało ekscytujący okres zdobywania reżyserskich szlifów (przez jakiś czas był asystentem reżysera, Shinji Somai). Zadebiutował w 1983 r., dość szybko wyspecjalizował się w gangsterskich opowieściach o jakuzie i kinie pinku eiga, często zderzając elementy dramatyczne z komediowymi. Kurosawa pracował szybko i dużo, realizując tanie filmy, korzystając niejednokrotnie z gotowych wzorców. Przełom w karierze nastąpił w 1997 r. - wtedy na ekrany kin weszło „Cure" - dojrzałe, autorskie dzieło, o charakterystycznym, rozpoznawalnym stylu.

Wizualnym znakiem twórczości reżysera stały się długie, statyczne ujęcia, z bohaterami wtopionymi w pustą przestrzeń, w których pozorny spokój i bezruch skrywają wewnętrzne napięcie. W „Cure” pojawiają się one na przykład w scenie spotkania Mamiyi z młodym nauczycielem na plaży. Specyficzny jest też sposób opowiadania, który stanie się wizytówką następnych dzieł Kurosawy. Klasyczna przyczynowo-skutkowa narracja ulega zachwianiu przez zastosowanie licznych elips, introspekcji, czy - jak ma to miejsce w „Cure” - wplatania halucynacji: samobójstwa żony Tabake, czy powracającej kilkakrotnie surrealistycznej sceny podróży detektywa i małżonki autobusem, za szybami którego przesuwają się białe chmury.

Kurosawa przyzwyczaił widzów do twórczego wykorzystywania kina gatunków. Sięgając po horror, thriller czy dramat psychologiczny, traktuje gatunkowe konwencje jako pretekst do refleksji daleko wykraczającej poza ich możliwości. Nie inaczej jest w przypadku „Cure”. Z pozoru to jeszcze jedna opowieść o nieuchwytnym seryjnym mordercy, dokonującym okrutnych zbrodni. Ale schemat policyjnego thrillera to tylko fabularny szkielet dla opowieści, w której od kryminalnej zagadki istotniejsza jest relacja między Tabake a hipnotyzującym ludzi Mamiyą, inspiratorem zbrodni.

Mamiya, wspaniale zagrany przez Masato Hagiwarę, jest postacią niezwykle fascynującą. Niewątpliwie to daleki krewny dr Caligariego, kuzyn Hanibala Lectera, młodszy brat Johna Doe. Ktoś, kto - jak papierek lakmusowy - staje się Osobą (przez duże O) dopiero w kontakcie z tym, co brudne i nieprzyjemne w drugim człowieku. „Ja jestem całkowicie pusty” - mówi do badającej go lekarki. Ogołocony ze wszelkiej społeczno-kulturowej ułudy i fałszu, pozbawiony wspomnień, poza dobrem i złem, nie jest, jak to zwykle bywa z zabójcami w filmach o seryjnych mordercach, uosobieniem Zła. To raczej zwierciadło, które obnaża przerażającą prawdę o drugim człowieku. Bo to on, wydobywając z ludzi to, co skrywane w mrokach ich wnętrz, doprowadza ich do zbrodni. A może tylko unaocznia kim są naprawdę? W scenie, w której dochodzi do spotkania szefostwa policji z Mamiyą przełożony detektywa Tabake dopytuje się kim jest aresztant. Mamiya odpowiada pytaniem: „A ty, kim jesteś?”. „Fujiwara, komendant tokijskiej policji” - powtarza nieco poirytowany szef policji. Mamiya jednak, patrząc mu prosto w oczy i akcentując „ty”, pyta ponownie: „Ale ty, kim jesteś?”

Adwersarz, Mamiyi, detektyw Takabe, (w kreacji Kôji Yakusho, ulubionego aktora Kurosawy, u którego zagrał w siedmiu filmach) jest bliższy stereotypowi dociekliwego profesjonalisty, który jednak dość szybko traci dystans do prowadzonego śledztwa. W istocie to skomplikowana i psychologicznie niezwykle przekonująca postać. Nienawidzi chorej żony, ale jednocześnie troskliwie się nią opiekuje; porywczy, ale umiejętnie opierający się demonicznemu wpływowi Mamiyi. Niestety, tylko do czasu .

„Cure” jest filmem głęboko pesymistycznym - zakłada bowiem całkowitą niewiarę w człowieka, jako istotę rozumną i z natury dobrą. Wystarczy tylko, umiejętnie posługując się hipnozą, sięgnąć do mrocznych zakamarków ludzkiej duszy, by wydobyć wstydliwie ukrywane, zapomniane lub zlekceważone zło. A wtedy wszystko to, co nazywamy „moralnością”, okaże się tylko oszustwem, w które tak bardzo chcemy wierzyć. Bo zło ma u Kurosawy wymiar uniwersalny. Jest niebezpieczną zakaźną chorobą (co sugeruje finał), która dotyka ludzi zarówno w Japonii, jak też poza nią. A jedynym lekarstwem jest - według reżysera - wyzbycie się wszystkiego, zaprzeczenie swojej osobie, uczynienie z siebie pustki. Tyle tylko, że oznacza to unicestwienie człowieka.

Kurosawa nie poprzestaje jedynie na smutnej konstatacji bezsilności człowieka wobec tkwiącego w nim zła. Jego dzieło to kolejna wizualizacja ulubionego motywu, obecnego w jego filmach - niemożności porozumienia, alienacji, samotności. W „Kuracji” wszystkie więzy łączące bohaterów okazują się kruche lub wątpliwe. Obraz japońskiego, a także jakiegokolwiek współczesnego społeczeństwa rozwiniętego kraju nie jest optymistyczny. To zbiorowisko zagubionych jednostek, bezradnie i bezskutecznie szukających oparcia w drugim człowieku.

Reżyser odnosi sukces także na polu filmowej grozy. Jeżeli zadaniem horroru jest wzbudzenie w nas strachu przed samym sobą, to „Cure” osiąga w tej materii mistrzostwo. I osiąga je w powolnej narracji, leniwych ruchach kamery, ostentacyjnym zarzuceniu wszelkiej ornamentyki, czy efektownych zwrotów akcji. Tym większe wrażenie sprawiają sceny morderstw. Zderzone z wolno sącząca się akcją wydają się być wyjątkowo gwałtowne. Groza według japońskiego reżysera to nieokreślone uczucie narastającego niepokoju, podskórnego strachu, który towarzyszy nam, gdy oczekujemy na coś niesprecyzowanego, ale przerażającego i nieuchronnego. Coś, co tkwi głęboko w każdym z nas. Z tego rodzaju przeczucia grozy będzie zbudowany jego najsłynniejszy film „Pulse” („Kairo”).

„Cure" to doskonały przykład kina wymagającego i niełatwego w odbiorze. Zarazem dowód na to, że zdolny artysta nawet w gatunku rozrywkowym potrafi zawrzeć osobisty i głęboki komentarz do otaczającego nas świata.

Więcej o ”CURE”

OCENA: 9/10

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz