czwartek, 13 maja 2010

GHOST (Bhoot, Indie, 2003)


HORROR ANTYBOLLYWOODZKI

Gdy pojawia się hasło „film indyjski”, niemal automatycznie stają nam przed oczami setki roztańczonych aktorów i charakterystyczny zawodząco-piszczący śpiew. Krótko mówiąc: Bollywood! Ale w największym na świecie, obok USA, przemyśle filmowym, jest miejsce także na miejscowych odszczepieńców, czyli twórców świadomie uciekających od schematów kina rozrywkowego wypracowanych przez wytwórnię z Bombaju. Jednym z takich twórców jest Ram Gopal Varma (ur. 1962).

Pochodzący z 2003 r. „Ghost” („Duch”) zawiera wszystkie składniki autorskiego stylu Varmy: akcję rozgrywającą się współcześnie, w Bombaju, brak charakterystycznych muzyczno-tanecznych przerywników, czas trwania filmu krótszy niż trzy godziny, realistyczny opis filmowego świata przedstawionego, elementy przemocy (szczególnie zapada w pamięć kark dozorcy, wykręcony o 180 stopni) oraz nowoczesny, dynamiczny sposób filmowania. Varma znany jest także z ponownej realizacji wcześniej nakręconych filmów, np. jego najwybitniejsze osiągnięcie, posępny dramat gangsterski, „Satya”(1998), to przeróbka historii wcześniej przedstawionej w „Antam” z 1992 r.. Tak jest również w przypadku „Ducha” - remake‘u jego własnego obrazu, pochodzącego z 1992 r., pt „Raat” („Noc”). W horrorze indyjskiego twórcy występuje także największa muza Varmy, aktorka Urmila Matondkar, która od występu w „Drohi” (1992) pojawiła się aż siedmiokrotnie w produkcjach firmowanych nazwiskiem reżysera „Ducha”.

Vishal i Swati są młodym małżeństwem, które w poszukiwaniu przytulnego gniazdka, zamieszkuje w 14-piętrowym apartamentowcu. Mieszkanie, które zajmują, było miejscem tragedii - poprzednia lokatorka, Manjeet, z niewiadomych powodów wyskoczyła z balkonu. Vishal nie od razu dzieli się tę informacją z małżonką. Kiedy w końcu jej o tym mówi, Swati przyjmuje wiadomość z wielkim przejęciem. Od tego momentu zaczynają nawiedzać ją w nocy koszmary, a za dnia odczuwa niepokojące wrażenie, że w mieszkaniu nie jest sama. Młoda kobieta czuje się coraz gorzej – coraz trudniej odróżnić jej jawę od snu, aż zostaje opętana przez ducha Manjeet. Vishal zwraca się o pomoc do psychiatrów, ale oni nie potrafią nic zaradzić na stan, w jakim znajduje się Swati. Mąż sprowadza więc Sarisę – szamankę, pokładając w niej nadzieję na uzdrowienie ukochanej małżonki.

W fabule filmu znać wyraźne ślady fascynacji scenarzystów, Lalita Marathe i Sameera Sharmy, nową falą azjatyckiego horroru, wywołaną spektakularnym sukcesem „The Ring. Krąg” Hideo Nakaty. Wielkomiejska sceneria, współcześni bohaterowie, 14-piętrowy apartamentowiec jako główne miejsce akcji i duchy zmarłych, bynajmniej nieprzejawiające ochoty opuszczenia świata żywych, to znajome elementy asian ghost story. Ale zapożyczeń w „Duchu” znajdziemy jeszcze więcej - bo i z „Egzorcysty”, „Nie oglądaj się teraz”, „Zawrotu głowy”, „Lokatora” i wielu innych obrazów przedstawiających bohaterów pogrążających się w szaleństwie. Ono jest bowiem dramaturgicznym spoiwem filmu Varmy. Swati - wrażliwa, spędzająca dużo czasu w pustym (choć jak się okaże – niezupełnie) mieszkaniu, młoda małżonka wiecznie zajętego Vishala, głęboko bierze sobie do serca tragiczny los poprzedniej lokatorki - Manjeet. Obserwację jej zmagań z nadwrażliwą psychiką i z czającym się za jej plecami duchem samobójczyni, w pierwszej połowie filmu ogląda się z zaciekawieniem. Co prawda długowłosy upiór i sino-blady chłopczyk przynależą do konwencji, więc wystraszyć mogą jedynie osoby z nią nieobeznane, niemniej właśnie w początkowych partiach „Ducha” udaje się Varmie kilka razy zaskoczyć widza. Tak dzieje się w scenie w kinie, na plaży czy wtedy, gdy Vishal zostaje nagle zaatakowany nożem przez Swati, po czym okazuje się, że śnił koszmar. Mieszanie jawy ze snem nie jest może szczególnie wyrafinowane, lecz skuteczne we wprowadzaniu niepokojącej ambiwalencji filmowej rzeczywistości. Niestety, z chwilą, gdy duch Manjeet postanawia zamieszkać w ciele młodej małżonki, obraz traci i tak dość powolne tempo, a filmowe wydarzenia niezbyt udanie naśladują intrygę „Egzorcysty” Williama Friedkina. Tyle tylko, że duchowi Manjeet daleko do potęgi sumeryjskiego demona Pazuzu, tak jak Urmili Matondkar do kreacji Lindy Blair.

W drugiej połowie filmu zarysowuje się natomiast jego zasadniczy temat: konflikt między reprezentującym naukę psychiatrą - dr Rajanem, dopatrującym się w opętanej Swati przypadku rozdwojenia jaźni, a Vishalem i sprowadzoną przez niego szamanką - Saritą, wierzącymi iż to duch zmarłej Manjeet próbuje skontaktować się z żyjącymi. Dr Rajan, choć słyszy umierającą córkę, która przemawia ustami biednej Swati, pozostaje niedowiarkiem. Przebieg następujących po sobie wydarzeń, jak łatwo przywidzieć, przyzna jednak rację jego przeciwnikom. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że cechą bollywoodzkiego kina, poza dostarczaniem niezobowiązującej rozrywki, jest także dostarczanie widzowi dydaktyczno-moralizatorskich wskazówek. Bohaterowie są tak skonstruowani, że mimo wielu perypetii i rozterek, ostatecznie wychodzą na prostą drogę, stając się wzorem dla odbiorcy. W „Duchu”, mimo że to film znajdujący się w opozycji do formuły wypracowanej przez wytwórnię z Bombaju, postacią spełniającą funkcję wzorca jest Vishal. Początkowo traktuje opowieści Swati jako projekcję jej sennych koszmarów, później jako wyraz psychicznej nadwrażliwości. Zwraca się o pomoc do psychiatrów, ale widząc coraz gorszy stan małżonki oraz brak rezultatów terapii, kierowany miłością, sprowadza na ratunek szamankę Saritę. Sens jego działania jest jasny: należy zaufać sercu, a nie rozumowi.

Niestety, Varma, uciekając przed pułapką konwencji filmów z Bollywood, wpadł w sidła konwencji horroru azjatyckiego i zachodniego. Niemniej spośród zgranych do cna schematów fabularnych i opatrzonych postaci, przebijają się rozwiązania godne zauważenia. Choćby scena, podczas której dr Rajan dowiaduje się o śmierci córki. Jego zdruzgotany wyraz twarzy skontrastowany zostaje z widoczną na drugim planie fotografią uśmiechniętej i szczęśliwej pary bohaterów. W filmie pojawiają się także aluzje czytelne tylko dla indyjskiej widowni, jak ta, kiedy Swati wyrzuca Vishalowi, że ogląda tylko filmy akcji. Grający tę postać, Ayaj Devgan, rozpoczynał swoją karierę właśnie od obrazów tego gatunku.

Jeśli więc „Duch” jest interesujący, to jako przykład różnic kulturowych, wpływających na ocenę ekranowej grozy. Najlepszym dowodem tej odmienności jest umieszczone przez samego reżysera ostrzeżenie przed oglądaniem filmu przez dzieci i kobiety w ciąży. Seans może bowiem – zdaniem twórców - okazać się dla nich zbyt straszny. Ostrzeżenie poskutkowało: a wiedzieć trzeba, iż kino jest w Indiach rozrywką rodzinną, dlatego też horror Varmy nie odniósł spodziewanego sukcesu. Choć tak naprawdę to nie tylko groza ponad wytrzymałość miejscowych widzów odstraszyła publiczność, lecz także przekorne potraktowanie formuły bollywodzkiego widowiska.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz