wtorek, 13 grudnia 2011

FILIPIŃSKIE KINO GROZY Cz. 2: Filipińskie wampiry i potwory Romero




Trzecim z najpopularniejszych nurtów w filipińskim kinie grozy są horrory, które moglibyśmy nazwać „wampirycznymi”. Nie jest to grupa filmów jednorodnych, bo pojawiają się w niej także produkcje z wątkami demonicznymi, jak również nie brakuje w nich straszydeł, nawiązujących do lokalnych legend i mitów. Jednym z pierwszych przedstawicieli tego nurtu jest komediowy „Mga manugang ni Drakula” (reż. Artemio Marquez ,1963), w którego tytule imię najsłynniejszego wampira w dziejach kina nie pojawia się bez powodu. Na Filipinach zrealizowano całkiem pokaźną liczbę horrorów, których bohaterem był transylwański hrabia. Filipiński Dracula po swym słynnym filmowym przodku, wypromowanym przez horrory z Universalu, odziedziczył długą pelerynę ze stojącym kołnierzem i ostre kły oraz, oczywiście, głód krwi. W postać słynnego wampira wcielił się we wspomnianym filmie a także m.in. w „Drakula Goes to R.P.” (reż. Tony Cayado, 1973) wielki gwiazdor kina filipińskiego, Dolphy (właściwie: Rodolfo Vera Quizom), który nazywany był „Królem Komedii”, bo choć występował w filmach różnych gatunków, to komedie przyniosły mu największą popularność. Filipińczycy nakręcili także żeńską wersję słynnego wampira pod tytułem „Drakulita” (reż. Consuelo P. Ostrio, 1969). Najbardziej jednak charyzmatyczną, porównywaną z kreacją Christophera Lee postać wzorowaną na Draculi stworzył Ronald Remy w „The Blood Drinkers” (1964) Gerardo de Leona. Nieco dalej wrócimy do tego filmu.


Lecz filipiński nurt „wampiryczny” nie tylko Draculą stoi. „Kababalaghan” (1969) to jeden z wielu niezwykle popularnych w latach 60. ubiegłego wieku filmów wampirycznych, w którym krew ze swych ofiar wysysała wampirzyca. Żeńska odmiana wampira, upijającego się krwią pojawia się m.in. w pochodzącym z 1969 r. horrorze, „Dugo ng Wampira” (reż. Emmanuel H. Borlaza), lecz znajdziemy w filipińskim kinie grozy także filmy, w którym z wampirzycą o ilość ofiar konkuruje także męski wampir („Vampira”, reż. Joey Romero, 1994), a nawet całą wampirzą rodzinę, w rodzimej wersji „Rodziny Adamsów” (1991)   - „Takot ako sa darling ko” (reż. Leo Valdez, 1997).


Przy okazji omawiania nurtu „wampirycznego” filipińskiego horroru nie wypada nie wspomnieć o twórcy, który nie tylko przysłużył się „wampirycznemu” kinu, lecz w latach 60. rządził rodzimym kinem grozy. Gerardo de Leon, bo o nim mowa, zaczął kręcić filmy pod koniec lat 30.. Szybko stał się jednym z najpłodniejszych i najbardziej rozpoznawanych filipińskich reżyserów. De Leon wyróżniał się sprawnym filmowym rzemiosłem oraz gatunkową wszechstronnością: od musicali  („Bahay Kubo”, 1938) aż po filmy propagandowe („Dawn of Freedom”, 1944). O filipińskim twórcy, aż siedmiokrotnie nagradzanym przez Filipińską Akademię Sztuki Filmowej i Nauki (rekord!), pamięta się po dziś dzień przede wszystkim za sprawą horrorów. Pierwszym znanym obrazem reprezentującym ten gatunek oraz filmem, który otworzył na dobre drzwi filipińskiemu horrorowi był „Terror Is a Man” (1959) (1), zainspirowany klasyczną powieścią science-fiction, „Wyspa dr Moreau” H.G. Wellsa. William Fitzgerald, rozbitek ze statku dostaje się na samotną wyspę, na której szalony naukowiec, dr Girard eksperymentuje z ludzkimi i zwierzęcymi genami. Fitzgerald wkrótce zakochuje się w żonie naukowca, Frances (w tej roli Dunka, Greta Thyssen), lecz na bohaterów czyha, jeden z nieudanych eksperymentów naukowca, człowiek-lampart.

„Terror Is a Man” w całej okazałości ukazuje specyficzny styl de Leona. Reżyser korzysta z osiągnięć amerykańskiego ekspresjonizmu, buduje nastrój zagrożenia używając specyficznego oświetlenia, niskiego klucza, monochromatycznych palet czerni i bieli oraz dużych zbliżeń (2). Przez większość filmu człowiek-lampart pokazywany jest z zabandażowaną twarzą, z której wystają kocie uszy. Często postać ta jest pokazywana w półmroku. De Leon dba o nastrój, lecz czasem akcentuje nastrój grozy dobitniejszą sceną, np zdzierania skalpem skóry z twarzy. Zabawną ciekawostką jest pojawiające się w filmie ostrzeżenie dla widzów, iż ci którzy mają słabe serce, powinni zamknąć oczy, gdy tylko usłyszą rozbrzmiewający zza kadru odgłos dzwonka. Ostrzega on bowiem, że na ekranie zobaczymy „straszną scenę”.   


„The Blood Drinkers” („Kulay dugo ang gabi”, 1964) jest już klasycznym reprezentantem nurt wampirycznego. Historia koncentruje się wokół, Dr. Marco, pragnącego wskrzesić zmarłą żonę poprzez dokonanie transplantacji serca jej siostry bliźniaczki. Fabuła jest absurdalna, lecz film ma nastrój i urok niskobudżetowych produkcji. Uwagę zwraca stylowy Ronald Remy w roli filipińskiego odpowiednika Draculi, czyli Dr. Marco, z długą czarną peleryną, efektownie owijającą się wokół jego przystojnej sylwetki. Wampir otacza się grupką charakterystycznych postaci: seksowną wampirzycą, karłem oraz dzwonnikiem. Ukąszenia przez wampira mają charakter namiętnych pocałunków, a de Leon umiejętnie nadaje tym scenom perwersyjnego charakteru (np. zlizywania krwi z ramienia towarzyszki doktora). Całość de Leon sfilmował w swoim charakterystycznym stylu, eksperymentując z barwą taśmy, co daje udany efekt odrealnienia, koszmaru śnionego na jawie.


W “Curse of the Vampires” (“Ibulong mo sa hangin”, 1966) intryga filmu obraca się wokół rodzinnej klątwy, której ofiarą stała się matka, rodzeństwa bohaterów. Niebezpieczna kobieta zamknięta jest w piwnicy rezydencji rodziców. Syn postanawia odwiedzić matkę, ta jednak podczas wizyty atakuje mężczyznę. Zaraza wampiryzmu wydostaje się z izolacji i szybko rozprzestrzenia się na okolice rodzinnej posiadłości.  “Curse of the Vampires”  przypomina bardziej rodzinny dramat niż horror. Inaczej jest także przedstawiony wampiryzm, który w filmie jest niebezpieczną chorobą przenoszoną z pokolenia na pokolenie. Ma ona charakter mniej erotyczny, choć nie do końca został odarty z perwersyjnego seksualnego entourage`u (np. scena gdy jedna z młodych kobiet kąsana jest na zmianę przez wampira i wampirzycę).   

De Leon zrealizował jeszcze kilka horrorów: m.in. dwa z innym znanym reżyserem kina grozy - Eddie Romero  a także zrealizowany w koprodukcji z Rogerem Cormanem film z nurtu więziennej eksploatacji z Pam Grier („Jackie Brown”) w roli sadystycznej strażniczki.  Gerardo De Leon zmarł w 1981 r.

Drugi z „gigantów” filipińskiego kina grozy, Eddie Romero wiele zawdzięczał swojemu mentorowi, de Leonowi. To on wprowadził młodszego o sześć lat Romero.   De Leon dostał w ręce kilka opowiadań Romero, który już w wieku dwunastu lat pisał z powodzeniem różne teksty. Zachwycony De Leon zaproponował młodszemu koledze napisanie kilku scenariuszy. Wkrótce dwaj panowie wyreżyserowali „Brides of Blood” (1968), lecz w praktyce de Leon jedynie wspierał Romero.


„Bride of Blood” jest pierwszym filmem z tzw. trylogii „Blood of Island’, którą uzupełniały  „Mad Doctor of Blood Island” (1968) oraz „Beast of Blood” (1971, wyreżyserowany samodzielnie przez Romero).  Wszystkie obrazy wchodzące w skład owej trylogii charakteryzowały się podobną fabułą: akcja rozgrywała się na fikcyjnej Wyspie Krwi, a intryga skupiała się na szalonych naukowcach, radioaktywnych monstrach i skąpo ubranych aktorkach. Horrory Romero to klasyczne B-klasowe filmy z kiepskim aktorstwem, tandetnymi efektami, niedorzeczną fabułą, sporą dawką przemocy i seksu a także z Johnem Ashley`em, amerykańskim aktorem, z regularnością występującym w horrorach filipińskiego reżysera.  Dodajmy, że Quentin Tarantino, wielki fan niskobudżetowego kina, czerpał inspirację m.in z horroru Filipińczyka, „The Twilight People” (1973), gdy pracował nad dylogią, „Grindhouse: Death Proof” i „Grindhouse: Planet Terror” (2007). Ciekawostką jest natomiast sposób w jaki promowano horrory z trylogii „Blond of Island”. Podczas seansu „Bride of Blood” rozdawano kobietom imitacje ślubnych pierścionków a podczas „Mad Doctor of Blood Island”  pojemniki z zielonym płynem udającym krew filmowego potwora.


Romero wyreżyserował także kilka innych horrorów, ale nie zdobyły one takiego rozgłosu, jak te, które złożyły się na słynną „krwawą trylogię”. „The Beast of the Yellow Night” z 1971 r.  jest opowieścią o pewnym Amerykaninie, który umierając zawiera pakt z szatanem: życie w zamian za służbę władcy ciemności. Skutki knowań z diabłem nigdy nie wychodzą ludziom na dobre, toteż mężczyzna rozpaczliwie broni się przed nadejściem kolejnej nocy, bowiem o tej porze zamienia się w bestię, mordującą kogo popadnie. We wspomnianym Twilight People” (1973), swoistym remake`u „Terror Is a Man” de Leona, mamy dziką wyspę, szalonego uczonego, dzielnego bohatera, seksowną piękność oraz pół-ludzi, pół-zwierzęta. Romerowski standard. „Beyond Atlantis” (1973) natomiast to mix horroru, fantasy, akcji i kina sf, opowiadający o ekspedycji, która dociera do wyspy zamieszkanej przez potomków mieszkańców Atlantydy. Romero jest także twórcą prison exploit movies  „Black Mama, White Mama” (1973) z Pam Grier w roli prostytutki uciekającej wraz z przyjaciółką z kobiecego więzienia. Z kolei „The Woman Hunt” (1973) to opowieść o mężczyźnie porywającym kobiety do położonej w dżungli rezydencji. Porywacz zamierza zorganizować krwawą ucztę a kobiety mają być głównym daniem. Romero wciąż jest aktywny zawodowo. W 2008 r. wyreżyserował dramat „Teach Me to Love”.

PRZYPISY

(1) Film ten, jak wiele innych horrorów de Leona i Romero, znany jest pod kilkoma innymi alternatywnymi tytułami: “Blood Creature”, “Creature from Blood Island”, “The Gory Creatures”


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz