Trzecim z najpopularniejszych
nurtów w filipińskim kinie grozy są horrory, które moglibyśmy nazwać
„wampirycznymi”. Nie jest to grupa filmów jednorodnych, bo pojawiają się w niej
także produkcje z wątkami demonicznymi, jak również nie brakuje w nich
straszydeł, nawiązujących do lokalnych legend i mitów. Jednym z pierwszych
przedstawicieli tego nurtu jest komediowy „Mga
manugang ni Drakula” (reż. Artemio Marquez ,1963), w którego tytule imię
najsłynniejszego wampira w dziejach kina nie pojawia się bez powodu. Na
Filipinach zrealizowano całkiem pokaźną liczbę horrorów, których bohaterem był
transylwański hrabia. Filipiński Dracula po swym słynnym filmowym przodku,
wypromowanym przez horrory z Universalu, odziedziczył długą pelerynę ze
stojącym kołnierzem i ostre kły oraz, oczywiście, głód krwi. W postać słynnego
wampira wcielił się we wspomnianym filmie a także m.in. w „Drakula Goes to R.P.” (reż. Tony Cayado, 1973) wielki gwiazdor
kina filipińskiego, Dolphy (właściwie: Rodolfo Vera Quizom), który nazywany był
„Królem Komedii”, bo choć występował w filmach różnych gatunków, to komedie przyniosły
mu największą popularność. Filipińczycy nakręcili także żeńską wersję słynnego
wampira pod tytułem „Drakulita” (reż.
Consuelo P. Ostrio, 1969). Najbardziej jednak charyzmatyczną, porównywaną z
kreacją Christophera Lee postać wzorowaną na Draculi stworzył Ronald Remy w „The Blood Drinkers” (1964) Gerardo de
Leona. Nieco dalej wrócimy do tego filmu.
Lecz filipiński nurt „wampiryczny”
nie tylko Draculą stoi. „Kababalaghan” (1969)
to jeden z wielu niezwykle popularnych w latach 60. ubiegłego wieku filmów
wampirycznych, w którym krew ze swych ofiar wysysała wampirzyca. Żeńska odmiana
wampira, upijającego się krwią pojawia się m.in. w pochodzącym z 1969 r.
horrorze, „Dugo ng Wampira” (reż. Emmanuel
H. Borlaza), lecz znajdziemy w filipińskim kinie grozy także filmy, w którym z
wampirzycą o ilość ofiar konkuruje także męski wampir („Vampira”, reż. Joey Romero, 1994), a nawet całą wampirzą rodzinę,
w rodzimej wersji „Rodziny Adamsów” (1991) - „Takot ako sa darling ko” (reż. Leo
Valdez, 1997).
Przy okazji omawiania nurtu
„wampirycznego” filipińskiego horroru nie wypada nie wspomnieć o twórcy, który
nie tylko przysłużył się „wampirycznemu” kinu, lecz w latach 60. rządził
rodzimym kinem grozy. Gerardo de Leon, bo o nim mowa, zaczął kręcić filmy pod
koniec lat 30.. Szybko stał się jednym z najpłodniejszych i najbardziej
rozpoznawanych filipińskich reżyserów. De Leon wyróżniał się sprawnym filmowym
rzemiosłem oraz gatunkową wszechstronnością: od musicali („Bahay Kubo”, 1938) aż po filmy propagandowe
(„Dawn of Freedom”, 1944). O filipińskim twórcy, aż siedmiokrotnie nagradzanym
przez Filipińską Akademię Sztuki Filmowej i Nauki (rekord!), pamięta się po dziś
dzień przede wszystkim za sprawą horrorów. Pierwszym znanym obrazem
reprezentującym ten gatunek oraz filmem, który otworzył na dobre drzwi
filipińskiemu horrorowi był „Terror Is a
Man” (1959) (1), zainspirowany
klasyczną powieścią science-fiction, „Wyspa dr Moreau” H.G. Wellsa. William
Fitzgerald, rozbitek ze statku dostaje się na samotną wyspę, na której szalony
naukowiec, dr Girard eksperymentuje z ludzkimi i zwierzęcymi genami. Fitzgerald
wkrótce zakochuje się w żonie naukowca, Frances (w tej roli Dunka, Greta Thyssen), lecz na bohaterów czyha,
jeden z nieudanych eksperymentów naukowca, człowiek-lampart.
„Terror Is a Man” w całej
okazałości ukazuje specyficzny styl de Leona. Reżyser korzysta z osiągnięć
amerykańskiego ekspresjonizmu, buduje nastrój zagrożenia używając specyficznego
oświetlenia, niskiego klucza, monochromatycznych palet czerni i bieli oraz
dużych zbliżeń (2). Przez większość
filmu człowiek-lampart pokazywany jest z zabandażowaną twarzą, z której wystają
kocie uszy. Często postać ta jest pokazywana w półmroku. De Leon dba o nastrój,
lecz czasem akcentuje nastrój grozy dobitniejszą sceną, np zdzierania skalpem
skóry z twarzy. Zabawną ciekawostką jest pojawiające się w filmie ostrzeżenie
dla widzów, iż ci którzy mają słabe serce, powinni zamknąć oczy, gdy tylko
usłyszą rozbrzmiewający zza kadru odgłos dzwonka. Ostrzega on bowiem, że na
ekranie zobaczymy „straszną scenę”.
„The Blood Drinkers” („Kulay
dugo ang gabi”, 1964) jest już klasycznym reprezentantem nurt wampirycznego.
Historia koncentruje się wokół, Dr. Marco, pragnącego wskrzesić zmarłą żonę
poprzez dokonanie transplantacji serca jej siostry bliźniaczki. Fabuła jest
absurdalna, lecz film ma nastrój i urok niskobudżetowych produkcji. Uwagę
zwraca stylowy Ronald Remy w roli filipińskiego odpowiednika Draculi, czyli Dr.
Marco, z długą czarną peleryną, efektownie owijającą się wokół jego przystojnej
sylwetki. Wampir otacza się grupką charakterystycznych postaci: seksowną
wampirzycą, karłem oraz dzwonnikiem. Ukąszenia przez wampira mają charakter
namiętnych pocałunków, a de Leon umiejętnie nadaje tym scenom perwersyjnego
charakteru (np. zlizywania krwi z ramienia towarzyszki doktora). Całość de Leon
sfilmował w swoim charakterystycznym stylu, eksperymentując z barwą taśmy, co
daje udany efekt odrealnienia, koszmaru śnionego na jawie.
W “Curse of the Vampires” (“Ibulong
mo sa hangin”, 1966) intryga filmu obraca się wokół rodzinnej klątwy, której
ofiarą stała się matka, rodzeństwa bohaterów. Niebezpieczna kobieta zamknięta
jest w piwnicy rezydencji rodziców. Syn postanawia odwiedzić matkę, ta jednak
podczas wizyty atakuje mężczyznę. Zaraza wampiryzmu wydostaje się z izolacji i
szybko rozprzestrzenia się na okolice rodzinnej posiadłości. “Curse of the Vampires” przypomina bardziej rodzinny
dramat niż horror. Inaczej jest także przedstawiony wampiryzm, który w filmie
jest niebezpieczną chorobą przenoszoną z pokolenia na pokolenie. Ma ona
charakter mniej erotyczny, choć nie do końca został odarty z perwersyjnego seksualnego
entourage`u (np. scena gdy jedna z młodych kobiet kąsana jest na zmianę przez
wampira i wampirzycę).
De Leon zrealizował jeszcze kilka horrorów: m.in. dwa z innym
znanym reżyserem kina grozy - Eddie Romero a
także zrealizowany w koprodukcji z Rogerem Cormanem film z nurtu więziennej eksploatacji z Pam Grier („Jackie
Brown”) w roli sadystycznej strażniczki.
Gerardo De Leon zmarł w 1981 r.
Drugi z „gigantów” filipińskiego
kina grozy, Eddie Romero wiele zawdzięczał swojemu mentorowi, de Leonowi. To on
wprowadził młodszego o sześć lat Romero.
De Leon dostał w ręce kilka opowiadań Romero, który już w wieku dwunastu
lat pisał z powodzeniem różne teksty. Zachwycony De Leon zaproponował młodszemu
koledze napisanie kilku scenariuszy. Wkrótce dwaj panowie wyreżyserowali „Brides
of Blood” (1968), lecz w
praktyce de Leon jedynie wspierał Romero.
„Bride of Blood” jest pierwszym
filmem z tzw. trylogii „Blood of Island’, którą uzupełniały „Mad Doctor of Blood Island” (1968) oraz „Beast of Blood” (1971,
wyreżyserowany samodzielnie przez Romero). Wszystkie obrazy wchodzące w skład owej
trylogii charakteryzowały się podobną fabułą: akcja rozgrywała się na fikcyjnej
Wyspie Krwi, a intryga skupiała się na szalonych naukowcach, radioaktywnych
monstrach i skąpo ubranych aktorkach. Horrory Romero to klasyczne B-klasowe
filmy z kiepskim aktorstwem, tandetnymi efektami, niedorzeczną fabułą, sporą
dawką przemocy i seksu a także z Johnem Ashley`em, amerykańskim aktorem, z
regularnością występującym w horrorach filipińskiego reżysera. Dodajmy, że Quentin Tarantino, wielki fan
niskobudżetowego kina, czerpał inspirację m.in z horroru Filipińczyka, „The
Twilight People” (1973), gdy
pracował nad dylogią, „Grindhouse: Death Proof” i „Grindhouse: Planet Terror” (2007).
Ciekawostką jest natomiast sposób w jaki promowano horrory z trylogii „Blond of
Island”. Podczas seansu „Bride of Blood” rozdawano kobietom imitacje ślubnych
pierścionków a podczas „Mad Doctor of
Blood Island” pojemniki z zielonym
płynem udającym krew filmowego potwora.
Romero wyreżyserował także kilka
innych horrorów, ale nie zdobyły one takiego rozgłosu, jak te, które złożyły się
na słynną „krwawą trylogię”. „The Beast of the Yellow Night” z 1971 r.
jest opowieścią o pewnym Amerykaninie, który umierając zawiera pakt z
szatanem: życie w zamian za służbę władcy ciemności. Skutki knowań z diabłem
nigdy nie wychodzą ludziom na dobre, toteż mężczyzna rozpaczliwie broni się
przed nadejściem kolejnej nocy, bowiem o tej porze zamienia się w bestię,
mordującą kogo popadnie. We wspomnianym Twilight People” (1973), swoistym
remake`u „Terror Is a Man” de Leona, mamy dziką wyspę, szalonego uczonego, dzielnego
bohatera, seksowną piękność oraz pół-ludzi, pół-zwierzęta. Romerowski standard.
„Beyond Atlantis” (1973) natomiast to mix horroru, fantasy, akcji i kina
sf, opowiadający o ekspedycji, która dociera do wyspy zamieszkanej przez
potomków mieszkańców Atlantydy. Romero jest także twórcą prison exploit movies „Black
Mama, White Mama” (1973) z Pam Grier w roli prostytutki uciekającej wraz z
przyjaciółką z kobiecego więzienia. Z kolei „The Woman Hunt” (1973) to opowieść o mężczyźnie porywającym
kobiety do położonej w dżungli rezydencji. Porywacz zamierza zorganizować
krwawą ucztę a kobiety mają być głównym daniem. Romero wciąż jest aktywny
zawodowo. W 2008 r. wyreżyserował dramat „Teach Me to Love”.
PRZYPISY
(1) Film ten, jak wiele innych horrorów de Leona i Romero, znany jest pod
kilkoma innymi alternatywnymi tytułami: “Blood Creature”, “Creature from Blood
Island”, “The Gory Creatures”
(2) http://archive.sensesofcinema.com/contents/directors/05/de_leon.html#3
– dostęp 13.12.11
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz