poniedziałek, 16 marca 2015

NA KRÓTKO: LUTY 2015

The Fake, reż Yeong Sang-ho


Lutowe zestawienie NA KRÓTKO  postanowiłem w całości poświęcić koreańskiemu kinu w całej  lub prawie całej jego gatunkowej rozciągłości, dzięki czemu udało mi się uzbierać aż dwanaście różnych tytułów. Wśród nich są więc dramaty, horror, thrillery, komedia i animacja. Szczególnej uwadze, z tej gatunkowej obfitości, poleciłbym debiutancki dramat z Bae Doo-ną i Kim Sae-ron, „A Girl At My Door”, kolejną – moim zdaniem - wybitną animację Yeon Sang-ho, „The Fake”, dramat z elementami filmu o seryjnym mordercy, „Murderer”, dwa thrillery „A Hard Day” i „Manhole” oraz znakomity, choć mało znany horror z lat 80., „Suddenly in The Dark Night”

W sumie sześć filmów na dwanaście, które uznałem za godnych uwagi, nie wystawia nazbyt rewelacyjnej opinii koreańskiemu kinu, ale czy na podstawie dwunastu filmów można w ogóle wystawić jakąkolwiek wiarygodną opinię?  



A GIRL AT MY DOOR
(reż. July Jung, Korea Płd, 2014)


Dramat. Gdy w jednej z dwóch głównych ról pojawia się Bae Doo-na, a producentem jest Lee Chang-dong, to można jak najbardziej zasadnie oczekiwać kina na wysokim poziomie. „A Girl at My Door” wiele zawdzięcza ulubionej tematyce filmów Lee Chang-donga, opowiadającego w niebanalny a przy tym przejmujący sposób o ludzkich więzach, łączących społecznych outsiderów, emocjonalnie okaleczonych bohaterów, którzy we wzajemnych relacjach odnajdują sens i siłę, by przetrwać wbrew wrogo nastawionemu społeczeństwu. Film debiuatnki July Jung  nie tylko nawiązuje do tej tematyki, ale zwraca uwagę niejednoznaczną fabułą i zachwyca  znakomitymi głównymi rolami Bae Doo-ny i ledwie czternastoletniej Kim Sae-ron – rewelacji filmu. Kim miała bowiem do zagrania wyjątkowo trudną postać: ofiarę domowej przemocy i seksualnego molestowania a jednocześnie postać wymykajacą się prostej, czarno-białej ocenie. Swoją drogą tak śmiała w eksponowaniu seksualnego kontekstu rola niepełnoletniej aktorki na Zachodzie byłaby nie do pomyślenia – ot, jeszcze jeden przyczynek do dyskusji o kulturowych różnicach między Zachodem a Wschodem. A wracając do filmu mimo że nie wszystko się udało (nazbyt pretekstowa postać kochanki czy jednowymiarowa postać ojca-alkoholika), to nie ulega wątpliwości, że „A Girl At My Door” wpisuje się w najlepszą tradycję koreańskiego kina dramatycznego.       


ONE ON ONE
(reż. Kim Ki-duk, Korea Płd, 2014)


Dramat. Po ubiegłorocznym „Moebiusu” wiadomo było jedno: gorszego filmu Kim Ki-duk już nie nakręci, dlatego nie dziwi, że „One On One” jest obrazem pod każdym względem lepszym od wspomnianego filmu. Lepszym, ale wciąż dalekim od poziomu najlepszych filmów Koreańczyka. „One On One” to całkiem oryginalna opowieść zemsty: popełniono brutalną zbrodnię na dziewczynie, rok później grupa osób wyłapuje wszystkich związanych z morderstwem. Sprawcy torturami zmuszani są do opisania swego rzeczywistego udziału w zabójstwie dziewczyny: niektórzy z nich żałują i mają wyrzuty sumienia, inni (im wyższą stoją w społecznej hierarchii) – nie. Fabuła jest w istocie pretekstowa, ale nie aż tak bardzo jak w „Moebius” a już na pewno nie tak wydumana i abstrakcyjna. Ten film się nawet ogląda, choć jego śladowy budżet widać na każdym kroku, ale głębszy przekaz wcale na tym nie traci. „One On One” to niezwykle krytyczne spojrzenie na koreańskie społeczeństwo, zhierarchizowane, zantagonizowane, a także na koreańskie państwo – nieudolne w dochodzeniu sprawiedliwości, skorumpowane, nie dbające o tych obywateli, których los wyrzucił na margines społeczeństwa. Kim Ki-duk nie mówi może niczego nowego, ale cieszy mnie, że reżyser powrócił do realistycznego kina i bardziej życiowych tematów.


WAY BACK HOME
(reż. Song Jeong-yeon, Korea Płd, 2013)


Dramat. Wzruszająca historia na faktach: aby ratować domowe finanse bohaterka filmu, Song Jeong-yeona godzi się przewieźć – jak sądzi – zupełnie legalnie kilka szlachetnych kamieni z Francji do Seulu. Na lotnisku w Paryżu okazuje się, że to jednak nie kamienie, a trzydzieści kilogramów heroiny. Od tego momentu zaczyna się gehenna Song: najpierw trafia do w więzienia we Francji a następnie zostaje przeniesiona na Karaiby, na Martynikę. Tam spędza dwa lata, czekając na proces do, którego nie dochodzi na skutek karygodnego zaniedbania koreańskiej ambasady, która zagubiła ważne dokumenty procesowe. Nie da się zaprzeczyć, że fabuła „Way Back Home” nie oferuje szczególnych zaskoczeń: rozwija się ona zgodnie ze schematem znanym z wielu tego rodzaju filmów o przypadkowych osobach wplątanych w przewóz narkotyków, którzy następnie trafiają do wiezienia i tam walczą o przetrwanie i uwolnienie. Ale to, co wyróżnia obraz Bang Eun-jin to emocje oraz kreacja Jeon Do-yeon. Tak to prawda, „Way Back Home” to momentami bezwstydny wyciskacz łez, ale również – chciałoby się napisać - „jak zwykle” rewelacyjny występ Jeon w roli głównej. I to właśnie te elementy czynią tę historię autentycznie wzruszającą. Warto też odnotować, bo nie zdarza się to za często w koreańskim kinie, polski akcent w postaci roli Joanny Kulig jako współtowarzyszki więziennej niedoli Song.  


THE FAKE
(reż. Yeon Sang-ho, Korea Płd, 2013)


Dramat. Druga w karierze animacja twórcy, „The King of The Pigs” i równie - a może nawet - jeszcze bardziej przytłaczająca. Religijny fanatyzm, domowa przemoc, prostytucja, atmosfera wszechobecnej rozpaczy i beznadziei  - w „The Fake” Yeon Sang-ho kreśli jeszcze mroczniejszą, przygnębiającą wizję życia jako piekła na ziemi; pasma niekończących się cierpień i upokorzeń. Na szczęście pesymizm reżysera znajduje uzasadnienie w bardziej rozbudowanej i złożonej fabule, w której porusza temat wiary –  niezwykle skutecznego narzędzia wykorzystywania ludzi, tych z kategorii „świń”: wyrzuconych na margines społeczeństwa biednych, bezsilnych i bezbronnych jednostek, ulubionego żeru „psów”. Bo też „The Fake” rozwija zasygnalizowaną w „The King of The Pigs” wizję świata pękniętego, niesprawiedliwie podzielonego na elity i ciemny, wykorzystywany motłoch. Czasem ktoś z  nich rozpaczliwie krzyknie „nie”, ale jego sprzeciw niknie w tłumie. Nie można bowiem zmienić zasad świata, można je jedynie zaakceptować i żyć z dnia na dzień. A jednak, ponownie jak w poprzednim filmie, piękne, głęboko refleksyjne zakończenie niesie promień nadziei. Dla mnie kolejny wybitny film Yeon Sang-ho  - mocne, niebywale intensywne i przejmujące kino, dla którego ponownie „brzydka” kreska reżysera staje się najwymowniejszą ilustracją. 


A HARD DAY 
(reż. Go  Geon-soo, Korea Płd, 2014)


Thriller, komedia. „Jak oni to robią?” - tego rodzaju pytania wciąż powraca ilekroć przychodzi mi oglądać kolejny koreański thriller. Nie opuszczało mnie ono także podczas seansu „A Hard Day”, który wychodzi od zgranego motywu ukrytej zbrodni (tutaj: śmiertelnego potrącenia pieszego i ukrycia zwłok) i wraz rozwojem akcji bynajmniej nie wystrzega się innych znanych motywów jak np. postaci szantażysty, który był świadkiem przestępczego zachowania głównego bohatera. Ale wystarczy nieco pozmieniać akcenty w znanej historii, sprytnie ubogacić ją elementami czarnej komedii i trzymać się perfekcyjnego scenariusza, którego każdy najdrobniejszy element fabularny wybrzmiewa w odpowiednim czasie, aby stworzyć trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny obraz. „A Hard Day”  - niezwykle zgrabny thriller i solidna porcja rozrywki na najwyższym poziomie.
 

 MOURNING GRAVE
(reż. Oh In-chun, Korea Płd, 2014)


Horror. Bohater widzący zmarłych, duch prześladowanej uczennicy mszczący się na swych oprawcach, krewny egzorcysta, dziecięca przyjaźń i rzecz jasna ckliwe zakończenie – "Mourning Grave” to nieprzyzwoity w swej wtórności zestaw najbardziej zgranych motywów kina grozy. Twórcy filmu starają się nieśmiało ostentacyjny brak jakiejkolwiek odautorskiej inwencji wynagrodzić wprowadzając motyw ze schizofrenicznym duchem (objawiającym się dobrym i złym wcieleniem), jak też oferując coś dla miłośników komedii, romansu i melodramatu, ale próby te nie służą żadnemu innemu celu jak pozyskaniu jak najliczniejszego odbiorcy. I jak bywa w tego rodzaju przypadkach gdy chce się zadowolić wszystkich, nikt ostatecznie zadowolony nie jest. „Mourning Grave” to ładnie sfilmowana konfekcja, wtórna do bólu, która spodobać się może chyba tylko przypadkowemu widzowi koreańskiego kina grozy.   


SUDDENLY IN DARK NIGHT
(reż. Ko Young-nam, Korea Płd, 1981)


Horror. Gdy w koreańskim kinie grozy ostatnich lat trudno doszukać się wartościowych pozycji, warto zagłębić się w jego przeszłość. Zwłaszcza, że można w niej natrafić na taką perełkę jak „Suddenly in Dark Night” Ko Young-nama z 1981 r. Film jest niezwykle interesującym studium obłędu, któremu ulega  żona bogatego uczonego zazdrosna o młodą, atrakcyjną służącą sprowadzaną przez męża do domu. Reżyser filmu dla wyrażenia pogarszającego się stanu psychicznego bohaterki stosuje pomysłowe  chwyty formalne (np. „kalejdoskopowe ujęcia”), które znajdują uzasadnienie w sprawnie prowadzanej narracji, balansującej między thrillerem psychologicznym a horrorem okultystycznym.  Służąca jest nie tylko atrakcyjna, ale przynosi ze sobą tajemniczą, drewnianą lalkę emanującą złą energią. Do końca nie wiadomo, czy szaleństwo bohaterki jest efektem jej problemów psychicznych czy 'złego uroku” przeklętego przedmiotu. Dzięki zachowaniu tej ambiwalencji film zyskuje na wartości, zadowalając zarówno fanów racjonalnego wyjaśnienia zachowania kobiety, jak i nadnaturalnego. Warto też zwrócić uwagę na mistrzowską, finałową sekwencję, w której szalona kobieta zatraca całkowicie poczucie rzeczywistości. Zaskakujące udane, świetnie zrealizowane i zagrane kino grozy z mało znanego okresu dziejów koreańskiego horroru.     


THE FLU
(reż. Kim Su-sung, Korea Płd, 2013)


Thriller. Z inspiracji... epidemią ptasiej grypy. Grupa chińskich emigrantów przywleka do koreańskiego portu śmiertelnie niebezpiecznego wirusa, który błyskawicznie rozprzestrzenia się na całe miasto. Fabuła jednak koncentruje się na losach trzech postaci: młodej pani doktor, jej kilkuletniej córce i pomagającym im, zakochanym w lekarce, ratownikowi. Trzeba przyznać, że twórcy filmu całkiem nieźle radzą sobie ze stroną inscenizacyjną: sceny chaosu wywołanego epidemią mają rozmach i wypadają wiarygodnie. Wiarygodnie przedstawiono sposób rozprzestrzenienia się wirusa, sugestywnie dowodząc jak niebezpieczną bronią mogłoby wykorzystanie niszczycielskiego potencjału jednego małego mikroba. Równie dobrze można napisać o kreowaniu dramatyzmu filmu poprzez umiejętne piętrzenie trudności, z  którymi muszą mierzyć się bohaterowie. Szkoda jednak, że wzmocnienie strony dramatycznej odbywa się często przez uciekanie do ordynarnego szantażu emocjonalnego (jednym z głównych wątków jest zakażenie małej córeczki głównej bohaterki i próby jej ratowania), jak też do zgranych chwytów: jak rozstania, powroty, cudowne ocalenia itp. Jeszcze gorzej, że mnóstwo tu taniego sentymentalizmu i … rządowej propagandy oraz konwencjonalnych postaci (źli Amerykanie, dobry prezydent, nieudolni politycy, dzielny ratownik, poświęcenie matki). Mogło być lepiej, a jest bardzo przeciętnie.   


CODENAME: JACKAL
(reż. Sang Yi-ho, Korea Płd, 2012)


Komedia sensacyjna. Komedie oglądam rzadko, a dla dobrego samopoczucia warto od czasu do czasu jakąś obejrzeć. Mój problem z tym filmem polega na tym, że chociaż posiada on spory potencjał komediowy, jakoś śmiesznie nie jest. Być może to subiektywne odczucie, kwestia nastroju albo moje nasiąknięcie ponurymi klimatami, ale uśmiechnąłem się chyba ze trzy razy. A przecież płatna zabójczyni-amatorka, policjanci pracujący pod przykrywką hotelowych sprzątaczek czy Oh Dal-su w roli miasteczkowego gliniarza o dość bezpośrednim sposobie bycia i talencie do sprowadzania kłopotów są całkiem niezłymi - i założenia zabawnymi patentami. Ostatecznie jednak tylko Oh, od czasu „Piratów” jeden z moich ulubionych koreańskich aktorów, daje radę. Na plus, zupełnie obiektywnie trzeba oddać twórcom filmu, że trzymają dobre tempo i skrupulatnie pilnują, by cały czas coś się działo.


MURDERER
(reż. Lee Ki-wook, Korea Płd, 2014)


Dramat, thriller. Oparta luźno na faktach interesująca i właściwie udana próba nietypowego spojrzenia na motyw seryjnego mordercy. Zabójca wiedzie wraz swym nastoletnim synem,Yong-ho spokojne życie na prowincji. Wszystko się zmienia, gdy chłopiec zaprzyjaźnia się z samotną, nowo przybyłą dziewczyną, odkrywającą w ojcu Yong-ho mordercę, który niegdyś omal jej nie zabił. „Murderer” to momentami przejmujący dramat, opowiadający o przyjaźni dwojga odtrąconych przez otoczenie dziecięcych bohaterów, ale także poruszający wątek mrocznej przeszłości, grzechów ojca, które tragicznie naznaczają życie syna. Kameralny, smutny film, który - trzeba się zgodzić z tymi krytycznymi głosami – trwa zbyt krótko (75 min), by odpowiednio rozwinąć postaci (zwłaszcza ojca). Ale i tak warto.  


BARBIE
(reż. Lee Sang-wo, Korea Płd, 2012)


Dramat. Chyba w żadnej innej kinematografii temat cierpienia nie doczekał się tak licznych, często wybitnych filmów, jak dzieje się to w przypadku koreańskiego kina. Większość twórczości Kim Ki-duka, filmy Lee Chang-donga, trylogia zemsty Park Chan-wooka i wiele innych -  lista obrazów poruszających te kwestię jest długa i wciąż niewyczerpana. Niezależny obraz Lee Sang-wo („Mother is a Whore”) wpisuje się w ten nurt „cierpiętniczych filmów”, ale mam z nim pewien problem. Tematyka cierpienia jest wyjątkowo delikatna i łatwo mierząc się z nią popaść w banał, w patos lub emocjonalny szantaż. Mam wrażenie, że ten ostatni przypadek odnosi się do filmu „Barbie”. Nie sposób bowiem nie wzruszyć się historią dwóch dziewczynek: sióstr na ekranie i poza ekranem, które nie dość, że żyją w nędzy, opiekując się upośledzonym ojcem i starając się przeżyć z dnia na dzień, to na dodatek muszą się mierzyć z chciwymi, podstępnymi dorosłymi, którzy w tyleż gorzko ironicznym co dla mnie kompletnie niewiarygodnym finale zsyłają na bohaterki jeszcze jedno nieszczęście. Mam wrażenie, że o jedno nieszczęście za dużo. Obiektywną wartością filmu są natomiast dziecięce kreacje głównych bohaterek: zarówno wschodzącej gwiazdy koreańskiego kina, Kim Sae-ron, jak jej młodszej siostry, Kim Ah-ron. Ta ostatnia jest zresztą dla mnie objawieniem tego filmu: zaskakująco dojrzała, wielowymiarowa kreacja. 


MANHOLE
(reż. Shin Jae-young, Korea Płd, 2013)


Thriller. Prostota zaskakująco dobrze sprawdza się w szeroko pojętym kinie sensacyjnym, czego doskonałym przykładem jest thriller Shin Jae-younga, „Manhole”. Fabułę da się streścić w jednym zdaniu: psychopata ukrywający się w podziemnej sieci miejskich kanałów porywa do swojej siedziby przypadkowe osoby a następnie je morduje. Jedną z porwanych jest głuchoniema nastolatka (w tej roli specjalistka od ról ofiar wszelkiej przemocy, Kim Sae-ron) a jej starsza siostra próbuje dotrzeć do dziewczyny i ją uwolnić. Sukces film tkwi w umiejętnym wykorzystaniu klaustrofobicznej atmosfery labiryntu podziemnych kanałów, w skoncentrowaniu akcji na zaledwie kilku postaciach, na wypełnieniu fabuły wątkiem poszukiwania a następnie ucieczki z rąk nieustępliwego, wszechobecnego mordercy i okraszeniem całości elementami rozsądnie dawkowanej makabry. Krótko mówiąc to właśnie prostota sprawia, że „Manhole” trzyma w napięciu od pierwszych do ostatnich kadrów. I chociaż scenariusz nie jest wolny od logicznych dziur lub urwanych wątków, to ogląda się obraz Shina całkiem przyjemnie. 

2 komentarze :

  1. Wiem, że istnieje manga o tytule Manhole, ale nie wiem, czy to jest to samo :) Niemniej film się nawet ciekawie zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Film nie ma nic wspólnego z mangą. To zupełnie inna historia.

    OdpowiedzUsuń