niedziela, 15 listopada 2015

NA KRÓTKO: WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2015

New World, reż. Park Hoon-jung 


Z grubym poślizgiem, ale jest kolejny odcinek NA KRÓTKO! Dwumiesięczny, bo i trochę chorowałem, i trochę nad książką pracowałem (3/4 już jest). Co do listy wrześniowo-październikowej, to dominują na niej horrory, w tym dwa warte jak najbardziej uwagi. „The Swimmers” Sopona Sukdapista dowodzi, że tajlandzki twórca „Ladaland” to nieprzypadkowy artysta, ale autor kina grozy konsekwentnie realizujący swoją wizję kina. Miłym zaskoczeniem zwłaszcza, jeśli lubimy sporą porcję dziwaczności, absurdu i groteski jest także obraz „Pet Peeve”. Wiele dobrego napisałem też o koreańskim „New World” ze świetną rolą niezawodnego Choi Min-shika a także o indonezyjskimi kinie... wy xia („The Golden Cane”). Natomiast sporym rozczarowaniem okazała się „Yakuza Apocalypce” Takashiego Miike i nieco mniejszym, ale jednak - „The Silenced” z Korei Płd. Warto też zwrócić uwagę na pierwszy laotański horror, „Chanthaly”.  



CHANTHALY
(reż. Mattie Do, Laos, 2013)

Horror. Pierwszy laotański horror w dziejach tego najbiedniejszego azjatyckiego kraju, wyniszczonego przez długotrwałą wojnę domową oraz przez rządy komunistycznego reżimu, które dopiero w ostatnich latach nieco zelżały. W takich całkowicie niekorzystnych warunkach dla kręcenia filmów, że nie wspomnę o horrorze, sam fakt ukończenia filmu powinien być traktowany jako największe osiągnięcie. I tak też odbieram debiut Mattie Do, która fachu reżysera uczyła się na planie swego filmu. „Chanthaly” jest więc właściwie produkcją amatorską, w całości nakręconą w prywatnym mieszkaniu reżyserki, z niewielką amatorską obsadą, a mimo to prezentuje się od strony wizualnej zupełnie przyzwoicie, a na dodatek klasyczną opowieść o nawiedzonym domu ukazuje w ciekawej perspektywie. Oczywiście wiele w tym filmie jest do poprawienia (zwłaszcza umiejętność opowiadania obrazem, korzystania z dynamicznego montażu, bardziej zróżnicowanego kadrowania itp.), ale do „Chanthaly” trzeba podejść z dużą dozą tolerancji i z uwzględnieniem całego tła polityczno-społeczno-produkcyjnego, inaczej nie dotrwamy nawet do piętnastej minuty seansu. OCENA: 5/10 


THE SILENCED
(reż. Lee Hae-young, Korea Płd, 2015)

Horror, msytery. Cierpiąca na chorobę płuc Joo-ran przybywa do tajemniczej, ukrytej w gęstym lesie, szkoły-sanatorium Gyeongseong. Nie jest tam mile widziana przez uczennice, a jedyną osobą, która okazuje nowo przybyłej dziewczynie jest Yeon-duk. Ona oraz Yuka są najpoważniejszymi kandydatkami do opuszczenia murów Gyeongseong i wyjazdu do Tokio, gdzie czeka ich wspaniała przyszłość. Niespodziewanie jednak na rywalkę obu dziewczyn wyrasta Joo-ran, która dzięki specjalne kuracji zaaplikowanej przez dyrektorkę szkoły, nie tylko wraca do zdrowia, ale zyskuje niezwykłej energii i siły. Tymczasem w szkole zaczynają ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach kolejne uczennice. Fabuła nie brzmi zatem szczególnie rewelacyjnie, ale na szczęście nie jest w nią zamieszany żaden długowłosy, nadnaturalny byt. „The Silenced” to horror mystery, choć niestety czystej grozy jest w nim zdecydowanie za mało a wyjawienie „tajemnicy” następuje stanowczo za wcześnie. Mam też zastrzeżenia do fabuły, która nie tylko za bardzo koncentruje się na wątkach obyczajowych, ale na dodatek pełna jest logicznych dziur. Najgorzej jednak, bo niezamierzenie groteskowo, wypada finał, który nagle skręca w kierunku historii … o superbohaterach. Największą zatem zaletą filmu są przepiękne zdjęcia, scenografia, subtelnie sącząca się atmosfera niepokoju oraz liczne grono ślicznych, młodych koreańskich aktorek. OCENA: 6/10 

  
THE SWIMMERS 
(reż. Sopon Sukdapist, Tajlandia, 2014)

Horror, dramat. Tajlandzki mistrz nadnaturalnego horroru psychologicznego Sopon Sukdapist powraca. Twórca „Coming Soon” oraz kultowego „Ladaland” tym razem opowiada o zdradzonej przyjaźni, odpowiedzialności za życiowe wybory, wyrzutach sumienia i wyrządzonej krzywdzie, która nie zostaje naprawiona. Umiejętne połączenie mrocznego dramatu z ghost story, pogłębione postaci, inteligentna groza, sporo napięcia i wysmakowane wizualnie kadry oraz elementy autorskiego stylu scenarzysty „The Shutter-Widmo” - wszystkie te elementy składają się na jeden z najlepszych azjatyckich horrorów, jakie miałem okazję zobaczyć w tym roku. OCENA: 7/10 


YAKUZA APOCALYPSE
(reż. Takashi Miike, Japonia, 2015)

Gangsterski, horror, sztuki walki, science-fiction. Yakuza przemieniający się w wampiry, cywile stający się krwiopijcami, kappa jako szef przestępczego podziemia, człowiek-żaba jako mistrz sztuk walki i „największy terrorysta świata” oraz gigantyczna Żabogodzilla – to tylko niektóre z atrakcji, które Takashi Miike serwuje w swym najnowszym filmie: jednym z najbardziej szalonych, zakręconych, psychodelicznych obrazów w karierze Japończyka. Nie po raz pierwszy Miike bawi się gatunkowymi konwencjami  i drwi sobie z widzów rozleniwionych przez filmowe klisze i schematy. Dobrym przykładem jest finałowe starcie między głównym bohaterem yakuzą-wampirem a Yayan Ruhianem. Widzowie oczekują najbardziej spektakularnego pojedynku z niesamowitą choreografią walki, a otrzymują obraz dwóch słaniających się na nogach przeciwników zadających sobie anemiczne ciosy pięścią. Miike zapewne setnie się bawił na planie filmu, ale niestety ta zabawa niespecjalnie udziela się widzom. „Yakuza Apocalypse” to pozbawiona właściwie fabuły campowa mieszanka, która w pojedynczych scenach daje jeszcze radę, ale jako całość totalnie nuży i irytuje. No i kiedy w końcu Miike nakręci „poważny” film, bo na razie zjada własny ogon. OCENA: 5/10  


PET PEEVE 
(reż. Toshikazu Nagae, Japonia, 2013)

Horror. Jeżeli horror zaczyna się od ujęcia pełzających po asfaltowej drodze gałek ocznych, to możemy się spodziewać naprawdę nietuzinkowego horroru. I takim też jest obraz Toshikazu Nagae - opowieść o miasteczku nawiedzonym przez najgorsze koszmary: upiorne kreatury, przeklęte symbole, przerażające zjawy. Minimalizm tego obrazu, a nawet epizodyczna struktura pracują na autentycznie przerażający horror pełen groteskowo-makabrycznej grozy. Niesamowita atmosfera postępującego obłędu, dziwaczna fabuła oraz liczne sceny nagłej ewokacji surrealistycznego straszenia stawiają ten film w mojej pierwszej 10 najstraszniejszych horrorów. Szkoda, że trochę kuleje narracja, a w drugiej połowie jest już niestety bardziej groteskowo niż strasznie. Ale jeśli myślicie, że „Uzumaki” to najbardziej ekstrawagancki horror, jaki widzieliście, to koniecznie zobaczcie „Pet Peeve”. OCENA: 7/10 


NEW WORLD
(reż. Park Hoon-jung, Korea Płd, 2013)

Dramat, gangsterski. Doświadczony komisarz, Kang tworzy diaboliczny plan rozbicia potężnego syndykatu zbrodni. Okoliczności są sprzyjające, bowiem dotychczasowy szef ginie w tajemniczych okolicznościach w wypadku samochodowym, a o schedę po nim ubiegają się dwaj wrodzy sobie kandydaci. Wykorzystując tajnego agenta policji, Ja-sunga działającego w szeregach przestępczej organizacji oraz napuszczając na siebie dwóch mafiosów, komisarz Kang, bliski jest osiągnięcia celu. Niespodziewanie dla niego Ja-sung wymyka się spod kontroli. „New World” w reżyserii Park Hoon-junga, scenarzysty „I Saw The Devil”, to kolejny dowód na niezwykłą elastyczność koreańskiego kina. Historia przypomina, i specjalnie się z tym nie kryje, klasyka kina gangsterskiego „Ojca Chrzestnego” oraz inny klasyczny film gatunku, pochodzące z Hongkongu, „Infernal Affair”. Całość zostaje zgrabnie złożona w ponurą, brutalną, ale momentami wręcz fascynującą opowieść o władzy i bezlitosnej walce o jej zdobycie, którą ogląda się z niesłabnącym zainteresowaniem. Wisienką na torcie jest kreacja Choi Min-shika w roli komisarza Kanga, cynicznego, ale bezradnego wobec bezwzględności zła. OCENA: 7/10 


THE GOLDEN CANE WARRIOR
(reż. Ifa Isfansyah, Indonezja, 2014)

Sztuki walki. Kto powiedział, że dobre kino wu xia można zrobić tylko w Chinach? Czasem wystarczy ściągnąć tylko po zdolnego choreografa walk z chińskim paszportem, by nakręcić solidne, niewiele ustępujące produkcjom made in China kino sztuk walki. Tak jest w przypadku indonezyjskiego „The Golden Cane Warrior”, który powstał na fali popularności filmów Garetha Evansa, ale który proponuję odmienne kino. Obraz Ifa Isfansyaha  jest przepięknie sfilmowany, nastrojowy, bardziej wyciszony od żywiołowych filmów Evansa, ale za to kładzie większy nacisk na psychologię postaci. Ciekawie jest także pod względem fabularnym, bo choć konwencja wu xia jest zachowana, to są pewne od niej odstępstwa (główną bohaterką jest młoda dziewczyna, a akcja koncentruje się na wątku zemsty, no i – UWAGA – w ogóle nie ma w nim efektów CGI). Scen walk nie ma zbyt wiele, ale za to finałowe starcie między antagonistami wynagradza ten brak dramaturgią i efektowną choreografią. Warto też dodać, że oglądamy na ekranie raczej rzadko pokazywany styl, w którym wojownicy posługują się specjalnymi kijami. W sumie zatem, choć film momentami nieco nazbyt folderowy (ach, te zachody słońca!) i akcja zdecydowanie nie pędzi na złamanie karku, to warty obejrzenia – choćby dla wielu wrażeń estetycznych czy dla finałowego pojedynku. OCENA: 7/10 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz