poniedziałek, 14 czerwca 2010

THE ROAD HOME (Wo de fu qin mu qin, Chiny, 1999)


 Wedle pradawnego chińskiego zwyczaju zmarłego poza domem członka rodziny należy pieszo przenieść do domu, by ten odchodząc w zaświaty nie zapomniał drogi do domu. Zadośćuczynieniu tej tradycji domaga Zhao Di, wdowa po wiejskim nauczycielu Luo Changyu. Jest jednak problem - zagubioną gdzieś w górach wioskę opuścili wszyscy młodzi, a do pokonania jest spory kawał drogi. Sołtys proponuje transport traktorem, ale wdowa upiera się przy swoim. Nawet przybyły na wieść o śmierci ojca syn Yusheng nie jest w stanie przekonać matki. Jej upór nie jest kaprysem, ale wyrazem głębokiej miłości, która swój początek wzięła "dawno temu". To nieokreślone, mityczne "dawno temu", ukazane w obszernej retrospekcji, jest nostalgiczną wędrówką do "raju utraconego", czasów, gdy matka Yushenga była młodziutką śliczną dziewczyną a jego ojciec przybyłym z miasta wiejskim nauczycielem witanym przez całą wioskę. Perypetie bohaterów, którzy nie od razu mogą połączyć swoje losy, choć bardzo tego pragną, Zhang Yimou, znany z niebywałej dbałości o estetyczny kształt swego dzieła, przemienia w liryczną malarską opowieść. W przeciwieństwie do współczesnych czarno-białych ram - sfilmowanej w blasku kolorów, zwłaszcza złotych żółci i ulubionej barwy Yimou - czerwieni.  

Czerwień jest ważnym i często eksponowanym kolorem w filmie. Czerwona wstęga wyhaftowana przez Di, przynosząca szczęście, którą budowniczowie szkoły owinęli wokół krokwi, czerwona kurtka dziewczyny ulubiona przez nauczyciela Luo, czerwona spinka do włosów, którą Di otrzymała od niego w prezencie - czerwień jest symbolem miłości. A miłość pokazuje Yimou przez, często zabawne, ale i wzruszające starania nieśmiałej Di, specjalnie nabierającej wody z oddalonej studni, by móc przejść obok szkoły i posłuchać donośnego pięknego głosu Luo dobiegającego z budynku. Jedną z najbardziej dramatycznych scen jest ta, w której Di próbuje rozpaczliwe dogonić odjeżdżającego do miasta Luo i biegnąc z miską grzybowych pierogów (ulubionej potrawy mężczyzny) potyka się i rozbija miskę. Miłość realizuje się bowiem nie przez szumne deklaracje czy patetyczne gesty, ale przez drobne podarunki, nieśmiałe gesty, ulotne spojrzenia. Yimou, ilustrując tę subtelną grę uczuć impresyjną fotografią na tle falujących łanów zbóż osiąga poezję. Ale poezję od kiczu dzieli cienka granica, którą mniej zdolny reżyser dawno by przekroczył. Chiński twórca nie boi się opowiadać prostych, wręcz ckliwych historyjek, nie wystrzega się przy tym obrazków w rodzaju falujących łanów zbóż, czy tak daleko ingerujących w percepcję widzów środków, jak zwolnione zdjęcia, bo jest stylistycznym ekwilibrystą najwyższej klasy.

"Droga do domu" ("The Road Home") jest też kolejnym w dorobku Yimou "filmem heroicznym". Znów mamy do czynienia z bohaterką, pełną poświęcenia i determinacji, tym razem w walce o miłość Luo, a gdy w końcu ją zdobędzie - w walce z przeciwnościami losu, który próbuje odebrać jej ukochanego. Los co prawda nie rzuca tak wielkich kłód pod nogi bohaterce filmu, jak ma to miejsce w innych dziełach chińskiego twórcy, niemniej Di będzie musiała się zmierzyć i z chorobą i z długoletnią rozłąką spowodowaną bliżej niesprecyzowanymi "politycznymi względami" i z najgorszym - utratą nadziei. Przetrwa wszystkie burze i w końcu czekając o bladym świcie w czerwonej kurteczce dostrzeże na horyzoncie swego ukochanego.  
Ważnym elementem filmów twórcy "Czerwonego sorga" jest polityka, a przynajmniej społeczny kontekst. W "Drodze do domu" potraktowany został on dość oględnie z czego wielu krytyków uczyniło zarzut. Trudno się z tym zgodzić, bo choć problematyka społeczna interesuje reżysera tym razem najmniej, to jednak nie zabrakło w nim, mimochodem umieszczonego społecznego komentarza. Do rodzinnej wioski, Yusheng przybywa japońskim jeepem, choć droga jest piaszczysta a osada wyludniona z młodzieży, która wyjechała szukać szczęścia w mieście. Miasto stanowi, zresztą, dla wiejskiej społeczności odległy egzotyczny ląd, niemal inną rzeczywistość. Gdy po wiosce rozchodzi się wieść, że Luo przyjechał z miasta, wszyscy biegną na jego przywitanie by uczestniczyć w tym niezwykłym wydarzeniu. Widz jednak dostaje wyraźną sugestię: "spójrzcie jaka przepaść dzieli miasto od wsi". To tylko kilka przykładów, jak umiejętnie można wpisać w konwencję melodramatu ważny komentarz do społecznych uwarunkowań chińskiej rzeczywistości. To co jednak nieco psuje wrażenie obcowania z dziełem wybitnym to niedostateczna moc dramatyzmu, będąca konsekwencją zbyt chyba sztywnego trzymania się melodramatycznego schematu. Choć los nie oszczędza bohaterów, to nie drżymy o nich, dobrze wiemy, że w ostateczności ocali ich happy end.   

Na koniec wypada kilka słów poświęcić odtwarzającej postać młodej Di, debiutującej na dużym ekranie - Ziyi Zhang. Niedoszła prima balerina, która wybrała jednak aktorską karierę uczyniła swoją bohaterkę, dzięki wielkiemu talentowi i zniewalającej urodzie, istotę niemal magiczną, idealnie tym samym wpisującą się w nostalgiczny, niezupełnie realny charakter opowieści. Warto zauważyć, że chińska aktorka, a dziś gwiazda światowego formatu, oczarowała nie tylko filmowego Luo, ale także samego reżysera. Zagrała u niego w dwóch kolejnych filmach, stając się jego muzą i towarzyszką życia, wypełniając tym samy puste miejsce u jego boku po Gong Li., innej wielkiej divie nie tylko chińskiego kina, z którą reżyser rozstał się w 1995 r.. Cóż... pozazdrościć tylko Yimou życiowych partnerek...


Więcej o „THE ROAD HOME”


OCENA: 8/10 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz