KTO OBSTRZYŻE PREZYDENTA?
Na wiele sposobów można opowiadać o historii swego kraju. Można zabawnie, ironicznie, jak Andrzej Munk w „Obywatelu Piszczyku”, można z patosem i wielką pompą jak Edward Zwick w „Glory”, a można też z delikatnością, jakby mimochodem, kreśląc losy zwykłych ludzi uwikłanych w skomplikowane, a często bolesne meandry historii przez wielkie H. Tak jak swego czasu uczynił to choćby Zhuangzhuang Tian w znakomitym „Błękitnym latawcu”, w którym opowiadał o ubogiej rodzinie nauczycielki, Shujuan, której losy wpisywał w historyczne tło - okres komunistycznego reżimu Mao Zedonga. Ale twórcy chińskiego filmu tak naprawdę opowiadali o harcie ducha zwykłych ludzi, heroicznie walczących o godne życie w czasach „wielkiej hańby”. Reżyser „The President`s Barber”, Lim Chan-sang, zdaje się podążać śladami swego chińskiego kolegi. Jego film jest jednak znacznie mniej dramatyczny, znacznie mniej w nim tragicznych wydarzeń, bo też historia Korei Południowej, zaprezentowana w filmie a obejmująca prezydenturą Park Chung-hee (lata 1963-1979) nie obfitowała w tak przerażające zdarzenia jak masowe aresztowania, egzekucje na stadionach, przymusową reedukację przez pracę na wsi czy we fabrykach, czy też wielką klęskę głodu. Dlatego też twórcy „The President`s Barber” mogli sobie pozwolić na lżejszy ton. W konsekwencji wprowadzenie humoru do opowieści o skromnym, nieśmiałym fryzjerze Sung Han-mo, który zostaje „nadwornym” golibrodą prezydenta Chung-hee zyskuje w wielu scenach posmak ożywczej groteski. Choć może przywódca Korei nie prowadził obłąkańczych eksperymentów na żywym organizmie narodu, to nie miał do końca czystego sumienia. W Korei Południowej, mimo pozorów demokracji i przestrzegania obywatelskich praw, panował reżim i dyktatura. Fałszowano wybory (co zabawnie pokazano w filmie), brutalnie tłumiono wszelkie antyrządowe demonstracje, politycznych przeciwników aresztowano, a nawet torturowano, wolność słowa była poważnie ograniczona, a krajem co rusz wstrząsały różnego rodzaju szpiegowskie afery.
Sporą cześć z tej ciemnej strony południowokoreańskiej „demokracji” możemy zobaczyć w obrazie Chan-sanga, ale reżyser wydarzenia te umieścił na drugim planie. A jeśli niektóre z nich bezpośrednio ingerują w życie głównego bohatera, to pokazane zostały z poczuciem humoru, w konwencji groteski. Są to zresztą najlepsze sceny w filmie: na przykład, gdy ubrany w biały fartuch fryzjer Han-mo zostaje wzięty przez demonstrantów za lekarza, gdy krajem wstrząsa tzw. afera Marxusa (rzekomo świadome spowodowanie przez północnokoreańskich szpiegów epidemii...biegunki). Każdy zakażony automatycznie stawał się potencjalnym podejrzanym, bo skoro dał się zarazić, to znaczy, że kontaktował się północnokoreańskim wrogiem. Ofiarą tej politycznej paranoi padł także syn, Han-mo, ale scena jego tortur jest jedną z najzabawniejszych. Te i inne sceny są zarazem nieodparcie śmieszne, ale zarazem przerażające, gdy uświadomimy sobie, że zwykła biegunka mogła sprowadzić na zupełnie niewinne osoby aresztowania, tortury i inne represje. Absurd okazuje się być najdoskonalsza metodą do wyrażenia szaleństwa władzy.
A jednak „The President`s Bareber” nie jest opowieścią o współczesnej, zagmatwanej i wcale niechlubnej historii Południowej Korei. Jest to przede wszystkim opowieść o niezwykłej przyjaźni, która połączyła osoby tak odmienne pod każdym względem, że trudno sobie wyobrazić, by mogły znaleźć choćby cień porozumienia. A jednak. Charyzmatyczny prezydent Chung-hee i nieśmiały fryzjer Han-mo, stają się z czasem bliskimi przyjaciółmi. Przywódca jest urzeczony skromnością i szczerością Han-mo, być może dlatego, że otoczony przez nienawidzących się, rywalizujących ze sobą doradców, generała Yanga (służba bezpieczeństwa) i generała Parka (służba prezydencka), tak naprawdę nie może im ufać i czuję się osamotniony. Finał filmu i prezydentury Chung-hee potwierdził, że brak zaufania nie był bezpodstawny, lecz nie ochronił przywódcy przed tragicznym końcem. Han-mo natomiast zyskuje lokalną sławę i z pewnością wzrasta w nim poczucie jego wartości. Fryzjer jednak w pewnym momencie popełnia błąd - nie potrafi zrozumieć, że prezydent jest przede wszystkim politykiem i przywódcą, dla którego władza jest wartością najwyższą. Gdy więc zostaje aresztowany syn, Han-mo, a bohater stara się wykorzystać znajomość z prezydentem, ten odmawia jakiejkolwiek interwencji. Nie może narazić się na zarzut ulegania wpływom własnego fryzjera, bo to by znaczyło, że jego pozycja jest słaba i że jest słabym władcą. A chętnych, by zająć miejsce Chung-hee nie brakuje. Tak zresztą, jak zawsze, gdy przywódcę otaczają zżerani przez ambicję doradcy...
Ale Han-mo w istocie nie potrzebuje prezydenckich koneksji - ma bowiem w sobie wyjątkowy hart ducha, jego heroizm przypomina mi heroizm bohaterki „Błękitnego latawca”, która nie czyniła niczego wielkiego, poza tym, że znosiła wszelkie przeciwności losu z pokorą i wytrwałością. Podobnie jak Han-mo, godzący się bez słowa na poniżające rytuały wizyty u prezydenta ( z czasem zniesione przez przywódcę), zachowującego zdrowy rozsądek w czasach, gdy wszyscy go tracą i w końcu, gdy pojawia się tak konieczność, wędrującego przez cały kraj, by znaleźć lekarstwo na chorobę swego syna. Siłę, podobnie jak bohaterka „Błękitnego latawca” czerpie z miłości, tym razem z miłości ojcowskiej.
„The President`s Barber” jest wielkim popisem aktorskiego kunsztu Song Kang-ho. Aktor miał co prawda ułatwione zadanie, bo rola Han-mo była wspaniale napisana przez scenarzystę Jang Min-seoka. Lecz bez ogromnego talentu Kang-ho nawet najgenialniej wymyślona postać nie ożyłaby na ekranie. Ale wielkie brawa należą się także Jo Yeong-jin w roli prezydenta, który tworzy postać szlachetnego władcy, w głębi duszy będącego jednak nieczułym, bezwzględnym politykiem. Osobiście żałuję, że twórcy filmu nie dali większej szansy znakomitej aktorce, Moon So-ri („Oasis”, „Family Ties”) do zaprezentowania swych nieprzeciętnych aktorskich zdolności. Choć nawet w niewielkiej roli żony Han-mo wypada przekonująco
The President`s Barber” należy do tej kategorii filmów, które przykładają wagę przede wszystkim do treści a nie formy. Dlatego w obrazie Chan-sanga nie zobaczymy żadnych technicznych fajerwerków, akcja sączy się leniwie, a sposób filmowanie unika wszelkich dynamicznych i efektownych środków. Spokój narracji i oszczędność formy sprzyjają tej niezwykłej opowieści o przyjaźni między władca a jego poddanym. Widzowie ceniący sobie dobrze opowiedziane „historie z życia wzięte” na pewno nie będą rozczarowani filmem Lim Chan-sanga.
Więcej o ”THE PRESIDENT`S BARBER”
OCENA: 8/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz