piątek, 14 września 2012

PAPRIKA (Papurika, Japonia, 2006)




Krótkie wyjaśnienie:
24 sierpnia 2010 w wieku ledwie 46 lat zmarł wybitny artysta japoński, Satoshi Kon, twórca niezapomnianych anime „Perfect Blue”, „Paprika” czy „Millennium Actress”. Niedawno minęła druga rocznica śmierci artysty, to całkiem dobra okazja by przypomnieć jego wybitne filmy, które wciąż oszałamiają realizacją, nieskończonym bogactwem wizualnych pomysłów i głębią poruszanej tematyki. To dzięki filmom Kona na dobre zainteresowałem się anime i to też rzecz jasna, jest dobry powód, by przypomnieć zdecydowanie zbyt skromną twórczość Satoshi Kona. Recenzje, które będę prezentował w najbliższych tygodniach pierwotnie pojawiły się na stronie www.azjamania.pl. Uważam, że są na tyle dobre by je zaprezentować szerszemu gronu.
Sylwetkę artysty znajdziecie na końcu recenzji
  
O co chodzi?

Bliżej nieokreślona przyszłość. Profesor Shima i dr Atsuko Chiba, za sprawą wynalazku genialnego Tokity Koshisaku, dokonują milowego kroku w dziejach psychiatrii. Niewielkie urządzenie, zwane DC Mini, pozwala nie tylko rejestrować sny, ale ingerować w ich przebieg. Dzięki tej możliwości można pomagać ludziom cierpiącym na różne psychiczne schorzenia. Sen to przecież projekcja podświadomości, a to właśnie w niej szukać należy pierwotnych przyczyn różnorakich psychicznych zaburzeń. Kwestia, czy terapeuta ma prawo ingerować w sferę tak intymną jak sen pacjenta wydaje się, wobec wagi odkrycia, sprawą drugorzędną. Ale wkrótce okazuje się, że moralne konsekwencje igrania z ludzką naturą, nie będą jedynym problemem, przed którym stanie dr Chiba, Tokita, profesor Shima i jeden z pierwszych testowych pacjentów, detektyw Kogawa. Ktoś bowiem ukradł trzy egzemplarze DC Mini i z ich pomocą zaczyna wszczepiać sny obcych ludzi w umysły naukowców ze zespołu dr Chiby. Zaatakowane osoby popadają w kompletną paranoję, traktując senne majaki, jak najprawdziwszą rzeczywistość. Ale tajemniczy sprawca nie poprzestaje tylko na dr Chibie i jej pracownikach. Wkrótce sny zaczynają najdosłowniej wychodzić na ulicę zagrażając istnieniu realnego świata. Cała nadzieja w Papryce, detektywie snu, a prywatnie alter ego dr Chiby.


Sfilmowany sen Satoshi Kona

Japońska animacja znana lepiej jako anime cieszy się na świecie zasłużoną sławą. Zapracowało na nią kilka pokoleń twórców, począwszy od Mitsuyo Seo („Momotarō”), przez filmy Tezuki Osamo („Astro Boy”) z lat 60. oraz przez wybitne produkcje: Katsuhiro Ôtomo („Akira”), Mamoru Oshii („Ghost in the Shell”), Hayao Miyazaki („Spirited Away”) i Satoshi Kona, reżysera omawianej „Papryki”. Kon to jeden z najmłodszych mistrzów japońskiej animacji, który ma w swym reżyserskim dorobku ledwie cztery pełnometrażowe anime i jeden trzynastoodcinkowy serial. Ale każda z tych produkcji to filmowe wydarzenie ochoczo nagradzane na najbardziej prestiżowych festiwalach. W 2006 r. „Paprykę” wyróżniono - co najlepiej świadczy o reżyserskiej klasie Kona - nominacją do głównej nagrody Złotego Lwa, weneckiego festiwalu.

Tę klasę twórca znanego polskim widzom „Perfect Blue” potwierdza w swym jak dotąd najlepszym obrazie, „Papryce”. Film ten to niezwykły gatunkowy melanż z wielką wprawą łączący elementy kina science-fiction, thrillera, horroru, filmów mecha i romansu. A dorzućmy do tego mistrzowsko wplecioną w fabułę całą mnogość kulturowych odniesień, zwłaszcza tych związanych z kinem (m.in. kino noir, Tarzan, Hitchcock, Frankenstein, Godzilla) a otrzymamy skromne wyobrażenie tego, co czeka nas podczas seansu „Papryki”. Wielość składników z których Kon przyrządził swe filmowe danie może przyprawić o zawrót głowy i …może nieco rozczarować. Bo na pierwszy rzut oka otrzymujemy opowieść znaną z setek innych filmów, opowiadających o zgubnych skutkach działania cudownych wynalazków. Miast służyć ludzkości, sprowadzają na nią śmiertelne zagrożenia. Czyż nie o tym był w istocie słynny horror Jamesa Whale`a „Frankenstein” albo nie mniej słynna, choć wywodząca się już z zupełnie innej filmowej epoki, „Mucha” Davida Cronenberga? Skala była tylko inna, bo dotyczyła jednostek, w „Papryce” niepozorne urządzenie wywołuje kataklizm, dotykający całego świata (a na pewno całej Japonii). Fabuła nie jest mocną stroną obrazu Kona, lecz nie po raz pierwszy okazuje się, że nie jest ważne co, ale jak zostaje przedstawione na ekranie.

Jeśli można by sfilmować sen, to Kon właśnie tego dokonał. Świat „Papryki” tylko z pozoru trzyma się pewnych i jasnych granic, oddzielających sen od jawy. Bohaterowie (a widzowie wraz z nimi) co chwila są zaskakiwani odkryciem prawdziwej natury pokazywanych wydarzeń. Pod koniec filmu owe granice stają się coraz bardziej płynne, aż w końcu znikają. Sen staje się jedyną rzeczywistością. I co gorsza jest to rzeczywistość sennego koszmaru. Ale jest to koszmar tak imponujący bogactwem, rozmachem i surrealistycznym urokiem, że pochłania nas bez reszty. Kon dowodzi swym dziełem, że jego wyobraźnia nie zna granic. Korzystając z technicznych możliwości animacji reżyser odkształca filmową rzeczywistości na najbardziej szalone sposoby (np. zmieniając jej fakturę w mozaikę), bawiąc się rozmiarami przedmiotów (upiorna marionetka raz ma wielkość dziecka a raz wieżowca), swobodnie przeobrażając filmową czasoprzestrzeń (scena pościgu z prologu, która jest pościgiem przez odległe miejsca i różne okresy historyczne). Potrafi wyczarowywać tak niewiarygodne sceny jak choćby ta cyrkowej parady postaci ze snu przy dźwiękach rewelacyjnej muzyki Susumu Hirasawy, albo scenę ucieczki przed marionetką wielkości kilkunastopiętrowego budynku przez ekran telewizora a następnie obiektyw reporterskiej kamery. To tylko dwa przykłady z całej tryskającej surrealizmem i groteskowym poczuciem humoru feerii niesamowitych pomysłów twórców „Papryki”. Ale czy reżyserowi chodzi tylko o zauroczenie widza swą niezwykłą, fenomenalnie animowaną wizją?

Życie snem?

Największa wartość „Papryki” nie tkwi jednak w jej niezbyt zaskakującej fabule ( z łatwością domyślimy się, kto stoi za kradzieżą DC Mini), ani w jej mistrzowskiej wizualnej warstwie, ale w refleksjach, do których skłania. „Papryka” próbuje nam powiedzieć, że na świecie nie ma niczego pewnego, że nasza niezłomna wiara w aksjomaty jest złudna i naiwna. Najważniejsze, istotnie, jest niewidzialne dla oczu. Ale to, co skrywa się w naszych umysłach i śni po nocach. Prostą czytelną metaforą ukrytych sensów jest pierwsze ujęcie filmu - z małego samochodziku wydobywa się „pełnowymiarowy” klaun. Nigdy byśmy nie uwierzyli, że mógłby się w tej małej zabawce zmieścić dorosły człowiek. Tak jak nie uwierzylibyśmy, że scena ta jest początkiem snu. A sen z prologu staje się następnym snem. Choć finał, najsłabszy z całego filmu, przywraca nam czytelne rozróżnienie na sen i jawę, kto wie, czy nie jest jedynie kolejnym etapem? snu? Czy wobec tego cały film Kona nie można uznać za sfilmowany sen? Ba, czy kino jako medium naszych marzeń i lęków nie upodobnia się do jednego wielkiego snu? A od tego stwierdzenia już tylko krok do pytania, które zadał kiedyś Jostein Gaarder, norweski pisarz, autor „Świata Zofii”: Skąd możesz mieć pewność, że całe twoje życie nie jest snem?

”Paprykę” najczęściej interpretuje się w nurcie psychoanalizy. Ale czy to nie nazbyt oczywiste? Wiadomo, że jak pojawia się sen, to musi się pojawić Freud i psychoanaliza. Może klucz psychoanalityczny jest kuszący w przypadku anime Kona, ale nie otworzymy nim zbyt wielu drzwi. Bo cóż możemy za nimi zobaczyć? Że chłodna, powściągliwa i mało kobieca dr Chiba, bez reszty poświęcona pracy, nie dostrzega nawet swego uczucia do Tokity? Że, wszystko co w niej żywe, świeże, kobiece zepchnęła do podświadomości, tworząc drugie „ja”, Paprykę, z którą spotkać się może tylko w śnie? Że to właśnie to ukryte ja, przyprawia jej życie szczyptą pikanterii i szaleństwa? Że każdy ma swoją Paprykę, głębiej lub płycej w sobie ją chowając? To wszystko prawda, ale sadzę, że Kon miał ambicję powiedzieć widzom coś jeszcze.

Ulubiony motyw twórczości Kona, sobowtór, w naturalny sposób stawia pytanie o to, kto z dwojga nich jest prawdziwy. W jednej ze scen dr Chiba, zwraca się do swego alter ego, Papryki. „Jesteś częścią mnie?” a jej drugie „ja” odpowiada „A skąd wiesz, że to nie ty jesteś częścią mnie?”. Podobną wątpliwość wyraził klika tysięcy lat wcześniej chiński filozof Chuang Tse: „Jeżeli przyśniło mi się, że jestem motylem, to skąd mam mieć pewność po obudzeniu, czy jestem Chuang Tse, któremu śniło się, że jest motylem, a nie na odwrót - że jestem motylem, który śni teraz, że jest Chuang Tse?” My i otaczający świat wydają się nam tak oczywiste, a Kon chce nam powiedzieć, że nasza pewność, co do nas samych i otaczającego świata wcale nie jest tak niepodważalna. Może wszystko, co się nam w życiu przytrafia, to tylko sen, a my sami jesteśmy częścią kogoś innego? Buddystom, tudzież miłośnikom „Matrixa” musiała się „Papryka” bardzo spodobać.

Ale spodoba się także wszystkim, którzy szukają niebanalnej, trzymającej w napięciu, opowieści, imponującej techniczną stroną i wizualnym bogactwem pomysłów. „Papryka” jeszcze nigdy nie była tak smaczna.

PS. Satoshi Kon pracował nad nowym filmem, którego tytuł, „The Dreaming Machine” obiecywała kontynuację wątków „Papryki”. Niestety przedwczesna śmierć w wieku 46 lat na skutek raka trzustki uniemożliwiła mu kontynuację i dalszą, znakomitą karierę. 

                                                                                                                            MOJA OCENA: 9 +/10

Sylwetka Satoshi Kona:



Zobacz na IMDB:

REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Tylko jedno słowo wydaje się adekwatne: mistrzostwo!
O tym co się stanie, gdy urządzenie, umożliwiające ingerencję w ludzkie sny dostanie się w niepowołane ręce. Niesamowite połączenie „Kociej zupy” z „Perfect Blue”.
„Życie jest snem”. Czyżby Szekspir miał rację?


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz