O co chodzi?
Szanghaj 1931. Pan Xie Yifan i pani
Mo Jieyu - przedstawiciele miejscowej
elity i eks-kochankowie rywalizują ze sobą w bezlitosnej walce o władzę nad
ludźmi dla czystej przyjemności krzywdzenia i dominowania. Xie bez skrupułów
uwodzi kolejne nieszczęśliwie zakochane w nim kobiety, zupełnie nie przejmując
się opinią playboya i uwodziciela. Mo, chociaż uchodzi za osobę szanowaną,
manipuluje podstępnie osobami z jej otoczenia dla własnych celów. Pewnego razu
Mo proponuje Xie, aby uwiódł młodziutką córkę pani Zhu, Beibei, ten jednak woli
trudniejsze wyzwanie. Jego celem staje się uchodząca za wzór wszelkich
małżeńskich cnót, wdowa Du Fenyu. Mo i Xie zakładają się, że mężczyzn zdoła uwieść
wrażliwą kobietę: jeśli tego dokona w „nagrodę” będzie mógł wrócić do byłej
kochanki i mieć ją tylko dla siebie. Dość szybko okazuje się, że nie będzie to
proste zadanie. Fenyu odstrasza reputacja Xie: bawidamka i lekkoducha, a poza
tym wciąż żyje przeszłością i pragnie na zawsze pozostać wierna zmarłemu
mężowi. Mężczyzna jest nieustępliwy: stopniowo coraz bardziej osacza kobietę, jednak
zła „sława” utrudnia mu uwiedzenie Fenyu. Gdy na jaw wychodzi, iż to pani Zhu
rozgłasza oczerniające plotki o Xie,
utrudniające uwiedzenie wdowy, postanawia pomóc Mo w zemście na znienawidzonej
matce Beibei. Ale zaangażowanie Xie w uwiedzenie Fenyu staje się tak wielkie,
że mężczyzna niespodziewanie zakochuje się w swojej „ofierze”.
Niektóre dzieła nigdy się nie
starzeją. To przypadek słynnej powieści epistolarnej „Niebezpieczne związki”
Pierre`a Choderlosa de Laclosa. Napisana jako bezlitosna krytyka moralności
francuskiej arystokracji u progu nadciągającej Wielkiej Rewolucji Francuskiej
(1789-1799), niewiele straciła ze swej aktualności, mimo iż mamy XXI wiek a
arystokracja jest już niemal wymarłą klasą społeczną, pozbawioną jakichkolwiek
faktycznych wpływów na życie społeczeństwa. Niektóre dzieła nigdy się nie
starzeją, bowiem zawierają treści ponadczasowe; uniezależnione od wieku, kraju
i miejsca. Uniwersalność powieści de Laclosa nie powinna jednak zaskakiwać: jej
treścią są bowiem ludzkie uczucia. Chociaż świat jest dziś zupełnie inny niż w
XVIII w., to ludzie nadal pozostali tacy sami. Uwikłani w namiętności, uczucia
i pragnienie władzy.
Niesłabnąca popularność dzieła
francuskiego pisarza sprzed kilku wieków wydaje się zatem zrozumiała. Najnowszym
przykładem nieprzemijającej sławy powieści jest wyreżyserowana przez
koreańskiego specjalistę od melodramatów Hur Jin-ho („Christmas in August”)
międzynarodowa koprodukcja pod bynajmniej nie zaskakującym tytułem, „Dangerous
Liaisons” (2012) z udziałem gwiazd kina azjatyckiego: Zhang Ziyi, Cecilii
Cheung i Jang Dong-guna. Jest to już szósta pełnometrażowa adaptacja powieści
de Laclosa (nie licząc filmu TV z 1980 r. i mini-serialu z 2003 r.).
O podobieństwach i różnicach
Z wyjątkiem filmowej adaptacji w
reżyserii Rogera Vadima z 1959 r. z Jeanne Moreau i Gerardem Phillipe`m,
wszystkie pozostałe miałem okazję obejrzeć. Wersja Hura pod względem fabularnym
najbliższa jest bodaj najlepszej, najwierniejszej i najsłynniejszej adaptacji
filmowej z 1988 r. w reżyserii Stephena Frearsa z Michelle Pfeifer, Glen Close
i Johnem Malkovichem. Podobieństwo do amerykańskiego filmu wydają się tak
znaczne, że można sądzić, iż nie są one dziełem przypadku, lecz świadomym
zabiegiem. Intryga przebiega bowiem niemal dokładnie tak samo jak w obrazie
Frearsa a niektóre sceny czy ujęcia są oczywistymi cytatami z obrazu z 1988 r.
(np. gdy Xie piszę list do Fenyu za podpórkę mając nagie plecy Beibei; u
Frearasa dokładnie to samo czynił John Malkovich wykorzystując plecy Umy
Thurman). Rzecz jasna, jest w obrazie Hura wiele scen dodanych, nieobecnych ani
w adaptacji z 1988 r. ani w powieści (choćby sekwencja w operze chińskiej czy
kompletnie zmieniony finał), niemniej nie sposób wyprzeć się aluzji właśnie do
tej słynnej, uhonorowanej m.in. trzema Oscarami wersji Amerykanów. Sądzę
zresztą, że reżyser nie wypiera się tych aluzji: intertekstualność filmu Hura
jest zaletą, ponieważ tym samym ubogaca recepcję filmu, zapraszając widza do
pogłębionego odbioru poprzez skupienie uwagi nie tylko na fabule, ale także na
podobieństwach i różnicach pomiędzy obiema wersjami. Skoro zatem film zawiera
tego rodzaju zaproszenie, nie wypada z niego skorzystać.
O ile więc adaptacja Frearsa nosiła
dość wyraźne ślady scenicznej proweniencji scenariusza (jego autorem, był
Christopher Hampton, także autor wersji teatralnej, stanowiącej bezpośrednie
źródło skryptu), a reżyser większą uwagę przykładał do treści niż do formy, o
tyle w filmie Hura właśnie forma przyciąga uwagę. Frears filmował raczej
tradycyjnie, bez formalnych popisów i eksperymentów, pragnąc by nic nie
odciągało uwagi od treści. Koreańczyk natomiast korzysta z kamery w bardziej
kreatywny sposób: kamera jest ruchliwa, kąty filmowania różne, wiele zbliżeń
chwytanych przez oko kamery jakby mimochodem, przypadkiem. Szczególną wagę reżyser
przywiązuje do dużych zbliżeń oczu, ust, twarzy, dłoni, czyli tych części
ciała, które informują widza o emocjach i uczuciach bohaterów. To zrozumiałe w
filmie, w którym to wszak uczucia: manipulowane, wyśmiewane, zdradzane i
oszukiwane odgrywają najważniejszą rolę. Ta strategia wyławiania subtelnych
gestów, ukradkowych spojrzeń i delikatnych uśmiechów sprawdza się wybornie. „Dangerous
Liaisons” to obraz zaskakująco intymny, przesiąknięty niebywałą sensualnością, a
przy tym elegancją i wyrafinowaniem. Wrażenie tego rodzaju nie jest jednak
jedynie rezultatem przemyślanej
realizacji, eksponującej umykające zazwyczaj uwadze obserwatora drobne
szczegóły, tak istotne w „grze uczuć”. Zmysłowość obrazów, które urzekają swą
urodą widza filmu Hura, jest pogłębiana również przez scenograficzny przepych,
liryczną (pod koniec seansu, niestety, nieco bombastyczną muzykę), jak też
urodę aktorów.
Piękno vs piękno
O urodzie odtwórców ról wspominam
zazwyczaj w dwóch przypadkach: gdy w filmie występuje Son Ye-jin (wierni czytelnicy
mojego bloga wiedzą o co chodzi) albo gdy poza fizyczną atrakcyjnością aktorek
nic innego w omawianym filmie nie jest godne
uwagi. W przypadku „Dangerous
Liaisons” żaden jednak z tych dwóch wymienionych przypadków nie ma miejsca. O
atrakcyjnej powierzchowności gwiazd filmu: Zhang Ziyi, Cecilii Cheung i Jang
Dong-guna wypada jednak wspomnieć, ponieważ ich uroda dopełnia wizji świata
przedstawionego; jest jego istotną częścią. Akcja „Dangerous Liaisons”, mimo
prób jej urealnienia przez zbędne sceny, odsyłające do ówczesnej sytuacji
politycznej Chin, rozgrywa się w rzeczywistości realistycznej, ale nie realnej.
To prawda, że intryga toczy się wśród miejscowej arystokracji, ale u Frearsa
też rozgrywała się pośród elit XVIII-wiecznej Francji, a jednak istnieje
zauważalna różnica. U Hura rzeczywistość tonie w przepychu, wyrafinowanej
elegancji, w bogactwie i wizualnym pięknie eksponowanym nie tylko przez
scenerię rezydencji i pałaców, lecz właśnie przez pojawiające się w nim osoby:
równie olśniewające i piękne, co otoczenie.
„Dangerous Liaisons”, być może
bardziej niż inne adaptacje powieści de Laclosa, kładzie nacisk na charakter i
wpływ piękna na postawy bohaterów i ich życie. Należy jednak zaznaczyć, że
filmie mamy do czynienia z dwoma jego rodzajami: pięknem zewnętrznym,
utożsamianym z bogactwem, blichtrem, władzą i dominacją oraz z pięknem
wewnętrznym, która nosi w sobie wrażliwa, czuła, delikatna i życzliwa Fenyu. Treścią
filmu jest konfrontacja tych dwóch rodzajów piękna. To zewnętrzne, przyciąga
wzrok, wzbudza podziw i ogromne namiętności, nie sposób mu się oprzeć. Dlatego
też Xie, a zwłaszcza Mo, świadomi swej atrakcyjności, bezwzględnie wykorzystują
swój osobisty urok do manipulowania ludźmi, traktowania ich w sposób
instrumentalny i igrania ich uczuciami. Jednak granie na uczuciach innych jest
niebezpiecznym zajęciem, toteż ofiarami gry, którą sami rozpoczęli, stają się
oni sami. Okazuje się bowiem, że potężniejsza od namiętności, wyraźnie
skorelowanej z pięknem zewnętrznym, jest miłość. Xie zakochuje się w Fenyu i
chociaż wypełni wszystkie warunki umowy zawartej z Mo, której stawką było
uwiedzenie i porzucenie wdowy, to oboje przegrywają. Bowiem namiętność ostatecznie
ponosi klęskę w starci z miłością: tym
najwartościowszym rodzajem piękna – zdolnością do kochania i bycia kochanym.
Film Frearsa jest pod tym
względem o wiele bardziej pesymistyczny. W amerykańskiej adaptacji powieści de
Laclosa nikt nie wygrywa: wicehrabia Valmont (odpowiednik Xie) umiera z powodu
ran odniesionych w pojedynku; markiza de Merteuil (odpowiedniczka Mo) zostaje
wyśmiana i napiętnowana przez otoczenie, gdy na jaw wychodzą jej manipulacje, a
madame de Tourvel (odpowiedniczka Fenyu) – umiera ze złamanym sercem.
Okrucieństwo losu, który spotyka bohaterów obrazu Frearsa wynikało z nieco
innego rozłożenie akcentów. Film nie koncentrował się na konflikcie między
namiętnością a miłością (w istocie typowym dla melodramatu), a na tragicznych
konsekwencjach manipulacji materią tak delikatną jak ludzkie uczucia. Ci,
którzy igrają z uczuciami, tak jakby igrali z ogniem: wywołany przez nich pożar
nikogo nie oszczędzi. A jednak brakowało mi tego okrutnego, pesymistycznego
finału w „Dangerous Liaisons”. Ponieważ nie pozostawiające żadnej nadziei
rozwiązania wątków w obrazie z 1988 r. czyniło i wciąż czyni ten film głęboko
poruszającym. W wersji wyreżyserowanej przez Hura zwycięża konwencja
melodramatu i to na dodatek mało wyszukanego, za to ckliwego i niepokojąco
fałszywego. Szkoda.
„Dangerous Liaisons”, mimo iż
ostatecznie jest wysokiej jakości filmową konfekcją od zdolnego rzemieślnika i
chociaż nie przejmuje tak głęboko jak adaptacja dokonana przez Stephena Frearsa
czy też E J-Jonga reżysera koreańskiej wersji z 2003 r., to niemniej potwierdza
głęboki, uniwersalny przekaz zawarty setki lat temu przez Choderlosa de Laclosa
w swym nieśmiertelnym dziele, który jakkolwiek banalnie brzmi, pozostaje prawdą
czasem zbyt łatwo zapominaną: bez miłości nie można żyć.
MOJA OCENA: 6 +/10
REALIZACJA
|
FABUŁA
|
DRUGIE DNO
|
Kino sensualne w niezwykle pięknych okolicznościach przedwojennego
Szanghaju i miejscowej elity. Konfekcja, ale najwyższej jakości.
|
Jak uwieść cnotliwą wdowę i się nie zakochać? To może być trudne, gdyż
wszak to miłość, a nie namiętność liczy się w życiu najbardziej. Szósta już
kinowa adaptacja powieści Choderlosa de Laclosa.
|
Igranie ludzkimi uczuciami, to jak igranie z ogniem. Nie wiadomo
kiedy, a już płonie las i nie ma dokąd uciec. Ta wersja adaptacji słynnej
XVIII – wiecznej powieści zawiera jednak nadzieję: miłość i tak zwycięży.
|
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz