piątek, 5 lipca 2013

DANGEROUS LIAISONS (Wi-heom-han gyan-gye, Chiny/Korea Płd/ Singapur, 2012)




O co chodzi?

Szanghaj 1931. Pan Xie Yifan i pani Mo Jieyu  - przedstawiciele miejscowej elity i eks-kochankowie rywalizują ze sobą w bezlitosnej walce o władzę nad ludźmi dla czystej przyjemności krzywdzenia i dominowania. Xie bez skrupułów uwodzi kolejne nieszczęśliwie zakochane w nim kobiety, zupełnie nie przejmując się opinią playboya i uwodziciela. Mo, chociaż uchodzi za osobę szanowaną, manipuluje podstępnie osobami z jej otoczenia dla własnych celów. Pewnego razu Mo proponuje Xie, aby uwiódł młodziutką córkę pani Zhu, Beibei, ten jednak woli trudniejsze wyzwanie. Jego celem staje się uchodząca za wzór wszelkich małżeńskich cnót, wdowa Du Fenyu. Mo i Xie zakładają się, że mężczyzn zdoła uwieść wrażliwą kobietę: jeśli tego dokona w „nagrodę” będzie mógł wrócić do byłej kochanki i mieć ją tylko dla siebie. Dość szybko okazuje się, że nie będzie to proste zadanie. Fenyu odstrasza reputacja Xie: bawidamka i lekkoducha, a poza tym wciąż żyje przeszłością i pragnie na zawsze pozostać wierna zmarłemu mężowi. Mężczyzna jest nieustępliwy: stopniowo coraz bardziej osacza kobietę, jednak zła „sława” utrudnia mu uwiedzenie Fenyu. Gdy na jaw wychodzi, iż to pani Zhu rozgłasza oczerniające plotki o  Xie, utrudniające uwiedzenie wdowy, postanawia pomóc Mo w zemście na znienawidzonej matce Beibei. Ale zaangażowanie Xie w uwiedzenie Fenyu staje się tak wielkie, że mężczyzna niespodziewanie zakochuje się w swojej „ofierze”.

Była sobie powieść

Niektóre dzieła nigdy się nie starzeją. To przypadek słynnej powieści epistolarnej „Niebezpieczne związki” Pierre`a Choderlosa de Laclosa. Napisana jako bezlitosna krytyka moralności francuskiej arystokracji u progu nadciągającej Wielkiej Rewolucji Francuskiej (1789-1799), niewiele straciła ze swej aktualności, mimo iż mamy XXI wiek a arystokracja jest już niemal wymarłą klasą społeczną, pozbawioną jakichkolwiek faktycznych wpływów na życie społeczeństwa. Niektóre dzieła nigdy się nie starzeją, bowiem zawierają treści ponadczasowe; uniezależnione od wieku, kraju i miejsca. Uniwersalność powieści de Laclosa nie powinna jednak zaskakiwać: jej treścią są bowiem ludzkie uczucia. Chociaż świat jest dziś zupełnie inny niż w XVIII w., to ludzie nadal pozostali tacy sami. Uwikłani w namiętności, uczucia i pragnienie władzy. 

Niesłabnąca popularność dzieła francuskiego pisarza sprzed kilku wieków wydaje się zatem zrozumiała. Najnowszym przykładem nieprzemijającej sławy powieści jest wyreżyserowana przez koreańskiego specjalistę od melodramatów Hur Jin-ho („Christmas in August”) międzynarodowa koprodukcja pod bynajmniej nie zaskakującym tytułem, „Dangerous Liaisons” (2012) z udziałem gwiazd kina azjatyckiego: Zhang Ziyi, Cecilii Cheung i Jang Dong-guna. Jest to już szósta pełnometrażowa adaptacja powieści de Laclosa (nie licząc filmu TV z 1980 r. i mini-serialu z 2003 r.).

O podobieństwach i różnicach

Z wyjątkiem filmowej adaptacji w reżyserii Rogera Vadima z 1959 r. z Jeanne Moreau i Gerardem Phillipe`m, wszystkie pozostałe miałem okazję obejrzeć. Wersja Hura pod względem fabularnym najbliższa jest bodaj najlepszej, najwierniejszej i najsłynniejszej adaptacji filmowej z 1988 r. w reżyserii Stephena Frearsa z Michelle Pfeifer, Glen Close i Johnem Malkovichem. Podobieństwo do amerykańskiego filmu wydają się tak znaczne, że można sądzić, iż nie są one dziełem przypadku, lecz świadomym zabiegiem. Intryga przebiega bowiem niemal dokładnie tak samo jak w obrazie Frearsa a niektóre sceny czy ujęcia są oczywistymi cytatami z obrazu z 1988 r. (np. gdy Xie piszę list do Fenyu za podpórkę mając nagie plecy Beibei; u Frearasa dokładnie to samo czynił John Malkovich wykorzystując plecy Umy Thurman). Rzecz jasna, jest w obrazie Hura wiele scen dodanych, nieobecnych ani w adaptacji z 1988 r. ani w powieści (choćby sekwencja w operze chińskiej czy kompletnie zmieniony finał), niemniej nie sposób wyprzeć się aluzji właśnie do tej słynnej, uhonorowanej m.in. trzema Oscarami wersji Amerykanów. Sądzę zresztą, że reżyser nie wypiera się tych aluzji: intertekstualność filmu Hura jest zaletą, ponieważ tym samym ubogaca recepcję filmu, zapraszając widza do pogłębionego odbioru poprzez skupienie uwagi nie tylko na fabule, ale także na podobieństwach i różnicach pomiędzy obiema wersjami. Skoro zatem film zawiera tego rodzaju zaproszenie, nie wypada z niego skorzystać. 

O ile więc adaptacja Frearsa nosiła dość wyraźne ślady scenicznej proweniencji scenariusza (jego autorem, był Christopher Hampton, także autor wersji teatralnej, stanowiącej bezpośrednie źródło skryptu), a reżyser większą uwagę przykładał do treści niż do formy, o tyle w filmie Hura właśnie forma przyciąga uwagę. Frears filmował raczej tradycyjnie, bez formalnych popisów i eksperymentów, pragnąc by nic nie odciągało uwagi od treści. Koreańczyk natomiast korzysta z kamery w bardziej kreatywny sposób: kamera jest ruchliwa, kąty filmowania różne, wiele zbliżeń chwytanych przez oko kamery jakby mimochodem, przypadkiem. Szczególną wagę reżyser przywiązuje do dużych zbliżeń oczu, ust, twarzy, dłoni, czyli tych części ciała, które informują widza o emocjach i uczuciach bohaterów. To zrozumiałe w filmie, w którym to wszak uczucia: manipulowane, wyśmiewane, zdradzane i oszukiwane odgrywają najważniejszą rolę. Ta strategia wyławiania subtelnych gestów, ukradkowych spojrzeń i delikatnych uśmiechów sprawdza się wybornie. „Dangerous Liaisons” to obraz zaskakująco intymny, przesiąknięty niebywałą sensualnością, a przy tym elegancją i wyrafinowaniem. Wrażenie tego rodzaju nie jest jednak jedynie rezultatem  przemyślanej realizacji, eksponującej umykające zazwyczaj uwadze obserwatora drobne szczegóły, tak istotne w „grze uczuć”. Zmysłowość obrazów, które urzekają swą urodą widza filmu Hura, jest pogłębiana również przez scenograficzny przepych, liryczną (pod koniec seansu, niestety, nieco bombastyczną muzykę), jak też urodę aktorów.

Piękno vs piękno

O urodzie odtwórców ról wspominam zazwyczaj w dwóch przypadkach: gdy w filmie występuje Son Ye-jin (wierni czytelnicy mojego bloga wiedzą o co chodzi) albo gdy poza fizyczną atrakcyjnością aktorek nic innego w omawianym filmie nie jest godne  uwagi. W przypadku  „Dangerous Liaisons” żaden jednak z tych dwóch wymienionych przypadków nie ma miejsca. O atrakcyjnej powierzchowności gwiazd filmu: Zhang Ziyi, Cecilii Cheung i Jang Dong-guna wypada jednak wspomnieć, ponieważ ich uroda dopełnia wizji świata przedstawionego; jest jego istotną częścią. Akcja „Dangerous Liaisons”, mimo prób jej urealnienia przez zbędne sceny, odsyłające do ówczesnej sytuacji politycznej Chin, rozgrywa się w rzeczywistości realistycznej, ale nie realnej. To prawda, że intryga toczy się wśród miejscowej arystokracji, ale u Frearsa też rozgrywała się pośród elit XVIII-wiecznej Francji, a jednak istnieje zauważalna różnica. U Hura rzeczywistość tonie w przepychu, wyrafinowanej elegancji, w bogactwie i wizualnym pięknie eksponowanym nie tylko przez scenerię rezydencji i pałaców, lecz właśnie przez pojawiające się w nim osoby: równie olśniewające i piękne, co otoczenie.

„Dangerous Liaisons”, być może bardziej niż inne adaptacje powieści de Laclosa, kładzie nacisk na charakter i wpływ piękna na postawy bohaterów i ich życie. Należy jednak zaznaczyć, że filmie mamy do czynienia z dwoma jego rodzajami: pięknem zewnętrznym, utożsamianym z bogactwem, blichtrem, władzą i dominacją oraz z pięknem wewnętrznym, która nosi w sobie wrażliwa, czuła, delikatna i życzliwa Fenyu. Treścią filmu jest konfrontacja tych dwóch rodzajów piękna. To zewnętrzne, przyciąga wzrok, wzbudza podziw i ogromne namiętności, nie sposób mu się oprzeć. Dlatego też Xie, a zwłaszcza Mo, świadomi swej atrakcyjności, bezwzględnie wykorzystują swój osobisty urok do manipulowania ludźmi, traktowania ich w sposób instrumentalny i igrania ich uczuciami. Jednak granie na uczuciach innych jest niebezpiecznym zajęciem, toteż ofiarami gry, którą sami rozpoczęli, stają się oni sami. Okazuje się bowiem, że potężniejsza od namiętności, wyraźnie skorelowanej z pięknem zewnętrznym, jest miłość. Xie zakochuje się w Fenyu i chociaż wypełni wszystkie warunki umowy zawartej z Mo, której stawką było uwiedzenie i porzucenie wdowy, to oboje przegrywają. Bowiem namiętność ostatecznie ponosi klęskę w starci  z miłością: tym najwartościowszym rodzajem piękna – zdolnością do kochania i bycia kochanym.

Film Frearsa jest pod tym względem o wiele bardziej pesymistyczny. W amerykańskiej adaptacji powieści de Laclosa nikt nie wygrywa: wicehrabia Valmont (odpowiednik Xie) umiera z powodu ran odniesionych w pojedynku; markiza de Merteuil (odpowiedniczka Mo) zostaje wyśmiana i napiętnowana przez otoczenie, gdy na jaw wychodzą jej manipulacje, a madame de Tourvel (odpowiedniczka Fenyu) – umiera ze złamanym sercem. Okrucieństwo losu, który spotyka bohaterów obrazu Frearsa wynikało z nieco innego rozłożenie akcentów. Film nie koncentrował się na konflikcie między namiętnością a miłością (w istocie typowym dla melodramatu), a na tragicznych konsekwencjach manipulacji materią tak delikatną jak ludzkie uczucia. Ci, którzy igrają z uczuciami, tak jakby igrali z ogniem: wywołany przez nich pożar nikogo nie oszczędzi. A jednak brakowało mi tego okrutnego, pesymistycznego finału w „Dangerous Liaisons”. Ponieważ nie pozostawiające żadnej nadziei rozwiązania wątków w obrazie z 1988 r. czyniło i wciąż czyni ten film głęboko poruszającym. W wersji wyreżyserowanej przez Hura zwycięża konwencja melodramatu i to na dodatek mało wyszukanego, za to ckliwego i niepokojąco fałszywego. Szkoda.

„Dangerous Liaisons”, mimo iż ostatecznie jest wysokiej jakości filmową konfekcją od zdolnego rzemieślnika i chociaż nie przejmuje tak głęboko jak adaptacja dokonana przez Stephena Frearsa czy też E J-Jonga reżysera koreańskiej wersji z 2003 r., to niemniej potwierdza głęboki, uniwersalny przekaz zawarty setki lat temu przez Choderlosa de Laclosa w swym nieśmiertelnym dziele, który jakkolwiek banalnie brzmi, pozostaje prawdą czasem zbyt łatwo zapominaną: bez miłości nie można żyć.

MOJA OCENA: 6 +/10

Dangerous Liaisons (2012) on IMDb

  

REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Kino sensualne w niezwykle pięknych okolicznościach przedwojennego Szanghaju i miejscowej elity. Konfekcja, ale najwyższej jakości.
Jak uwieść cnotliwą wdowę i się nie zakochać? To może być trudne, gdyż wszak to miłość, a nie namiętność liczy się w życiu najbardziej. Szósta już kinowa adaptacja powieści Choderlosa de Laclosa.
Igranie ludzkimi uczuciami, to jak igranie z ogniem. Nie wiadomo kiedy, a już płonie las i nie ma dokąd uciec. Ta wersja adaptacji słynnej XVIII – wiecznej powieści zawiera jednak nadzieję: miłość i tak zwycięży.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz