O co chodzi?
Hyeon-jeong oraz młodsza,
Hyeon-ah są rodzonymi siostrami. Młodsza z sióstr ma jednak dosyć
niańczenia przez starszą, wyrywa się wraz młodym mężczyzną na
wieś. Na wsi w domku należącym do sześćdziesięcioletniego
Pan-gona, właściciela niegdyś dobrze prosperującej, a dziś
znajdującej się w ruinie, restauracji. Dziewczyna od razu zwraca
uwagę na dziwne zachowanie starszego mężczyzny ostentacyjnie
gapiącego się na jej zgrabne nogi. Mężczyzna zbywa utyskiwania
Hyeon-ah żartem. Wkrótce jednak osobiście przekonuje się, że
intuicja nie myliła dziewczyny. Pan-gon morduje mężczyznę a
następnie obezwładnia dziewczynę i zamyka w metalowej klatce. Od
tej pory dla Hyeon-ah zaczyna się prawdziwa gehenna. Upokarzana,
codziennie w brutalny sposób gwałcona, bita oraz torturowana marzy
tylko tym, żeby przeżyć. I żeby odnalazła ją Hyeong-jeong.
Starsza siostra zaniepokojona milczeniem Hyeong-ah wyrusza na
poszukiwania zaginionej siostrzyczki. Dociera do wioski, z której
miała ostatnią wiadomość od siostry. Pokonując niechęć
miejscowego stróża prawa, wypytując okolicznych mieszkańców, w
końcu trafia do Pan-gona. Ten zbywa ją w łatwy sposób i być może
dziewczyna wróciłaby z niczym do Seulu, gdyby nie miejscowa
doręczycielka kawy (czyli prostytutka), która widziała Hyeon-ah
przed domem Pan-gona. Hyeon-jeong ponownie udaje się pod posiadłość
byłego właściciela restauracji. Nie zdaje sobie sprawy, że pcha
się prosto w paszczę lwa.
Człowiek – to nie
brzmi dumnie
Kim Sung-hong
niewątpliwie lubi – i co najważniejsze potrafi – opowiadać o
zwyczajnych, niczym się specjalnie nie wyróżniających bohaterach
postawionych nagle w obliczu niewiarygodnego, przerażającego zła,
uosabianego przez psychopatycznych morderców. Taka dramatyczna
sytuacja stała się udziałem bohaterów najgłośniejszego obrazu
Kima, „Say Yes” (2001), i taka też przytrafia się bohaterom
jego najnowszego dzieła, „Missing” z 2009 r. Tyle tylko, że w
przypadku tego ostatniego filmu, koreański reżyser jeszcze bardziej
poluzował moralne hamulce, pokazując jakie piekło może zgotować
człowiek drugiemu człowiekowi.
Film Kima wykorzystuje
motywy z historii, która zdarzyła się naprawdę. W 2007 r. między
sierpniem a wrześniem pewien siedemdziesięcioletni rybak z miasta
Bosung zapraszał na swój pokład młode dziewczyny, proponując
rejs po morzu. Cztery z nich już nigdy z niego nie wróciły.
Końcówka „Missing” nawiązuje do tych wydarzeń bezpośrednio,
zarazem zgrabnie wpisując się w najważniejszy temat filmu –
okrucieństwo jako immanentną część ludzkiej natury. W filmie
Kima oglądamy całą galerię bohaterów, którzy z przerażającą
łatwością, w sposób zdumiewająco nieczuły i nieludzki,
wyrządzają krzywdę innym ludziom. Bryluje w tej materii,
oczywiście, psychopatyczny Pna-gon, człowiek którego oceniając po
wyglądzie zewnętrzny nigdy nie podejrzewalibyśmy o takie
bestialstwo. W dodatku jest to bestialstwo popełnianie jakby od
niechcenia, z obojętnym wyrazem twarzy, który od czasu do czasu
wykrzywia jedynie grymas szyderczego śmiechu. Pan-gon sprawia
wrażenie osoby dla której brutalne traktowanie kobiet jest czymś
tak oczywistym jak codzienne oporządzanie własnego, małego
gospodarstwa a zabijanie ludzi nie różni się niczym od uboju
kurcząt. Owszem, widzieliśmy tego rodzaju bezdusznych psychopatów
wiele razy, lecz ten z „Missing” przeraża realizmem i
psychologiczną wiarygodnością. Grający, Pan-gona, weteran
koreańskiego kina Moon Sung-geun w mistrzowski sposób kreuje postać
z krwi i kości; wieśniaka, nieco opryskliwego i uchodzącego w
okolicy za dziwaka, z pozoru nie budzącego żadnych podejrzeń co do
faktu, że już w wieku szesnastu lat dopuścił się zbrodni na
własnym ojcu. Że nie jest kolejną figurą filmowego psychopaty
zrodzoną z konwencji decyduje także fakt, że dowiadujemy się
nieco o jego przeszłości. Wspomniany mord może wskazywać, że
agresje wyzwoliła w mężczyźnie osoba ojca, najpewniej człowieka
niezwykle brutalnego i prymitywnego. Dowiadujemy się także, że
Pang-gon był kiedyś żonaty. Żona najwyraźniej nie wytrzymała
wspólnego życia z agresywnym Pan-gonem. A być może była mu
niewierna, a gniew jaki wzbudziła w mężczyźnie mógł być
przeniesiony na przypadkowe kobiety, które miały nieszczęście na
dłużej zatrzymać się w posiadłości Pan-gona.
Ale jak się okazuje
także pozostali bohaterowie z niepokojącą łatwością ranią
innych. Hyeong-ah rozłącza się podczas rozmowy z siostrą, obleśny
właściciel hodowli psów próbuje zgwałcić dostarczycielką kawy,
a dwaj mężczyzny z miasteczkowej kawiarenki obgadują wszystkich
dokoła. Portret Człowieka jaki jawi się w filmie Kim nie jest
optymistyczny. Człowiek jest bowiem złośliwy, chciwy, zawistny i
potrafi bezinteresownie wyrządzać krzywdę innym. W najgorszym
świetle reżyser przedstawia mężczyzn, pokazując, że we
współczesnej Korei, kraju przecież otwartego na świat,
patriarchalny system wrósł się tak mocno w życie, że kobieta nie
ma szansy być traktowana inaczej jak tylko jako obiekt seksualny lub
mała niezaradna dziewczynka. Temu stereotypowi przeczy postać
Hyeon-jeong, niezwykle przedsiębiorczej, upartej i jak się okaże
odważnej dziewczyny. Bohaterka nie tylko odkryje zbrodnie Pan-gona,
ale z podniesioną głową zmierzy się w bezpośrednim pojedynku z
psychopatą. Okazuje się, że żeby wyrwać się z sideł
agresywnej, zaborczej i uprzedmiotowiającej męskości, której
symbolem jest Pan-gon trzeba ją…zniszczyć. Lecz koreański twórca
na przykładzie bohaterki dowodzi jeszcze jednej smutnej prawdy o
człowieku. O tym czy dana osoba stanie się mordercą, czy będzie
uczciwym obywatelem kraju, ciężko pracującym na utrzymanie
rodziny, decyduje przypadek. A dokładniej „okoliczności”.
Nieważne czy jest się mężczyzną, kobietą, rybakiem,
właścicielem restauracji, młodym czy starym, w szczególnych
okolicznościach zabić potrafi każdy. Bo okrucieństwo wobec
przedstawicieli swego gatunku jest wpisane w naturę ludzkiej rasy.
Realizm jako klucz do
sukcesu
„Missing” jest
thrillerem, ale niezwykle intensywna dawka przemocy sprawia, że ten
film równie dobrze można potraktować jako szokujący horror.
Szokuje bowiem nie tyle ilość agresji, co jej jakość i sposób
przedstawienia. O ile przemoc znana z japońskiego kina, słusznie
nazywanego najbrutalniejszym na świecie często bywa karykaturalna,
groteskowa, ostentacyjnie sztuczna, o tyle przemoc w „Missing” i
choćby w słynnym „Oldboyu” poraża autentycznością. Przy czym
nie chodzi tutaj o ujęcia z detalami prezentującymi kaleczone
ludzkie ciało, lecz o kontekst, który pogłębia realizm przemocy.
Historia w filmie Kima pozbawiona jest wszelkich głupich zachowań
bohaterów, niedorzecznych pomysłów, przesadnej i często zbędnej
stylizacji, czy wpływów konwencji. Pod tym względem „Say Yes”
był obrazem o wiele bardziej typowym, cechę tę wyrażając w
głównej mierze w postaci niezniszczalnego i wszechobecnego
psychopaty. W „Missing” morderca zawdzięcza sukcesy w swej
morderczej działalności szczęściu i przebiegłości, a nie
regułom konwencji. Jest postacią, którą jeśli nawet nie
stworzyło życie, to w realnym życiu bardzo możliwą. Podobnie
rzecz ma się z ofiarami, które umierają z przerażenia, ale kiedy
nadarzy się okazja nie wahają się zaatakować zabójcy. Realizm
zachowań bohaterów to zasługa scenarzysty, Kim Leong-oka oraz
znakomitych aktorów, których gra ani na sekundę nie trąci fałszem
czy sztucznością. Warto zwrócić uwagę na Jeon Se-hong
(Hyeon-ah), był studencką miss świata, która rewelacyjnie radzi
sobie na ekranie. Dziewczyna miała niezwykle trudną rolę do
zagrania, bo w filmie jej bohaterka jest w brutalny sposób gwałcona,
wyrywane są jej obcęgami zęby a na końcu mielona w kruszarce.
Jeon zagrała z profesjonalnym poświeceniem, mimo iż jej rola jest
ledwie drugoplanowa.
Niestety najbardziej
rozczarowujący jest finał. W zasadzie nie można się do niczego
przyczepić: film kończy się zgrabnie, sensownie. Jest nawet
pozostawiona na tę okazję drobna niespodzianka, lecz mimo wszystko
pojawia się uczucie niedosytu. Chciałoby się, żeby tak udany
obraz zakończył się jakiś mocnym, kompletnie zaskakującym
akcentem. A tymczasem kończy się w sposób nieco zbyt oczywisty, a
nawet rzecz by można konwencjonalny. Ostatnie ujęcia sugerują, że
nie wystarczy wyeliminować ze społeczeństwa jednego psychopatę,
bo na jego miejscu zaraz pojawi się inny. Niestety scena z rybakiem,
nawiązująca do prawdziwej postaci, w kontekście finału sprawia
wrażenie fabularnej furtki. „Furtki”, która jest jednym z
typowych elementów konwencji.
Nawet jednak nie do końca satysfakcjonujący finał nie jest w stanie zepsuć tego filmu. „Missing” potwierdza, że koreański mroczny thriller ma się wciąż znakomicie. Wszyscy ci, którzy mają ochotę zobaczyć trzymającą w napięciu historię, odważnie wykraczającą poza konwencję filmów o seryjnych mordercach i wyświechtane schematy, nie powinni zwlekać. Ten film jest dla was. Dostarczy wam mocnych wrażeń i niegłupich refleksji.
Nawet jednak nie do końca satysfakcjonujący finał nie jest w stanie zepsuć tego filmu. „Missing” potwierdza, że koreański mroczny thriller ma się wciąż znakomicie. Wszyscy ci, którzy mają ochotę zobaczyć trzymającą w napięciu historię, odważnie wykraczającą poza konwencję filmów o seryjnych mordercach i wyświechtane schematy, nie powinni zwlekać. Ten film jest dla was. Dostarczy wam mocnych wrażeń i niegłupich refleksji.
MOJA OCENA: 8/10
REALIZACJA
|
FABUŁA
|
DRUGIE DNO
|
Koreańska perfekcja i w ogóle nie pownno nas
to dziwić.
|
Świat, a na pewno koreańska prowincja jest
pełna śmiertelnie niebezpiecznych psychopatów. Dlatego uważaj
u kogo zostajesz na nocleg albo do czyjego kutra wsiadasz. Plus:
mnóstwo intensywnych emocji i niewesołych refleksji o nas
samych.
|
Człowiek - najniebezpieczniejszy drapieżnik świata.
|
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz