niedziela, 9 listopada 2014

MERANTAU WARRIOR (Merantau, Indonezja, 2009)



Merantau (2009) on IMDb
MOJA OCENA: 7/10


 O co chodzi?

Zachodnia Sumatra, Indonezja. Yuda, kontynuując praktykowaną od stuleci przez społeczność Minang tradycję „merantau”, udaje się z domu rodzinnego do Dżakarty. Ponieważ jest mistrzem silat, rodzimej sztuki walki, ma nadzieję na założenie w stolicy Indonezji szkółki dla dzieci. Na miejscu okazuje się, że nikt nie odbiera telefonu, pod który miał zadzwonić, gdy znajdzie się w mieście. Bez noclegu, samotny  i na dodatek okradziony w barze przez chłopca imieniem Adit. Kiedy udaje mu się po pościgu za małym złodziejem, odzyskać portfel z pieniędzmi, staje się przypadkowym świadkiem kłótni między Jonim a Astri. Jak się okazuje Astri jest siostrą Adita i także tancerką go go. Gdy wściekły na dziewczynę Joni, bije Astri, Yuda interweniuje. Interweniuje także następnego wieczoru, widząc jak Astri jest porywana z ulicy. Podążając za porywaczami wdaje się w starcie z gangsterami i odbija z ich rąk dziewczynę. Ratger, szef bandytów okaleczony w wyniku walki, rozkazuje odzyskać Astri i pozbyć się Yudy.

Zanim nastał „The Raid”

Gareth Evans, walijski reżyser filmowy i twórca słynnych „The Raid. Redemption” oraz „The Raid 2”  bez wątpienia zasłużył na nadanie mu honorowego obywatelstwo Indonezji. Niewielu zachodnich filmowców zrobiło tak wiele dla tego egzotycznego kraju, jak Evans w tak krótkim czasie, obejmującym raptem pięć lat. Dzięki międzynarodowym sukcesom „The Raid” oraz jego kontynuacji, o gatunkowym kinie indonezyjskim zrobiło się głośno na świecie a przy okazji rozpropagował rodzimą sztukę walki, pencat silat, stanowiącą istotną część kulturowego dziedzictwa wyspiarskiego kraju. To tej sztuce walki poświęcony był film dokumentalny, który sprowadził Evansa do Indonezji. Uczestnicząc w produkcji obrazu, w którym filmował mistrzów silatu nie tylko uległ fascynacji ich umiejętnościom, ale poznał także późniejsze gwiazdy swych przebojowych obrazów: Iko Uwaisa i Yayana Ruhiana. Obaj zagrali potem w  jego pierwszym indonezyjskim filmie: „Merantau Warrior” z 2009 r.

„Merantau Warrior” - bez sukcesu tego filmu, zwłaszcza w Indonezji i pozostałych krajach Azji Południowo- Wchodniej oraz na międzynarodowych festiwalach, m.in. w Austin, w USA, nie byłoby planowanego jako trylogia, „The Raid”. I nie chodzi nawet o zarobione pieniądze przez „Merantau” - nie wystarczyły one na realizację fabuły, która ostatecznie znalazła się w „The Raid 2”, ale przed wszystkim o wzajemne zaufanie Evanas i jego ekipy, składającej się zarówno z Europejczyków i Indonezyjczyków. Iko Uwais i Yayan Ruhian, którzy nie mieli właściwie żadnego doświadczenia aktorskiego dzięki „Merantau” lepiej zaznajomili się z pracą przed kamerą, co dobitnie widać, gdy porówna się ich występ w filmie Evansa z 2009 r z ich rolami w obu częściach „The Raid”. Krótko mówiąc „Merantau” musiał powstać, by przygoda z silatem zarówno dla Walijczyka, jego gwiazd i indonezyjskiego kina gatunkowego, potoczyła się w tak obiecującym kierunku.

Z inspiracji Tonym Jaa

Oglądając recenzowany film nie sposób uciec przed skojarzeniami z tajlandzkimi filmami z Tony`m Yaa, mistrzem muay tai, tajskiego boksu. Mam na myśli zwłaszcza pierwszą część trylogii „Ong Bak”, która podobnie jak obraz Evansa zaczyna się od prowincji, na której dorastają i doskonalą się w sztukach walki bohaterowie obu filmów: Ting oraz Yuda. Obaj też, choć z innymi zamiarami, udają się do miasta, gdzie będą musieli udowodnić swą wyższość nie tylko w walce z tabunami przeciwników, ale wykazać się hartem ducha i szlachetnością serca. Zresztą obaj bohaterowie ukazani są jako symbole tradycyjnych wartości skonfrontowanych z miejską, wieloetniczną (w obu filmach pojawiają się także przedstawiciele Zachodu, zazwyczaj w roli „czarnych charakterów”) i antytradycyjną kulturą. Nic dziwnego, że miasta są ukazane jako siedlisko przestępczości, nielegalnych walki, handlu żywym towarem (u Evansa) i wszelkiego zła. Zbieżność między obrazem tajlandzkim a indonezyjskim, mimo odmiennie rozwijającej się fabuły, jest zresztą więcej i dotyczą one takich szczegółów jak wygląd głównego protagonisty a nawet powielanie podobnych elementów inscenizacji scen walki (sceny na dachu budynków czy w terminalu portowym).

Zasadne wydaje się pytanie: do czego prowadzi wyliczenie tych podobieństw? Przede wszystkim to stwierdzenia, że Walijczyk, który przed realizacja „Merantau” nigdy wcześniej nie nakręcił żadnego filmu sztuk walki wyraźnie inspirował się cieszącymi się ogromny powodzeniem, nie tylko w Azji Południowo Wschodniej, ale na całym świecie filmami z Tony`m Yaa (wszak w „Protectorze” bohater również wywodzi się z sielskiej, żyjącej w zgodzie z naturą prowincji). Mimo jednak inspirowania się tajlandzkimi kinem muay thai, Evans na szczęście bezmyślnie go nie skopiował – dodał od siebie i przynajmniej w moim odczuciu, zdołał nakręcić ciekawszą fabularnie opowieść.  

Merantau znaczy podróż

Najważniejszy atut w  „Merantau” wiąże się jednak nie z tym co jest w tym filmie eksponowane na pierwszym planie. Jako się rzekło główny bohater reprezentuje tradycyjne wartości utożsamiane ze specyficzną grupą społeczną. Yuda wywodzi się z bowiem ze społeczności Minang (Minangkabu), zamieszkującej zachodnią Sumatrę. Licząca ok trzech milionów mniejszość charakteryzuje się raczej wyjątkowo jak na Azję struktura matriarchalną. Prawa własności wśród Minang przechodzą z matki na córkę, zaś sprawy związane z religią i polityką są  domeną mężczyzn. Przedstawiciele tej wspólnoty etnicznej cieszą się również licznymi i znaczącymi wpływami w Azji Południowo- Wschodniej i wielu znanych polityków wywodzi się z tej grupy.  Minangkabu posiadają także własny język, który możemy usłyszeć w początkowych scenach „Merantu” oraz – co jest najistotniejsze – w kontekście filmu od tej grupy społecznej pochodzi także odmiana silatu zaprezentowana w filmie: silat Harimu (tygrysi Minang silat).  Zatem dzięki Evansowi zarówno ten egzotyczny styl walki, jak też mniejszość Minagkabu, stała się znana szerokiej publiczności kinowej, a Walijczykowi, kto wie, podsunęła pomysł na tytuł filmu.

„Merantau”, jak dowiadujemy się z pierwszych scen, w języku Minang oznacza „podróż”, czyli okres między dzieciństwem w dorosłością. I taki też jest w istocie naczelny temat filmu Evansa, ukazującego bolesne dojrzewanie młodego bohatera, który zaznaje wszelkich cierpień, jakie niesie dorosłe życie. Rozczarowanie, osamotnienie, ludzka podłość, nienawiść i okrucieństwo– doświadcza wszystkich tych stanów, przebywając w mieście, będącym symbolem brutalnej dorosłości odzierającej bohatera z marzeń i złudzeń. Ale zarazem wszystkie negatywne doświadczenia, który przytrafiają się Yudzie w Dżakarcie hartują go, uczą go odpowiedzialności za drugą osobę i sprawiają, że wbrew niesprzyjającym okolicznością, zakochuje się i choć przez krótką chwilę jest szczęśliwy. Tego rodzaju sposób przedstawiania  fabuły nie jest częsty w filmach sztuk walki, w których najważniejsze są efektowne i liczne sceny, w którym aktorzy prezentują swe   niebywałe umiejętności – w tym przypadku – w silat. Warto jeszcze dodać, że dodatkowej wartości „Merantau” dodaje zaskakujące jak na kino kopane zakończenie – autentycznie wzruszające.

W cieniu "The Raid"?

Zasygnalizowałem już temat scen walki, zatem kilka słów o tym elemencie filmu Evansa. Niewątpliwie prezentują one wysoki poziom, są realistyczne, efektowne (zwłaszcza pojedynki z kilkoma przeciwnikami równocześnie), a Iko Uwais w niczym nie ustępuje w tym aspekcie choćby Tony`emu Yaa. Problem, jaki mam z obiektywną oceną tych scen, wynika z okoliczności, iż przed „Merantau” widziałem zarówno tajlandzkie obrazy z Yaa i JeJą Yanin („Chocolate”) a przede wszystkim dwie części „The Raid”, w których filmowy łomot osiągnął poziom do tej pory w kinie sztuk walki nieosiągalny. Mając za perspektywę te wszystkie wymienione obrazy, trudno poczuć się zaskoczonym, tym co prezentują aktorzy i kaskaderzy w „Merantau”. Wiele scen, choćby finałowy pojedynek z dwoma przeciwnikami, zyskałoby na atrakcyjności, gdyby rozgrywały się w bardziej nietypowych miejscach niż plac z kontenerami. Ale dla osób, które wpierw zetknęły się z „Merantau”, a następnie z pozostałymi „kopanymi” filmami z Tajlandii czy Indonezji, sceny walki mogę zostać o wiele lepiej, z większym entuzjazmem, odebrane. I żeby nie wyjść na malkontenta, koniecznie muszę wspomnieć o scenie, w której Yuda jest ścigany w wąskim przejściu między ścianami budynku przez motocyklistę, starającego się przejechać bohatera. Finałowy pojedynek, mimo nieciekawej, scenerii też jest godny wspomnienia a może nawet powtórnego obejrzenia.

„Merantau”, podsumowując, to film niezwykle istotny dla fali południowo-wschodnich filmów sztuk walki – być może bez entuzjastycznego przyjęcia tego obrazu, nie doczekalibyśmy się kolejnych filmów tego gatunku z Tajlandii, Indonezji i innych krajów regionu. Choć zrealizowany pod wyraźnym wpływem obrazów z Tony`m Yaa, to „Merantau” broni się ciekawszą, bardziej rozbudowaną psychologicznie warstwą fabularną oraz znakomicie zainscenizowanymi scenami walk a także raczej nietypowym jak na ten rodzaj kina rozrywkowego zakończeniem. Słowem solidne kopane kino na „siódemkę”!
    

REALIZACJA
Całkiem udane początki Garetha Evansa i jego gwiazd, Iko Uwaisa i Yayana Ruhiana w świecie kina sztuk walki.

FABUŁA
Jeden sprawiedliwy w mieście bezprawia. Sprawiedliwość wymierza pięściami i kopniakami z pół obrotu. I jest naprawdę skuteczny

DRUGIE DNO
Bez sukcesu tego filmu, nie byłoby „The Raid”. A poza tym niegłupia opowieść o bolesnym dojrzewaniu w brutalnym świecie miejskiej dżungli. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz