na zdj Black Coal, Thin Ice, reż. Diao Yinan
Nie, cykl NA KRÓTKO nie umarł. Po prostu w ciągu dwóch ostatnich dwóch miesięcy co innego zajmowało moja uwagę niż oglądanie filmów. Niemniej udało mi się uzbierać kilka tytułów, o których warto co nieco napisać. Z pewnością należy do nich ubiegłoroczny zwycięzca festiwalu w Berlinie chiński "Black Coal, Thin Ice". Nie jest to może kino, które rzucałoby na kolano, ale niemniej choćby fakt, że jest jeden z niewielu chińskich serial killer movies, godny jest uwagi (także ze względu na niesamowitą atmosferę). Z kolei "Admiral: Roaring Currents" to koreański film wszech czasów; zarówno pod względem widzów (17 mln), jak i zysków. Wspominam jednak o nim dlatego, że to znakomite kino rozrywkowe, znacznie lepsze - muszę to szczerze przyznać - od podobnego gatunkowo "The Pirates" z Son Ye-jin.
VILLAIN AND WIDOW
(reż. Son Jae-Gon, Korea Płd, 2010)
Komedia, dramat. Komedia i thriller w jednym z domieszką dramatu obyczajowego, opowiadający o tytułowej wdowie, która wynajmuje wolny pokój również tytułowemu „czarne charakterowi”. Mężczyznę ściąga do domu wdowy ukryta gdzieś w nim warta miliony filiżanka z dynastii Ming. Nieznajomy, rzecz jasna nie zdradza swej tożsamości, podając się za pisarza. Pomysł wyjściowy całkiem obiecujący: otrzymujemy kilka zabawnych scen, nie brakuje też atrakcji dla miłośników kina sensacyjnego, ale reżyser Son Jae-Gon z premedytacją prowadzi intrygę w kierunku dramatu obyczajowego. Okazuje się bowiem, że zdobycie drogocennej filiżanki to drobiazg w porównaniu z problemami skłóconych ze sobą matki i córki. Kobieta nadużywa alkoholu, pogrążona jest w depresji i za nic nie potrafi porozumieć się z przeżywającą kryzys tożsamości córką. „Villain And Widow” jest interesującą, nieszablonową reinterpretacją odmiany thrillera home invasion, która jednak może rozczarować widzów oczekujących bardziej klasycznego obrazu. Mnie natomiast rozczarowała rola Kim Hye-soo, pięknej i znakomitej aktorki, która – do takiego doszedłem wniosku – lepiej sprawdza się w rolach niepokojących femme fatale („Hypnotized”) lub szalonych matek („The Red Shoes”) niż rozhisteryzowanych, niezbyt bystrych kobiet po przejściach.
MONSTERZ
(reż. Hideo Nakata, Japonia, 2014)
Thriller nadnaturalny. Najnowszy film Hideo Nakaty, remake koreańskiego „Psychic”, ale tak naprawdę prageneza X-Menów. Głównymi bohaterami tego filmu są dwaj młodzi ludzie obdarzeni nadprzyrodzonymi zdolnościami: jeden z nich potrafi kontrolować umysły ludzi, drugi zaś posiada zdolność regeneracji ciała (niczym Wolverine). Obaj są, ze względu na swe właściwości, odmieńcami, tytułowymi potworami, ale mimo wspólnego brzemienia Inności, walczą ze sobą. Zagrany przez Tatsuyę Fujiwarę („Death Note”) bohater dzięki umiejętności kontrolowania ludzkich umysłów, dąży do wyeliminowania ludzi, od których w dzieciństwie doznał tylko przemocy. Drugi z „mutantów”, kierowany wyrzutami sumienia za śmierć brata, pragnie go powstrzymać. Pojedynek obojga jest nawet interesujący, kilka scen jak choćby finałowa, gdy setki zgromadzonych ludzi pod wpływem „złego” skacze z balkonów lub gdy stara się powstrzymać „dobrego” bohatera, wypada efektownie, ale Nakata na swe nieszczęście chce być też ambitny. Tempo często zwalnia a trzymająca w napięciu historia ustępuje miejsca niezbyt udanemu dramatowi. Najgorszy jest jednak finał – już w koreańskim oryginalne niepotrzebnie przekombinowany – ale u Nakaty wręcz fatalny. zantagonizowane strony rzucają się sobie z płaczem w ramiona i bratają się w imię miłość, szczęścia i tolerancji. Poza tolerancją, trochę dodałem od siebie, ale na ekranie i tak nie wypada to o wiele lepiej. Szkoda, bo to się mogło udać.
INSIDE THE GIRLS
(reż. Liang Ting, Chiny, 2014)
Mystery, kryminał. Pod tym frapującym tytułem skrywa się chiński obraz z gatunku mystery, z akcją rozgrywającą się w szkole medycznej, do której trafiają trzy główne bohaterki, śliczne jakby dopiero co wyszły spod ręki sprawnego i zdolnego chirurga plastycznego. W szkole nie dzieje się najlepiej: wieczorami po szkolnych korytarzach przechadza sie długowłosa zjawa, na dodatek dochodzi do dwóch tajemniczych samobójstw, z którymi bohaterki mają wiele wspólnego. „Inside The Girls” to przykład chińskiego kina komercyjnego, skrojonego na zachodnią modłę. Począwszy od dwuznacznego tytułu, przez efektowną (by nie napisać efekciarską) realizację, aż po wybór do głównych ról młodych, atrakcyjnych aktorów i aktorek a skończywszy na subtelnej, acz dostrzegalnej erotycznej otoczce (dziewczyny chodzą w kusych sukienkach, w zwiewnych bluzeczkach mimo iż są studentkami szacownej, medycznej uczelni). „Inside The Girls” nie udaje, że jest czymś więcej niż komercyjnym produktem, który producenci chcą sprzedać jak najlepiej. Na szczęście reżyser i scenarzysta dorzuca całkiem zgrabną, detektywistyczną intrygę i efektowny portret filmowej psychopatki. Może emocji nie za wiele, ale wrażeń "estetycznych" sporo.
BLACK COAL, THIN ICE
(reż. Diao Yinan, Chiny, 2014)
Dramat, thriller. Zaskakujący zwycięzca ubiegłorocznego festiwalu filmowego w Berlinie jest obrazem, rzeczywiście... zaskakującym. Fabuła wpisana zostaje w ramy thrillera o śledztwie w sprawie seryjnego mordercy, który ćwiartuje ciała swych ofiar i rozsyła część ciała po całym kraju. Detektyw Zhang natrafia na trop podejrzanego, ale podczas próby zatrzymania dochodzi do strzelaniny w wyniku, której ginie dwóch jego partnerów a on zostaje wyrzucony z pracy. Po pięciu latach Zhang, dorabiający sobie jako ochroniarz, borykający się z samotnością i chorobą alkoholową, nieoczekiwanie wraca do sprawy nieuchwytnego zabójcy. Pojawiają się nowe tropy, które prowadzą do miejskiego lodowiska i pracownicy miejscowej pralni i żony pierwszej ofiary mordercy. Mimo iż nie zobaczymy w tym filmie zapierających dech w piersiach pościgów, nagłych zwrotów akcji i nieustającego napięcia, obraz Diao Yinana to interesująca, wciągająca opowieść w umiejętny spsób łącząca elementy kina gatunkowego z artystycznymi ambicjami jego twórcy. „Black Coal, Thin Ice” to zarazem pełna stopniowo odkrywanych tajemnic mroczna historia zbrodni i namiętności, jak też ponury portret współczesnych mieszkańców Chin – pogrążonych w moralnym chaosie, rozpaczliwie błąkających się w rzeczywistości przesiąkniętej emocjonalnym chłodem, uczuciową pustką i złem. Wizualną oprawą dla tej oryginalnej historii, czerpiącej garściami z kina noir i amerykańskiego kina gatunkowego, stanowią niepokojące, oniryczne zdjęcia zaśnieżonego, prowincjonalnego miasta. Warto
THE PIRATES
(Lee Seok-hoon, Korea Płd, 2014)
Przygodowy, akcja. Najnowszy film z udziałem Son Ye-jin to taka koreańska wersja „Piratów z Karaibów” wzbogacona o wyraźne inspiracje innymi znanymi tytułami: „Szczękami”, „Wielkim mistrzem”, czy komediami akcji z Jackie Chanem a także fabułą klasycznej powieści o... Moby Dicku. Rzecz jasna nie mam mowy o jakiejkolwiek oryginalności czy odstępstwach od sprawdzonych formuł - „The Pirates” to kino komercyjne, które ma podbić box office a nie serca krytyków czy co bardziej wybrednych widzów. Temu celowi podporządkowane zostały wszystkie składniki obrazu Lee Seok-hoona, specjalisty od kina lekkiego i przyjemnego. Fabuła jest zatem naszpikowana scenami akcji, abordażami, pogoniami, ucieczkami, pojedynkami i efektami pirotechnicznymi, sporo tutaj slapstickowego humoru, pojawia się rzecz jasna, zgrabnie wpleciony wątek romansowy, nie zabrakło także miejsca dla proekologicznego przesłanie i nutki patriotyzmu. „The Pirates” to konfekcja i nie oczekujmy niczego więcej, ale sprawnie zrealizowana, efektowna i przyjemna dla oka. To wcale nie tak mało.
ADMIRAL: ROARING CURRENTS
(reż. Kim Han-min, Korea Płd, 2014)
Historyczny, wojenny. Ta nie wiarygodna historia zdarzyła się naprawdę. W XVI w., podczas inwazji Japończyków na Koreą, flota koreańska pod wodzą admirała Yi Sun-sina, licząca ledwie 12 okrętów powstrzymała siły japońskie, liczące 333 jednostki: zadając wrogowi dotkliwe straty przy minimalnych własnych. Czyż nie jest to historia w sam raz na film!? „Admiral: Roaring Currents” to rewelacyjne, fascynujące widowisko historyczne, które ogląda się jak najlepszy, pełen emocji thriller. Rzadko mamy również okazję oglądać tak wiarygodnie ukazaną XVI-wieczną bitwę morską, i to zarówno pod względem militarnym, jak i strategicznym. Ale poza mistrzowską, pełną rozmachu realizacją ten film ma jeszcze jeden wielki atut – tytułową postać, admirała Yi Sun-sina, charyzmatyczną, wybitną jednostkę, która mógł zagrać tylko największy ze współczesnych koreańskich aktorów – Choi Min-sik („Oldboy” dla nie zorientowanych). Oczywiście, „Admiral: Roaring Currents” to film, jak najbardziej patriotyczny, pełne aluzji do obecnej, napiętej sytuacji między podzieloną Koreą, zawierający także wyraźny przekaz ku pokrzepienu serc. Kto jednak nie chciałby być pokrzepiony przez tak znakomicie opowiedziany i zrealizowany film? W Korei Płd – chętnych było ponad 17 mln widzów i jest to rodzimy rekord wszech czasów!
"Czarny węgiel, kruchy lód" to świetny film, muszę tylko sprostować, że "prowincjonalne miasteczko", w którym dzieje się akcja, ma powierzchnię 20 Warszaw, 5 milionów mieszkańców w samym mieście i drugie tyle w obszarze metropolitarnym, więc jest, nawet jak na Chiny, rozmiaru średniego :) Druga ciekawostka: zostało założone przez Polaków :)
OdpowiedzUsuń