czwartek, 31 marca 2011

MY MOTHER MERMAID (Ineo gongju, Korea Płd, 2004)



Moja matka syreną”? Hmm...powiedzmy sobie szczerze, tytuł nie brzmi zachęcająco. Ale pozory mylą. Obraz Park Heung-sika jest bowiem całkiem udanym, choć z pewnością nie rewelacyjnym, filmem. Najbardziej udały się dwie rzeczy: umiar w wywoływaniu wzruszenia i aktorskie kreacje. Wzruszyć nie jest trudno, a Koreańczycy mają na to swój patent - miłość, na drodze, której staje nieuleczalna, najczęściej śmiertelna choroba. W „My Mother, Mermaid” jeden z bohaterów zapada na taką właśnie śmiertelną przypadłość, lecz choroba w filmie jest na drugim planie, nie stanowi osi dramatycznych wydarzeń, lecz jedynie dopełnia portret bohatera i jego rodziny. Co więcej wydaje się, że groźniejsza od nieuleczalnego schorzenia ciała, jest choroba serca, w którym wypaliło się dawne, gorące i piękne uczucie miłości. 

Gasnąca miłość 

Park, za co mu chwała, nie wzrusza więc śmiertelną chorobą, ale czym innym - prostotą i umiarem. Pięknie te cechy „My Mother Mermaid” dostrzec można w najobszerniejszym wątku miłości Yeon-soon i Jin-guka, rodziców głównej bohaterki, Na-young. O miłości twórcy filmu opowiadają bowiem w serii zabawnych, uroczych rodzajowych scenek. Świetnym pomysłem okazało się uczynienie lekcji, której z własnej woli udziela niepiśmiennej Yeoon-soon, Jin-guk, sposobem na wyrażanie wzajemnych uczuć. Dziewczyna przez postępy w nauce odwdzięcza się nie tylko za pomoc, ale daje równiez do zrozumienia, jak bardzo zależy jej na nauczycielu. Jin-guk kupując zeszyty i przybory do pisania, dyktując swej uczennicy zdania w rodzaju „Panienka Jo jest miła i ładna” odwzajemnia miłość Yeon-soon. W ich związku nie ma miejsca na dramatyczne wydarzenia, choć w końcu będą musieli się rozstać, a zrozpaczona bohaterka, w geście protestu, omal się nie utopi, to jednak wydarzeniom tym nie towarzyszy patos czy sentymentalizm. 


I tak właśnie subtelnie, inteligentnie, z wielką gracją omijając melodramatyczne pułapki, miłość miedzy Yeon-soon i Jin-guka, zostaje ukazana. Uczucie znajduje po latach zresztą swoją puentę, przewrotnie, pokazaną na początku filmu. Yeon-soon jest kłótliwą, zgorzkniałą, sfrustrowaną żoną i matką. Właściwie to jest jedzą. Nic dziwnego, że introwertyczna, nieśmiała Na-young czuje do matki tylko niechęć i złość. Ale nie znajduje także oparcia w ojcu, choć bardziej z nim emocjonalnie związana, nie może dotrzeć do schowanego za murem apatii, zmęczenia i choroby mężczyzny. Reżyser nie wyjaśnia, dlaczego dwoje tak bardzo kochających się niegdyś ludzi, stało się sobie obcy,. Dlaczego jedyne co mają sobie do przekazania to pretensje albo milczenie. Owszem można się domyślić, że to nieszczęsne poręczenie niewypłacalnej pożyczki podpisane przez Jin-guka, które spowodowało zubożenie rodziny, popsuło relacje między rodzicami Na-young, a w konsekwencji także miedzy nią. Lecz wydaje się, że to nie jedyny powód. A może po prostu takie jest życie, brutalnie rozprawiające się z romantycznymi uczuciami?

Jeon Do-yeon i reszta

Druga rzecz, która bardzo się udało to aktorzy. To w dużej mierze ich zasługa, że miłosne perypetie bohaterów budzą nasze wzruszenie i sympatię (na szczególną uwagę zasługuje weteranka koreańskiego kina, Ko Doo-sim w roli matki). Lecz „My Mother, Mermaid” jest tak naprawdę popisem aktorskiego kunsztu Jeon Do-yeon. W filmie Parka aktorka wystąpiła... w podwójnej roli, na dodatek odtwarzając bohaterki o odmiennych charakterach i to często w jednym ujęciu! Przed aktorką stała ponadto trudność jeszcze innego rodzaju - musiała zagrać młodą Yeon-soon tak, aby widzowie nie mieli wątpliwości, że jest tą samą osobą, tyle że młodszą i szczęśliwszą. Z zadania tego wywiązała się bezbłędnie! Do roli Yeon-soon, która jest w filmie „haenyeo”, czyli poławiaczką skorupiaków, Jeon przygotowała się z właściwym sobie profesjonalizmem: nauczyła się pływać i nurkować, nauczyła się mówić z rzadkim akcentem, zmieniła nawet swój wygląd zewnętrzny. Grana przez nią Yeon-soon, jak przystało na osobę spędzającą większość dnia na słońcu, ma opaloną, brązową skórę. Podobno pomysłem aktorki były urocze dziewczęce kitki, które nosi bohaterka. Trud nie poszedł na marne – Jeon stworzyła zapadającą w pamięć podwójną kreację!

Ale na słowa pochwały zasłużył także pięcioosobowy zespół scenarzystów i reżyser, który prostym, spokojnym, wyważonym, stylem opowiada nie tylko o miłości i o jej braku. Choć w filmie są poruszane poważne problemy: skomplikowane i niełatwe relacje rodzice-dzieci, utrata złudzeń, przemijanie, miłość, choroba, analfabetyzm, czy kryzys gospodarczy wywołany recesją, to ani przez chwilę nie jest nudno, patetycznie czy ckliwie. Choć momentami muzyka brzmi wzniośle, nie ma w „My Mother, Mermaid” darcia szat, krzyków rozpaczy, lamentu (za wyjątkiem pierwszej sceny), wyciskania z widzów łez na siłę. Warto docenić tę powściągliwość, zwłaszcza, że sporej części koreańskich filmów bardzo jej brakuje

Minusik

„My Mother, Mermaid” nie jest jednak filmem bez wad. Wszystko już to gdzieś widzieliśmy - miłość, rozstania, tęsknotę, rozczarowania, także dramaturgiczne pomysły na wędrówkę bohaterki do przeszłości rodziców (choćby w „Peggy Sue wyszła za mąż” F. F .Coppoli, czy „Classic” z Son Ye-jin). Nie wszystkie wątki i postaci udały się równie dobrze (zbyt duża różnica charakterze młodego Jin-guka i jego starszego odpowiednika), lecz te niedoskonałości nie mogą zmienić opinii, że „My, Mother Mermaid” jest obrazem nietuzinkowym, przyjemny w oglądaniu i wartym uwagi.

MOJA OCENA: 7,5/10



REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Koreański standard, czyli Koreańczycy nigdy się nie mylą. Zwłaszcza jeśli chodzi o melodramaty. Żeby zrozumieć , dlaczego matka stała się jedzą a ojciec pogrążonym w apatii cieniem siebie samego, bohaterka odbywa podróż  sentymentalną (ale bez sentymentalizmu) do czasów młodości rodziców. Stara miłość jednak czasem rdzewieje. Ku refleksji.

>

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz