piątek, 9 sierpnia 2013

IP MAN (Yip Man, Hongkong/Chiny, 2008)



Ip Man (2008) on IMDb


O co chodzi?

Rok 1935. Foshan, południowe Chiny. Yip Man jest mistrzem słynnej szkoły sztuk walki wing chun. Żyje mu się dostatnio a on sam cieszy się powszechnym szacunkiem mieszkańców miasta. Życzliwy, pogodny charakter Yip Mana oraz sława niepokonanego mistrza sztuk walki czyni z niego osobę powszechnie szanowaną i lubianą. Gdy w Foshan pojawia się banda Shan Zao, który w brutalny sposób rozprawia się z mistrzami innych stylów walki, tylko Yip Man jest go w stanie powstrzymać i przepędzić z miasta. Idylla kończy się jednak wraz z nadejściem japońskiej okupacji w 1937 r. Yip Man zostaje wyrzucony ze swojej posiadłości zamienionej na główny sztab oddziałów, okupujących Foshan, a on sam i jego rodzina: żona i syn cierpię biedę i głód. Aby zarobić na ryż Yip Man zatrudnia się przy załadunku węgla. Ponieważ wśród robotników jest wielu dawnych mistrzów sztuk walki i ich uczniów częste wizyty składa im pułkownik Sato, który za worek ryżu werbuję chińskich ochotników do walk z Japończykami. Gdy podczas jednej z tych walk giną: jeden z mistrzów, przyjaciel Yip Mana i jeden z jego uczniów, mistrz wing chun zgłasza się na ochotnika, by pomścić zamordowanych przyjaciół. Nie wie jeszcze, że będzie musiał stawić czoło nie tylko zastępom walecznych Japończyków, ale generałowi Miurze, mistrzowi karate.

Nie tylko mistrz Bruce`a Lee

Tytułowy bohater filmu Wilsona Yipa, Yip Man żył naprawdę. Urodził się 6 listopada 1893 r. w Foshan, w zamożnej rodzinie i już od dziecka zafascynowany był sztukami walki. W wieku trzynastu lat zaczął pobierać nauki od najlepszych mistrzów wing chun (odmiany wu shu): wpierw u Chan Wan Shuna, a po jego śmierci u Leung Bika. Okazał się niezwykle pojętym i zdolnym uczniem i niebawem stał się niepokonanym mistrzem stylu wing chun. W Foshan Yip Man na co dzień pracował jako policjant, ale nie zaprzestawał treningów m.in. z wykorzystaniem drewnianego manekina. W przeciwieństwie do wielu mistrzów innych stylów walki nie założył własnej szkoły, chociaż na prywatnych lekcjach nauczał przyjaciół i bliskich znajomych.

II wojnę światową Yip Man spędził w wiosce Kwok Fu, cierpiąc biedę i głód, ponieważ poprzysiągł sobie, że nie pozwoli wykorzystać swych umiejętności w służbie marionetkowego rządu chińskiego. Podobno Japończycy próbowali nakłonić go, a by nauczał stylu wing chun japońskich żołnierzy, ale Yip Man odmówił. Ciężkie czasy pomógł mu przeżyć przyjaciel Chow Cheung Chung właściciel miejscowej przędzalni. W zamian Yip Man zgodził się przyjąć na ucznia syna właściciela. Na terenie przędzalni odbywały się również treningi wing chun z pierwszym pokoleniem uczniów mistrza, z których kilku wciąż żyje i zajmuje się propagowaniem dzieła Yip Mana (np. Kwok Fu).

„Ip Man” dość wiernie relacjonuje wydarzenia z przedwojennego i wojennego okresu życia, jednak dla porządku dopowiedzmy, że po zakończeniu wojny Yip Man wrócił do Foshan ponownie zatrudniając się w policji. Pełniący funkcję oficera Kumotingu mistrz musiał uciekać przed komunistami z Chin do Hongkongu. To tam, aby zarobić na życie w 1952 r., otworzył szkołę wing chun, która początkowo nie cieszyła się wielkim powodzeniem. W 1967 r. szkoła Yip Man miała tak licznych uczniów, że ustanowiona została Hong Kong Ving Tsun Athletic Association. Yip Man zmarł w 1972 na raka gardła. Po jego śmierci tradycję wing chun kontynuują jego uczniowie: Leung Ting oraz William Cheung. Dziś styl walki, którego mstrzem był Yip Man, uprawiany jest w ponad 64 krajach przez prawie półtora miliona adeptów tej sztuki walki.

Yip Man dla wielu osób na świecie był przede wszystkim nauczycielem Bruce`a Lee. Chociaż niektórzy znawcy tematu poddają wątpliwość jakoby legendarny aktor pobierał bezpośrednio nauki od mistrza Yipa, to bez wątpienia Lee był bodaj najsłynniejszym adeptem hongkońskiej szkoły wing chun. Kto wie też czy postać aktora i legenda, którą wyrosła na jego tajemniczej śmierci nie przyczyniły się do tego, że filmowi producenci sięgnęli po mistrza, Bruce`a Lee, Yip Mana. Fabuła filmu co prawda sugeruje nieco inny powód realizacji filmu o słynnym nauczycielu wing chun, a sama gwiazda „Wejścia smoka” w obrazie nie pokazuje się, co nie przeszkodziło producentom reklamować „Ip Mana” hasłem: „Słynny mistrz kung fu Bruce`a Lee”.

Biografia filmowa, czyli atrakcyjna

Tagline filmu Yipa (ale Wilsona) wydaje mi się znamienny dla recenzowanego obrazu. Film ten bowiem na pozór wydaje się biografią Yip Mana, ale zarazem w założeniu miał być ( i rzeczywiście był) wielkim kinowym hitem, na którym producenci będą mogli zarobić (ostatecznie koszty produkcji zwróciły się niemal dwukrotnie). Dlatego też w „Ip Manie” dostrzegalne są dwie tendencje: aby w wierny sposób przedstawić osobę słynnego mistrza i czasy, w których żył, ale także – to drugi kierunek, w którym kształtowano fabułę - „nieco” ubarwić życiorys głównego bohatera, który jak każdy wielki mistrz traktował swe umiejętności nie jako powód do udowadnia swojej wyższości nad innym ludźmi, lecz przede wszystkim formę duchowego rozwoju i możność naucznia innych. Krótko mówiąc mistrz Yip był człowiekiem o łagodnym usposobieniu, który z punktu widzenia współczesnego kina akcji prowadził raczej nudne i na pewno mało efektowne życie. Biografie Yipa Mana wspominają tylko o jednym incydencie, gdy wykorzystał swe niebywałe umiejętności w prawdziwym starciu. Gdy mistrz był szesnastoletnim młodzieńcem, stał się świadkiem pobicia kobiety przez policjanta. Yip stanął w obronie ofiary i gdy policjant go zaatakował dość szybko pożałował swego nierozważnego kroku: młodzieniec w praktyczny sposób wykorzystał to, czego nauczył się ze stylu wing chun. Zatem producenci filmu nie mieli alternatywy: musieli podkoloryzować filmowy życiorys Yip Mana.

Stąd też obok godnej podziwu wierności w oddaniu scengraficznych i kostumiologicznych szczegółów lat przedwojennych i wojennych, pojawia się na przykład wymyślony przez sscenarzystów (łącznie: trzech) wątek bandy Shan Zao, reprezentującego północną szkołę walki, który brutalnie rozprawia się z mistrzami innych szkół, mających swe siedziby w Foshan. Stąd też obok godnych podziwu scen w przedstawianiu samego stylu wing chun: treningu i zastosowania w praktyce, pojawia się wątek walk z Japończykami (w tym szczególnie efektowne starcie z dziesięcioma przeciwnikami czy też finałowy pojedynek z generałem Miurą, mistrzem karate, sylem nota bene też wiernie ukazanym).

Wątki dodane przez twórców do filmu nie powinny jednak dziwić, wszak mamy do czynienia z biografią fabularyzowaną a właściwie quasi biografią, niemniej warto zwrócić na nie uwagę. Umożliwiają reżyserowi włączenie do fabuły licznych i niebywale efektownych scen walki (elementy akrobatyczne starć to już uatrakcyjnienie typowo filmowe, nie mające nic wspołnego ze stylem wing chun), a przy tym – co jest ich wielką zaleta – realistycznych. Żadnego latania w powietrzu, skakania po drzewach czy chodzenia po wodzie – znanych choćby z filmów wu xia Zhang Yimou, ale też „Ip Man” to nie kino opowiadające o mitycznych Chinach, lecz o Chinach z lat trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku. Dodatkowy realizm scenom walk zapewniał... Donnie Yen, odtwórca postaci tytułowej, który prywatnie specjalizuje się w różnych stylach walki (muay thai, kickoboxing, judo, jiu jitsu, wrestling a także wing chun), toteż jego doświadczenie w procentowało na ekranie. Ale o wątkach ubarwiających życiorys Yip Mana warto wspomnieć z jeszcze innego powodu.

Z Yip Manem na barykady!

Na pierwszym planie film Yipa jest opowieścią o niezwykłej osobie, jaką bez wątpienia był główny bohater obrazu. A był on nie tylko niepokonanym mistrzem sztuk walki, ale też wielkim człowiekiem, odznaczającym się życzliwoscią, uczynnością, mądroscią a także hartem ducha i moralnością, pozwalającą mu przetrwać czasy wojennej zarazy, gdy nawet najszczytniejsze ideały nie były w stanie ochronić wielu ludzi przed utratą człowieczeństwa. Bo gdy nie było co jeść, gdy życie było na łasce dobrego humoru okupanta, trudno było zachować godność i człowieczeństwo. Yip Man jednak pozostał taką samą osobą, jaką był przed wojną. Nie zhańbił się zdradą, donosicielstwem, służalstwem. Co prawda twórcy filmu czynią w pewnym momencie z bohatera mściciela, lecz to niestety wymóg kina rozrywkowego. Tak więc na pierwszym planie Yip Man to opowieść o... Yip Manie.

Na drugim, który zresztą nie jest szczególnie trudno zauważyć, omawiany film jest opowieścią o wielkich Chinach. Postać słynnego mistrza zostaje bowiem wykorzystana do zaskakująco nacjonalistycznej i antyjapońskiej w wymowie historii, w którym główny bohater staje się symbolem Chin biorących odwet na Japończykach. Chińczycy i Japończycy są zresztą pokazani według czarno-białego schematu: ci pierwsi to większości wybitne i szlachetne jednostki, a nawet jeśli wśród nich trafi się jakiś kolaborant (kapitan Li), to „odpokutuje” swoją zdradę. Z kolei Japończycy to wynoszący się nad innych aroganci i zwyczajni sadyści (pułkownik Sato). Wyższość Chińczyków nad narodem japońskim pojawia się także w wyższości chińskiego stylu walki wing chun nad japońskim – karate, czego dowodem są starcia Yip Mana z japońskimi karatekami.

W finałowej scenie natomiast, gdy tłum przedziera się przez zasieki i bezradnych japońskich żołnierzy, by podbiec do rannego mistrza Yip Man, tytułowy bohater staje się już symbolem niezłomności chińskiego narodu i jego zjednoczenia. Zza kadru rozbrzmiewają bowiem słowa: „Yip Man nie podporządkował się woli japońskiej armii, swymi pięściami wezwał do zjednoczenia chińskiego narodu”. Zdanie to brzmi jak wyjęte z przemówienia jakiegoś komunistycznego dostojnika. Mogłoby się też znależć na sztandarze rewolucjonistów, obalających burżuazyjny (japoński ?) porządek świata. Treść zacytowanych słów, jak nietrudno się domyślić, zawiera bowiem wyraźny komunikat skierowany nie tyle do Japończyków, co do Zachodu a także Tajwanu, o przyłączenie którego Chiny w imię zjednoczenia, walczą od lat. Te propagandowe tony kładą się cieniem na obrazie Yipa, ale ich obecność nie powinna dziwić skoro jedną z wytwórni, która wyprodukowała „Ip Mana” jest China Film Co-Producion Corporation nadzorowaną przez rządową agencję od spraw radia, filmu i telewizji.

Pigułkę można przełknąć

Gorzką, propagandową pigułkę, na szczęscię można w miarę bezboleśnie przełknąć dzięki solidnej filmowej robocie Yipa i jego ekipy. Potoczystość narracji, efektowne, a przy tym nie przesadzone sceny walk, sympatyczni bohaterowie (dziwny, trafem są wśród nich sami Chińczycy) oraz wiernie odzworowane na ekranie Chiny okresu przed- i wojennego sprawiają, że próba załatwienia swoich spraw przy pomocy postaci słynnego mistrza wing chun ma dla widza znacznie drugorzędne. Wysoka nota na IMDB (aż 8,1) oraz uwielbienie fanów na całym świecie dla filmu Wilsona Yipa ostatecznie przyznają zwycięstwo sztuki filmowej nad polityczną propagandą.

MOJA OCENA: 7+/10



REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Chińska perfekcja w służbie kina sztuk walki
Yip Mam, mistrz stylu wing chun żył naprawdę i jak twierdzą niektórzy nauczał nawet Bruce`a Lee (choć nie w tym filmie). Filmowy Yip Man, choć udanie naśladuje tego prawdziwego, żyje tylko w kinie. Ale za to jakie fascynujące, efektowne to życie!
Jak sprytnie wykorzystać postać legendarnego mistrza w celach propagandowych, sławiących potęgę Chin i niezłomność ich mieszkańców. Na szczęście robota filmowa pozwala zignorować polityków.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz