piątek, 30 sierpnia 2013

DREAM HOME (Wai dor lei ah yut ho, Hongkong, 2010)


Dream Home (2010) on IMDb



In a crazy city, lf one is to survive, he's got to be more crazy.
/ cytat z filmu/

O co chodzi?

Cheng Lai-Sheung jest młodą, samotną kobietą, która od dzieciństwa marzy o własnym mieszkaniu z widokiem na morze. Ciężko pracuje na dwa etaty: w banku i w sklepie obuwniczym, odmawia sobie wszelkich rozrywek i odkłada pieniądze na mieszkanie. Gnieździ się w małym mieszkanku z młodszym bratem i chorym na raka płuc ojcem. Wdaje się też w romans bez perspektyw z żonatym mężczyzną, licząc na jego finansowe wsparcie. W końcu jej wytrwałość zostaje nagrodzona i Cheng udaje się trafić na luksusowe lokum (oczywiście, z widokiem na morze) w okazyjnej, choć wcale nie małej, cenie. Sytuacja na rynku nieruchomości jest jednak niestabilna i nagle ceny zaczynają niebotycznie rosnąć. Sprzedawca, para Chińczyków, żąda dwa razy więcej od Cheng. Ta jest kompletnie załamana, ponieważ nie ma tyle pieniędzy. Kumulowana w Cheng frustracja znajduje gwałtowne ujście w zbrodniczym planie, które kobieta postanawia zrealizować. Wkracza do budynku, w którym miała mieć własne mieszkanie i systematycznie, w okrutny sposób morduje lokatorów, których było stać na kupno mieszkanie, o którym marzyła Cheng.

Czy zabiłbyś dla wymarzonego domu?

Niech żyje Category 3!– chciałoby się zawołać po seansie „Dream Home” Pang Ho-Cheunga. Horror ten reklamowano jako pierwszy rasowy slasher z Hongkongu, co też reżyser ochoczo potwierdzał w licznych wywiadach udzielanych anglojęzycznym mediom. Nie specjalnie mnie to dziwi, skoro slasher jest subgatunkiem horroru doskonale znanym na Zachodzie, zaś o hongkońskiej eksplotacji spod znaku Kategorii III słyszeli jedynie najbardziej zagorzali fani azjatyckiego kina grozy. Warto również zwrócić uwagę jak przepytujący reżysera redaktorzy formułowali pytania, by zdac sobie sprawę, dlaczego Pang przystał na etykietę slahsera. Rzecz jasna, w „Dream Home” znajdziemy elementy konwencji wspomnianego podgatunku horroru gore. To zamknięta w budynku grupa osób masakrowana przez mordercę oraz niezwykle krwawe, makabryczne sceny uśmiercania kolejnych ofiar. Wspólnych cech ze schematem rodzimej eksploatacji jest jednak znacznie więcej i dlatego można potraktować obraz Panga jako spadkobiercę tradycji takich klasyków jak: „The Untold Story” czy „Dr Lamb”. Przyjrzyjmy się zatem wzajemnym zależnościom między „Dream Home” a filmami z Category 3.

Bohaterami filmów Cat. III są zazwyczaj ludzie wywodzący się z klasy robotniczej lub zubożałej klasy średniej, którzy pragną uszczknąć coś dla siebie z cudu gospodarczego, jaki w drugiej połowie XX w. stał się udziałem Hongkongu. Awans społeczny, nawet po trupach, stał się życiowym celem bohatera „The Untold Story”. W kategorii awansu społecznego można rozpatrywać także obsesyjne pragnienie Cheng zakupienia atrakcyjnego apartamentu, mimo iż jest on poza finansowymi możliwościami bohaterki. Kobieta nie waha się zabić ciężko chorego ojca, by brakujące pieniądze pokryć z ubezpieczenia rodziciela. Cheng uzbierała tyle pieniędzy, że mogłaby wybierać w tańszych mieszkaniach, ale nie wiązałoby się to ze społecznym prestiżem i choćby namiastką awansu w społecznej hierarchii.

Warto w tym miejscu uczynić drobną dygresję. Hongkong ma jedną z najwyższych średnich gęstości zaludnienia na świecie - 6200 osób na km kw. (miejscami dochodzi nawet do 43 tysięcy osób na km kw). Fakt ten sprawia, że ceny nieruchomości są szaleńczo wysokie, co przekłada się rzecz jasna na cenę mieszkań. To właśnie w Hongkongu, w 2009 r. padł światowy rekord, jeśli chodzi o cenę za mieszkanie w przeliczeniu na metr kw. Anonimowy kupiec za apartament o powierzchni 500 m. kw. zapłacił – uwaga! – 56 mln amerykańskich dolarów (co daje 100 tys. zł za metr kw.!). Z napisów początkowych dowiadujemy się natomiast, że w 2007 r. (w tym czasie rozgrywa się akcja filmu) dochody Hongkończyków wzrosły o 1 proc. a ceny mieszkań o 15 proc.. Przytaczam te dane, ponieważ nadają one historii opowiedzianej w „Dream Home” głębszego sensu. Okazuje się po pierwsze, że na kupno niezwykle drogich mieszkań stać nielicznych, po drugie zakup wymarzonego własnego kąta wymaga nie tylko wielkich pieniędzy, ale także determinacji i zwykłego szczęścia (w filmie jest mowa o tym, że upatrzonym przez Cheng mieszkaniem interesuje się wielu chętnych – dostanie je ten, kto najwięcej zapłaci). Po trzecie własne lokum uważane jest za synonim prestiżu i wysokiej pozycji w społeczeństwie. Czy tego pragnęła Cheng? W moim odczuciu – tak. Zwracam uwagę na ten aspekt społeczny, ponieważ elementem konwencji filmów należących do Category 3 jest obecność w fabule ważkiego komentarza do społecznej rzeczywistości.

Choć twórcy podrzucają widzom także inne tropy (np. obietnica kupna własnego mieszkania dana zmarłej matce czy subtelnie sygnalizowany wątek psychopatologiczny) decydujący wpływ na obsesyjne pragnienie posiadania lokum ma związek z „ambicjami społecznymi” Cheng. Gdy jednak okazuje się, że tych ambicji bohaterka nie będzie mogła zaspokoić, załamuje się, wpada we frustrację, w końcu zaczyna mordować. Niestety nie udało się Pangowi w przekonujący sposób uzasadnić tak gwałtownej reakcji na utratę wymarzonego mieszkania. Cheng nie tylko zabija niewinne ofiary, nie wahając się uśmiercić kobiety w ciąży, ale na dodatek zabija je w wyjątkowo okrutny sposób. Ponadto zabija z rozwagą i na zimno, a zatem nie działa pod wpływem nie dających się kontrolować emocji. Finał co prawda przynosi dość przewrotne wyjaśnienie motywacji bohaterki, lecz czy aby osiągnąć zamierzony efekt bohaterka musiała wyrżnąć aż jedenaście osób (jedna nie zginęła z jej ręki)? I to w tak makabryczny sposób? No cóż, "Dream Home" to przede wszystkim kino rozrywkowe, zatem spragnionej mocnych wrażeń publiczności też coś się należy. 

Pilnikiem w głowę

Za to elementem, który udał się znakomicie i bez żadnych zastrzeżeń to sceny przemocy. Filmy hongkońskiej eksploatacji, jak przystało na ten rodzaj kina, zasłynęły z niezwykłej brutalności i szokującego łamania tabu (dotyczącego głównie nietykalności kobiecego ciała i przemocy wobec dzieci). W „Dream Home” mamy więc scenę duszenia kobiety w ciąży (taktownie jednak ściemnioną) oraz mnóstwo zaskakujących swą drastycznością scen gore. Cheng mordując poszczególne osoby korzysta bowiem z tego co mam pod ręką. W uśmiercaniu pomocny okazuje się młotek, pilnik, żelazko, nóż kuchenny a nawet wyrwana z łóżka deska. Wymyślne sposoby mordowania nie są mi obce – widziało się wystarczająco dużo, ale i tak kilka makabrycznych pomysłów autentycznie mnie zdumiało. Mam na myśli choćby scenę ze pilnikiem, który Cheng wbija w tył głowy jednej ofiar z taką siłą, że koniec narzędzia wychodzi okiem, a gałka oczna wypada z oczodołu. Drastyczna, choć przez swą groteskowość, nieco zneutralizowana jest z kolei scena z wbijaniem w usta leżącej dziewczyny deski. Oczywiście to tylko dwa najbardziej zaskakujące patenty na pozbawienie kogoś życia. Niemniej wszystkie sceny gore wypadają imponująco, krwawo, makabrycznie i są pełne inwencji. Twórcy filmu okraszają ponadto sceny mordowania elementami czarnego humoru (diler z rozprutymi wnętrznościami, który zaciąga się skrętem).

Na koniec słów kilka o jeszcze jednym, niewątpliwym atucie filmu - kreacji Josie Ho w roli głównej bohaterki. Graną przez nią Cheng można spokojnie dopisać do listy największych skośnookich psychopatek – Dary z „Macabre”, Bood z „Meat Grinder”, Yi-hwa z „Black House”, Panor z „Art of the Devil” i mamuśki z „Organ”. Josie Ho, którą mogliśmy oglądać m.in. w znakomitym „Horror Hotline …The Big Head Monster” oraz w „Dead or Alive: Final” Takashiego Miike została za rolę Cheng nagrodzona na prestiżowym festiwalu filmów grozy w Stiges. Dodajmy, że wyróżnienie zasłużone, choć gdyby scenarzyści bardziej się przyłożyli, rola Ho mogłaby być jeszcze bardziej efektowna i wiarygodna.

PS. Film będzie można obejrzeć podczas tegorocznego 7 Festiwalu Filmowego 5 Smaków w Warszawie (5-11.11.13)


MOJA OCENA: 7/10


REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Gore w teledyskowej konwencji. To dopiero perwersja!
Nie tylko zwierzęta walczą o życiową przestrzeń, także – ludzie. Ale tylko ludzie wbijają w głowę pilnik i rozpruwają flaki.
O tym jak trudno zdobyć wymarzony kąt w najbardziej zatłoczonym mieście na świecie. Czasem trzeba się rozpychać łokciami a nawet młotkiem, pilnikiem i kuchennym nożem.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz