poniedziałek, 4 kwietnia 2011

RECENZJE KSIĄŻKI : "STRACH MA SKOŚNE OCZY. AZJATYCKIE KINO GROZY"



A taką zbiorówkę recenzji zrobiłem, żeby było dla wnuków ;)
Żaden z poniższych tekstów - wierzcie lub nie - nie był sponsorowany. Niektóre zostały napisane przez osoby, które znają mnie tylko z okładki książki.


 KINO NR. 10/2011 Przemysław Lebida

Tekst recenzji publikuję za zgodą Redakcji KINA oraz autora


Azjatycka wędrówka w mrok

 Często mówi się, że lubimy się bać, choć zapewne wszyscy mamy uzasadnione wątpliwości wobec racjonalności tej tezy, wszak strach nie kojarzy się z emocją przyjemną ani specjalnie pożądaną. Nawet zdania na temat chęci jego odczuwania są podzielone. Jedni upatrują w tym zupełnie zwyczajną potrzebę podniesienia poziomu adrenaliny, inni wskazują, że pragniemy przeżywać lęk, aby tym wyraźniej poczuć ulgę, gdy jego źródło minie.

Poprzez proces projekcji-identyfikacji ta potrzeba również w kinie, gdzie zagrożenie spotykające bohatera odbieramy tak, jakby dotykało nas samych.  O irracjonalnej sile tej emocji, działającej uzależniająco, świadczy duża popularność horroru nie tylko w jego filmowej, lecz także literackiej i ludycznej postaci. Spostrzeżenie to wydaje się niezmienne od wieków i niezależne od szerokości geograficznej: zarówno w Polsce, USA, jak i Japonii.


Krzysztof Gonerski w swej książce proponuje wędrówkę po terytorium azjatyckiego kina grozy, które u widza nieoswojonego z jego specyfiką, wywołuje lęk podwójny, wynikający zarówno z kulturowej odmienności, jak i samej natury gatunku. W tym właśnie zintensyfikowanym doświadczeniu należy, być może upatrywać przyczyn sukcesu, jaki na rynku zachodnim odniósł filmowy horror z Azji. Istotnie więc – parafrazując za autorem – strach może mieć skośne oczy, jak ledwo widoczne zza pasm czarnych włosów oczy Sadako z „Kręgu” (The Ring) Hideo Nakaty. To w masowej świadomości niemal ikona azjatyckiego horroru.

Film ten, powstały u progu Millenium, zapoczątkował nową epokę w dziejach japońskiego kina grozy, które tuż obok anime, stało się jednym z najbardziej rozpoznawalnych na zachodzie współczesnych produktów japońskiego przemysłu rozrywkowego. „The Ring” zawładnął wyobraźnią światowej widowni, czego efektem stała się się większa popularność azjatyckiego horroru oraz jego adaptacje w świecie zachodnim, gdzie tradycyjna formuła horroru zaczynała ulegać wyczerpaniu.

Autor książki nie ukrywa ogromnego wpływu, jaki wywarł nań film Nakaty. Wpływu, który przerodził się w długoletnią pasję , której owocem jest książka będąca pierwszą polską publikacją w całości poświęconą azjatyckiemu kinu grozy. Niewątpliwie jest o czym pisać, ponieważ  - tym razem wbrew powszechnemu przekonaniu  - filmy tego gatunku nie ograniczają się do opowieści o duchach wychodzących z telewizorów („The Ring”), czy dzwoniących na nasz telefon komórkowy („Nieodebrane połączenie”) i wkraczają w inne sfery, takie jak s-f, cyberpunk, film detektywistyczny czy kino transgresji.

Aby okiełznać ową mnogość ekranowych oblicz lęku, konieczna jest dobrze przemyślana struktura literackiego wywodu, z czego najwyraźniej zdawał sobie sprawę autor, tworząc rozdziały według kinematografii narodowych, a podrozdziały poświęcając kluczowym dla każdej z nich tematom, w których realizuje się wątek grozy. Omówione zostają kinematografie: japońska, południowokoreańska, hongkońska, tajlandzka, chińska, tajwańska, wietnamska i północnokoreańska, każda o własnym charakterze i historii, posiadające własne warianty w obrębie gatunku, które stają się tematami poszczególnych podrozdziałów. Zdecydowanie najwięcej miejsca przypada jednak filmom z Kraju Kwitnącej Wiśni, co stanowi odzwierciedlenie współczesnej pozycji kina japońskiego,  a przede wszystkim jego ogromnego dorobku.

Niektóre tytuły doczekały się w książce osobnego omówienia, z czego jednak należy korzystać ostrożnie, ponieważ autor wkraczając w analizy, zdradza niekiedy ważne elementy fabuły. Jest to rada istotna dla czytelników przystępujących do lektury danego fragmentu przed obejrzeniem omawianego dzieła.

W przypadku pracy podejmującej tak szeroki temat, jak horror azjatycki, istnieje niebezpieczeństwo powierzchownego ujęcia opisywanej materii. Na szczęście książka Krzysztofa Gonerskiego nie przypomina szybkiego spacerku po temacie i nie ogranicza się do wyliczenia tytułów w odpowiedniej chronologii. Wręcz przeciwnie spojrzenie autora jest dość rozległe,  często urozmaicone teoriami i faktami z zakresu kultury, filozofii, nauk społecznych czy psychoanalizy. W ten sposób Gonerski stara się budować jak najszerszy kontekst dla odbioru danego dzieła. Nie są to rozważania szczególnie głębokie, jednak pozwalają dość dobrze zorientować się w tym, co dla danego tytułu lub wariantu gatunkowego jest kluczowe, dostarczając przy okazji garści interesujących informacji pobocznych.       

Przy pisaniu o tak złożonych jak film wytworach obcej kultury, nieuniknione jest odwoływanie  się do specyficznego dla niej tła filozoficznego i społecznego, co czynimy w swoim języku  Jednak właśnie w tej podstawowej tkance  każdej wypowiedzi tkwi zagrożenie  dla naszego zrozumienia Innego, przejawiające się w używaniu terminów nieadekwatnych do opisywanego zjawiska. Nieadekwatnych, bo silnie zabarwionych  zachodniokulturowym ładunkiem znaczeniowym, wzbudzających typowy dla naszego sposobu myślenia zespół  skojarzeń, który z  opisywanym przedmiotem nie ma nic wspólnego. Próby przybliżenia czytelnikom z naszego kręgu kulturowego  filozofii tak dalece odmiennych jak azjatyckie, nierzadko przypominają przeprawę przez pole minowe, wymagając od badacza wielkiej ostrożności i dobrego zrozumienia tematu. Krzysztofowi Gonerskiemu na ogół udaje się uniknąć pułapek etnocentrycznego myślenia, na których wciąż potyka się wielu dyplomowanych kulturoznawców w tekstach dotykających filozofii Wschodu (np. nieszczęsna nicość używana jako synonim Pustki). Autorowi zdarzają się co prawda sformułowania niefortunne, jak „grzesznicy” w relacji do sytemu, któremu pojęcie grzechu jest po prostu nieznane, jednak nie są to tak znaczące błędy, które mogłyby wypaczyć zrozumienie tekstu.

Czy na niespełna pięciuset stronach ksiązki  można kompleksowo i wyczerpująco opisać filmy grozy ze sporej części azjatyckiego kontynentu? Z pewnością nie. Można jednak przystępnie przedstawić przekonywający i interesujący zarys tego zagadnienia, wzbogacając wiedzę niejednego kinomana oraz zachęcając do samodzielnych poszukiwań i przemyśleń. To właśnie, jako pierwszy uczynił Gonerski w swojej książce, wnosząc istotny wkład do polskiej refleksji nad kinem Azji. Chciałoby się, aby każdy z pozostałych gatunków realizujących się w obrębie filmu azjatyckiego doczekał się w Polsce podobnego opracowania.

WIRTUALNA POLSKA Grzegorz Kłos

Polskie kino grozy tak naprawdę nigdy nie istniało. Rodzimi filmowcy horroru unikają jak ognia, a jeśli już wykorzystują taką formułę, to tylko w sposób pretekstowy. Trudno się dziwić - filmy gatunkowe praktycznie nigdy nie miały u nas racji bytu. Wszelkie próby zaszczepienia ich na naszym gruncie, kończyły się zazwyczaj artystyczną katastrofą. Niestety, podobnie jest z samą teorią – opracowania o najstarszym gatunku kina można policzyć na palcach jednej ręki. Dlatego książkę Krzysztofa Gonerskiego traktujmy jako przełom i najprawdziwszą sensację polskiego rynku wydawniczego.

Strach ma skośne oczy to pierwsza w historii polskiej wiedzy filmowej tak drobiazgowa i obszerna monografia azjatyckiego kina grozy. Piszę azjatyckiego, ponieważ autor nie skupia się tylko i wyłącznie na kinie japońskim i długowłosych niewiastach wypełzających z telewizora. W swoim kilkusetstronicowym opracowaniu Gonerski z fanatycznym entuzjazmem przybliża również kinematografię Korei, Tajwanu, Chin, jak i Tajlandii, Wietnamu oraz Hongkongu. Tym samym jest on pierwszym polskim badaczem, który zmierzył się z tym zagadnieniem.

Autor zdecydował się na klasyczny, a jednocześnie bardzo przejrzysty, porządek monografii, często spotykany w zachodnich wydawnictwach, na których, nie ma co ukrywać, Gonerski się wzoruje. Książkę podzielono na osiem obszernych rozdziałów, odpowiadających poszczególnym rynkom filmowym. W każdym znajdziecie ten sam układ – wnikliwy wstęp, zawierający rys historyczno-kulturowy omawianego obszaru oraz analizy najbardziej reprezentatywnych filmów danego regionu.

Dlaczego opracowanie jest ewenementem? Strach ma skośne oczy to nie tylko ogromne źródło wiedzy stricte filmowej, lecz również w dużej mierze społeczno-obyczajowej. Dzięki lekturze czytelnik pozna nie tylko charakterystykę azjatyckiego gore, ale także nabędzie wiedzę o genezie japońskiego gatunku będącego mariażem pornografii i sadyzmu (nawiasem mówiąc, wymyślonego przez ichniejszych terrorystów) oraz uświadomiony zostanie w fakcie, że Godzilla to zaledwie czubeczek góry lodowej, zwanej kaiju eiga. Książka Gonerskiego będzie pomocna również w zrozumieniu ludowej symboliki wszechobecnej w anime i mangach oraz przybliży prawidła rządzące współczesną azjatycką popkulturą, która mimo przenikania na nasz grunt, nadal pozostaje dla wielu czymś zagadkowym i egzotycznym. Przy okazji czytelnik ma okazję nadrobić zaległości w sferze wiedzy o mainstreamowym kinie azjatyckim (Kurosawa) oraz kinie jako takim (bracia Lumiere) – z tego przedmiotu autor również świetnie odrobił lekcje.

Gonerski jest pierwszym, któremu udało się w oficjalnym wydawnictwie i na taką skalę, dogłębnie i rzeczowo przestawić zagadnienia filmowego horroru, które przez większość badaczy uchodzą za niewarte wspominania wstydliwe peryferia lub zostały zdawkowo opisane w akademickich periodykach skierowanych do wąskiego grona odbiorców. Autor opisuje zjawiska znane szerokiej widowni (ghost story), jak i podgatunki filmowe, które w Polsce nie mają racji bytu z racji ignorancji dystrybutorów bądź bariery kulturowej. Pod tym względem Strach ma skośne oczy będzie fascynującą lekturą zarówno dla laika obgryzającego paznokcie na Kręgu, jak i miłośnika wizualnie pornograficznych, ociekających przemocą produkcji Takashiego Miike czy Teruo Ishii. Jeśli chodzi o sferę językową, to Gonerski nie przesadza z używaniem specjalistycznej terminologii, co wbrew pozorom wyszło publikacji tylko na dobre.

Jeśli myślicie, że macie jakiekolwiek pojęcie o kinie grozy, to lektura książki Strach ma skośne oczy bardzo szybko i boleśnie sprowadzi was na ziemię. Autor nie ma dyplomu filmoznawcy. To z zawodu prawnik, który od paru dobrych lat, hobbystycznie po godzinach zajmuje się horrorem, piastując stanowiska redaktorskie w kilku internetowych periodykach. Przygotujcie się - swoją gigantyczną wiedzą o gatunku oraz erudycją rzuci was na kolana. Czytając to swoiste kompendium, poczujecie, że Gonerski jest fanatykiem kina (być może takim, jak wy), dla którego nie ma tematów tabu, pogardliwie pomijanych przez „znawców”. On omawiane przez siebie filmy (ponad 300!) po prostu widział, co niestety jest coraz większą rzadkością wśród jemu podobnych badaczy. Ba! Jestem przekonany, że jego półki uginają się od wydań DVD omawianych w książce produkcji.

Strach ma skośne oczy jest pierwszą (i niestety jedyną) monografią filmowego horroru, która merytorycznie w prawie niczym nie ustępuje opracowaniom zachodnim. Prawie, ponieważ wydanie pozbawione jest praktycznie zdjęć i ilustracji. W przypadku gatunku tak graficznego i dosłownego, jak azjatycka makabra, decyzja wydawnictwa Kwiaty Orientu była bardzo nieprzemyślana. Abstrahując od tego mankamentu - gdyby Gonerski był autorem zachodnim, jego książka z całą pewnością ukazałaby się nakładem specjalistycznego wydawnictwa pokroju Fangorii czy FAB Press – marek znanych każdemu fanowi filmowej makabry na całym świecie. Myślę, że to jest najlepsza tej monografii rekomendacją.

 
ŹRÓDŁO




HORROR ONLINE, Mariusz M@rio Juszczyk  

Azjatyckie kino grozy na przemian straszy, zaskakuje i czaruje swą poetyką. Od momentu, gdy Hideo Nakata nakręcił swój „Ring” minęło już trzynaście lat, a nowa fala azjatyckiego horroru wciąż kroczy w triumfalnym pochodzie. Chyba nie ma na świecie miłośnika filmów z dreszczykiem, który nie zetknąłby się ze strachami kina Dalekiego Wschodu. Nasz redakcyjny kolega, Krzysztof Gonerski, pasjonat grozy orientu, postanowił zmierzyć się z tematem w swojej książce „Strach ma skośne oczy. Azjatyckie kino grozy”.

Każdy nowy tytuł, poświęcony gatunkowi horroru, cieszy jak najlepszy Bożonarodzeniowy prezent. Oczy się radują, serce wypełnia radość. Radość ta jest odwrotnie proporcjonalna do ilości dostępnej w naszym kraju literatury tematycznej, czyli ogromna. Jest jeszcze inny powód, który napawa dumą, trzymając w rękach „Strach ma skośne oczy. Azjatyckie kino grozy”. Otóż to kolejne dzieło, poświęcone gatunkowi, które wyszło spod ręki redaktora Horror Online. Wcześniej, z filmowym horrorem mierzył się Bartłomiej Paszylk w swoim „Leksykonie filmowego horroru”, „The Pleasure and Pain of Cult Horror Films: An Historical Survey”, a ostatnio, trochę bardziej pobieżnie, w „Słowniku gatunków i zjawisk filmowych”.

„Strach ma skośne oczy” został podzielony na kilka rozdziałów, w których znajdziemy rys historyczny gatunku, opisy i analizy poszczególnych filmów z takich krajów, jak Japonia, Korea Południowa, Hongkong, Tajlandia, Chiny, Tajwan, Wietnam i Korea Północna. Książka swą strukturą przypomina „Kino Dalekiego Wschodu” Piotra Kletowskiego, który nota bene bardzo ciepło się wyraża o debiucie książkowym Krzysztofa Gonerskiego. Już od pierwszych stronic rzuca się w oczy bogactwo źródeł. Autor porządnie odrobił lekcje, stąd też w książce znajdziemy dużo ciekawostek, anegdot oraz odwołań do innych dzieł. Pod tym względem „Strach ma skośne oczy. Azjatyckie kino grozy” jest prawdziwą skarbnicą wiedzy. Najwięcej miejsca Krzysztof Gonerski poświęca kinu japońskiemu oraz z Korei Południowej. Nieco mniej informacji znajdziemy w rozdziałach, poświęconych krajom, na które padł cień komunizmu. Okazuje się bowiem, że system polityczny może skutecznie tłamsić erupcję filmowej grozy. W sumie, na blisko pięciuset stronach znajdziemy omówienia ponad trzystu pięćdziesięciu filmów, szczegółowe analizy czterdziestu pięciu obrazów oraz filmową wędrówkę przez osiem krajów Dalekiego Wschodu.

„Strach ma skośne oczy” to nie tylko książka filmoznawcza, ale również kulturoznawcza, co jest chyba jej największą zaletą. Autor omawia poszczególne filmografie przez pryzmat kultury, historii, obyczajów. Część z tych kontekstów może okazać się zupełnie nieoczywista dla widza zaprzyjaźnionego jedynie z kinem Zachodu. Co więcej, wspomniane tło kulturowe ma niebagatelne znaczenie dla interpretacji poszczególnych dzieł. Krzysztof Gonerski, z uporem godnym maniaka, stara się obalić w swej książce obiegową opinię, że kino made in Asia ogranicza się jedynie do długowłosych zjaw. Dlatego w książce znajdziemy prawdziwą mozaikę subgatunków, począwszy od kina eksploatacji, pinku eiga, kaiju, opowieści o duchach, slasherze, supernatural thrillerze, a skończywszy na filmowej postmodernie.

W tej beczce miodu znajdzie się jednak łyżka dziegciu. Gorzki smak lekturze Krzysztofa Gonerskiego przyprawiają spoilery, obecne zwłaszcza w analizach filmów. Niejednokrotnie autor ujawnia fabułę od a do z, nie oszczędzając nawet finałowego zakończenia. Niektórych może również razić zbyt dalekie uciekanie się do psychologii i psychoanalizy przy rozkładaniu filmów na czynniki pierwsze.

Przytoczone wyżej elementy nie są jednak w stanie zepsuć bardzo pozytywnego wrażenia, jakie zostawia po sobie „Strach ma skośne oczy. Azjatyckie kino grozy”. Koncepcja i struktura książki są przemyślane, a autorowi nie można odmówić dogłębnej znajomości tematu. Niech również nikogo nie odstraszy spora liczba stron, bo czyta się szybko, miejscami z prawdziwymi wypiekami na twarzy. Osobiście złapałem się na tym, że podczas lektury zacząłem wypisywać sobie filmy, które muszę obowiązkowo obejrzeć. Suma sumarum, uzbierała się z tego pokaźna lista kilkunastu produkcji. „Strach ma skośne oczy” w zasadzie nie potrzebuje rekomendacji, bo to w tej chwili jedyna dostępna na polskim rynku publikacja poświęcona w całości azjatyckiemu kinu grozy. A że firmuje ją swoim nazwiskiem Krzysztof Gonerski, można mieć pewność, że dostaniemy do rąk kawał solidnej, porządnie napisanej książki, która powinna zadowolić niejednego miłośnika horroru filmowego.



 KLUB MIŁOŚNIKÓW FILMU Filip Jalowski

Kino azjatyckie przez długi czas kojarzyło się polskiemu widzowi jedynie z samurajskimi opowieściami Kurosawy i gumowym smokiem wychodzącym z oceanu (swoją drogą ciekawe zestawienie). Następnie nadeszła ogromna moda na mangę i anime - na polskich podwórkach zaprzestano zabawy w wojnę, nagle wszyscy byli super saiyanami. Dzieci chłonęły azjatyckie animacje z wielkim uwielbieniem, a dorośli narzekali, że zamiast pobiegać oglądają w telewizji te "skośnookie głupoty", bo przecież jak nie Disney albo Krecik to się do niczego nie nadaje. Wydaję mi się, że właśnie w tym zjawisku można doszukiwać się genezy tego, co stało się w Polsce w listopadzie roku 2002. Dzieciaki, które wyrosły na Yattamanie i Daimosie, a potem biegły sprintem ze szkoły, żeby zdążyć na Czarodziejkę z Księżyca i Dragon Balla podrosły i poszły do kin na Krąg Hideo Nakaty. Ja też poszedłem i do dziś pamiętam, że tydzień spania miałem z głowy.

To właśnie rok 2002 stał się początkiem triumfalnego pochodu azjatyckiego kina grozy na polski rynek. Historia o Sadako okazała się być dla Azjatów wielkim sukcesem, kluczem do rynków na lewo od Uralu, ale i - paradoksalnie - gwoździem do trumny. Dystrybutorzy z uporem maniaka zaczęli sprowadzać obrazy oscylujące wokół tej samej tematyki, straszące (często nieudolnie) tymi samymi pomysłami. I w momencie, kiedy duża część publiczności postawiła już krzyżyk na horrorze Made in Asia pojawia się na rynku książka Krzysztofa Gonerskiego, która uzmysławia jak złożonym zjawiskiem jest azjatyckie kino grozy. Demaskując monotematyczność polskich dystrybutorów autor wprowadza czytelnika w dziwny, nieznany i intrygujący świat horroru azjatyckiego. I, jak się okazuje, nie samymi Sadako i Godzillami wschodnie kino grozy stoi.

Strach ma skośne oczy to jedna z tych pozycji, przy czytaniu których zazdrości się autorowi jego erudycji. W tekście pada około 300 tytułów filmów, które w mniejszym lub większym stopniu związane są z szeroko pojętą tematyką grozy. Kilkadziesiąt z nich doczekało się kilkustronicowego omówienia, a przy pozostałych tytułach czytelnik wyczuwa, że autor (choć nie wdaje się w szczegóły) wie o czym mówi i film widział (rzecz dziś wcale nie taka częsta). Co ważniejsze, tytuły filmów nie pełnią w książce funkcji przecinka - każdy z nich jest wpisany w odpowiedni kontekst kulturowy, każdy z nich wnosi coś do tekstu. Nie mamy do czynienia z nadętą ornamentyką i popisem znajomości tytułów, a z cennymi informacjami i ciekawymi próbami analizy filmowego świata grozy Azjatów.

O szczególnym nacisku na ten aspekt (analiza) informuje nas już sam spis treści, z którego jasno wynika, że książka nie zamierza być (i nie jest) jednolitym i nudnym wykładem, w którym autor mnoży po przecinkach kolejne filmy. Tekst dzieli się na osiem dużych rozdziałów. Każdy z nich poświęcony jest oddzielnej kinematografii (Japonia, Korea, Hongkong, Tajlandia, Chiny, Tajwan, Wietnam, Korea Północna). Każdy rozdział otwiera wprowadzenie do historii kinematografii danego kraju (z naciskiem na kino grozy oczywiście). Następnie analizie zostają poddane filmy, które autor uznał za najważniejsze, czy najciekawsze dla danego państwa. O ile do wprowadzeń nie mam żadnych zastrzeżeń (są klarownie napisane, pełne cennych informacji, umieszczają filmy w odpowiednim kontekście kulturowym), to w przypadku analiz poszczególnych tytułów sprawa ma się nieco inaczej. Autor zaznacza wprawdzie w przedmowie, że w wielu przypadkach nie mógł uniknąć zdradzenia ważnych elementów fabuły omawianych tytułów, lecz w analizach zdarza się to nagminnie. Są to, z mojej perspektywy, teksty pisane przez fana gatunku dla fanów gatunku, którzy mają seanse już za sobą. Ich lektura przed seansem może po prostu popsuć zabawę.

Różnie bywa również z samą jakością analiz. Gdy autor odwołuje się do swojej wiedzy na temat społeczeństwa krajów azjatyckich, wierzeń, czy folkloru teksty są zazwyczaj świetne i arcyciekawe (aż chciałoby się przeczytać kolejną książkę autora poświęconą jedynie Kyioshiemu Kurosawie!). Gorzej, gdy do analiz wkradają się elementy psychologii i filozofii, które często bywają traktowane nieco po macoszemu.

Nie chciałbym jednak aby wymienione minusy przyćmiły ogromną wartość tej książki. Ze zdradzającymi fabułę analizami łatwo można sobie przecież poradzić. Uważam, że najlepszym sposobem lektury tej książki (dla człowieka dopiero zaczynającego przygodę z kinem grozy z Żółtego Kontynentu) jest czytanie samych wprowadzeń. W trakcie tego procesu od razu zauważymy tytuły, które nas interesują. Do analiz wróćmy po ich obejrzeniu. Strach ma skośne oczy to świetny drogowskaz, który prowadzi do wielu niezwykłych miejsc i, co więcej, opowiada nam o nich równie niezwykłe historie - tak tą pozycję traktujmy, a na pewno się na niej nie zawiedziemy.

Moja ocena: 7/10

Do Pana Krzysztofa Gonerskiego: Czekam na książkę o Kyioshim Kurosawie!

ŹRÓDŁO



 GRABARZ POLSKI NR 29 Mariusz "Orzeł" Wojteczek   

Na początku był „The Ring – Krąg” - tym zdaniem Krzysztof Gonerski rozpoczyna swoją książkę „Strach ma skośne oczy” i tym samym zabiera nas w niezwykłą, fascynującą i przerażającą zarazem podróż nie tylko po meandrach azjatyckiej grozy filmowej, ale też całej dalekowschodniej kinematografii. Na początku był „The Ring – Krąg”. Ponownie cytuję to zdanie, bo mówi o filmie będącym pewnym wyznacznikiem, granicą, początkiem fascynacji azjatyckim kinem grozy w naszym kraju i na zachodzie świata w ogóle. To właśnie film Hideo Nakaty zaszczepił - tak jak w autorze „Strachu...” - miłość do horroru Żółtego Kontynentu, który jest całkowicie odmienny od tego, do czego przyzwyczaili nas twórcy europejscy i amerykańscy. To właśnie ten film stał się początkiem istnego zalewu filmów, w których „strach ma skośne oczy” i to na tej grupie filmów, pochodzących z rejonu Dalekiego Wschodu skupił się Gonerski przy pisaniu ksiażki. Jest to z jednej strony opracowanie w formie leksykonu obejmującego omówienia najważniejszych pozycji filmu grozy z – kolejno, w osobnych rozdziałach – Japonii, Korei, Hongkongu, Tajlandii, Chin, Tajwanu, Wietnamu, a nawet Korei Północnej. Z drugiej strony to solidne opracowanie krytyczne, gdzie osobne rozdziały poświęcone są historii filmografii grozy danego kraju oraz głównych nurtów, jakie się w jej obrębie wykształciły, ale też jego kultury i tradycji oraz historii kina w ogóle. To sprawia, że lektura książki staje się niezwykłą podróżą po krajach Dalekiego Wschodu. Podróżą po historii, legendach i fascynacjach, ale przede wszystkim – po lękach tego regionu świata. Bo przecież o filmy grozy tu chodzi.

A filmów jest tu naprawdę wiele. Dla zachęty wymienię tylko kilka tytułów, które z pewnością bedą doskonale znane miłośnikom horroru spod znaku „The Ring”: „Battle Royale”, „Dark Water”, „Klub samobójców”, „Ju-on Klątwa”, „Nieodebrane połączenie”, „Telefon”, „The Host - Potwór”, „Oko”, „Shutter – Widmo”, czy „Dusze”... Podoba się? A to dopiero początek, bo wymieniłem tylko małą cząstkę z pokaźnej listy filmów omawianych w leksykonie. I to tych najsłynniejszych, a książka Gonerskiego przytacza jeszcze wiele pozycji, niejednokrotnie znanych większości polskich odbiorców tylko ze słyszenia (jak np. seria „Królik doświadczalny”). 

Co ważne, autor udowadnia, że azjatycki horror to nie tylko duchy bladych dzieci z długimi, czarnymi włosami i że ghost stories to tylko jedna z licznych odmian bardzo bogatego w tematy i wątki gatunku, a także, że groza z Dalekiego Wschodu to nie tylko Japonia, ale wiele innych krajów, połączonych z Japonią rozlicznymi związkami kulturowymi, religijnymi i społecznymi. Poza tym - co warto zaznaczyć - nie jest to opracowanie pisane tylko przez fana, ale też solidnego, doświadczonego publicystę, co sprawia, że nie mamy tu tylko pochwalnych peanów na temat azjatyckich filmów grozy, ale konkretną i bezkompromisową analizę krytyczną każdego z filmów.

Merytorycznie książka stoi na najwyższym poziomie, bowiem sam Krzysztof Gonerski niewątpliwie zasługuje nie tylko na miano profesjonalisty w dziedzinie promocji i analizy nurtu grozy w ogóle, ale też (a może przede wszystkim) zasłużył na miano eksperta w dziedzinie azjatyckiej grozy. Jest redaktorem naczelnym portalu Horror Online oraz współpracownikiem magazynów Grabarz Polski (wcześniej Czachopismo), Torii oraz Lśnienie. Współpracował także z Science Fiction, Fantasy & Horror oraz Nową Fantastyką. Jest autorem kilkuset recenzji i artykułów z dziedziny filmu publikowanych m.in. na portalach Horror Online, Klub Miłośników Filmu, Azjamania i Koreafilm.pl. A co najważniejsze - jest pasjonatem, a z pasji rodzą się rzeczy najlepsze i najciekawsze. Kiedy oprócz pasji ma się dodatkowo doświadczenie i merytoryczną wiedzę, ma szansę powstać dzieło doskonałe. Tak, jak w tym przypadku.

Rzadko zdarza mi się chwalić jakiekolwiek dzieło bezkrytycznie. Zawsze, nawet w książce, czy filmie, którą uznam za bardzo dobrą znajdę jakieś wady, niedociągnięcia, zawsze czegoś mi brakuje. Jednak w przypadku „Strachu...” sytuacja ma się inaczej. Czemu? Ponieważ książka Gonerskiego wypełnia swoistą lukę w dziedzinie polskiego filmoznawstwa, które omijało dotychczas temat grozy azjatyckiej szerokim łukiem, co jest dziwne przede wszystkim przez wzgląd na to, jaki sukces odniósł ten nurt w naszym kraju i jaką nadal cieszy się popularnością. A to sprawia, iż trudno w krytyce odnieść się do czegoś, porównać. Owszem, o horrorze już u nas trochę było, więc mogę powiedzieć, że od „Wywiadu z wampirem” Andrzeja Kołodyńskiego książka różni się (i przewyższa go) omawianiem dużej grupy filmów w osobnych podrozdziałach-recenzjach. A nad „Leksykonem filmowego horroru” Bartłomieja Paszylka góruje szerszym ujęciem kontekstu historyczno-kulturalnego i dokładniejszym nakreśleniem tła środowiskowego, w jakim poszczególne filmy powstawały. Jednak takie porównania są nieadekwatne, ponieważ wszystkie wspomniane pozycje skrajnie się od siebie różnią. Formą, stylistyką i treścią, wynikającą z różnego okresu powstania. A opracowanie Krzysztofa Gonerskiego to nie kolejna książka o horrorze.

To coś znacznie więcej. To nowy rozdział w polskim filmoznawstwie - i obowiązkowa lektura dla każdego człowieka zafascynowanego kinem. Nie tylko azjatyckim horrorem.

Ocena: 6/6



 JAPONIADREAM Agnieszka Kijewska

 Każda nowa publikacja na polskim rynku, której tematyka oscyluje wokół azjatyckiego kina cieszy. Cieszy nie tylko miłośników tego kina (choć tych szczególnie), ale też kinomaniaków w ogóle. Tym bardziej rarytas jest to wielki, że książek na temat azjatyckiej kinematografii na naszym rodzimym rynku wydawniczym wciąż niewiele...

Kiedy otrzymałam informację o wydaniu tejże publikacji i możliwości jej zakupu, niezwłocznie postanowiłam sobie ten prezent sprawić, gdyż nie ukrywam, że tytuł brzmiał kusząco, a i z racji znajomości poniekąd samego Autora (pozdrowienia Krzysztofie!), interesowało mnie niezmiernie co też na temat tego azjatyckiego kina grozy ma on do powiedzenia...No i nie ukrywam, że zawsze podchodzę do kolejnych publikacji z nutką nadziei, że dowiem się czegoś, czego jeszcze nie wiedziałam o kinie, które interesuje mnie tak bardzo już od kilku lat.

Strach ma skośne oczy. Azjatyckie kino grozy, to książka niesamowita. Zabiera nas ona w odmęty azjatyckiej kinematografii i w dogłębny sposób charakteryzuje nie tylko poszczególne odmiany horroru z Dalekiego Wschodu, ale również zapoznaje nas z filmową historią danego zakątka Azji.
Odnajdziemy w niej streszczenia i analizy horrorów zarówno z Japonii, Korei Południowej, Tajlandii, Hongkongu, jak również nie zabraknie opisów filmów z Chin, Tajwanu, Wietnamu czy nawet Korei Północnej. Otrzymamy dogłębny opis poszczególnych dzieł filmowych, co z pewnością ucieszy nie tylko ''kolekcjonera'' azjatyckich horrorów, ale fanów grozy ogólnie, gdyż można uznać, że książka ta jest niejako swoistym przewodnikiem po filmowym horrorze Żółtego Kontynentu.

Pozycja ta to nie tylko książka o charakterze filmoznawczym, ale też kulturoznawczym, co szczególnie przypadło mi do gustu. Dzięki Autorowi będziemy mieli okazję prześledzić obyczaje oraz kulturę poszczególnych państw azjatyckich oraz to, jak dany folklor czy religia wpłynęły na gatunek grozy.

Pewnie, że zapalony miłośnik azjatyckich horrorów powie, że ''to nic nowego'', ale prawdą jest, że wertując nawet kilka razy jedną i tą samą książkę, zawsze odkryje się coś nowego. Tak więc publikacja Krzysztofa Gonerskiego jest lekturą niemal obowiązkową dla każdego pasjonata już nie tylko kinematografii grozy, ale także pasjonata kultury azjatyckiej. Zapewniam, że zarówno i jeden i drugi odnajdzie tu coś dla siebie.



GILDIA PL., KILLALLMOVIES  Bartosz Czartoryski 

Nie ma to jak zapach zgniłego mułu z dna studni o poranku. Jestem szczerze ciekaw, czy Krzyśka Gonerskiego wyrywa ze snu właśnie takowy smród, czy nastawiony poprzedniego wieczora budzik. Po lekturze jego książki pod tytułem "Strach ma skośne oczy", mam nieodparte wrażenie, że żyje on i oddycha tylko azjatyckim horrorem, w rzeczonej studni koło domu pomieszkuje jakaś paskudna onibaba, a zamiast Mikołaja, w grudniu odwiedza go yuki-onna. Poniżej znajdziecie kilka refleksji na temat tej nietuzinkowej publikacji.

Można by we wstępie do poniższej recenzji napisać kilka słów o azjatyckiej grozie, pochwalić się znajomością paru tytułów, choćby zarysować dzieje horroru na Żółtym Kontynencie, ale potrzeby takiej nie ma – bo w swojej książce "Strach ma skośne oczy" zrobił to i sprawniej, i lepiej Krzysztof Gonerski. Kilkusetstronicowa monografia skupiająca się na produkcjach z dreszczykiem powstałych na Dalekim Wschodzie to wyczerpująca, ale w żadnym razie nienużąca, praca krytyczna wypełniająca rynkową lukę. Po lekturze aż trudno uwierzyć, że autor miał problemy ze znalezieniem wydawcy, bo czyta się wybornie.

Być może Gonerski nie dochodzi w swojej książce do rewolucyjnych wniosków, ale z entuzjazmem znawcy przybliża kinematografie wschodnie w kontekście gatunku i systematyzuje nabytą wcześniej przez czytelnika wiedzę, a przed tymi mniej zaznajomionymi z tamtejszą kulturą filmową odkrywa nowe oblicze kina. Bo "Strach ma skośne oczy" to nie tylko popularny horror japoński, ale te znane i nieznane produkcje z Chin, Hong Kongu, Tajlandii i Korei, publikacja przeciera szlaki dotychczas przez polską krytykę filmową nie eksplorowane. Gonerski nie ogranicza się oczywiście do szkiców historycznych, są one jedynie rozbudowanymi wstępami do poszczególnych rozdziałów, po nich następują analizy wybranych, reprezentacyjnych dla danego kraju filmów. Organizacja książki jest przemyślana, bowiem najpierw czytelnik zostaje zaznajomiony z kontekstem historycznym i kulturowym, a potem może poczytać szerzej o tytułach, które wpadły mu w oko podczas lektury wstępu. Jak zaznacza sam autor, jego praca nie wyczerpuje tematu, musiałby poświęcić zagadnieniu jeszcze trzy razy tyle stron, by przekazać to, co ma do zakomunikowania potencjalnym nabywcom opisywanej publikacji, lecz zawartość książki i tak jest imponująca.

Można autorowi zarzucić pewną zachowawczość w historycznej ocenie danych kinematografii i pobieżne spojrzenie na kilka tytułów, szczególnie gdy pojawiają się interpretacje wymagające ekstensywnej wiedzy z obszarów znajdujących się poza sferą zainteresowań Gonerskiego. Nie zmienia to faktu, że "Strach ma skośne oczy" może stać się dla wielbicieli kina grozy, nie tylko azjatyckiej, pozycją elementarną, która zachęca do własnych, krytycznych poszukiwań.

ŹRÓDŁO




SPLAY. Cyfrowy styl życia, Michał Kurowski


Strach ma skośne oczy – od prywatnej opinii do prawdy ogólnej

Panie Gonerski, dziękuję za „Strach ma skośne oczy”.Niewiele jest książek promujących azjatycką kulturę w przemyśle filmowym, a pozycja autora bloga o horrorach orientalnych i redaktora portalu Horror Online jest warta polecenia z wielu powodów.
Krzysztof Gonerski nie jest z zawodu żadnym filmoznawcą. Wszystko, co przelał na papier jest dowodem jego zainteresowania kulturą azjatycką. Poszczególne strony przebija niesamowita pasja. Zawartość to nie tylko sucha dawka informacji, czy przesiąknięte akademickim egoizmem analizy. Przeciętny polski czytelnik nie ma bladego pojęcia o podstawowych faktach dotyczących Japonii czy Korei i autor dostarcza przekrój historyczny opisywanych krajów z wielu różnych perspektyw – od filmowej do socjologicznej.
Ciekawostki skumulowane w każdym z podrozdziałów stanowią największą atrakcję. Do wielu pytań, jakie widz zadaje sobie w trakcie oglądania azjatyckiego kina grozy, można uzyskać satysfakcjonujące odpowiedzi. Autor przedstawia trendy charakterystyczne dla każdego z obrazów, mówiąc o strachu folklorystycznym z mnóstwem odniesień do japońskich tradycji, psychologicznych opowiadań koreańskich, czy o mieszance horroru i kung fu z Hong Kongu. To tylko kropla w morzu gatunków, które są bardziej lub mniej subtelne (torture porn w stylu Guinea Pig czy przerysowane i wywołujące odrazę Tokyo Gore Police to tylko parę ekstremalnych przykładów).
Strach ma skośne oczy ma funkcjonować głównie jako kompendium najważniejszych azjatyckich filmów grozy i swoje zadanie spełnia nad wyraz dobrze. Najważniejszy jest dobór kina gatunkowego, które dogłębnie reprezentowałoby to, o czym autor pisał. Pozycje, jakie Krzysztof Gonerski wybrał są najbardziej znane i przekonają nawet tych największych sceptyków i ignorantów wspomnianej kultury. Japonię reprezentują m.in. The Ring, Dark Water, Klątwa i Nieodebrane połączenie (wszystkie miernie zremake’owane przez Hollywood), a Koreę Opowieść o dwóch siostrach, Akacja, czy The Host. Z innych rejonów Azji pojawia się również bardzo dobre Oko braci Pang oraz znakomite Shutter – Widmo. Przedstawione analizy i opisy są na tyle ciekawe, że gdyby autorowi pozwolono, książka byłaby dwa razy większa.


Przydałby się drugi tom takiego kompendium, a najlepiej osobny tom do każdego z krajów. „Strach ma skośne oczy” jest po prostu bardzo dobrze napisane. Szanuję Piotra Kletowskiego oraz Alicję Helman, którzy podchodzili do tematyki kina azjatyckiego z filmoznawczej perspektywy, ale Krzysztof Gonerski nie napisał swojej książki dla studentów akademickich z podwyższonym ego, a dla zwykłych czytelników zaintrygowanych daleką i nieodkrytą w pełni kulturą. Polecam




SZTUKATERIA Miqua 


Wszyscy fani filmów grozy i książek, które wciągają już od spisu treści – łączcie się! Oto jest książka, na którą czekaliście i którą musicie przeczytać!
 
Kto nie zna takich horrorów jak: „The Ring – Krąg”, „Puls”, „Gra wstępna”, „Dark Water”, „Klątwa Ju-on”, „Królik doświadczalny”, „Oko”, „Shutter – Widmo” czy „Epitafium”? A to tylko kropla w morzu spośród prezentowanych przez Krzysztofa Gonerskiego znamienitych pozycji kina azjatyckiego.

Autor prezentuje nam nie tylko historię krajów i ich kinematografii, ale także znamienitych reżyserów (nie tylko azjatyckich). W książce znajdziemy opisy: Japonii, Korei, Hong Kongu, Tajlandii, Chin, Tajwanu, Wietnamu i Północnej Korei.

Co jest jeszcze ważne? To, że autor dogłębnie analizuje filmy, ich historię, reżyserów, efekty jakie film wywołuje na widzu i scenariusz. Tłumaczy czytelnikowi trudne do zrozumienia kwestie, interpretuje symbole i alegorie. Używa kontekstów nie tylko filozoficzno-religijnych, ale także historycznych i filmowych. Stosuje język naukowy, ale w przystępny czytelnikowi sposób. Nawet dla nowicjusza, ta książka będzie istną „perełką”.

Filmy grozy niosą przesłanie. Ciężko w to uwierzyć? A jednak! Oprócz głównego celu – dostarczenie widzom ‘strasznej’ rozrywki, często filmy poruszają ważne kwestie życiowe, moralne, które autor wskazuje. Warto zwrócić też uwagę na to, z czego reżyserowie czerpali swoje natchnienie. Wiele filmów powstało na podstawie książek, czy komiksów. Ale ważne są także inspiracje czerpane z symboliki historycznej, religijnej, filozoficznej, wierzeń, legend ludowych czy podań. Dużą rolę odgrywają tradycje filmowe i kulturowe. Nie trzeba też chyba wspominać o remake’ach, które w wersji amerykańskiej, z reguły są bardzo zawodne…

Najciekawsze dla mnie były oczywiście same opracowania filmów. Ale to nie tak, że rozdziały historyczne, poświęcone autorom, czy inspiracjom były nudne – wręcz przeciwnie. Tylko czasem męczyły mnie, gdy moim oczom „plątał się język” i azjatyckie nazwiska i tytuły pojawiały się zbyt często. Przyznam, że wiele filmów z listy Gonerskiego nie widziałam, także już wiem, co będę robiła przez najbliższe wieczory… bo oczywiście horrory ogląda się nocą ;)

„Strach ma skośne oczy. Azjatyckie kino grozy” to omówione około 100 filmów, szczegółowe analizy 45 najciekawszych oraz obszerne opisy 8 azjatyckich kinematografii, opisy reżyserów, dodatkowo trochę historii, to wszystko czeka na Was w tej niezwykłej książce, którą bardzo polecam.

 
 ŹRÓDŁO

5 komentarzy :

  1. Krzychu, dziękuję za zamieszczenie mojej recenzji i życzę kolejnej, równie udanej książki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie żebyś się chwalił, prawda? ;)
    A co z książką o Kurosawie, jeśli można spytać? Rozpocząłeś prace?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak nie? Jak tak! Ma czym, to się chwalę, a prace nad książką u Kurosawie są w zaawansowanej fazie.

    OdpowiedzUsuń