O co chodzi?
Wujek Boonmee cierpi na ciężką niewydolność nerek. Przeczuwając, że jego dni są policzone, zaprasza do swojej posiadłości na wsi najbliższe mu osoby: szwagierkę Jen oraz siostrzeńca Tonga. Odwiedzają go również niezapowiedziani i niespodziewani goście: duch jego zmarłej żony, Huay oraz jego zaginiony przed laty syn Bongsong, który stał się Duchem Małpy – istotą na pół ludzką i zwierzęcą. Wujek Boonmee zastanawia się, co uczynił w swym życiu i w swoich poprzednich wcieleniach, że zapadł na ciężką chorobę. Przypomina sobie swoje przeszłe reinkarnacje. Dociera także ze swoimi bliskimi do położonej w sercu dżungli jaskini, która jest kolebką cyklu narodzin i śmierci.
Apichatponga Weerasethakul i wujek Boonmee
“Uncle Boonmee Who Can Recall His Past Lives” w reżyserii Apichatponga Weerasethakula okazał się bodaj największą ubiegłoroczną niespodzianką, jeśli chodzi o azjatyckie kino. Nie dość, że jako pierwszy film z Azji od 1997 r., zgarnął Złotą Palmę na festiwalu w Cannes, to na dodatek stał się najbardziej utytułowanym obrazem w dziejach tajlandzkiej kinematografii. Weerasethakul stał się zaś pierwszym reżyserem z Tajlandii, który odbierał tę niezwykle prestiżową nagrodę, aczkolwiek z Cannes wywiózł już m.in. Nagrodę Jury za „Tropical Malady” z 2004 r. A zatem niespodzianka, a jednak, znając twórczość reżysera, nie aż tak bardzo zaskakująca.
Weerasethakul ma opinię niezależnego twórcy, który tworzy osobne, autorskie kino, niekiedy bliskie filmowym eksperymentom. Nie jest to kino łatwe w odbiorze, być może dlatego, że reżyser często posługuje się tzw. estetyką wyczerpania, tj. skupiając uwagę na elementach świata przedstawionego zazwyczaj pomijanych przez tradycyjną narrację (np. stojący nieruchomo, wpatrzony w dal bohater). Tajlandzki twórca unika wszelkiej formalnej ornamentyki, statyczna kamera służy jedynie do rejestracji tego, co zostaje przez nią uchwycone. Cechą twórczości Weerasethakula jest również nasycanie opowiadanych przez siebie historii tajemniczością, mistycyzmem i oniryzmem. Przykładu może dostarczyć głośny „Tropical Malady”, który był opowieścią o homoseksualnym zauroczeniu żołnierza młodym chłopcem przeplataną alegorycznym wątkiem czarownika posiadającego zdolność zmiany kształtów i objawiającego się pod postacią mówiącego tygrysa.
“Uncle Boonmee Who Can Recall His Past Lives”, chyba najbardziej przystępny film Weerasethakula został zainspirowany wydaną w 1983 r. książką pod tytułem, “A Man Who Can Recall His Past Lives”, której autorem jest buddyjski opat, Phra Sripariyattiweti. Duchowny opisał w nim historię niejakiego Boonmee, który potrafił podczas medytacji przypomnieć sobie swoje poprzednie wcielenia. Weerasethakul początkowo przymierzał się do filmu biograficznego, ostatecznie jednak zdecydował się na bardziej twórczy i osobisty projekt niż wierną adaptację ksiązki. “Uncle Boonmee Who Can Recall His Past Lives” stał się finałowym “segmentem” multimedialnej instalacji tajlandzkiego twórcy – nazwanej “Primitive”. Składa się ona z siedmioczęściowej wideo-prezentacji oraz z dwóch filmów krótkometrażowych „A Letter to Uncle Boonmee” i „Phantoms of Nabuja”. Projekt koncentrował się na tematyce pamięci, transformacji oraz śmierci a także odnosił się do mało znanego faktu z historii współczesnej Tajlandii: krwawego stłumienia powstania komunistycznego, które w 1965 r. wybuchło na północy Tajlandi, przy granicy z Laosem (to dlatego w filmie pojawiają się liczne aluzje do tego wydarzenia).
Wszystko płynie…
Weerasethakul nie nakręcił jednak filmu politycznego. Według niego “Uncle Boonmee Who Can Recall His Past Lives” jest filmem o “obiektach i ludziach, które transformują i hybrydyzują”. Coś w tym jest, bo jakkolwiek zagadkowym, tajemniczym i nieuchwytnym filmem jest i jakkolwiek różne tematy porusza, to w moim odczuciu jest to przede wszystkim obraz o umieraniu albo raczej o przeobrażeniu. Oglądamy przecież opowieść o człowieku, który żegna się z doczesnym światem, żegna się ze zmarłymi, przygotowując się i ostatecznie odbywając drogę do innego wymiaru istnienia. Nie mamy zatem do czynienia z motywem śmierci znanym z kina Zachodu. Tutaj śmierć nie jest tragicznym, dramatycznym wydarzeniem, która brutalnie przecina nić życia. Jest natomiast rodzajem wędrówki „na drugą stronę”, odchodzeniem, a nie umieraniem, przeobrażaniem a nie unicestwieniem. Wszak w buddyzmie ludzie umierają, tylko po to by odrodzić się w innym wcieleniu (osobną kwestią, uzależnioną od karmy danej osoby jest to w jakim świecie się odrodzą: bogów, ludzi, głodnych duchów czy zwierząt?).
Śmierć nie jako ostateczność lecz forma duchowej przemiany wiąże się w buddyzmie z naczelnym pojęciem tej filozofii-religii: anicca. Termin ten oznacza nietrwałość, bowiem według doktryny buddyjskiej "wszystkie złożone zjawiska są nietrwałe". Przy czym chodzi tu dosłownie o wszystkie rodzaje zjawisk: zarówno fizycznych (np. materialny wszechświat, ciało czy piękno fizyczne) jak też duchowych (świadomość „ja”) oraz życie i śmierć. Nietrwałość jest najważniejszą przyczyną cierpienia (dukkha), ponieważ Umysł (forma istnienia dla buddystów) pogrążony w niewiedzy przywiązuje się do bytów i rzeczy, które są przecież nietrwałe i przemijają. W “Uncle Boonmee Who Can Recall His Past Lives” księżniczka przywiązuje się do młodości i urody, które dawno przeminęły, Boonmee musi odbyć podróż do kolebki swoich narodzin (wyobrażonej w postaci jaskini), by ostatecznie pogodzić się z własnym przemijaniem.
Magii czar
Obraz Weerasethakula czerpie swoją siłę przede wszystkim z niejednoznaczności i najczystszej magii. Dlatego też wydaje się, że nawet nie odczytawszy wszystkich ukrytych symboli i alegorii, pozostaje ten film doświadczeniem niezwykłym, z pogranicza transcendencji i mistycyzmu. Jeśli zatem Orient kojarzy się nam ze spirytualnym charakterem, mistyką i metafizyką, to film tajlandzkiego reżysera zdaje się być esencją tych duchowych wartości. Jest w tym filmie wiele scen, które porażają intensywnością magii. Na mnie, jako na osobie, która wyssała filmową grozę z piersi matki, niezapomniane wrażenie zrobił sposób wprowadzania do świata przedstawionego elementów nadprzyrodzonych. Ot scena kolacji. Nagle obok rozmawiających bohaterów materializuje się duch żony wujka Boonmee, a jego syn jako Duch Małpy po prostu przysiada się do stołu. Istoty nadnaturalne nie budzą grozy, nie przerażają, wręcz przeciwnie są ukazane jako integralna cześć rzeczywistości, która zarazem jest widzialna i materialna a zarazem niewidzialna i niematerialna. W tym świecie duchy funkcjonują na tych samych prawach co ludzie. Tym sposobem Weerasethakul dowodzi, że duchowy aspekt ludzkiego świata jest nie tylko niczym niezwykłym, lecz niemal oczywistym.
“Uncle Boonmee Who Can Recall His Past Lives” zrobił furorę w ubiegłym roku w filmowym światku. Jak najbardziej słusznie. Bo to jeden z tych nielicznych filmów, które potrafią przezwyciężyć siłę konkretu filmowego obrazu i uczynić z nieuchwytnego Ducha jego treść. Magiczne kino! Ale nie jest to film do wielokrotnego oglądania. Bo jest z dziełem Weerasethakula nieco tak jak z prestidigitatorem, który wyciąga królika z kapelusza. Gdy czyni to pierwszy raz, budzi podziw, a widzowie mówią, że to „czary”. Gdy jednak wyciąga go po raz dziesiąty, czar pryska a widzowie zaczynają się zastanawiać ile w tym sprytnej sztuczki.
Cytaty pochodzą ze strony WIKIPEDII
MOJA OCENA: 8/10
Więcej o UNCLE BOONMEE WHO CAN RECALL HIS PAST LIVES
REALIZACJA | FABUŁA | DRUGIE DNO |
Ascetycznie niczym w buddyjskiej celi, ale ta oszczędność formy dobrze służy filmowi. Wydobywa bowiem esencję przedstawionej historii. | Wujek Boonmee żegna się z bliskimi oraz ze zmarłymi bliskim. Czyli jak godnie przygotować się do wędrówki w inny wymiar. | A może nawet trzecie, czwarte i piąte, dla mnie jednak na poziomie drugiego dna jest to historia o śmierci w buddyjskim duchu. A zatem nie unicestwienie, lecz przeobrażenie, bowiem wszystko rodzi się i umiera w odwiecznym cyklu. |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz