niedziela, 7 grudnia 2014

NA KRÓTKO - LISTOPAD (02.10.- 07.12.14)

zdj z The Snow White Murder Case, reż. Yoshihiro Nakamura


Moje filmowe premiery listopada zdominowało kino akcji made in Hongkong. Trochę był to przeze mnie zaniedbany obszar azjatyckiego kina, więc zdecydowałem się przyjrzeć mu się nieco uważniej. Nie mogłem zacząć od nikogo innego jak od najbardziej znanego twórcy, w gatunku sensacyjnym osiągając największe sukcesy – Johna Woo. „The Killer” to klasyka hongkońskiej sensacji: postmodernistyczne, męskie do potęgi kino i piękny przykład tzw heroic bloodshed (wystylizowane sekwencje akcji + temat przyjaźni, honoru, obowiązku, zdrady itp.). Bardziej podobał mi się jednak inny głośny tytuł od Johna Woo - „Bullet in The Head” być może dlatego, że  to bardziej dramat wojenny niż typowe kino sensacyjne. To drugie i to bodaj w najdoskonalszej postaci prezentuje z trzeci filmów reżysera z Hongkongu - „Hard-Boiled”.

Warto również zwrócić uwagę na dwa inne filmy, o których piszę poniżej: „The World of Kanako” Tetysuyi Nakashimy i  „The Snow White Murder Case”  Yoshihiro Nakamury. To już nie kino naładowane akcją, ale co nie znaczy, że nie adrenaliną – dotyczy to zwłaszcza obrazu Nakashimy, emocjonalnej bomby o niewiarygodnej sile rażenia. Emocji, choć są bardziej stonowane, nie brakuje również w filmie Nakamury – niezwykle trafnym komentarzu do naszych niewesołych czasów.




THE WORLD OF KANAKO
(reż. Tetsuya Nakashima, Japonia, 2014)


Dramat, thriller, horror. W swym najnowszym filmie, „The World of Kanako” Tetsuya Nakashima, wykorzystując popularną formułę thrillera o poszukiwaniu zaginionej osoby, otwiera przed widzami bramy psychodelicznego, obłąkańczego piekła. Już od pierwszych kadrów drapieżny, deliryczny styl filmu ze wściekłością atakuje zmysły widza. Ta szalona forma, świadomie nawiązująca do japońskiego kina klasy B z lat 60. (m.in. do twórczości Sejujina Suzukiego), bynajmniej nie jest pustą zabawą. Bohaterem filmu jest były policjant, Akikazi, wegetujący w tanim mieszkanku zamienionym w śmietnik, nigdy nie trzeźwiejący wrak człowieka, który stracił wszystko. Żonę, córkę, mieszkanie pracę. Los daje mu jeszcze jedną szansę: Kanako zaginęła bez wieści, a on zrobi wszystko, żeby odnaleźć córkę. Tylko, czy to dobry pomysł? Kanako wyrosła bowiem na wcielone zło: niszczy z uśmiechem na ustach każdego, kto stanie jej na drodze. „The World Of Kanako” to opowieść o piekle, które przechodzi główny bohater, aby przez pot, łzy, ból, cierpienie i upokorzenia zaznać wybawienia, uratować resztki własnego człowieczeństwa w świecie wszechobecnej przemocy, moralnej ambiwalencji i słodko  uśmiechającego się zła. Porażający i przerażający film, ultrabrutalny a przy tym perwersyjnie hipnotyczny z wielką rolą jednego z najwybitniejszych współczesnych aktorów japońskich, Kojiego Yakusho. Mimo całkowitej odmienności fabularnej skojarzenie z kultowym „Oldboyem” jak najbardziej właściwe.  

RECENZJA: http://strachmaskosneoczy.blogspot.com/2014/11/the-world-of-kanako-kawaki-japonia-2014.html


THE SNOW WHITE MURDER CASE
(reż. Yoshihiro Nakamura, Japonia, 2014)


Dramat, kryminał, mystery. Obraz Yoshihiro Nakamury to najnowsza adaptacja powieści bestsellerowej japońskiej pisarki, Kanae Minato, autorki m.in. „Wyznań”, więc ten fakt ma decydujące znaczenie, i dla tematyki, i dla struktury filmu. Jak to bywa u Minato, mamy do czynienia z wielością bohaterów, polifoniczną narracją, licznymi retrospekcjami, zbrodnią i tajemnicą oraz wnikliwą analizą ludzkiej psychiki i społecznego kontekstu.  Zagadka kryminalna, od której rozpoczyna się fabuła obrazu Nakamury szybka znika w tle, zaś na pierwszy plan wysuwa porażającą w swej realności i powszechności opowieść o potędze medialnej manipulacji gotowej zniszczyć czyjeś życie dla słupków oglądalności, o bezmyślnym okrucieństwie anonimowych internautów ferujących wyroki na podstawie plotek i pomówień.  Obraz Nakamury mówi nam wiele także o tym, jak niepomiernie wielką rolę w życiu Japończyków odgrywa stała praca: dla jej zdobycia lub utrzymania można się dopuścić najgorszego świństwa albo nawet zabić. Mimo doniosłości poruszanej problematyki, twórcy filmu ani na moment nie pozwalają widzom na utratę zainteresowania przedstawianą historią, która niepokoi, intryguje, wzrusza a kiedy trzeba nawet bawi. Może trochę za często pobrzmiewają tu melodramatyczne tony a zakończenie – jak dla mnie – mogłoby być bardziej ponure i pesymistyczne, to nie ulega wątpliwości, że to jeden z najlepszych tegorocznych filmów japońskich.


JUON THE BEGINNING OF THE END
(reż. Masayuki Ochiai, Japonia, 2014)


Horror. Siódma odsłona z japońskiej odnogi serii, która dowodzi, że sześć razy może się jeszcze udać, ale za siódmym to już tylko płacz i zgrzytanie zębami. Tym niepotrzebnym prequelem rządzi chaos i niedorzeczność - nie ma się czego bać, nad czym zastanawiać, czego zgłębiać ewentualnie, zapewne wbrew intencjom twórców, można się od czasu do czasu pośmiać z nagromadzenia fabularnych bzdur. Nędza! To już amerykańska odnoga serii prezentowała wyższy poziom zwłaszcza pierwsza część.



THE KILLER
(reż. John Woo, Hongkong, 1989)


Akcja, melodramat. Klasyka azjatyckiego kina akcji od mistrza gatunku, Johna Woo. Zadziwiający to film, w którym rzewne piosenki, przemoc, kicz, hiperkinetyczne kino akcji i romantyczni bohaterowie zaskakująco zgodnie ze sobą współistnieją, tworząc niepowtarzalną całość. Całość ta zaś składa się na naładowaną testosteronem opowieść o męskiej przyjaźni, honorze i zdradzie, którą odkupić można tylko poświęcając własne życie. Z drugiej strony choć film jest dedykowany Martinowi Scorsese a fabuła nawiązuję do „Samuraja” Jean Pierre Melville`a, to sporo w nim melodramatu, którym Woo przewrotnie przełamuje konwencję męskiego kina. Z tego zderzenia tętniącego akcją kina, fetyszyzującego kult macho, przemoc i najróżniejsze rodzaje broni z melodramatyczną tonacją, świadomie skonwencjonalizowaną kobiecą postacią, która albo płacze albo krzyczy z przerażenia, powstał jeden z najbardziej kanonicznych filmów kina sensacyjnego. Chow Yun-fat, odtwórca głównego bohatera, w długim czarnym prochowcu, z białym szalikiem wokół szyi i przeciwsłonecznymi okularami stworzył ikoniczną postać romantycznego gangstera-dżentelmena zaś specyficzny sposób ukazywania scen akcji, przypominających „balet przemocy”, stał się niewyczerpanym źródłem inspiracji dla współczesnych twórców łącznie z Johnniem To czy Quentinem Tarantino na czele.    


BULLET IN THE HEAD
(rez. John Woo, Hongkong, 1990)


Dramat wojenny, akcja. Po wystylizowanym, postmodernistycznym i bardzo sepecyficznym „Zabójcy”, tym razem John Woo proponuje kino bardziej realistyczne i nasycone intensywniejszymi emocjami, choć wciąż opowiadające o męskiej przyjaźni, honorze i zdradzie. Fabularnie będąc połączeniem „Dawno temu w Ameryce” z „Czasem Apokalipsy i „Łowcą jeleni”, obraz Woo przedstawia historię trojga przyjaciół,  których przyjaźń na skutek dramatycznych i tragicznych zrządzeń losu zostanie wystawiona na ciężką próbę. Nie wszyscy ją przetrwają. „Bullet in The Head” to epickie, pełne rozmachu kino udanie łączące dramat, kino akcji i wojenne (czy raczej antywojenne) w niezwykle emocjonalną opowieść o brutalnym zderzeniu młodzieńczych marzeń z horrorem wojny, ujawniającej w ludziach najgorsze instynkty. Oczywiście, także i tu udało się Woo wpleść liczne sceny strzelanin, pogoni i ucieczek – rewelacyjnie, z wielką inwencją zrealizowanych, ale tym razem są raczej efektowną i mądrze serwowaną przystawką do skomplikowanych, dramatycznych perypetii „przyjaciół z podwórka” niż daniem głównym. Więcej w „Bullet in The Head” żywych postaci, historii (wojna wietnamska), psychologii a nawet aluzji politycznych (do masakry na planu Tian`anmem), które ubogaciły film i uczyniły go bardziej emocjonalnym  Wielkie kino!  


HARD-BOILED
(rez. John Woo, Hongkong, 1992)
 

Akcja. Trzeci z najsłynniejszych filmów Johna Woo, „Hard-boiled” być może w sposób najdobitniejszy dowodzi geniuszu hongkońskiego reżysera jako twórcy kina akcji. Po nakręceniu kilku filmów, w którym to gangsterzy byli głównymi i często pozytywnymi bohaterami, Woo zdecydował się na realizację filmu poświęconego bohaterskim policjantom, przy okazji dając wyraz swojej fascynacji „Brudnym Harrym” i „Bullitem”. Chow Yun-fat gra więc nieustraszonego, twardego jak skała gliniarza, który wypowiada wojnę triadzie dowodzonej przez młodego, ale już przerażającego Anthony`ego Wonga, kultowego aktora filmów 3 Category.  W tej wojnie Chow Yun-fata jego bohater zyskuje sojusznika w tajnym agencie (Tony Leung), dzięki czemu udaje się im ustalić tajny arsenał triady, znajdujący się w podziemiach miejskiego szpitala. Trwająca kilkadziesiąt minut sekwencja finałowa rozgrywająca się na terenie szpitala to zdaniem wielu znawców tematu Mount Everest kina akcji. Polifoniczna narracja, wielość postaci, mistrzowsko budowane napięcie i esencja wizualnego stylu Woo w najdoskonalszej postaci: efektowny slow motion, eksplodujące squiby, kaskaderska ekwilibrystyka i setki pokotem kładzionych złych i dobrych postaci. I do tego tak brawurowe sceny jak ewakuacja noworodków przez policyjnych komandosów czy scena ucieczki Chow Yu-fata z niemowlakiem w ręku z targanego eksplozjami i trawionego przez pożar budynku szpitala. Dech zapiera! 


FULL CONTACT
(reż. Ringo Lam, Hongkong, 1993)


Akcja. Jeszcze jeden, nieco mniej znany przedstawiciel złotej epoki hongkońskiego kina akcji, tym razem od drugiego jej mistrza - Ringo Lama. Film ten obejrzałem jednak głównie ze względu na trzech moich ulubionych aktorów z Hongkongu: Chow Yun-fata, Anthony`ego Wonga i Simona Lama. Ten pierwszy, jak prawie we wszystkich filmach akcji Ringo Lama, zagrał w „Full Contact” głównego bohatera, Wong – wystąpił w roli młodszego, tchórzliwego brata a Yam – w roli efektownego „czarnego charakteru”: przywódcy gangu, geja i iluzjonisty, przemieniającego jedwabne chusteczki w nóż albo rewolwer. „Full Contact” to historia zemsty Gou Fei (Chow) na Judge`u (Lam) przebiegająca bez większych fabularnych niespodzianek zwłaszcza, że główny bohater to twardziel nie do zdarcia. W porównaniu z filmami Woo, obraz Lama wypada bardziej mrocznie – większość akcji rozgrywa się nocą, w nocnych klubach, rozświetlanych neonami ulicach, więcej u niego też scen walki wręcz lub przy użyciu noży lub innych ostrych narzędzi, a także znacznie wyższą pozycję w jego filmowym świecie mają kobiety. Są niezależne, wyemancypowane a kiedy trzeba potrafią zrobić równie skuteczny użytek z własnego ciała co z wielkiego guna. Dla miłośników kina azjatyckiego kina akcji – rzecz warta uwagi, dla pozostałych – niekoniecznie.   


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz