niedziela, 1 maja 2011

INDONEZYJSKIE KINO GROZY Cz. 2


Współczesny horror: nie tylko kuntilanak

Pierwsze lata nowego tysiąclecia zaowocowały renesansem indonezyjskiej kinematografii. Tacy twórcy jak  Riri Riza („Eliana, Eliana”, 2002), Nia Di Nata („The Gathering”, 2003), Joko Anwar (“Joni's Promise”, 2005) czy Garin Nugroho (“Requiem from Java”, 2006) są nagradzani na najbardziej prestiżowych festiwalach na świecie. Poziom indonezyjskiego kina, zwłaszcza pod względem techniczny, podniósł się znacznie i dziś nie ustępuje innym azjatyckim potentatom w dziedzinie filmu – Japonii, Korei Płd, czy Chinom. Niestety o ile realizacja indonezyjskich horrorów niemal bez wyjątku odznacza się „stylem MTV” (co nie zawsze sprawdza się w przypadku filmowej grozy), o tyle fabularnie Indonezyjczycy utknęli w martwym punkcie. Dominującym nurtem obecnym w indonezyjskim horrorze jest bowiem ghost story, nawiązująca mniej lub bardziej bezpośrednio do miejscowego folkloru. Wyrazem tej „folklorystycznej” tendencji jest m.in. postać poconga [1] i aż dwanaście obrazów zainspirowanych tę istotą a zrealizowanych w odstępie trzech lat - w tym ciesząca się sporą popularnością trylogia Rudy Soedjarwo, „Pocong” (2006-2007). Istnieje także horror, na wzór amerykańskich produkcji w rodzaju „Jason vs Freddy”, w którym pocong toczy pojedynek, z inną znaną postacią z indonezyjskich legend, kuntilankiem („Pocong vs „Kuntilanak”, David Purnomo z 2008)[2]. Ta druga demoniczna postać pojawiła się w ośmiu filmach (tylko w latach  2006-2009). Najbardziej znanym, ale też najciekawszym filmowym przedstawieniem tej indonezyjskiej wersji wampirzycy jest trylogia Rizala Mantovaniego, zatytułowana po prostu „Kuntilanak” („The Chanting”, 2006-2008). Są to bez wątpienia jedne z najlepszych horrorów czerpiących z bogactwa miejscowego folkloru.



Skoro mowa o filmach wybijających się spośród kiczowatej przeciętności większości indonezyjskich horrorów, warto wspomnieć o dwóch obrazach Joko Anwara. Pierwszy z nich „Kala: Dead Time” („Kala”, 2007) stanowi niezwykłą mieszankę gatunkową i stylistyczną. Opowieść o dziennikarzu i detektywie starających się rozwiązać zagadkę tajemniczego skarbu Pierwszego Prezydenta swobodnie łączy ze sobą ikonografię kina fantasy, czarnego kryminału w stylu Chandlerowskim, z elementami horroru, science-fiction i filmu sztuk walki. Reżyser w mistrzowski sposób panuje nad całym tym stylistyczno-gatunkowym melanżem. A jego film staje się wielką metaforę współczesnych dziejów Indonezji. Jest to nietypowy obraz grozy, ale może właśnie przez swą nietypowość pozostaje na długo w pamięci.


„The Forbidden Door”( „Pintu terlarang”, 2009), drugi z filmów Anwara, również jest obrazem dalekim od klasycznego horroru, lecz nie mniej zachwycającym. Jest to opowieść o rzeźbiarzu imieniem Gambir, który popada w stopniowe szaleństwo otoczony przez wydarzenia, które go przerastają. A mają one związek z jego piękną, ale tajemniczą żoną, skrzywdzonym dzieckiem, oczekującym od Gambira pomocy a także z zakazanymi drzwiami prowadzącymi do mrocznego świata. Wielu krytyków przyrównuje ten obraz do „Blue Velevet” Davida Lyncha. Lepszej rekomendacji chyba nie potrzeba.


Kolejny godny uwagi, wyróżniający się indonezyjski horror, to „Angkerbatu” (2007) Jose Poernomo. Jest to historia telewizyjnej ekipy, która dociera do opustoszałego miasteczka w okolicy lasów Angkerbatu. Odbywa się tam masowa wycinka drzew pod tereny, które mają posłużyć za największe pola golfowe w Azji. Niepomni ostrzeżeń mieszkańców przestrzegających przed mściwymi duchami strażników lasów, pracownicy koreańskiej korporacji kontynuują dewastacje okolicy. Az nagle wszyscy znikają. Obraz Poernomo to horror ekologiczny z apokaliptycznym finałem, który jednak nie drażni dydaktyką. Warto ten tytuł zapamiętać także ze względu na jedną z najbardziej przerażających scen w dziejach azjatyckiego kina (scena na hotelowym korytarzu).


Horror braci Mo[3], „Macabre” (2009), zwraca uwagę tym razem nie oryginalnością fabuły, lecz niespotykaną dawkę gore. Niespotykaną jak na raczej mało krwawe i szokujące realia rodzimego kina grozy. „Macabre” jest bowiem indonezyjską wersją „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” Tobe Hoopera. Fabuła opowiada o grupie przyjaciół, którzy zatrzymują się w drodze na lotnisko u tajemniczej kobiety, Mayi i jej dorosłych dzieci. Sielska atmosfera szybka mija, gdy okazuje się, że rodzinka na czele z sadystyczną mamusią to banda zwyrodnialców, czyniąca krwawy użytek z wszelkich ostrych narzędzi, z piłą mechaniczną, a jakże!, włącznie. Dodajmy, że „Macabre” to rozwinięcie krótkometrażowego obraz braci Mo, „Dara” (2007), który znalazł się wpierw w nowelowym  horrorze, „Takut: Face of Fear” (2008), a potem stał się podstawą kinowego debiutu reżyserskiego tandemu..


Warto jednak zatrzymać się przy wspomnianej antologii filmowej grozy. Siedmiu reżyserów przedstawia sześć historii, z których najlepsze są dwie. Pierwsza to wspomniana juz „Dara”. Krótszy metraż jeszcze dobitniej uosabia demonizm tytułowej postaci i aktorski talent odtwórczyni głównej roli Shareefey Daanish, znanej przede wszystkim z ról komediowych. Aktorka tworzy jeden z najbardziej przerażających (i efektownych) portretów „złej kobiety” w azjatyckim kinie. Drugi film, zasługujący na szczególne wyróżnienie, to „Incarnation of Naya” Riri Rizy, który opowiada o powrocie do domu młodej bohaterki. Dziewczyna zamierza wziąć udział w ceremonii oczyszczenia. Sceptyczna początkowo, niespodziewanie podczas rytuału doświadcza nagłej potęgi czarnej magii. Poziomem nie ustępują także pozostałe filmy z „Takut: Face of Fear”, koncentrujące się nie tylko wokół nadprzyrodzonego zagrożenia, ale zła płynącego z owładniętych szaleństwem i nienawiścią umysłów ludzi.


„Karma” (2008) Allana Lunardi oferuje natomiast ghost story wyróżniającą się solidną, niebanalną fabułą i wizerunkiem duchów, przypominającym zwykłych ludzi, tyle że zmarłych. Film jest opowieścią o klątwie, która spoczywa na rodzinie chińskich emigrantów mieszkających w Indonezji. Każda kobieta, która ma zamiar wyjść za mąż za mężczyznę z rodu Guan, wkrótce umiera w tajemniczych okolicznościach. Tymczasem Alan, najmłodszy z rodziny, przyjeżdża do rodzinnego domu z narzeczoną, Sandrą. Oboje zakochani pragną się jak najszybciej pobrać. „Karma” jest filmem ważnym, ponieważ uświadamia widzom, że Indonezja to kraj wielu kultur i tradycji.  


Wiele dobrego można napisać również o niezależnym horrorze zrealizowanym w formule paradokumentu – „Sacred” („Keramat”, 2009) Monty Tiwy. Film popularnego producenta telewizyjnego z racji nie tylko podobieństw stylistycznych przypomina nieco japoński obraz „Noroi: The Curse” Koji Shiraishiego, z tą tylko różnicą, że jego tematem nie jest miejska legenda. Młoda reżyserka przygotowuje pełnometrażowy debiut filmowy. Od początku nad produkcją filmu oraz ekipą ciąży złowrogie fatum. Na plan zdjęciowy położony na prowincji filmowcy docierają nie bez kłopotów, lecz prawdziwa ich plaga dopada ich już na miejscu. Odtwarzająca główną rolę aktorka zostaje opętana przez złego ducha, wkrótce znika. Znikają również pozostali członkowie ekipy, odnajdując się w dziwnym miejscu, poza czasem i przestrzenią, w którym królują dusze zmarłych. Niezwykle oszczędne korzystanie z efektów grozy, wyrwanie filmowego świata przedstawionego z racjonalnego kontekstu swojskiej rzeczywistości, sprawiają, że „Sacred” aż ugina się od gęstej klaustrofobicznej atmosfery niesamowitości. Z pewnością jeden z najlepszych azjatyckich mockumentaries („fałszywych dokumentów”).


Do grona filmów wybijających się spośród horrorowej rutyny indonezyjskiego kina grozy pretendował również film Rizala Mantovaniego, „Comatose” („Mati Suri”, 2009), lecz w tym przypadku twórcę trylogii „Kuntilanak” zawiodło wyczucie. Historia Abel, dziewczyny, która wskutek nieudanej próby samobójczej zapadła w śpiączkę, miała spory potencjał. Mantovani stara się bowiem opowiedzieć, co dzieje się w umyśle osoby, która znajduje się między świadomy a nieświadomym wymiarem istnienia. Czyni to w sposób efektowny, ostatecznie jednak to efekt zaczyna dominować nad treścią, spychając logikę i autorską inwencję na daleki plan. Niemniej „Comatose” to kolejny przykład, że indonezyjscy filmowcy straszą nie tylko kuntilanakiem czy pocongiem, lecz także mrokiem zalegającym ludzką duszę.     

Sklonowane strachy

Codzienność indonezyjskiego horroru wyznaczają o wiele mniej interesujące filmy, będące w dużej mierze niezbyt udanymi kopiami azjatyckich hitów – „The Ring-Krąg”, „Klątwa Ju-on” czy „The Shutter-widmo”. Dobrym przykładem tego rodzaju odtwórczego kina jest twórczość Koya Pagayo, reżysera, który może się wykazać dorobkiem dziesięciu filmów z czego wszystkie to horrory. Bohaterowie obrazów Indonezyjczyka to zazwyczaj młodzi ludzie (dlatego horrory Pagayo cieszą się sporym powodzeniem u publiczności, do której swoje filmy adresuje). Mogą nimi być uczniowie szkół średnich (np. „Call My Name 3x”) albo studenci („After Midnight”, „Lewat tengah malam”, 2007) – ważne młodość i fizyczna atrakcyjność zwraca na nich uwagę. Ważne także, że prawie zawsze wplątują się w przerażająca historię z mściwym duchem (lub całym ich mrowiem jak w „Malam Juwat Kliwon”, 2007), który zaczyna uprzykrzać życie niefrasobliwych młodych ludzi, a czasem nawet je odbierać. Horrory indonezyjskiego speca od grozy są też nowocześnie, ale zarazem często manierycznie sfilmowane. Pagayo lubi nadużywać nietypowych ustawień kamery – tzw. ujęć z żabiej perspektywy lub z lotu ptaka. Jest to kino nastawione na łatwy efekt, toteż fabuła tych filmów, podobnych do siebie, jest często nielogiczna i wtórna.


Chyba najciekawszym filmem Pagayo jest jego debiutancki utwór „Cal My Name 3x” („Panggil namaku 3X”, 2005). Przedstawia on historię Lary, siedemnastoletniej uczennicy będącej ofiarą szkolnej „fali”. Zrozpaczona dziewczyna nieustannym dokuczaniem i upokarzaniem przez silniejsze koleżanki wzywa na pomoc ducha Rosemary Marian – uczennicy, która niegdyś popełniła samobójstwa a obecnie jest elementem miejscowej legendy. Każdy kto wezwie zjawę może liczyć, że ta w jego imieniu pomści wszelkie krzywdy wzywającego. Zemsta dziewczyny, przy wydatnej pomocy Rosemary, powodzi się znakomicie. Ale im częściej Lara wzywa nadprzyrodzoną towarzyszkę, tym bardziej ta opętuje bohaterkę i staje się coraz bardziej niebezpieczna. Pagayo zdołał skutecznie posklejać elementy różnych gatunków filmowych w spójną i angażująca całość. Interesująco przedstawiają się także relacje między Larą a duchem ( nieco podobnie jak w „The Chanting”).


To, że horror w Indonezji jest przede wszystkim popularną rozrywką ma zapewne przełożenie na tendencję, która niedawno ujawniła się w rodzimym horrorze. Skoro film grozy jest rozrywką, to powinien zarabiać – z takiego założenia wyszli zapewne miejscowi producenci, którzy ostatnimi czasy angażują do produkowanych przez siebie filmów zagraniczne gwiazdy…porno. To interesujący casus kulturowy, bowiem Indonezja to kraj zamieszkany przez najliczniejsza na świecie społeczność muzułmańską. Wiadomo natomiast, że w sprawach seksu muzułmanie są jeszcze bardziej surowi niż choćby katolicy. W Indonezji ponadto istnieją również drakońskie przypisy karzące osoby propagujące i uprawiające pornografię.  Być może dlatego, gdy japońska aktora AV, Maria Ozawa miała nagrać kilka scen w w Dżakarcie do komedii "Kidnapping Miyabi”,  protesty ortodoksyjnych islamistów doprowadziły jednak, że ostatecznie zrezygnowano z tych  scen. Inną aktorką porno, importowaną z Japonii, która zagrała już nie w komedia, a horrorze "Evil Nurse"(2009) jest  Rin Sakuragi. W sequelu tego filmu, „Evil Nurse 2”(2010) pojawiła się natomiast Sola Aoi, zwaną „królową filmów dla dorosłych”. Ostatnio natomiast pojawiła się informacja, że komediowym horrorze „Pocong Mandi Goyang Pinggul” wystąpiła amerykańska aktorka porno Sasha Grey. Tym razem nie ściągano „gwiazdy” do Indonezji – operator pojechał do Hollywood i nakręcił kilka ujęć Amerykanki, które następnie wmontowano do filmu.

Podsumowanie

Przyszłość indonezyjskiego kina grozy jawi się, mimo iż zdecydowana większość produkcji nastawiona jest na masowego, mało wybrednego widza, w optymistycznych barwach. Horror indonezyjski ma ogromny potencjał, a ograniczenia finansowe i cenzuralne, choć nadal obecne, nie mają większego wpływu na rozwój tego kina. Z pewnością nie zabraknie także utalentowanych twórców, którzy będą chcieli robić swoje kino. Jedyny problem to przywiązanie indonezyjskich widzów to tego, co jest im dobrze znane, czyli pałających żądzą zemsty duchów. Jednak reżyser tej klasy co Joko Anwar, porównywany dziś do Alfreda Hitchcocka i Quentina Tarantino, ma wielką szansę zmienić upodobania kinowej publiczności w swojej ojczyźnie.

Przypisy:

[1] Pocong do duch zmarłej osoby, którego ciało zawinięte jest w białe płótno (z wyjątkiem twarzy) i obowiązane sznurem. Nad głową znajduje się wielki węzeł w kształcie kokardy. Zgodnie z islamskimi wierzeniami dusza zmarłego przebywa w ciele jeszcze przez 40 dni. Jeśli po tym okresie nie uwolni się ciała z więzów, zmarły może podskakując, wydostać się z grobu i nawiedzać śmiertelników.  
[2] „Kuntilanak to indonezyjski duch kobiety zmarłej podczas porodu, którą wyróżnia dziura w brzuchu i która wędruje, szukając swego utraconego dziecka lub młodych mężczyzn”.
Por. Laurence C.Bush, s.104
[3] Bracia Mo to Kimo Stamboel i  Timo Tjahjanto.

I coś do pooglądania – „Macabre”, czyli Indonezyjczycy gonią zachód.



2 komentarze :

  1. sasha grey to brytyjka a nie amerykańka, mieszka tylko w usa:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się jednak wydaje, a nawet jestem pewien, ze jest Amerykanką:
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Sasha_Grey
    http://www.imdb.com/name/nm2340248/bio
    http://en.wikipedia.org/wiki/Sasha_Grey

    OdpowiedzUsuń