piątek, 9 marca 2012

GUILTY OF ROMANCE (Koi no tsumi, Japonia, 2011)




“You earned all of it with your body!
Now the word “Izumi Kikuchi” has conceived a meaning”

/cytat z filmu/

O co chodzi?

W jednym z tokijskich hoteli miłości policja znajduje makabrycznie okaleczone zwłoki. Ktoś połączył fragmenty ciała z częściami manekinów, tworząc przerażające półludzkie kukły. Śledztwo w sprawie tej niezwykłej zbrodni prowadzi detektyw Kazuko Yoshida, ale nie ona będzie główną bohaterką opowieści. Gdzieś w Tokio, w luksusowym apartamencie mieszka Izumi Kikuchi, żona niezwykle popularnego pisarza, autora pełnych namiętności i seksu powieści. Izumi wiedzie nudne, smutne życie gospodyni domowej i „żony swego męża”, z którym widuje się dopiero późnym wieczorem. Codzienne życie małżonków zamieniło się w dojmującą rutynę, w której nawet wypowiadane przez nich słowa i wyraz twarzy wciąż pozostają niezmienione. Szansa na odmianę jałowej egzystencji Izumi pojawia się wraz z propozycją pozowania do zdjęć. Wkrótce okazuje się, że nie chodzi tylko o niewinne zdjęcia, ale także o uprawianie seksu przed kamera. Przełamawszy wstyd i moralne opory, Izumi odkrywa radość płynącą z w końcu wyzwolonej własnej seksualności. Bohaterka czuje się tak bardzo wyzwolona, że decyduje się wyjść na ulicę i poszukać przypadkowego seksu. W czasie wędrówki ulicami poznaje Mitsuko – prostytutkę z wieloletnim stażem a jednocześnie …wykładowczynię literatury na prestiżowym uniwersytecie. Znajomość z cyniczną i amoralną Mitsuko zaprowadzi Izumi, na dno piekła płatnego seksu, perwersji, przemocy i szaleństwa.Tymczasem detektyw Yoshida jest coraz bliższa rozwiązania sprawy makabrycznej zbrodni popełnionej w hotelu miłości.

Ciemna strona seksu

„Guilty of Romance” Siona Sona to trzecia cześć „trylogii nienawiści”, jak dziennikarze nazwali trzy zrealizowane jeden po drugim filmy japońskiego reżysera (są to „Love Exposure”, „Cold Fish” oraz „Guilty of Romance”). Nienawiść, istotnie, pojawia się w wymienionych filmach, choć nie jest ona uczuciem dominującym ani też najważniejszym, natomiast całkiem trafnie sygnalizuje ponurą tematykę i atmosferę wspomnianych filmów (zwłaszcza „Cold Fish” i „Guilty of Romance”). Recenzowany obraz bowiem to kolejna wyprawa Sono w najmroczniejsze zakamarki ludzkiej duszy, tym razem jednak uwaga reżysera skupia się na ponurych aspektach ludzkiej pożądliwości i seksualności.

Najsłynniejsze filmy Japończyka za punkt wyjścia biorą tematy jakby żywcem wyjęte z działu publicystyki interwencyjnej. W „Sucide Club” była to plaga zbiorowych samobójstw, w „Noriko`s Dinner Table” – zanik rodzinnych więzów, w „Strange Circus” – wykorzystywanie seksualne nieletnich, w „Cold Fish” – zjawisko przemocy i przyzwolenia na nią, zaś w „Guilty of Romance” – jest nią prostytucja. Nigdy jednak Sono nie wikła się w proste, publicystyczne analizy, ponieważ ma duszę poety i jest artystą inteligentnym a na dodatek o niezwykłej wrażliwości. Dlatego też, czy to zajmuje się problematyką zaniku relacji rodzinnych, czy molestowania dzieci, czy też przemocy wnika w nią dogłębnie, bezkompromisowo i niebywale emocjonalnie. Dokładnie tak jak w „Guilty of Romance”.

Seks w omawianym filmie jest wszechobecny a ilość scen nagości i kopulacji w żadnym innym filmie Sono – reżysera, którego wszak za wstrzemięźliwego w pokazywaniu erotyki na ekranie nie można uznać – jest rzeczywiście ogromna. Nie ma jednak mowy o pornografii, ba! „Guilty of Romance” nie jest nawet klasycznym erotykiem, dlatego że reżysera od nagich i atrakcyjnych ciał aktorek, bardziej interesuje psychologiczna strona seksu za pieniądze. I jakaż jest ta strona? Niezwykle mroczna, ponura, przygnębiająca i przepełniona złem. Można stwierdzić, że to żadna niespodzianka – prostytucja jest patologią, dlaczego więc pokazywać ją w jasnych barwach? Sono sięga głębiej. Pokazuje tę patologię od strony kobiecej psychiki na przykładzie dwóch zantagonizowanych, lecz w pewnym sensie dopełniających się kobiecych bohaterek. Izumi jest seksualnie stłamszona, Mitsuko – wyzwolona, Izumi – jest naiwna i mimo wszystko nie pozbawiona moralności, Mitsuko – cyniczna i amoralna. Obie kobiety łączy jednak coś wspólnego: są ofiarami mężczyzn i własnej seksualności, czy też nawet płci. Różnica miedzy nimi polega na tym, że Mitsuko nie ma już żadnych złudzeń, że od dna, na które spadła, można się jeszcze odbić. Wmawia sobie, że rekompensatą za upodloną godność są pieniądze, które otrzymuje za jej pohańbienie. W pewnym momencie krzyczy do upokorzonej, siłą zmuszonej do seksu Izumi, której jeden z klientów rzucił pieniądze: „To wszystko zarobiłaś swoim ciałem. Teraz słowa „Izumi Kikuchui” nabierają przekonującego znaczenia”. Ponieważ prostytuująca się kobieta jest tyle warta, ile pieniądze, które dostaje za swoje usługi. Oto bezlitosne, okrutne prawo świata, który jest dziką dżunglą. Bo tym się stało życie we współczesnych wielkich metropoliach.

„Guilty of Romance” zawiera wiele tropów psychoanalitycznych, zwłaszcza tłumaczących postępowanie Mitsuko, która z początku może się wydać widzom mało zrozumiałe. Ale tylko jeśli popadniemy w błąd, ulegając stereotypowi. Wyczuwamy bowiem sprzeczność między prestiżowym zawodem a „drugim życiem” bohaterki. Podobnie rzecz ma się z Izumi, która odgrywa rolę perfekcyjnej pani domu a jednocześnie jest prostytutką. W obu jednak przypadkach mylimy rolę społeczną z niepowtarzalną, autentyczną osobowością danego człowieka. Ulegamy stereotypowi, dajemy się zwieść fałszywości roli społecznej. O tym Sono opowiadał już m.in. w „Noriko`s Dinner Table” i „Strange Circus”. Opowiadał również o podwójnej tożsamości, o maskach które ludzie zakładają by ukryć swe prawdziwe oblicza, ziejące rozpaczą i pustką. I o tym wszystkim opowiada także w „Guilty of Romance”. Ale mnie ta opowieść się nie nudzi, ponieważ filmy Sono wchłaniają widza niczym czarna dziura.

Horror bez horroru

Słów kilka o stronie zewnętrznej filmu twórcy „Sucide Club”. Można by ją podsumować krótko: mistrzostwo. Choćby zupełnie nieoczekiwany sposób prowadzenia intrygi, która początkowo wydaje się być typowa dla serial killer movie (popełniono okrutną zbrodnię), a potem sugeruje historię a`la pinku eiga (stłamszona kobieta odkrywa uroki seksu), a następnie skręca w stronę dramatu obyczajowego, społecznego, groteski a w końcu ponurego horroru. Z góry jednak uprzedzam: nie liczmy ani na klasyczną, nastrojową grozę, ani na krwawy film gore, ponieważ Sono z zasady nie realizuje horrorów (jedyny wyjątek to „Exte: Hair Extension” ). Jego filmy to raczej posępne psychologiczne dramaty grozy, niekiedy sięgające po elementy kina eksploatacji, jednak bez zamiaru prymitywnego szokowanie, lecz raczej dla podkreślenia pesymistycznej, mrocznej wizji ludzkiej natury. Tak też jest w „Guilty of Romance”, który choć nie jest typowy horrorem ani nawet thrillerem, posiada tak gęstą, przytłaczającą atmosferę, że wielu twórców kina grozy mogłoby pozazdrościć Sono umiejętności jej kreowania. Ale to nie tylko nastrój postępującego szaleństwa, narastającej przemocy i wszechobecnego, niemal namacalnego zła, ale przede wszystkim bezkompromisowe obrazy ludzkiego upodlenia, moralnej degrengolady, gnijącego świata.

Utalentowana pani Kagurazaka

Znaczną część tej wizji rzeczywistości rodem z piekła film zawdzięcza wspaniałym aktorkom, zwłaszcza odtwórczyniom głównych ról: Megumi Kagurazace oraz Makoto Togashi. Obie panie z zadziwiającą odwagą, poświęceniem i pasja udźwignęły role wymagające nie tylko fizycznego, ale nade wszystko psychicznego ekshibicjonizmu. To nie tylko liczne sceny nagości i uprawiania seksu, ale przede wszystkim sceny, w których postacie odtwarzane przez aktorki zbliżały się do wymiaru fizjologicznego człowieczeństwa (np. scena, w której Megumi Kagurazaka oddaje mocz). Choć powiało skatologią, aktorki ani na monet nie tracą ludzkiego wymiaru swych bohaterek, ani na moment nie przestają być szokujące wiarygodne, ani na moment widz nie traci do nich zaufania. Wielkie brawa! A przypadek Megumi Kagurazaki, którą mogliśmy zobaczyć już w „Cold Fish”, dowodzi że aktorki o wyglądzie sex bomb nie są skazane na granie atrakcyjnych ozdóbek, o ile trafią na reżysera gotowego obsadzać jej w rolach przełamujących narzucony przez fizyczny wygląd stereotyp. I o ile pod swymi imponującym kształtami ukrywają autentyczny talent.

O zjadaniu własnego ogona

Recenzent portalu Beyond Hollywood napisał nie kryjąc swego zachwytu: „Guilty of Romance” to kolejne arcydzieło od Sono (…)” A jednak film zebrał też wiele znacznie mniej entuzjastycznych opinii. Zarzucono twórcy „Strange Circus”, że zjada własny ogon, powtarzając motywy i tematy z poprzednich filmów, że w istocie w swym obrazie nie mówi niczego odkrywczego, a wręcz ociera się o banał, pokazując, że ludzie są paskudni, życie beznadziejne, a silniejsi z premedytacją wykorzystują słabszych. Nie zgadzam się z tymi zarzutami, a raczej nie uważam je za zarzuty, wykazujące słabość „Guilty of Romance”. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że omawiany film jest nieco gorszy od „Cold Fish” i „Strange Circus”, ponieważ w obu tych filmach Sono osiągnął doskonałą jedność miedzy formą, treścią, wagą przesłania i emocjami. W „Guilty of Romance” brakuje tej jedności: treść czasem popada w pretensjonalność, logika fabuły czasem również zawodzi, a siła przekazu i końcowych refleksji pozostaje nieco osłabiona przez ich nie do końca czytelne sformułowanie. A co do zarzutów o banał i powtarzanie się, to każdy wielki artysta porusza się po obszarze swoich własnych problemów, lęków i fobii, ponieważ o jego wielkości nie decyduje ilość prawd objawionych przekazanych odbiorcy, ale sposób ich przekazania. A Sono wciąż potrafi przekazać własne treści, jeśli nawet niektórzy uważają, że nie grzeszą one szczególną głębią, w sposób taki, że ciarki przechodzą po plecach. Że nie można ich zapomnieć. A nie można ich zapomnieć, ponieważ Sion Sono pozostaje nie kwestionowanym mistrzem emocjonalnego rollercoastera.

MOJA OCENA: 8/10




REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Gdy film kręci Sono, nie może być inaczej.  Realizacyjne mistrzostwo wsparte mistrzostwem aktorskim.  
Sono sprawdza granice, do których się posuniesz, aby poczuć, że wciąż istniejesz. Reżyser sprawdza, a widz dochodzi do wniosku, że takich granic nie ma. Mocne!
Drugie dno fanom twórczości japońskiego reżysera wyda się znajome. Ale w niczym nie umniejsza to wielkości twórcy, ponieważ dno ludzkie pokazać w tak przejmujący i emocjonalny sposób potrafi chyba tylko Sono.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz