piątek, 17 maja 2013

THE INCITE MILL (Inshite Miru: 7-kakan no desu gemu, Japonia, 2010)



O co chodzi?

Yuki Satoshihisa jest młodym mężczyzną z poważnymi kłopotami finansowymi. Niespodziewanie z niezwykłą propozycją zgłasza się do niego spotkana w hipermarkecie młoda kobieta, Shoko Suwamei. Proponuję Yuki udział w eksperymencie psychologicznym, w którym można w prosty sposób wygrać aż 112 tys. jenów za dzień (w sumie eksperyment na trwać siedem dni).Yuki zgadza się bezzwłocznie także dlatego, że poczuł coś niezwykłego od pierwszej chwili do Shoko, a ona również zgłosiła się na uczestniczkę. Wkrótce okazuje się, że poza Yukim i Shoko na udział w eksperymencie zgodziło się wziąć udział osiem osób w różnym wieku, o różnym wykształceniu i wykonywanym zawodzie. Cała dziesiątka zostaje zamknięta w ultranowocześnie wyposażonym budynku zwanym „Paranoia House”. Wkrótce wychodzi na jaw, że ów eksperyment ma formę gry ze swoimi określonymi zasadami, nagrodami, ale także karami. Gdy niespodziewanie ginie zastrzelony jeden z uczestników, a bohaterowie odnajdują w swoich pokojach skrytki z ukrytą bronią, do tej pory raczej pokojowo nastawieni względem siebie uczestnicy zaczynają się antagonizować. Tymczasem giną kolejne osoby, a ci którzy wciąż żyją albo sobie zaufają i zaczną współpracować albo się nawzajem pozabijają. Ku uciesze milionowej, międzynarodowej publiczności oglądającej za pomocą łączy internetowych poczynania osamotnionych uczestników gry o przetrwanie.

Reżyser (nie)jednego filmu

Hideo Nakata nigdy nie przepadał za horrorami. Zaczął je kręcić, by uzbierać pieniądze na wymarzony dokument o brytyjskim reżyserze Joseph`ie Losey`u. A jednak w 1998 zrealizował film, który stał się klasykiem współczesnego kina grozy i najsłynniejszym przedstawicielem japońskiej współczesnej ghost story zwanej J-horrorem. Mowa oczywiście o „The Ring-Krąg”. Chociaż po tym obrazie Nakata wyreżyserował jeszcze piętnaście różnych filmowych projektów (filmy pełnometrażowe, dokumentalne, seriale) żaden z nich, nawet „Dark Water”, nie spotkał się z tak dobrym przyjęciem jak jego słynna opowieść o Sadako. Czy dlatego, że filmy po 1998 r. zrealizowane przez Nakatę były słabe? Nic z tych rzeczy! „Kaidan” z 2007 r. to jeden z najpiękniejszych filmów grozy ostatnich lat, a „L:Change The World” zarobił tylko w samej Japonii ponad 28 mln dolarów. O niechęci do „poringowych” filmów Nakaty nie decyduje zniżka formy reżysera, lecz raczej siła przyzwyczajenia krytyków i przynajmniej części publiczności. Ta siła przyzwyczajenia wpływa na odbiór twórczości Japończyka w ten sposób, że cokolwiek nakręci jest porównywane do „The Ring- Krąg” i jakąkolwiek miałoby to wartość, zawsze porównanie ze słynnym horrorem wypada na niekorzyść. Po co o tym wszystkim piszę? Ponieważ po premierze jeden z nowszych obrazów Nakaty, „The Incite Mill” zebrał wiele złych recenzji. A ja zastanawiając się dlaczego, doszedłem do wniosku, że jedynym logicznym wytłumaczeniem jest owa „siła przyzwyczajenia”; skłonność ludzi do szufladkowania i niechęć do nowości. „The Incite Mill” jest bowiem filmem niesłusznie odsądzonym od czci i wiary, tylko dlatego, że nie jest nowszą wersją „The Ring-Krąg”.

Deadly Show
Jasne, fabuła brzmi znajomo. Bo niemal automatycznie przychodzi na myśl kultowy filmu Kinji Fukasaku, „Battle Royale”, opowiadający o grupie uczniów walczących ze sobą na śmierć i życie na bezludnej wyspie. Pojawiają się także inne skojarzenia. Na przykład, również z 2010 r., „Death Tube” – opowieść o grupie osób zmuszonych do pokonywania kolejnych zadań pod groźbą utraty życia w makabrycznych okolicznościach i obserwowanych przez internautów. Japońskie „Real Onigocco” i „The Shock Labirynth”, tajlandzkie „13 Beloved” i „Scared”, koreański „Death Bell”, amerykańska seria „Piła”, film Davida Finchera „Gra” a nawet polski „Show” Macieja Ślesickiego - to tylko niektóre tytuły z długiej listy filmów wykorzystujących schemat gry, w której stawką jest przetrwanie (część z wymienionych tytułów powtarza też inny wątek – widowiska, którym stają się zmagania bohaterów oglądanych przez anonimową, żądną emocji widownię). A zatem pierwszy zarzut: wtórność? A wcale, że nie. Nakata zaadaptował powieść Hononu Yonezawy, więc jeśli jest „wtórny” to tylko w takim stopniu jak utwór literacki i jej adaptacja. Oczywiście nie ma sensu się wypierać podobieństw do wspomnianych filmów, ale ich istnienie nie czyni film wtórnym.

„The Incite Mill” opowiada zatem historię podobną, lecz jednak na tyle inną, że ogląda się ją bez przykrego uczucia deja vu. Zasługa w tym zapewne udanej mieszanki filmu detektywistycznego, kryminału, thrillera mystery, dramatu psychologicznego a nawet dramatu społecznego. Brakuje w tym wyliczeniu co prawda horroru, choć mamy trochę rozlanej krwi i mocniejszych momentów, lecz to, że film Nakaty nikogo nie wystraszy, rekompensowane jest interesującą, nieprzewidywalną intrygą i kilkoma scenami przyzwoitego napięcia. Na dobrą sprawę można nawet pokusić się o komplement i tego rodzaju: gdyby Alfred Hitchcock żył współcześnie i był japońskim reżyserem, z pewnością wyreżyserowałby „The Incite Mill”.

Być jak Hitchcock

Postać Mistrza suspensu przywołałem nie bez powodu, ponieważ Nakata wielokrotnie dawał wyraz w swych filmach, że jest fanem a na pewno znawcą twórczości słynnego Anglika. Przecież w „The Ring-Krąg” przeklęta kaseta wideo była niczym innym jak Hitchcockowskim MacGuffin`em – elementem fabuły koncentrującym i napędzającym intrygę filmu. Z kolei w „Chaos” Nakata nawiązywał do zimnych, wyrachowanych blondynek z filmów Hitchcocka. W „The Incite Mill” z kolei pojawia się znanym z filmów Anglika motyw złowieszczego labiryntu, w którym znajduje się niewinny bohater, zmuszony do walki z siłami, których do końca nie jest w stanie zrozumieć (np. „W cieniu podejrzenia”, „Północ, północny zachód” i wiele innych). Bliska Hitchcocka jest także emanująca z thrillera Nakaty atmosfera klaustrofobii i osaczenia (”Okno na podwórze”, „Zawrót głowy”). Japończyk, podobnie, jak twórca „Psychozy”, ma dar tworzenia filmowej rzeczywistości, w której na pozór wszystko jest na swoim miejscu, lecz w istocie podszyta jest ona niepokojącą ambiwalencją i niepewnością. Ten dar uwidacznia się właśnie w „The Incite Mill”. Już sama sceneria budynku, przypominającego bardziej wnętrze jakieś kosmicznej stacji niż przyjazne miejsce, budzi niepokój. Niepokojące są także inne elementy: brak wiedzy o istocie eksperymentu, w którym mają wziąć udział bohaterowie, dziwne zasady, które mają przestrzegać, krążący po budynku „Strażnik” (czyli poruszający się na szynach przeczepionych do sufitu robot), a nade wszystko niewiedza co do prawdziwej tożsamości i zamiarów innych uczestników. Okazuje się bowiem, że podstawowym warunkiem funkcjonowania ludzi w grupie jest zaufanie. W filmie Nakaty bohaterowie są jego pozbawieni.

„The Incite Mill” można zatem potraktować jako opowieść o reakcjach ludzi w skrajnych sytuacjach. Ale nie tylko. To także film o amoralności mediów (i odbiorców), krytyka konsumpcyjnego stylu współczesnych Japończyków, opowieść o zaniku międzyludzkich związków i o bezdusznej manipulacji przez finansowo potężne organizacje, sterujące naszym życiu. Krótko mówiąc to film o samotności człowieka naszych czasów. Wszystkie te tematy wybrzmiewają w „The Incite Mill” z różną silą, ale i tak istotniejsze jest to, że Nakacie udało się je zgrabnie zmieścić w filmie rozrywkowym. Nie jest to, co prawda obraz wybitny (kilka nielogiczności się przytrafiło), lecz ja zawsze staram się docenić tych twórców, którzy dbają by film się fajnie oglądało a zarazem, żeby nie był to bezmyślny seans. Dla mnie zatem mocna "siódemka".

The Incite Mill (2010) on IMDb
MOJA OCENA: 7/10


REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Być jak Hitchcock, czyli twórca „The Ring-Krąg” już nie straszy, ale trzyma w napięciu. I to z całkiem niezłym skutkiem.
Dziesięć nieznanych sobie osób. Szczelnie zamknięty ultranowoczesny budynek. Eksperyment psychologiczny niewiadomego celu. Morderca, który może być każdy z uczestników. I miliony widzów, przyglądających się walce o przetrwanie. Było? Było, ale warto obejrzeć jeszcze raz.
Jesteś tylko pionkiem w grze.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz