poniedziałek, 12 stycznia 2015

THE PIRATES (Hae-jeok: Ba-da-ro gan san-jeok, Korea Płd, 2014)



Pirates (2014) on IMDb
®®®®®®®®®® 7/10


O co chodzi?

XIV w. Korea. Z pomocą chińskiego cesarza Minga, generał Yi Song-gye zostaje królem nowozałożonego państwa koreańskiego Joseon. Aby uprawomocnić swoje rządy potrzebna jest mu Królewska Pieczęć nadesłana przez Cesarza. Statek płynący z tym cennym atrybutem władzy zostaje jednak zaatakowany przez wielkiego, szarego wieloryba, który połyka Królewską Pieczęć. Rozgniewany król każe odzyskać zaginiony przedmiot w ciągu dziesięciu dni. Przerażeni dworscy urzędnicy zwracają się o pomoc do kapitana Mo Hong-gaba, który z kolei zwraca się do piratów pod wodzą Yeo-wol. Zaszantażowana przywódczyni piratów zmuszona zostaje do upolowania wieloryba, na którego nieoczekiwanie zapolować pragnie także Crazy Tiger, niegdyś znany jako Jang Sa-jung, były królewski żołnierz, a obecnie przywódca leśnych bandytów. Wkrótce staje się sprzymierzeńcem Yeo-wol, która nie tylko musi dopaść wieloryba, ale także uporać się z pałającym żądzą zemsty kapitanem So-mą, współpracującym z Mo Hong-gabem, zaciekłym wrogiem Jang Sa-junga.


Najpiękniejszy filmowy pirat 

Zacznę od krótkiej dygresji. 11 stycznia (lub ok 11 stycznia) to tradycyjnie już na moim blog, dzień w którym świętuje urodziny (już trzydzieste trzecie) mojej ulubionej aktorki, SON YE-JIN. To zatem doskonała okazja aby zrecenzować jej ostatni, jak do tej pory film, „The Pirates”. Dodatkowym uzasadnieniem dla recenzji z tego obrazu jest fakt, że na za rolę Yeo-wol w omawianym filmie Son została uhonorowana jedną z najbardziej prestiżowych nagród koreańskiej branży filmowej, Grand Bell Award. Dla mnie to trochę zaskakujące wyróżnienie, bo występ w obrazie Lee Seok-hoona z pewnością należał do jednych z najbardziej wyczerpujących fizycznie w karierze aktorki, zważywszy na ilość scen, w których Son pojedynkuje się na miecze, biega, skacze, fruwa  uczepiona liny i przebywa w wodzie, ale pod względem aktorskim raczej niewiele ofiarował do zagrania. Rzecz jasna z nagrody się cieszę, jak i cieszę się, że moja ulubiona aktorka cały czas podejmuje nowe wyzwania aktorskie, mądrze wybierając zróżnicowane pod względem gatunku, fabuły, nastroju i budżetu filmy, bo świadczy to o jej pragnieniu ciągłego, zawodowego rozwoju i wszechstronności. Poza tym lubię oglądać Son w rolach niezależnych, silnych kobiet, świadomych swej wartości, bo aktorka znakomicie odnajduje się w tego typu bohaterkach (np. Han ji-won z „The Art of Seduction”, Joo In-ah z „My Wife Got Married” czy Yoo-Mi-ho z „White Night”). W „The Pirates” nie tylko doskonale dopasowuje się do konwencji przygodowego widowiska, ale nadto znów lśni pełnym blaskiem jej uroda. Z pewnością Yeo-wol w wykonaniu Son Ye-jin to jeden z najładniejszych piratów (piratek?) w dziejach tej odmiany filmów.


Obraz Lee to jednak nie tylko jego największa gwiazda, Son Ye-jin, ale także całkiem zgrany i trafnie dobrany zespół aktorski, z którego w sposób szczególnym wyróżniłbym cenionego aktora charakterystycznego, Oh Dal-sula (m.in. „Oldboy”, „Bloody Aria”) w roli Hang Sang-jila, pirata cierpiącego na chorobę morską i próbującego nauczyć bandę dezerterów, pod wodza Crazy Tiger`a,, pirackiego fachu.  Koreański Ron Perelman” (ze względu na daleką od doskonałej fizjonomię) jest w „The Pirates” rewelacyjny, i mimo całej mojej sympatii dla Son, to on jest największą aktorską gwiazdą tego filmu. Inna sprawa, że scenarzyści filmu, Chun Sung-il oraz Choi Yi-young, zadbali by obraz Lee był w równym stopniu efektowny, co zabawny i to właśnie Oh Dal-sulowi przypadła najzabawniejsza rola. 

Nieśmiała gra z konwencją

Scenarzyści „The Pirates” do spółki z reżyserem oraz z producentami zadbali również, by ich wspólne przedsięwzięcie było filmem maksymalnie atrakcyjnym. Nie powinnyśmy się zatem zżymać, że zobaczymy w obrazie Lee jawne nawiązania do „Piratów z Karaibów”( zabawni piraci, wielka ryba, postać Crazy Tiger`a, wyraźnie nawiązująca do postaci Jacka Sparrowa) Że filmowane w slow-motion sceny pojedynków w deszczu przypominają podobne sceny z „Wielkiego Mistrza” Wong Kar-Waia, a komediowe perypetie bohaterów pozostających w nieustannym ruchu (trudno w nim nie być jeśli goni nas wielkie młyńskie koło) – komedie akcji z Jackie Chanem. W ramach filmowych atrakcji twórcy filmu dorzucają także komputerowego rekina a`la „Szczęki” i fabułę sprytnie łączącą nawiązania do Moby Dicka z historycznym tłem (postać generała Yi Song-gye jest autentyczna, podobnie jak Królewska Pieczęć, która w niejasnych okolicznościach zawieruszyła się gdzieś w drodze z Chin). Wszystkie te odniesienia nie są niczym niezwykłym we współczesnym kinie, ale w „The Pirates” znajdują dodatkowe uzasadnienie w charakterze filmu. Zrealizowany za szesnaście milionów dolarów obraz, a zatem z całkiem poważnym jak na koreańskie warunki budżetem (rekord należy do monster movie, „D-War” z 32 mln dolarów),  musiał być finansowo bezpiecznym produktem, stąd też próżno w nim szukać oryginalności czy odstępstw od sprawdzonych reguł. Te zaś zapewnia podobieństwo do uznanych marek, które okazały się komercyjnymi sukcesami. 


Mimo dbałości przede wszystkim o kasę, twórcom „The Pirates” udało się przemycić kilka elementów wykraczających ponad typowy zestaw blockbusterowy z gwiazdorską obsadą, wartką akcją i efektowną realizacją. Oglądając obraz Lee miałem niejasne skojarzenia, poza już wymienionymi, z innymi głośnym swego czasu filmem „pirackim” - „Piratami” Romana Polańskiego. Wprawdzie obraz polskiego reżysera był otwartą grą z konwencją kina awanturniczo-przygodowego (i pewnie dlatego pozostaje największą kasową klęską w karierze Polańskiego), ale pewne elementy tej gry dostrzec można także w koreańskiej produkcji. Do tych przejawów podejścia do ustalonych reguł gatunku omawianego tutaj rodzaju filmów zaliczyłbym uczynienie piratem kobietę, absurdalny wątek wieloryba, który połykając ważny atrybut władzy, wstrzymuje jej pełnoprawne sprawowanie, czy też wątek lądowych szczurów, którzy wyruszają na morze a nie potrafią odróżnić rekina od wieloryba.


Ciekawie przedstawiono również relację między Yeo-wol a Crazy Tiger`a, wpisując ją raczej w elementy konwencji screwball comedy z błyskotliwymi dialogami, „walką płci” i farsowymi gagami (kapitalna scena, będąca aluzją do 3 cz. „Zabójczej broni”, gdy Yeo-wol oraz Jang Sa-jung licytują się, kto odniósł dotkliwsze rany w walce, odsłaniające kolejne części swego ciała). Dzięki temu między Son a Kim Nam-gilem (Crazy Tiger/Jang Sa-jung) wciąż iskrzy na ekranie, szkoda tylko, że ta para nie jest zbyt często pokazywana razem, a gdy już w końcu pojawi się na ekranie, więcej czasu zajmuje im pojedynkowanie się z licznymi przeciwnikami, niż wymiana ciętych ripost między sobą. W każdym razie także i ten element ubogaca tę pod wieloma innymi względami standardową wysokobudżetową produkcję. Dlatego warto też dodać, że Lee wraz ze scenarzystami zgrabnie wplata w akcję przesłanie proekologiczne (wątek Yeo-wol i wielorybicy) a także moralizatorskiej (pod wpływem heroicznych czynów głównych protagonistów samolubny władca zmienia swe postępowanie wobec podwładnych). 

Koreańska jakość

Słowo jeszcze o stronie realizacyjnej. W tym aspekcie nie ma żadnych przykrych niespodzianek – wiadomo, koreańska filmowa jakość (piękne, podwodne zdjęcia z Son na tle wyczarowanego w komputerze wieloryba). Może bym się nieco przyczepił do innej komputerowej ryby; rekina, ale scena z jego udziałem ma wybitnie splapstickowy charakter, więc można wybaczyć jej pewną sztuczność. Wybaczam również twórcom „The Pirates” umowność w innej kwestii mianowicie: to jak często i łatwo okręty pod wodzą różnych bohaterów wpadają na siebie, jakby pływały nie po  bezkresnym morzu, ale po nieco większym jeziorze. No, ale też trudno wyobrazić sobie pełne akcji kino, w którym dwa okręty szukają się po morzu przez cały film.  


„The Pirates” to zatem filmowa konfekcja – nie miejmy co do tego złudzeń - którą ogląda się lekko i przyjemnie, ale mimo tego oczywistego charakteru filmu, gdzieś tam między kolejnymi scenami potyczek, abordażu i eksplozji,  przebija coś w rodzaju autorskiego patentu przynajmniej na niektóre filmowe elementy przedstawienia. Może zabrakło tych kilkudziesięciu milionów dolarów by rozmachem, efektownością i sławą hollywoodzkich gwiazd doścignąć poziom „Piratów z Karaibów”, ale jak na „odmianę krajową” to naprawdę kawał solidnego kina rozrywkowego.       


REALIZACJA

Najnowszy film z Son Ye -jin. A gwiazda koreańskiego kina w byle jakich filmach nie gra. Nie jest to może rozmach i przepych „Piratów z Karaibów”, ale poziom fabuły wcale nie gorszy.

FABUŁA

Polowanie na szarego wieloryba, który połknął Królewską Pieczęć, wstrzymując narodziny nowego koreańskiego państwa. Sprawa jest poważna, skoro na czele grupy myśliwych stoi Son Ye-jin jako herszt piratów, a towarzyszą jej były dezerter z królewskiej armii oraz kilkoro „czarnych charakterów”, którzy chętnie rozprują wieloryba i poślą Son Ye-jin z załogą na dno morza.

DRUGIE DNO

Zostało połknięte wraz z Królewską Pieczęcią przez szarego wieloryba. Bez przesady to kino do oglądania i podziwiania (morze, Son Ye-jin, wieloryb itp) a nie rozmyślania. Blockbuster z nieśmiałym, ale zauważalnym autorskim sznytem.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz