piątek, 10 czerwca 2011

Kino boli: STRANGE CIRCUS (Kimyô na sâkasu, Japonia, 2005)


CYRK ROZPACZY

But who are you? Take off your mask!
 /cytat z filmu/
   
Nie ma większej zbrodni nad tą, gdy ktoś z pełną świadomością, w brutalny sposób depcze godność niewinnego dziecka. A tego dopuszczają się sprawcy wykorzystywania seksualnego dzieci – najpotworniejszej z patologii toczącej współczesny świat. „Strange Circus” Siona Sono to film o rozpaczy, cierpieniu i strachu wykorzystywanego dziecka. I o bezradności matki, o niemocy przeciwstawieniu się złu, przez tą, która winna kochać i chronić swe dziecko. „Strange Cicrus” to także jeden z najbardziej wstrząsających filmów w dziejach kina. Kino w tym przypadku nie boli, ale wyje z bólu.

 Sion Sono to artysta wszechstronny: reżyser, scenarzysta, pisarz, poeta, kompozytor. Artysta wrażliwy i utalentowany. Bo trzeba było talentu, aby opowiadając o złu, jakim jest wykorzystywanie seksualnie bezbronnego dziecka, nie popaść w banał czy w nudną publicystykę interwencyjną. Sono udało się z wielką wprawą uniknąć tych niebezpieczeństw spłycenia ponurego tematu. „Strange Circus” to film, który wnika w problematykę wykorzystywania seksualnego w sposób głęboki, mądry i niebywale przejmujący. A przy tym jest obrazem, który nie koncentruje się tylko i wyłącznie na destrukcji życia osób wykorzystywanych w dzieciństwie.




Fabuła „Strange Circus” stanowi rozwinięcie wątków obecnych w dwóch poprzednich filmach Sono: „Klubie Samobójców” (2001) oraz w „Noriko`s Dinner Table” (2005), które są tematycznie ze sobą powiązane. Poruszają one bardzo podobny problem: utratę tożsamości człowieka, utratę autentyczności własnego „ja”, kruchość i fałszywość społecznych ról. W „Klubie Samobójców” brak „połączenia” (connection) między ludźmi a także między własnym wnętrzem stawał się przyczyną fali samobójstw. W „Noriko`s Dinner Table” pojawiał się wątek agencji, w której bohaterki filmu za odpowiednią opłatą udawały żonę, córkę, synową. W filmie tym twórcy dowodzili w sugestywny sposób, że rola społeczna jest tylko maską. Trzeba jednak uważać by nie pozwolić jej zrosnąć się z naszą prawdziwą, własną twarzą. „Strange Circus” łączy w całość zarówno wątek zaniku szczerej i autentycznej więzi międzyludzkiej z wątkiem masek-ról społecznych, wzbogacając oba wątki o problematykę skutków molestowania w dzieciństwie oraz o znaczenie płci społecznej tzw. genderu.

Wedle definicji ustalonej przez World Health Organization (WHO) termin ten oznacza  „stworzone przez społeczeństwo role, zachowania, aktywności i atrybuty jakie dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla mężczyzn i kobiet”. Sono dowodzi, nie bezpośrednio, ale wystarczająco sugestywnie, że gender może być źródłem cierpienia jednostki. Można bowiem zadać sobie pytanie, czy wszystkie nieszczęście, które przytrafiły się bohaterkom, stałyby się ich udziałem, gdyby nie były kobietami? Gender bowiem to pułapka stereotypu, w którą wpadły Sayuri (matka), jak i jej córka, Mitsuko. Stereotyp płci, dodatkowo wzmocniony przez azjatycki model patriarchalnej rodziny, wyznacza kobiecie rolę uległej, posłusznej żony i opiekuńczej matki, ale może przede wszystkim seksualnego obiektu. Mitsuko jest co prawda dwunastoletnią dziewczynką, ale nie zniechęca to w niczym zapędów Gozo, ojca Mitsuko, który jako mężczyzna jest również dziełem płci społecznej. Gender określa bowiem, że dominacja, kontrola i przemoc są przecież „takie męskie” i zwyczajne. Dlatego też Gozo, pełniący funkcję dyrektora, szkoły brutalnie terroryzuje poddane jego władzy kobiety: żonę i córkę. I do tego stopnia, że matka nie tylko nie bierze w obronę własne dziecko, ale z czasem staje się być zazdrosną o Mitsuko. Bowiem córka jest dla ojca, nie żywą, czującą istotą, lecz obiektem seksualnym. Dorosła Mitsuko nie będzie się wahać, by amputować swe piersi i stać się „bezpłciową”, androgyniczną osobą niż żyć z piętnem zbrukanej „kobiecości”.      


 Warto zwrócić uwagę, że w obrazie Sono bohaterowie odgrywają wiele ról i zakładają wiele masek. Maska, rozumiana jako nie przedmiot zasłaniający twarz, lecz określona postawa psychiczna wiąże się z pojęciem Jungowskiej persony. Słowo „persona” pochodzi od łacińskiego słowa „personare”, które oznacza „przenikać”. Chodzi o przenikanie głosu aktora starożytnego teatru greckiego przez nakładaną przez niego maskę (albo przez maskę w teatrze ). Ludzki głos był niepowtarzalny, określał człowieka indywidualnie,  maska tym co typowe niezmienne  (w teatrze istnieje ponad dwieście rodzajów masek, określających dany typy postaci). Persona ma związek z dwom rodzajami przestrzeni psychicznej: indywidualną i społeczną. Maską jest nam potrzebna by skutecznie funkcjonować w tym drugim rodzaju przestrzeni, jest tym co pokazujemy ludziom na zewnątrz. Wiadomo przecież, że zachowania, na które możemy pozwolić sobie we własnym domu, nie zawsze są dopuszczalne w pracy czy wśród towarzystwa obcych ludzi. Dlatego też  w filmie Sono ojciec jest jednocześnie władczym dyrektorem, który wygłasza umoralniające przemówienia o wychowywaniu dzieci, a w domu zboczeńcem i gwałcicielem. Taeko jest pisarką i osobą niepełnosprawną, która gdy zostaje sama, wstaje z wózka, poruszając się jak całkowicie sprawna osoba. Zresztą jak się okaże jest jeszcze kimś innym. Podobnie rzecz ma się z Yujim, który jest asystentem Taeko, lecz to tylko maska, w istocie jest bowiem kim innym. Sayuri na skutek szoku psychicznego przyjmuje osobowość własnej córki, którą nie potrafiła obronić przed zdegenerowanym mężem i dla której nie potrafiła być dobrą matką. Mitsuko nieustannie podkreśla i wyobraża sobie, że jest matką a ojciec uświadamia ją, że jest także „kobietą”. W jednej ze scen padają słowa, które wybrałem z pełną świadomością na motto niniejszej analizy. „Ale kim jesteś? Zdejmij maskę” – krzyczy Taeko do Yujiego, lecz sama ukrywa się za maską, żyjąc cudzym życiem. Wreszcie alegoryczne jest ujęcie, gdy gospodarz show w scenach cyrkowych, przebrany za drag queen, zrywa gumową maskę, ukazując prawdziwe oblicze.


Ludzie zakładają maski, przyjmują różne role społeczne, udają kogoś innego niż są w rzeczywistości z różnych powodów. Żeby sprawiać dobre wrażenie (ojciec), żeby uciec przed poczuciem winy (Sayuri), żeby uciec przed rzeczywistością, która jest piekłem (Mitsuko), żeby uciec przed odpowiedzialnością i przeszłością (Taeko), żeby ukryć prawdziwe intencje (Yuji). Wreszcie bohaterowie filmu zakładają maski, bo tam gdzie znajduje się esencja człowieka, czyli w sercu, zieje przerażająca pustka. Pustka, która powstała wskutek skażenia ludzkiego serca złem, zbrukania jego wiary w dobroć istoty ludzkiej, we wszystkie podstawowe wartości, kierujące życiem człowieka. Co zatem zostaje? Pustka i… karnawał.

Łatwo się domyślić, że w umyśle człowieka poddanego traumatycznym wydarzeniom musi panować chaos. Znane i uznawane wartości zostają zdewaluowane, życie przestaje mieć sens, człowiek przestaje cokolwiek znaczyć, skoro tak łatwo można zdeptać jego godność lub odebrać życie. W filmie skutkiem totalnego zamętu panującego w głowach Mitusko oraz Sayuri staje się depersonalizacja. Jest to objaw polegający na poczuciu utraty tożsamości i charakterystyczny m.in. dla schizofrenii. Sono stosuje wyrafinowaną narrację oraz ucieka się do poetyckiej, onirycznej formy, by oddać psychiczny terror i rozpad osobowości. „Strange Circus” wymaga sporego skupienia, bowiem reżyser wnika kamerą w wewnętrzny świat bohaterek: ich koszmary, wspomnienia (z których wiele jest zdeformowanych przez traumę), a także w świat pisanej przez Taeko autobiograficznej powieści.  Przy czym japoński reżyser czyni wszystko, by zatrzeć granice między tymi elementami, upodobniając świat przedstawiony filmu do sennego koszmaru, w którym nikt i nic nie jest do końca jasne i oczywiste.   


W wykreowaniu tego sennego majaku pomaga Sono twórczo i inteligentnie wykorzystana estetyka ero guro (czyli „erotyka”, „groteska”, „nonsens’). Pisałem o niej w osobnym ARTYKULE ,  zatem w tej analizie  od razu przejdę do jej prześledzenia w „Strange Circus”. Seks w tym filmie ma charakter zwyrodniały – intryga obraca się przecież wokół kazirodczego związku ojca i córki. Żeby spotęgować wrażenie groteski (a przy okazji wzmóc efekt szokowy) matka i córka zostaje całkowicie zniewolone przez ojca-zboczeńca, zamyka się je w wielkim pudle po wiolonczeli i zmusza do oglądania dzikiego seksu uprawianego z którąś z nich. Nie brak w filmie postaci w różnym znaczeniu tego słowa okaleczonych. Właściwie każdy z bohaterów nosi jakaś skazę: matka, która przed psychiczną traumą ucieka w osobowość własnej córki, stając się dorosłą dwunastolatką, z uśmiechem na ustach i tornistrem na plecach maszerującą do szkoły i zasiadającą ku uciesze dzieciaków w szkolnej ławce jej córki; psychicznie i fizycznie odmieniona Mitsuko, Taeko jeżdżąca na wózku inwalidzkim, androgeniczny Yuji oraz jedna z filmowych postaci (nie chce zdradzać kto) sprowadzona do roli żyjącego, ale już gnijącego korpusu bez rąk i nóg. W filmie pojawia się także krótka scena spotkania osób dotkniętych różnego rodzaju fizycznymi zniekształceniami: bliznami, guzami, brakiem którejś z części ciała itp.. Istny gabinet osobliwości! A nie zapominajmy o wielokrotnie powtarzającej się scenie cyrkowego przedstawienia, na którym pojawiają się przebierańcy, baletnice i drag queen. Wątek cyrkowy jest nota bene jednym z najważniejszych w filmie.

 Sceny cyrkowe stanowią bowiem komentarz do wewnętrznego świata ofiar seksualnego wykorzystywania: córki i matki. Tytułowy cyrk wyraźnie nawiązuje do jednego z elementów groteski (ale tej europejskiej), którym jest karnawalizacja. Karnawalizacja oznacza, że „(…) odrzucone zostają prawa, zwyczaje i reguły stosunków międzyludzkich, charakterystyczne dla świata powszedniego, odrzucenie oficjalnych hierarchii (a co za tym idzie – równość i familiarność w stosunkach międzyludzkich), akcentowanie względności porządku i hierarchii codziennego świata, ekscentryczność (…). Czy opis ten nie mógłby posłużyć za ilustrację wewnętrznej sytuacji bohaterek filmu? Nic zatem dziwnego, że nawet pomszczenie krzywd, okrutne, nieludzkie ukaranie sprawcy wszelkiego zła nie przywraca światu ładu i wewnętrznej harmonii. Nic nie jest w stanie przywrócić zdeptanej godności, zbrukanej niewinności, bezpowrotnie utraconego sensu życia. Dlatego porażający, wstrząsający finał tak głęboko zapada w pamięci widza. U Sono wszyscy przegrywają. A jedna perspektywa, to oglądane z pozycji skazańca ostrze gilotyny nieuchronnie spadające na kark ofiary.


„Strange Circus” jest filmem wybitnym. O jego wartości świadczy nie tylko koncert gry aktorskiej, oniryczne zdjęcia Yûichirô Ôtsuki, wspaniała surrealistyczno-barokowa scenografia Yûto Ohby czy rewelacyjnie zastosowana ścieżkę dźwiękową, na której pobrzmiewają klasyczne utwory muzyki poważnej m.in. Johanna Sebastiana Bacha oraz Franza Liszta, przeplatane elektronicznymi kompozycjami samego Sono, lecz także poruszająca, momentami szokująca treść.  Japońskiemu twórcy udały się bowiem znakomicie dwie rzeczy. Po pierwsze idealne wpasowanie tematyki tragicznych skutków wykorzystywania seksualnego dziecka w stylistykę ero guro. Sono pokazuje taki ogrom psychicznych i fizycznych cierpień gwałconej dziewczynki, ale – co należy podkreślić – także matki, że jedyne co pozostaje, to postradać zmysły. Groteska, którą cechą jest łącznie skrajności, jest chyba jedną z najodpowiedniejszych estetyk, zwłaszcza jeśli tak jak Sono, pragnie się wejrzeć głęboko w umysł i emocje osób skrzywdzonych.


A po drugie? Być może jest to wrażenie czysto subiektywne, ale nawet przy ponownym seansie czułem, że oglądam dzieło kompletne pod każdym względem. Realizacyjnie zapięte na ostatni guziki, przemyślane w każdym kadrze, a przy tym idealnie współgrające w sposób głęboko prawdziwy i oryginalny z ważką treścią, nie pozostawiając nikogo wrażliwego obojętnym. Bo „Strange Circus”, jeśli serce masz bijące, wyrwie ci je z klatki piersiowej.

PAMIĘTNA SCENA: Bardzo trudny wybór, bo w filmie Siona Sono niemal każda scena to majstersztyk! Wybieram jednak scenę z końcówki filmu, która rozgrywa się w sypialni rodzinnego domu Sayuri i Mitsuko. Dlaczego? Bo to scena, która eksploduje emocjami, scena, w której rozpacz, żal, wściekłość, gniew, nienawiść osiągają swoje apogeum. Natężenie emocji jest tak ogromne, że wydaje się, iż rozsadza one ekran. Zresztą uczciwie trzeba przyznać, że Sono odpowiednio przygotował tę kulminację, nasycając wcześniejsze fragmenty filmu równie kipiącymi emocjami. Niemniej w tym przypadku finał rzeczywiście wieńczy dzieło. Niezapomniane, jedne z najbardziej porażających minut w dziejach kina.   

BONUS:


  

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz