niedziela, 31 lipca 2011

THE BURMESE HARP (Biruma no tategoto, Japonia, 1956)


O co chodzi?

Birma, ostatnie dni II wojny światowej. Oddział kapitana Inouye stara przedostać się przez góry do Tajlandii. Wędrówkę przez birmańską dżunglę żołnierzy umilają sobie śpiewem oraz grą na harfie, której wirtuozem jest szeregowiec Mizushima. Gra na instrumencie ma także praktyczne zastosowanie: przebrany za tubylca szeregowy przeprowadza rekonesans, informując „zaszyfrowanymi” dźwiękami harfy, czy w pobliżu czai się wróg czy też można kontynuować marsz. W końcu oddział Inouye dociera do wioski, gdzie zostaje otoczony przez Brytyjczyków i wzięty do niewoli. Dopiero wówczas żołnierze dowiadują się, że Japonia skapitulowała. Niemniej w okolicy, w bunkrze wykutym w skale, wciąż zaciekle broni się oddział Japończyków, do którego najwyraźniej nie dotarła wieść o klęsce Cesarstwa Japonii. Inouye proponuje Brytyjczykom wysłanie swojego żołnierza, by przedostał się do obrońców wzgórza i przekonał ich do zaprzestania oporu. Misja zostaje powierzona Mizushimie. Niestety nie udaje się mu namówić broniących się żołnierzy do złożenia broni – wolą umrzeć niż się poddać. W wyniku artyleryjskiego ostrzału Brytyjczyków dochodzi do masakry japońskiego oddziału, z której ratuje się tylko Mizushima. Ciężko rannym żołnierzem zajmuje się buddyjski mnich, dzięki któremu szeregowiec odzyskuje pełnię sił. Traumatyczne doświadczenia oraz przerażający widok stosów trupów japońskich żołnierzy, na które Mizushima co chwila się natyka zmieniają go wewnętrznie. Przebrany za buddyjskiego mnicha zmierza w kierunku miasta, w którym znajduje się obóz jeniecki oraz jego oddział. 

Groza i piękno

Historia ludzkości to historia wojen. O ludzkiej skłonności do agresji, znajdującej swe najbardziej dramatyczne i spektakularne ujście w wojnie, pisałem w recenzji „Ogni polnych” – chronologicznie drugiego z arcydzieł Kona Ichikawy. W tym miejscu wspominam o nierozerwalnym związku historii człowieka z historią wojen tylko dlatego, by wskazać, że sztuka (bez względu na formę) nie tylko nie może, ale wręcz ma obowiązek o wojennym złu opowiadać. Aby ludzie pamiętali, właśnie to – że wojna jest złem; że jest tragedią Człowieka jako istoty rozumnej i moralnej. Aby pamiętali i się opamiętali. Być może to ostatnie słowo wydaje się naiwnością – w końcu dopóki będą istnieć konflikty interesów i dopóki będą pieniądze na ich brutalne rozwiązywanie z pomocą armii i broni, trudno oczekiwać by jakaś książka czy film przerwały ten pęd człowieka ku samodestrukcji. Niemniej obowiązkiem artystów jest wpływać na postawy ludzi w celu ich pozytywnego ukierunkowania.

Nie wiem czy Kon Ichikawa poczuwał się do tego rodzaju obowiązku, ale jego dwa najgłośniejsze filmy: „Harfa Birmańska” i „Ognie polne” ze względu na swoją antywojenną wymowę wydają się być dziełami stworzonymi w poczuciu takiego obowiązku. Obydwa filmy, choć nie odmieniły losów świata, ze swym żarliwym, pacyfistycznym przesłaniem można uznać za przykłady – choć nie najszczęśliwsze to sformułowanie – „kina zaangażowanego”. „Kino zaangażowane” a jednocześnie kino najwyższej próby.

Wojenna trauma sprawia, że Mizushima nie tylko dosłownie, lecz także metaforycznie „ubiera” szaty buddyjskiego mnicha. Pojmuje, że wobec bezmiaru cierpienia, którego jest świadkiem, przemierzając naznaczoną dziesiątkami trupów poległych żołnierzy drogę, nie można ot, tak po prostu przejść obojętnie. Przyjmuje zatem typowa dla buddyzmu zen postawę „współodczuwania”, „współcierpienia”. Podczas, gdy jego koledzy z oddziału pragną jak najszybciej powrócić do ojczyzny i wieść zwyczajne życie, Mizushima postanawia pozostać w Birmie i poświecić się grzebaniu zabitych żołnierzy, aby choć po śmierci mogli zaznać spokoju. W ten sposób wyraża swoje ‘współcierpienie”, w ten sposób współodczuwa, a tego rodzaju postawa moralna jest koniecznym warunkiem dostąpienia satori, Oświecenia – czyli pełnego poznania prawdziwej istoty ludzkiej egzystencji. I Oświecenia poprzez swoją współodczuwająca postawę Mizushima dostępuje. Mistrz zen Eisali powiedział: „Zapobiegać złu z zewnątrz i pomagać innym ze współczuciem płynącym z wewnątrz, oto czym jest zen”

Film buddyjski

„Harfa Birmańska” to kolejny dramat antywojenny, który unikając eksponowania wojny w swym batalistycznym wymiarze, mówi że wojna jest piekłem. A jednak obraz Ichikawy nie byłby powszechnie uznawany za arcydzieło sztuki filmowej, gdyby reżyser poprzestał jedynie na stwierdzeniu tej banalnej prawdy. Film Japończyka jest dziełem o wiele bardziej złożonym niż mogłaby to sugerować konwencja dramatu wojennego. Twórca „Ogni polnych” piętnuje bowiem wojnę jako bezsensowne zło popełniane w imię paranoicznych haseł polityków, a jednocześnie w bezkompromisowy sposób oskarża japońską mentalność, mającą swe źródło w samurajskim etosie: w kodeksie bushido i fanatycznie pojmowanym honorze, który cenniejszy jest niż ludzkie życie. Jednak czynnikiem, przesądzającym o oryginalności „Harfy Birmańskiej” i jej głębokiej, humanistycznej wymowie jest buddyzm zen, którym obraz Ichikawy jest przepełniony. Japońscy buddyści uważają film (oraz książkę Michiyo Takeyamy, której film jest adaptacją) za wzorcowy przykład najważniejszych prawd buddyzmu zen wyrażonych przez sztukę.

Zanim odpowiem na pytanie: dlaczego „Harfa Birmańska” jest tak cenionym przez wyznawców zen filmem, warto zapytać o co innego. O czym tak naprawdę jest dzieło twórcy „Ogni polnych”? Odpowiedzi na to pytanie już padły. Ale nie ma wśród nich tej najważniejszej. Bowiem w istocie tematem kontemplacyjnego, refleksyjnego dzieła Ichikawy jest nie tyle wojna, co poszukiwanie sensu życia po wojennej Apokalipsie. Jak odnaleźć się w świecie zdruzgotanym niewyobrażalnym złem na niewyobrażalną skalę? Jak żyć? Kapitan Inouye reprezentuje stanowisko, wedle którego pora porzucić broń i wojskowy mundur i poświecić się odbudowie kraju oraz pracy na rzecz przyszłości ojczyzny. Żołnierze z oddziału zażarcie, broniącego wzgórza, sadząc po ich decyzji walki do ostatniej kropli krwi, z pewnością uważali, że po zakończeniu wojny i klęsce idei, dla których gotowi byli oddać życie, nie pozostaje nic innego jak zginąć w walce. Ponieważ pozostało im już tylko honorowe samobójstwo w straceńczej walce z przeważającymi siłami wroga. Jest w końcu Mizushima i wybór, którego dokonuje. Nie ma wątpliwości, że reżyser jest po jego stronie. 

Wojenna trauma sprawia, że Mizushima nie tylko dosłownie, lecz także metaforycznie „ubiera” szaty buddyjskiego mnicha. Pojmuje, że wobec bezmiaru cierpienia, którego jest świadkiem, przemierzając naznaczoną dziesiątkami trupów poległych żołnierzy drogę, nie można ot, tak po prostu przejść obojętnie. Przyjmuje zatem typowa dla buddyzmu zen postawę „współodczuwania”, „współcierpienia”. Podczas, gdy jego koledzy z oddziału pragną jak najszybciej powrócić do ojczyzny i wieść zwyczajne życie, Mizushima postanawia pozostać w Birmie i poświecić się grzebaniu zabitych żołnierzy, aby choć po śmierci mogli zaznać spokoju. W ten sposób wyraża swoje ‘współcierpienie”, w ten sposób współodczuwa, a tego rodzaju postawa moralna jest koniecznym warunkiem dostąpienia satori, Oświecenia – czyli pełnego poznania prawdziwej istoty ludzkiej egzystencji. I Oświecenia poprzez swoją współodczuwająca postawę Mizushima dostępuje. Mistrz zen Eisali powiedział: „Zapobiegać złu z zewnątrz i pomagać innym ze współczuciem płynącym z wewnątrz, oto czym jest zen”.  

Dobrzy Japończycy

„Harfa Birmańska” jest ważna z jeszcze jednego powodu. Obraz Ichikawy jest jednym z pierwszych dramatów wojennych, który ukazuje japońskich żołnierzy jako ofiary wojny. Za sprawą licznych amerykańskich filmów, przedstawiających wydarzenia II wojny światowej na Pacyfiku, w kinie utrwalił się stereotypowy wizerunek japońskiego żołnierza jako wcielonego diabła, szalonego fanatyka, bestii w ludzkiej skórze. Ichikawa zrywa z tym krzywdzącym, bo zbudowanym na fałszywym uogólnieniu, obrazem żołnierza Cesarskiej Armii. Wojska japońskie owszem dopuściły się w rejonie Pacyfiku straszliwych zbrodni wojennych, lecz odpowiedzialność za nie spada przede wszystkim na wojskowo elity a znacznie w mniejszym stopniu na prostych, szeregowych żołnierzy, wykonujących rozkazy dowódców. Poza tym powiedzmy sobie wprost – na wojnie nie ma prostego, czarno-białego podziału na dobrych i złych. Dlatego też dla Ichikawy i jego rodaków wysoce krzywdzący musiał być ten jednoznacznie negatywny wizerunek Japończyków, który propagowały amerykańskie filmy wojenne.

W „Harfie Birmańskiej” żołnierze Cesarstwa są nie tylko ofiarami, których ciała zalegają błotniste wąwozy i brzegi rzek. Na przykładzie oddziału kapitana Inouye twórca „Ogni polnych” pokazuje, że są także osobami o wrażliwych duszach. W niesamowitej scenie oblężenia wioski bynajmniej nie rzucaj się z okrzykiem banzai! na wroga, lecz …śpiewają i tańczą. Gdy w końcu trafiają do obozu jenieckiego każdego dnia żołnierze Inoyue dają śpiewaczy koncert, słuchającym ich po drugiej stronie płotu z drutu kolczastego mieszkańcom miasta. Ichikawa przywraca japońskim żołnierzom ich ludzki wymiar, a także – co warto zauważyć – oddaje im hołd. Wszak byli ofiarami wojennej zawieruchy w takim samym stopniu, co ich amerykańscy czy europejscy koledzy.
   
MOJA OCENA: 9/10
REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Elegijne, kontemplacyjne kino, pozbawione formalnej ornamentyki, ascetyczne jak życie buddyjskiego mnicha – w sam raz do wyrażenia zasad buddyzmu zen.
Mizushima jest żołnierzem rozśpiewanego oddziału kapitana Inouye, ale jest też mistrzem harfy a w końcu staje się buddystą.  Japończycy są w tym filmie również ofiarami wojny i jak wielu z tych, którzy przeżyli wojenny kataklizm, stara się odnaleźć w świecie po Apokalipsie.
Jak żyć po wojennej Apokalipsie. Którą drogą podążyć, aby nie zagubić się w świecie, w którym Dobro się skompromitowało? Najsłuszniej podążyć drogą, którą wybrał główny bohater – drogą Oświecenia. 
 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz