środa, 6 lipca 2011

CLASH (Bay Rong, Wietnam, 2009)



O co chodzi?

Trinh, jest młodą kambodżańską dziewczyną, której kilkuletnia córeczka zostaje porwana przez potężnego gangstera zwanego Czarnym Smokiem. Dziewczyna odzyska swoją córkę pod jednym warunkiem: jeśli dokona dla porywacza siedem niebezpiecznych i spektakularnych akcji o przestępczym charakterze. W tym celu Trinh przechodzi specjalne szkolenie. Organizuje również grupę najemników, którzy pomogą jej w niebezpiecznych misjach. Wśród zwerbowanych najemników jest Quan, który szybko staje się prawą ręką dziewczyny i który z wzajemnością się w niej zakochuje. Jest również sprawiający kłopoty, niebudzący zaufania Cang, który już podczas pierwszej akcji doprowadza do jej fiaska. Podczas następnej, której celem jest gang Francuzów, posiadający laptopa z programem umożliwiającym kontrolę wojskowych satelitów, Cang ponownie zawodzi. A dokładnie: ucieka z laptopem i jego bezcenną wartością, mając nadzieję sprzedać „towar” chińskiej triadzie. W ślad za zdrajcą rusza Trinh oraz Quan, ale oboje mają odmienne cele. Quan nie jest bowiem tym za kogo się podaje a jego zdaniem jest dotarcie do Czarnego Smoka.

The Expendables po wietnamsku    

 Jeszcze piętnaście, dziesięć lat temu trudno byłoby sobie wyobrazić wietnamski film, który starałby się z całkiem niezłym skutkiem mierzyć z amerykańskim kinem akcji i takim klasykami jak „Szklana pułapka”, „XXL” czy zasugerowani w tytule tego akapitu „Niezniszczalnymi” („The Expendables”). Ale czasy gdy kino wietnamskie było ostoją socrealizmu, uwikłanego w służbę komunistycznego reżimu, na szczęście, bezpowrotnie minęły. Okazuje się, że choć Wietnamem nadal rządzą komuniści, można w tym szeroko otwierającym się na świat kraju kręcić filmy, które jeśli nawet nie są jeszcze w stanie na sto procent konkurować z gigantyczną machiną produkcyjną Hollywood, to przynajmniej mogą mierzyć się z lokalnymi, dotychczasowymi potentatami: Tajlandią czy Hongkongiem. Czego doskonałym przykładem jest omawiany „Clash” w reżyserii Le Thanh Sona. 

Film młodego reżysera to bardzo solidnie zrealizowane, efektowne kino akcji, którego największym magnezem przyciągającym zarówno miejscową jak międzynarodową publiczność jest para odtwórców głównych ról. Johnny Nguyen oraz Veronica Ngo (Thanh Van Ngo) to na chwilę obecną dwie najbardziej gorące gwiazdy wietnamskiego kina. Sławę tej parze przyniósł bardzo dobrze przyjęty przez widzów dramat historyczno-przygodowy „The Rebel” (jego recenzję znajdziecie TUTAJ). W obrazie tym Nguyen i Ngo grali rywalizujących ze sobą bohaterów, których z czasem zaczyna coraz więcej łączyć aż staje się jasne, że są w sobie do szaleństwa zakochani. W „Clash” ten fabularny schemat zostaje powtórzony i po raz wtóry się sprawdza. Może dlatego, że widzowie uwielbiają oglądać na ekranie młode, oszałamiająco piękne (przystojne), wysportowane gwiazdy, które stają się namiastką lepszego, luksusowego świata, możliwym tylko na ekranie. Dlatego też nierealni w swej fizycznej doskonałości odtwórcy głównych ról eksponują swój emanujący seks apealem wygląd (chyba po to jest w filmie całkiem długa scena, gdy Nguyen i Ngo tańczą tango). Z emploi aktorów współgra prezencja pozostałych aktorów, ubranych wyjątkowo elegancko i  za pewnie drogo. W filmie nie brak również luksusowych rezydencji i samochodów. Ten eskapistyczny charakter jest, rzecz jasna, elementem konwencji filmów akcji, w której kobiety są seksowne i piękne, mężczyźni przystojni i silni a samochody szybkie i warte tysiące dolarów.  Dlaczego zatem zahaczyłem ten wątek?

Dla kogo ten film?

Wspomniany już w tej recenzji „The Rebel” wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Oto bowiem udało się w egzotycznym Wietnamie stworzyć znakomity film rozrywkowy, który wszelkie wątpliwe walory intelektualne skutecznie neutralizował błyskotliwie prowadzoną intrygą, inscenizacyjnym rozmachem, tempem akcji i przyciągającymi oko aktorami (mam na myśli zwłaszcza zjawiskową Veronicę Ngo). Miałem nadzieję, że w „Clash” odnajdę powyższe atuty. A tymczasem…

Tymczasem wciąż niesamowite wrażenie sprawia powalająca uroda długonogiej, niebywale atrakcyjnej Ngo. Gdy pojawia się w czerwonej sukni z długim rozcięciem, odsłaniającym szatańsko zgrabne nogi, ekran wydaje się wrzeć od ładunku erotyki. Nie jestem znawcą męskiej urody, ale nie zdziwiłbym się, gdyby podobne wrażenia wywoływała u pań obecność na ekranie Johnny`ego Ngyuena. Sęk w tym, że obraz Le nie chce być tylko ładnym obrazkiem, podkreślającym wypielęgnowane sylwetki odtwórców głównych ról. „Clash” jak można się domyślić miał być obrazem z akcją, ale także z pogłębionymi postaciami głównych bohaterów, których motywacje nie są jednoznaczne i oczywiste Tyle tylko, że to „pogłębienie” jest pozorne. Oglądając bowiem film Le z łatwością rozpoznamy znajome elementy fabuł innych filmów: „Nikity”, „Donnie Brasco””, „The Traitor”, „Włoskiej roboty” wymienionych już „Niezniszczalnych” i pozostałej reszty wykorzystującej podobny pomysł: bohaterów o złotym sercu uwikłanych w działalność przestępczą albo w wyniku szantażu albo na skutek pełnionej funkcji agenta działającego pod przykrywką. To „pogłębienie” to prostu element konwencji, a nie rzeczywistego psychologicznego ubogacenia postaci Ngo i Quan.

Wydaje się zatem sensowne pytanie: do kogo adresowany jest „Clash”. Jeśli do fanów kina akcji i sztuk walki, to dlaczego scen tego rodzaju jest tak niewiele i dlaczego większość z nich wypada kompletnie nierealistycznie i co gorsza w gruncie rzeczy mało widowiskowo (za odniesienie może służyć choćby  wspomniany „The Rebel” albo tajlandzkie filmy z Tony`m Yaa i Jeeją Yanin)? Z kolei widzów szukających nie tylko rozrywki, lecz nieco poważniejszego tonu, bardziej skomplikowanych psychologicznie postaci i wnikliwszej analizy ukazywanej na ekranie rzeczywistości, irytować będzie w „Clash” konwencjonalna, mało oryginalna fabuła i  skrojeni na miarę szablonu kina akcji bohaterowie.

Wielokrotnie wspominani w tym tekście „Niezniszczalni” odnieśli sukces, bo są obrazem bezpretensjonalnym, ostentacyjnie rozrywkowym i prostym w swym przekazie. „Clash”, przynajmniej w moim odczuciu, poległ, ponieważ jego twórcy chcieli chwycić na raz kilka srok za ogon, ale ostatecznie nie złapali żadnej, bo wszystkie im uciekły. Ale mam zamiar zakończyć tę recenzję przyjemnym akcentem:
Oto kilka fotek Veronic`i Ngo w roli Trinh:



MOJA OCENA: 5, 8/10

Więcej o CLASH
 

REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Dziś już nawet Wietnamczycy potrafią nakręcić solidne, efektowne kino akcji.
Było. Choćby w „Nikicie” i „Donnie Brasco”. Tylko, że w „Clash” grają Veronica Ngo i Johnny Nguyen, co nie jest takie bez znaczenia dla końcowego  wrażenia.
Kino akcji i drugie dno???  A jednak twórcy podejmują pewną próbę znalezienia  drugiego dna…i być może nadal szukają.
       
    

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz