wtorek, 23 sierpnia 2011

COLD FISH (Tsumetai nettaigyo, Japonia, 2010)


O co chodzi?

Nobuyuki Shamota jest właścicielem małego sklepu z egzotycznymi rybkami. Wiedzie nudne, pogrążające się w rutynie życie u boku drugiej żony Taeko (pierwsza zmarła) i nienawidzącej macochy córki, Mitsuko. Źycie Nobuyukiego ulega diametralnej zmianie, gdy przez przypadek spotyka Yukio Muratę, starszego pana, tryskającego energią i humorem. Okazuje się, że Murata jest właścicielem wielkiego sklepu z egzotycznymi rybami – „Amazon Gold”, który prowadzi wspólnie ze swoją żoną, Aki. Małomówny, introwertyczny Shamato jest nieco przytłoczony agresywną osobowością mężczyzny, ale za to Taeko i Mitusko są urzeczone właścicielem „Amazon Gold”. Murata proponuje córce Nobuyukiego, której każe do siebie mówić „wujku”, prace hostessy w swoim sklepie. Dziewczyna bez wahania się zgadza, ma bowiem dość nudnego ojca i jego żony. Wkrótce Murata zaczyna w jawny sposób interesować się Taeko, w końcu zaciąga ją do łóżka, zaś jej męża w lewe interesy. Podczas jednej z transakcji, Nobuyuki jest świadkiem otrucia jednego z klientów przez Aki i jej męża. Od tej pory staje się wspólnikiem nie tylko w interesach, lecz także w kolejnych zbrodniach psychopatycznych małżonków- właścicieli „Amazon Gold”. Shamato pełni funkcję kierowcy i chłopca na posyłki. Podczas, gdy małżonkowie sprawiają, że ich ofiary stają się „niewidzialne” (przez dokładne poćwiartowanie ciała, spalenie kości i wyrzucenie miękkich części ciała do rzeki), Shamoto przygotowuje im kawę i rozpala ogień w metalowej beczce. Gdy Noboyuki pragnie się wycofać, Murata daje mu do zrozumienia w sposób jednoznaczny, że za swoje odejście może zapłacić życiem żony córki. Sytuacja staje się coraz trudniejsza do zniesienia a Shamoto jest na granicy wytrzymałości.

Najciemniej pod latarnią

„Cold Fish” Siona Sono, reżysera kultowych „Sucide Club” i „Strange Circus”, to historia na faktach. Podstawą scenariusza autorstwa reżysera oraz Yoshiki Takahashiego stała się bowiem autentyczna sprawa seryjnych morderców znanych jako "Saitama serial murders of dog lovers". Gen Sekine oraz jego była żona, Hiroko Kazama zajmowali się hodowlą psów a także mordowaniem. W 1993 r. otruli cztery osoby, a następnie poćwiartowali zwłoki, spalili i wrzucili szczątki ofiar do rzeki. Sono swobodnie potraktował fakty, interesując się jednym z ze swoich ulubionych tematów - banalnością zła, które niczym wirus zaraża na pozór zwykłych ludzi, przemieniając ich w bestie. Para psychopatycznych małżonków z filmu na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia. No, może tym, że żona Muraty, Akio jest zdecydowanie od niego młodsza i prezentuje się wyjątkowo atrakcyjnie. Muratę – niepozornego, łysiejącego mężczyznę w średnim wieku wyróżnia natomiast żywiołowość i agresywny (choć niektórzy powiedzieliby, że asertywny) sposób bycia. Poza tym trudno dopatrzyć się w tych postaciach znamion, zdradzających ich psychopatyczną, morderczą osobowość. Ale jak pokazują niezliczone przykłady seryjnych morderców zaludniających rzeczywistość pozafilmową w ich przypadku sprawdza się powiedzenie, że najciemniej jest pod latarnią.

Postać Muraty nie byłaby jedną z najbardziej oryginalnych postaci seryjnych zabójców, gdyby wyróżniała się jedynie niepozornym, sympatycznym wyglądem. To, co czyni go unikatem wśród filmowych zbrodniarzy, to jego charyzmatyczna osobowość, przebiegłość oraz zdolność wnikliwej oceny adwersarza. Dzięki tym cechom był w stanie bezkarnie zabić ok. pięćdziesięciu osób i mieć odwagę zadrzeć nawet z yakuzą. Dzięki tym cechom skutecznie zdołał omotać także rodzinę Shamoto, a jej seniora uczynić wspólnikiem w makabrycznych zbrodniach. Sono w sposób świadomy buduje swą historię wokół dwóch silnie spolaryzowanych bohaterów: Muraty i jego przeciwieństwa Shamoto. Murata ze swoją agresywnością, drapieżnością, pewnością siebie i niewątpliwą charyzmą jest postacią tyleż fascynującą, co przerażającą. Choć fizycznie nie budzi raczej respektu, to swoim zachowaniem, często zdumiewająco brawurowym, nieobliczalnym a nawet szalonym wymusza niemal instynktowny posłuch, zwłaszcza na osobach niepewnych siebie, zbyt nieśmiałych lub tchórzliwych albo po prostu mniej agresywnych i zdobywczych. Dokładnie takich jak Shamoto, który chwile szczęścia znajduje jedynie, marząc o odległych planetach podziwianych na specjalnych pokazach w planetarium. Shamoto bowiem to typ introwertyczny, ze skłonnością do uciekania przed rzeczywistością i problemami, które ze sobą niesie. W realnym świecie Noboyuki jest żałosnym facetem, który nie potrafi sobie ułożyć życia z atrakcyjną, młodą żoną oraz znaleźć porozumienia z córką, która traktuje ojca jak ostatnią ofiarę losu. A jednak ostatecznie Shamoto okaże się pojętnym uczniem swego „mentora”, Muraty. 

Life is pain

O czy bowiem opowiada tak naprawdę Sono w swym filmie? O tym, że życie jest dziką, pełna niebezpiecznych drapieżników dżunglą. Prawdziwymi władcami dżungli są owi drapieżnicy. Drapieżnicy taki jak Murata, który zjada na dzień dobry wszystkich frajerów, dających się podejść i głupio (i okrutnie) zejść z tego świata, niepozostawiając po sobie nawet jednego, cienkiego włosa. Murata nie zabija Shamoto tylko dlatego, że bawi go manipulowanie, dręczenie a w końcu także „rzeźbienie” charakteru nieśmiałego, nieporadnego właściciela skromnego sklepiku z egzotycznymi rybkami. Być może jest jeszcze jeden powód. W pewnym momencie Murata mówi do Shamoto, że przypomina mu siebie gdy był dzieckiem – bezbronnym przestraszonym, zamkniętym w ponurym baraku przez ojca, religijnego fanatyka a także zboczeńca, wykorzystującego syna (jak można się domyślić). Murata zerwał z przeszłością. Narodził się na nowo. Z ofiary stał się drapieżca, niewahającym się postawić nawet yakuzie. A zatem Murata chce by Shamoto przeszedł taką samą drogę: przez ból, poniżenie, upodlenie stał się drapieżcą. Ponieważ w dżungli, tylko ci, którzy znajdują się na szycie łańcucha przewodu pokarmowego mają szansę na pełnie życia. I Nobuyuki przechodzi metamorfozę. Staje się drapieżcą. Finał jest jednak głęboko pesymistyczny. Okazuje się, że wszystko jest ułudą. Złudna jest moc drapieżców, złudne jest szczęście wiecznie uciekających przed konfrontacją ze złem świata ofiar. Jedno jest za to wspólne, niezmienne: cierpienie, ból zadawany innym albo zadawany sobie. Life is pain.

„Cold Fish” Siona Sono to, rzecz jasna, również opowieść o tym, że psychika człowieka, jego zasady moralne, sumienie są niczym plastelina. Można je swobodnie kształtować, ponieważ w gruncie rzeczy to, co człowiek robi, czym się stanie jest zależne od presji okoliczności. I od cierpienia, bólu nam zadanego. Jeśli staje się on tak wielki, że nie możemy go znieść, cała moralność, religijność czy zwykła przyzwoitość są bez znaczenia. Może nie jest to myśl powalająca swą odkrywczością. Ale jak ona jest pokazana!

Film Siona Sono pod względem brutalności, seksualnych perwersji, przytłaczającej atmosfery szaleństwa (bohaterowie tarzający się w krwi i wnętrznościach poćwiartowanego mężczyzny) przypomina ekstremalne kino Takashiego Miike. Ale Miike byłby zapewne postmodernistyczny, cyniczny, inteligentnie przewrotny i być może nie do końca poważny. Twórca „Sucide Club” jest natomiast przede wszystkim o wiele wnikliwszy i głębszych w swych wywodach, a zarazem przejmujący, gorzko-ironiczny, a finale zaskakująco poetycki. Wspaniale napisane role i równie wspaniała ich interpretacja przez utalentowanych aktorów: Dendena (Murata) oraz Mitsuru Fukikoshiego (Shamoto), sprawia, że seans „Cold Fish” to emocjonalna uczta. Gwoli ścisłości dodajmy, że panów w głównych rolach wspiera grono atrakcyjnych, urodziwych aktorek na czele z Asuką Kurosawą (m.in. „Snake of June”) w efektownej roli psychopatycznej żony Muraty, Aki. Niemniej kobiece postaci potraktowane zostały w sposób nieco uproszczony a może nawet mizoginistyczny. Każda bowiem z nich ma bzika na punkcie seksu i potulnie podąża za dominującym samcem, pozwalając się z wyrazem ekstazy na twarzy gwałcić, bić i poniewierać. Z drugiej strony być może to świadoma i na swój sposób mądra strategia na przeżycie w świecie pełnym drapieżników? Być im posłuszny, dawać to, czego chcą?

Kopniak w twarz!

„Cold Fish” przypomina również jedno z największych dzieł Sono – „Strange Circus”. Bo podobnie jak tamten film przykuwaq widza do ekranu za sprawa niebywałej temperatury emocjonalnej przedstawianej historii. Chyba tylko Azjaci ze swa odwagą i bezkompromisowością w drążeniu najmroczniejszych aspektów człowieczeństwa są w stanie tworzyć dzieła, eksplodujące emocjami, rozrywające psychikę widza, wyrywające mu serce. A taki jest właśnie „Cold Fish”. Jak kopniak prosto w twarz! Niemniej oceniam ten film nieco niżej niż genialny „Strange Circus”, ponieważ zabrakło mi tej poetyckiej, onirycznej gry z rzeczywistością, tej surrealistyczno-groteskowej atmosfery. Ale mam świadomość, że to czysto subiektywne odczucie.
MOJA OCENA: 9/10

WIĘCEJ O COLD FISH

REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Oto przykład absolutnie filmowej perfekcji. Wszystko zapięte na ostatni guzik!
Na faktach. Opowieść o tym, że należy uważać na zawierane znajomości. A nuż okaże się, że nasz sympatyczny znajomy jest seryjnym zabójcą, a my zostaliśmy jego najlepszym wspólnikiem. A poważniej? Wstrząsające studium konformizmu, prowadzące do tragedii
Life is pain. Życie jest też dżunglą, w której przeżyć mogą tylko najbrutalniejsi.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz