piątek, 9 września 2011

REVENGE: A LOVE STORY (Fuk sau che chi sei, HONGKONG, 2010)

  
There is no revenge so complete as forgiveness
/cytat z filmu/

 O co chodzi?

W Hongkongu dochodzi do dwóch okrutnych morderstw. Ktoś napada na ciężarne kobiety i dokonuje na nich brutalnej aborcji, wyrywając z ich brzuchów płód. Kobiety na skutek wykrwawienia umierają. Zbrodnie wiele ze sobą łączy, lecz najważniejszą cechą wspólną jest to, że zmarłe kobiety były żonami policjantów. Jeden z nich zostaje uznany za zaginionego, drugi zaś zostaje zamordowany. Detektywi szybko namierzają i pojmują podejrzanego – młodego mężczyznę Chan Kita. Chłopak zostaje poddanym brutalnemu przesłuchaniu, którego celem jest wymuszeniem na nim informacji o miejscu ukrycia  zaginionego detektywa. Przesłuchanie jest  brutalne nie tylko z tego powodu, ani nie tylko dlatego, że Kit zabił kolegę policjantów. Okazuje się, że przesłuchujących go detektywów łączy z podejrzanym wspólna mroczna przyszłość. I zemsta. W obszernej retrospekcji poznajmy okoliczności, w jakich nieśmiały, uliczny sprzedawca, którym niegdyś był Kit staje się  bezwzględnym mścicielem. Życie chłopka zmienia się, gdy zakochuje się w Cheng Wing, nieco opóźnionej w rozwoju ślicznej dziewczynie. Zanim zdążą się nacieszyć szczęściem bycia ze sobą razem, w ich życiu pojawia się brutalny gliniarz Ge Du. Ten sam, który później będzie nadzorował przesłuchanie Kita.

Zemsta nie jest słodka

Zemsta najlepiej smakuje po azjatycku. Do takiego wniosku można by dojść, mając na uwadze ubiegły rok, który przyniósł wiele głośnych obrazów, opowiadających historię z motywem zemsty. Japońskie „Confessions”, koreańskie: „I Saw The Devil” i „Bedevilled” oraz hongkońskie “Revenge: Love Story” w reżyserii Ching-Po Wonga. Od razu wyjaśnijmy, że dla kina zemsty rok 2010 był szczególny nie z powodu liczby filmów poruszających tę tematyką, ale dlatego że wszystkie wspomniane revenge movies okazały się obrazami ponadprzeciętnymi (choć można byłoby się sprzeczać o wartość „Bedevilled” – najbardziej konwencjonalnego z grona wymienionych).

„Revenge: A Love Story” jest obrazem, który już w swym tytułem wydaje się symptomatyczny.  Zemsta i miłość to bodaj dwa najbardziej inspirujące filmowców tematy. Portal  IMDB podaje ponad jedenaście tysięcy tytułów filmów, w których miłość w większym lub mniejszym stopniu się pojawia, filmów z motywem zemsty jest wprawdzie znacznie mniej, bo ok. sześciu tysięcy trzystu, ale i tak jest to liczba imponująca. Nie jest też zaskoczeniem dla każdego, kto choć trochę orientuje się w kulturze  Dalekiego Wschodu, że większość revenge movies z tej pokaźnej liczby to produkcje azjatyckie. Można zatem pozazdrościć odwagi hongkońskiemu reżyserowi, który nie obawiał się zmierzyć z tak popularnymi ( i zgranymi) w kinie motywami, bowiem jak zapowiada tytuł „Revenge…” to obraz o zemście i miłości. I także o czymś jeszcze.

Struktura fabularna filmu Wonga w sposób świadomy nawiązuje do schematu wypracowanego przez obrazy hongkońskiego kina eksploatacji zwanego Category 3 (od kategorii wiekowej „tylko dla dorosłych”). W klasycznych obrazach tego nurtu takich jak „The Untold Story”, „Dr Lamb” czy „Daughter of Darkness” intryga przebiegała w specyficzny sposób. Film zaczynał się zwykle od wykrycia niezwykle brutalnej zbrodni, następnie w krótkim czasie policja chwytała podejrzanego. Wskutek brutalnego przesłuchania podejrzany w końcu się przyznawał i zdradzał okoliczności, które doprowadziły go do popełnionej zbrodni. Obraz Wonga wpisuje się w ten schemat, choć na szczęście nie w sposób niewolniczo wierny. Niemniej pierwsze dwadzieścia minut w niczym nie różni się od typowych filmów hongkońskiej eksploatacji o mordercach. Są zatem brutalne zbrodnie i szybko ujęty sprawca poddany jeszcze brutalniejszemu przesłuchaniu (np. wbijanie długiego cienkiego szpikulca w ucho). Charakter konwencji zmienia się natomiast w części filmu stanowiącej retrospekcję i wyjaśniającej nie tyle powody dla, których Kit zabija, ale charakter relacji łączących go z przesłuchującymi detektywami. Tę „środkową część”, wedle konwencji Category 3 powinny wypełniać sceny stopniowego pogrążania się bohatera w otchłani zła, co na ekranie wyraża się epatowaniem skrajną przemocą i bezpardonowym łamaniem tabu (zazwyczaj chodzi o nieludzkie traktowanie dzieci). U Wonga jest inaczej. Retrospekcja poświęcona jest właściwie historii o miłości, która zaczyna rozkwitać między Kitem a Wing (w tej roli Sola Aoi – której kariera od gwiazdy filmów porno bo aktorkę „poważnych” filmów jest jeszcze jednym z japońskich fenomenów). Ponieważ jednak tradycja kina eksploatacji zobowiązuje, szczęście młodej pary zostaje przerwane przez …krzywdę. Krzywda, czyli konieczny warunek zemsty polega w tym przypadku na tym, że Wing zostaje wielokrotnie zgwałcona przez policjantów a Kit pobity i wrobiony w rzekomą napaść na stróża prawa, za która skazany zostaje na pół roku więzienia. Epilog stanowi powrót do historii, która rozpoczynała film, a które znajduje swe zwieńczenie w przygnębiającym, choć nieco mało realistycznym zakończeniu.

Ważne jest jednak, że w epilogu, choć dochodzi do ostatecznej konfrontacji między antagonistami, dominującym tematem nie jest zemsta a raczej smutne konsekwencje braku przebaczenia. Epilog, a w końcu cały film skłania do refleksji, być może nieco banalnej, że zemsta wcale nie jest słodka. Jedynie co zyskuje mściciel, to że nakręca spiralę zła, która może na dobra sprawę nigdy nie mieć końca. Poza tym zemsta – brzmi końcowe przesłanie – nigdy w pełni nie stanie się zadośćuczynieniem za wyrządzoną krzywdą. Bo tak naprawdę nie można wymazać popełnionego zła, które za każdym razem, gdy zostaje popełnione wypala niegojącą się ranę w żywej tkance świata. Można jednak sprawić choć tyle, by zło nie rozprzestrzeniało się dalej i nie zbierało krwawego żniwa wśród kolejnych osób. Można to uczynić wybaczając. Zahaczając o problematykę krzywdy i przebaczenia film – jakby nie było rozrywkowy - zyskuje nieoczekiwanie wymowę przejmującego moralitetu.

….ale bywa emocjonująca

Dodajmy jeszcze na koniec, że wysoka nota „Revenge…” na IMDB, jak sadzę, jest m.in. rezultatem niebywale emocjonalnego charakteru filmu. W jakimś sensie również jest to spadkiem po tradycji obrazów takich jak „Red To Kill” czy „Brother of Darkness”, pełnych scen przemocy wobec ludzi bezbronnych, a często niewinnych (jak dzieci). Oczywiście filmy Category 3 przynależą do kina eksploatacji, toteż wiele z nich epatuje cierpieniem bez próby głębszego zgłębienia problemu. Na szczęście obrazowi Wonga tego zarzutu nie można postawić, choć uczynienie z bohaterów filmu pary osób budzących współczucie (przypomnę: ubogi nieśmiały uliczny sprzedawca i opóźniona umysłowo dziewczyna) zawiera w sobie formę pewnego emocjonalnego szantażu, zrównoważonego jednak przez brutalny charakter zemsty Kita. Emocjom filmu sprzyja także czysto filmowa robota: ponure zdjęcia, montaż  sceneria małego sennego miasteczka oraz przekonująca gra aktorów. Słowem: obraz „Revenge: A Love Story” to godny kontynuator najlepszych tradycji hongkońskiego kina spod znaku Kategorii III.

MOJA OCENA: 7/10
     
Więcej o:


REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Nie ma się co rozwodzić – solidna filmowa robota w służbie emocjonującego filmu zemsty.
Miłość i zemsta w Hongkongu w gęstym sosie najlepszych tradycji cieszących się złą sławą filmów Category 3.
Zemsta bynajmniej nie jest słodka, ale niezwykle gorzka.  

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz