sobota, 20 października 2012

CHOCOLATE (Tajlandia, 2008)




O co chodzi?

Masashi i Zin bardzo się kochają. On jest yakuzą, ona dziewczyną szefa miejscowego gangu, który nie zwykł oddawać swojej własności. Kochankowie skazani są więc na rozłąkę, jeśli chcą zachować życie. Masashi wraca zatem do Japonii, zaś Zin samotnie zajmuje się wychowywaniem ich dziecka – Zen. Zen urodziła się jako autystyczna dziewczynka: nie potrafiła chodzić ani mówić. Jednak wraz z wiekiem coraz bardziej jej uwagę zaczęła przykuwać grupa młodych adeptów boksu tajskiego, trenująca w pobliżu jej domu oraz filmy z mistrzami sztuk walki. Zen zaczęła ich naśladować. Wkrótce okazało się, że posiada nieprzeciętny talent w tym kierunku. Tymczasem matka dziewczynki ciężko zachorowała. Leczenie pochłaniało olbrzymie pieniądze. Aby pomóc Zen jej córka oraz przygarnięty przez nich, chłopak Moon, postanowili pomóc chorej kobiecie. Przez przypadek odkryli dziennik Zin, w którym kobieta zapisywała swoich dłużników. Moon i Zen ruszają zatem by pościągać dawne długi, a ponieważ żaden z zadłużonych nie ma zamiaru dobrowolnie oddawać pieniędzy, do akcji wkracza Zen. Okazuje się być niezrównaną mistrzynią sztuk walki. Jej sława dociera w końcu do byłego szefa Zin, wciąż pałającego żądzą zemsty za zdradę, której dopuściła się matka Zen.

Być jak sawant

Sawant, a właściwie zespól sawanta to stan, w którym osoba upośledzona umysłowo posiada zdolności geniusza. Na świecie żyje ok. stu osób, z takim zdolnościami. Najwięcej sawantów opisanych zostało wśród chorych na autyzm, bo aż dziesięć procent wykazuje niezwykłe zdolności umysłowe. Dla porównania: szansa spotkania geniusza wśród pozostałych ludzi wynosi ok. jeden procent. Najsłynniejszym sawantek, dzięki ogromnej popularności filmu Barry`ego Levinsona, „Rain Man”, był Kim Peek, pierwowzór Oscarowej postaci zagranej przez Dustina Hoffmana. Peek urodził się w 1951 r. a lekarze nie byli delikatni w stosunku do jego rodziców: oświadczyli im, że ich syn nigdy nie będzie chodził ani mówił i że powinni umieścić go w zakładzie. Mimo, że w wieku szesnastu miesięcy nauczył się czytać a w wieku czternastu lat ukończył program szkoły średniej, świat zainteresował się jego osobą dopiero międzynarodowego sukcesu „Rai Mana”. Nie bez powodu przylgnął do niego przydomek „żywego komputera”. Znał bowiem na pamięć osiem tysięcy książek, potrafił wymienić nazwy wszystkich miast, autostrad przechodzących przez każde amerykańskie miasto, miasteczko i okręg – a także wszystkie numery kierunkowe, kody pocztowe oraz przypisane do nich sieci telekomunikacyjne i telewizyjne. Znał historię każdego kraju, każdego władcy, jego daty panowania, małżonka i historię. Na podstawie podanej daty urodzenia, w ciągu kilku sekund obliczał dzień tygodnia, w którym dana osoba skończy 65 lat. Rozpoznawał ze słuchu większość utworów muzycznych, podając jednocześnie datę i miejsce ich powstania oraz datę urodzenia i śmierci kompozytora. 

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ponieważ twórcy tajlandzkiego filmu „Chocolate” w reżyserii Prachya Pinkaewa nawiązują do postaci autystycznych geniuszy. Co prawda nie jest znany przypadek sawanta, który byłby w stanie nauczyć się sztuk walki, podglądając zawodników na treningu czy oglądający filmy z mistrzami sztuk walki, lecz musimy przymknąć oko na to drobne nagięcie rzeczywistości, bo stoją za nim szlachetne intencje twórców. „Chocolate” to kino rozrywkowe i wybierając na głównego bohatera osobę z zaburzeniami autystycznymi, zwracają uwagę widza na tego rodzaju chorych. Uświadamiają ich istnienie, a ponieważ Zen, główna bohaterka jest ukazana niezwykle pozytywnie i ma przeuroczą aparycję, debiutującej w tej roli YeeJi Yanin (Yanin Vismitananda), to robią wiele dobrego dla postrzegania osób z autyzmem i różnego rodzaju zaburzeniami rozwojowymi. Bo okazuje się, że nie trzeba się bać inności tych osób. Że chociaż są inni nie muszą być gorsi (ba! jak pokazują przypadki sawantów przewyższają „normalnych” ludzi w sposób trudny do wyobrażenia). Krótko mówiąc film Pinkaewa, niejako na marginesie, uczy tolerancji dla inności. I to chyba nie przypadek, że głos ten pochodzi z kraju, w którym spotkamy najliczniejsza grupę mniejszości seksualnych.

Jednak „Chocolate” to przede wszystkim kino sztuk walki, aczkolwiek ze sporą domieszką melodramatu. Melodramat? To brzmi niepokojąco… Ale wątek ciężkiej choroby (nowotwór) matki Zen, próby ratowania jej ze strony córki i przygarniętego chłopaka, wątek miłosnego „mezaliansu” czy też wyraźne rozgraniczenie dobrych i złych bohaterów – to są elementy melodramatyczne. Ale ja się nie obrażam na ten sentymentalizm niezbyt wyszukanych lotów. Jest w nim bowiem zaskakująca szczerość i szlachetność. I to naprawdę działa. Oglądając „Chocolate” chwile wzruszenia przytrafiały mi się niemal tak często jak na słynnym „Moment to Remember” z Son Ye-jin. A przecież wątek melodramatyczny stanowi ledwie zgrabne tło dla scen pojedynków bohaterki z tabunami, atakujących ją przeciwników. O co więc chodzi?

Dawid i Goliat

Odpowiedź na pytanie postawione akapit wyżej jest banalnie prosta. Bohater. Żaden film, niezależnie jak byłyby efektowny i jak mądre niósłby przesłanie nie może się obejść bez bohatera, z którym widz mógłby się utożsamić i któremu kibicowałby już od pierwszego jego pojawienia się na ekranie. Na szczęście „Chocolate” posiada takiego bohatera. To nastoletnia Zen. Na pozór wydaje się, że zupełnie nie nadaje się by dźwigać na swych wątłych barkach ciężar opowiedzianej historii, nawet jeśli ta historia nie zalicza się do wagi ciężkiej. Zen jest bowiem dzieckiem, na dodatek dzieckiem autystycznym, który co prawda reaguje na otoczenie, ale jest to reakcja kilkulatka, mimo iż dziewczyna jest już nastolatką. Sytuacja zdaje się być jeszcze bardziej nietypowa, gdy uświadomimy sobie, że „Chocolate” to przecież kino sztuk walki. Zen jawi się zatem jako anty-bohaterka, raczej parodia słynnych mistrzów sztuk walki z niezliczonej ilości filmów o ich niezwykłych wyczynach.

A jednak Zen nie powinna mieć kompleksów. Gdy bowiem staję do walki zaczyna się dziać coś zupełnie niewiarygodnego. Ona po prostu w niebywale skuteczny i efektowny sposób zaczyna eliminować przeciwników (za choreografię walk odpowiadał największy tajlandzki spec w tej dziedzinie, Panna Rittikrai). Oglądając szczupłą, niepozorną nastolatkę (w rzeczywistości odtwarzająca Zen, Jeeja Yanin miała dwadzieścia dwa lata) twórcy filmu spełniają marzenie widzów o Dawidzie, spuszczającym potężny łomot Goliatowi. Zawsze kibicuje się słabszym, więc gdy Zen rozprawia się z dorosłymi, silnie zbudowanymi mężczyznami, odczuwamy dziwną satysfakcję, że na tym świecie nie zawsze więksi i silniejsi mają zapewnione zwycięstwo. Ba! Nawet autystyczna, opóźniona w rozwoju dziewczynka może się stać bohaterką. Film niesie zatem optymistyczne przesłanie dla wszystkich, tych którzy czują się prześladowani, uciskani i wykorzystywani. To nie siła fizyczna decyduje o zwycięstwie, ale wytrwałość, cierpliwość i inteligencja. Czyż bohaterki, która niesie takie przesłanie w czasach bezlitosnego wykorzystywania jedynych przez drugich nie można polubić?  

JeeJa Forever!   

Nie ma co ukrywać, że film ten nie udałby się bez aktorki, która zagrała główną rolę – JeeJi Yanin. Bo Zen zagrana przez JeeJa to jakby dwie postaci: małe zagubione dziecko, emocjonalnie silnie związane z matką, panicznie lękające się … muchy (taka autoironia twórców filmu wobec bohaterki). Gdy jednak Zen zaczyna walczyć, staje się kimś innym: zaprogramowaną na realizację celu zabójczą maszyną, której nikt nie jest w stanie zatrzymać. W trakcie walki jest w stanie w jednej chwili przyswoić sobie styl przeciwnika oraz nauczyć się posługiwać bronią. Brzmi jak science-fiction, ale na ekranie wypada nad wyraz wiarygodnie i naturalnie. Zasługa w tym JeeJi Yanin, która jest autentyczną mistrzynią taekwondo (czarny pas i trzeci dan), a na potrzeby „Chocolate” przez cztery lata trenowała tajski boks i wciąż doskonali się w tej sztuce walki. To, co wyprawia JeeJa w filmie    Pinkaewa przyprawia o zawrót głowy, choć złośliwcy mówią, że jedynie naśladują Tony`ego Yaa. Niemniej sekwencja walki na ścianie pojedynku, gdy JeeJa eliminuje kolejnych przeciwników, poruszając się po wąskim gzymsie jest dla mnie najlepszą sceną w dziejach kina sztuk walki. Ktoś może wzruszyć ramionami i powiedzieć, że w filmach wu xia bohaterowie biegają po wodzie i latają w powietrzu, tyle tylko, że w „Chocolate” aktorzy nie używają podtrzymujących lin, nie korzystają z efektu blue boxu czy z dublerów. Narażają zdrowie a nawet życie, by pokazać prawdziwą a nie udawaną walką. I za to mają mój nieskrywany szacunek i podziw. Więcej to jest ideał kina sztuk walki: pełen realizm, pełne poświecenie i pełna szczerość. Nawet jeśli trzeba nie raz okupić ten ideał poważnym uszczerbkiem na zdrowiu (podczas realizacji drugiego filmu w karierze, „Raging Phoenix” aktorka spadła z kilku metrów i cudem ocaliła życie).

JeeJa nie tylko jednak efektownie kopie i wykonuje szpagaty. Jest również rewelacyjna w roli, gdy nie tłucze seryjnie rywali, jako małe, rozpaczliwie pragnące miłości dziecko. Scena, gdy bohaterka aktorki odkrywa, iż matka jest wskutek chemioterapii łysa i nagle dostaje ataku szału albo przekomiczne sceny, gdy odgania się od muchy, dowodzą olbrzymiego talentu aktorskiego młodej Tajlandki. Jest bowiem w tych i wielu innych fragmentach filmu autentyczna i w stu procentach wiarygodna. A nie ma większego komplementu dla aktora/ki, że wypadł/a wiarygodnie w swojej roli.

Tym bardziej szkoda, że dwa kolejne filmy tajlandzkiej gwiazdy kina kopanego: „Raging Phoenix” i „ The Kick” rozczarowały. Zwłaszcza ten drugi pozostawia spory niedosyt, bo JeeJa nie dość, że zagrała rolę drugoplanową, to jeszcze w większości scen, w których się pojawia dostaje, srogie cięgi. „Queen of Muay Thai”, bo taki przydomek nadały jej media, coś takiego nie przystoi. Na szczęścia przyszłość dla fanów aktorki zapowiada się niezwykle interesująco. Planowany jest jej udział u boku jej idola, Tony`ego Yaa w „The Protector 2” oraz w roli tytułowej w filmie „Chocolate 2”. Póki co JeeJa cieszy się z małżeństwa z Adrientem Bowdenem i dzieckiem, które ma niebawem przyjść na świat.

MOJA OCENA: 8/10

Zobacz na IMDB:



REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Melodramat + kino sztuk walki + choreografia walk od jednego z największych speców w tej dziedzinie, Panny Rittikrai, „ojca tajlandzkiego kina sztuk walki” = „Chocolate”
Autystyczna dziewczynka odkrywa w sobie talent do sztuk walki, czyli kiedy Dawid spuszcza łomot Goliaowi, aż miło popatrzeć. 
Na marginesie popisowych scen walki, realizowanych bez żadnych zabezpieczeń, opowieść o tolerancji i pokonywaniu własnych słabości. Oglądaj telewizję, ucz się od mistrzów a też będziesz wielki!

  
Sekwencja walki na ścianie budynku

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz