O co chodzi?
Masashi i Zin bardzo się kochają.
On jest yakuzą, ona dziewczyną szefa miejscowego gangu, który nie zwykł oddawać
swojej własności. Kochankowie skazani są więc na rozłąkę, jeśli chcą zachować
życie. Masashi wraca zatem do Japonii, zaś Zin samotnie zajmuje się wychowywaniem ich dziecka – Zen. Zen urodziła się jako
autystyczna dziewczynka: nie potrafiła chodzić ani mówić. Jednak wraz z wiekiem
coraz bardziej jej uwagę zaczęła przykuwać grupa młodych adeptów boksu tajskiego,
trenująca w pobliżu jej domu oraz filmy z mistrzami sztuk walki. Zen zaczęła ich
naśladować. Wkrótce okazało się, że posiada nieprzeciętny talent w tym
kierunku. Tymczasem matka dziewczynki ciężko zachorowała. Leczenie pochłaniało
olbrzymie pieniądze. Aby pomóc Zen jej córka oraz przygarnięty przez nich,
chłopak Moon, postanowili pomóc chorej kobiecie. Przez przypadek odkryli
dziennik Zin, w którym kobieta zapisywała swoich dłużników. Moon i Zen ruszają
zatem by pościągać dawne długi, a ponieważ żaden z zadłużonych nie ma zamiaru
dobrowolnie oddawać pieniędzy, do akcji wkracza Zen. Okazuje się być
niezrównaną mistrzynią sztuk walki. Jej sława dociera w końcu do byłego szefa
Zin, wciąż pałającego żądzą zemsty za zdradę, której dopuściła się matka Zen.
Być jak sawant
Sawant, a właściwie zespól
sawanta to stan, w którym osoba upośledzona umysłowo posiada zdolności
geniusza. Na świecie żyje ok. stu osób, z takim zdolnościami. Najwięcej
sawantów opisanych zostało wśród chorych na autyzm, bo aż dziesięć procent
wykazuje niezwykłe zdolności umysłowe. Dla porównania: szansa spotkania
geniusza wśród pozostałych ludzi wynosi ok. jeden procent. Najsłynniejszym sawantek,
dzięki ogromnej popularności filmu Barry`ego Levinsona, „Rain Man”, był Kim
Peek, pierwowzór Oscarowej postaci zagranej przez Dustina Hoffmana. Peek
urodził się w 1951 r. a lekarze nie byli delikatni w stosunku do jego rodziców:
oświadczyli im, że ich syn nigdy nie będzie chodził ani mówił i że powinni
umieścić go w zakładzie. Mimo, że w wieku szesnastu miesięcy nauczył się czytać
a w wieku czternastu lat ukończył program szkoły średniej, świat zainteresował
się jego osobą dopiero międzynarodowego sukcesu „Rai Mana”. Nie bez powodu
przylgnął do niego przydomek „żywego komputera”. Znał bowiem na pamięć osiem
tysięcy książek, potrafił wymienić
nazwy wszystkich miast, autostrad przechodzących przez każde amerykańskie miasto, miasteczko i okręg – a także wszystkie numery kierunkowe, kody pocztowe
oraz przypisane do nich sieci telekomunikacyjne i telewizyjne. Znał historię
każdego kraju, każdego władcy, jego daty panowania, małżonka i historię. Na
podstawie podanej daty urodzenia, w ciągu kilku sekund obliczał dzień tygodnia,
w którym dana osoba skończy 65 lat. Rozpoznawał ze słuchu większość utworów
muzycznych, podając jednocześnie datę i miejsce ich powstania oraz datę
urodzenia i śmierci kompozytora.
Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Ponieważ twórcy tajlandzkiego filmu „Chocolate” w reżyserii Prachya
Pinkaewa nawiązują do postaci autystycznych geniuszy. Co prawda nie jest znany
przypadek sawanta, który byłby w stanie nauczyć się sztuk walki, podglądając
zawodników na treningu czy oglądający filmy z mistrzami sztuk walki, lecz
musimy przymknąć oko na to drobne nagięcie rzeczywistości, bo stoją za nim
szlachetne intencje twórców. „Chocolate” to kino rozrywkowe i
wybierając na głównego bohatera osobę z zaburzeniami autystycznymi, zwracają
uwagę widza na tego rodzaju chorych. Uświadamiają ich istnienie, a ponieważ
Zen, główna bohaterka jest ukazana niezwykle pozytywnie i ma przeuroczą aparycję,
debiutującej w tej roli YeeJi Yanin (Yanin Vismitananda), to robią wiele dobrego dla
postrzegania osób z autyzmem i różnego rodzaju zaburzeniami rozwojowymi. Bo
okazuje się, że nie trzeba się bać inności tych osób. Że chociaż są inni nie
muszą być gorsi (ba! jak pokazują przypadki sawantów przewyższają „normalnych”
ludzi w sposób trudny do wyobrażenia). Krótko mówiąc film Pinkaewa, niejako na
marginesie, uczy tolerancji dla inności. I to chyba nie przypadek, że głos ten
pochodzi z kraju, w którym spotkamy najliczniejsza grupę mniejszości
seksualnych.
Jednak „Chocolate” to przede
wszystkim kino sztuk walki, aczkolwiek ze sporą domieszką melodramatu. Melodramat?
To brzmi niepokojąco… Ale wątek ciężkiej choroby (nowotwór) matki Zen, próby
ratowania jej ze strony córki i przygarniętego chłopaka, wątek miłosnego
„mezaliansu” czy też wyraźne rozgraniczenie dobrych i złych bohaterów – to są
elementy melodramatyczne. Ale ja się nie obrażam na ten sentymentalizm niezbyt
wyszukanych lotów. Jest w nim bowiem zaskakująca szczerość i szlachetność. I to
naprawdę działa. Oglądając „Chocolate” chwile wzruszenia przytrafiały mi się
niemal tak często jak na słynnym „Moment to Remember” z Son Ye-jin. A przecież
wątek melodramatyczny stanowi ledwie zgrabne tło dla scen pojedynków bohaterki
z tabunami, atakujących ją przeciwników. O co więc chodzi?
Dawid i Goliat
Odpowiedź na pytanie postawione
akapit wyżej jest banalnie prosta. Bohater. Żaden film, niezależnie jak byłyby
efektowny i jak mądre niósłby przesłanie nie może się obejść bez bohatera, z
którym widz mógłby się utożsamić i któremu kibicowałby już od pierwszego jego
pojawienia się na ekranie. Na szczęście „Chocolate” posiada takiego bohatera.
To nastoletnia Zen. Na pozór wydaje się, że zupełnie nie nadaje się by dźwigać
na swych wątłych barkach ciężar opowiedzianej historii, nawet jeśli ta historia
nie zalicza się do wagi ciężkiej. Zen jest bowiem dzieckiem, na dodatek
dzieckiem autystycznym, który co prawda reaguje na otoczenie, ale jest to
reakcja kilkulatka, mimo iż dziewczyna jest już nastolatką. Sytuacja zdaje się
być jeszcze bardziej nietypowa, gdy uświadomimy sobie, że „Chocolate” to przecież
kino sztuk walki. Zen jawi się zatem jako anty-bohaterka, raczej parodia
słynnych mistrzów sztuk walki z niezliczonej ilości filmów o ich niezwykłych
wyczynach.
A jednak Zen nie powinna mieć
kompleksów. Gdy bowiem staję do walki zaczyna się dziać coś zupełnie
niewiarygodnego. Ona po prostu w niebywale skuteczny i efektowny sposób zaczyna
eliminować przeciwników (za choreografię walk odpowiadał największy tajlandzki
spec w tej dziedzinie, Panna Rittikrai). Oglądając szczupłą, niepozorną
nastolatkę (w rzeczywistości odtwarzająca Zen, Jeeja Yanin miała dwadzieścia
dwa lata) twórcy filmu spełniają marzenie widzów o Dawidzie, spuszczającym
potężny łomot Goliatowi. Zawsze kibicuje się słabszym, więc gdy Zen rozprawia
się z dorosłymi, silnie zbudowanymi mężczyznami, odczuwamy dziwną satysfakcję,
że na tym świecie nie zawsze więksi i silniejsi mają zapewnione zwycięstwo. Ba!
Nawet autystyczna, opóźniona w rozwoju dziewczynka może się stać bohaterką.
Film niesie zatem optymistyczne przesłanie dla wszystkich, tych którzy czują
się prześladowani, uciskani i wykorzystywani. To nie siła fizyczna decyduje o
zwycięstwie, ale wytrwałość, cierpliwość i inteligencja. Czyż bohaterki, która
niesie takie przesłanie w czasach bezlitosnego wykorzystywania jedynych przez
drugich nie można polubić?
JeeJa Forever!
Nie ma co ukrywać, że film ten nie
udałby się bez aktorki, która zagrała główną rolę – JeeJi Yanin. Bo Zen zagrana
przez JeeJa to jakby dwie postaci: małe zagubione dziecko, emocjonalnie silnie
związane z matką, panicznie lękające się … muchy (taka autoironia twórców filmu
wobec bohaterki). Gdy jednak Zen zaczyna walczyć, staje się kimś innym:
zaprogramowaną na realizację celu zabójczą maszyną, której nikt nie jest w
stanie zatrzymać. W trakcie walki jest w stanie w jednej chwili przyswoić sobie
styl przeciwnika oraz nauczyć się posługiwać bronią. Brzmi jak science-fiction,
ale na ekranie wypada nad wyraz wiarygodnie i naturalnie. Zasługa w tym JeeJi
Yanin, która jest autentyczną mistrzynią taekwondo
(czarny pas i trzeci dan), a na
potrzeby „Chocolate” przez cztery lata trenowała tajski boks i wciąż doskonali
się w tej sztuce walki. To, co wyprawia JeeJa w filmie Pinkaewa przyprawia o
zawrót głowy, choć złośliwcy mówią, że jedynie naśladują Tony`ego Yaa. Niemniej
sekwencja walki na ścianie pojedynku, gdy JeeJa eliminuje kolejnych
przeciwników, poruszając się po wąskim gzymsie jest dla mnie najlepszą sceną w
dziejach kina sztuk walki. Ktoś może wzruszyć ramionami i powiedzieć, że w
filmach wu xia bohaterowie biegają po
wodzie i latają w powietrzu, tyle tylko, że w „Chocolate” aktorzy nie używają
podtrzymujących lin, nie korzystają z efektu blue boxu czy z dublerów. Narażają zdrowie a nawet życie, by
pokazać prawdziwą a nie udawaną walką. I za to mają mój nieskrywany szacunek i
podziw. Więcej to jest ideał kina sztuk walki: pełen realizm, pełne poświecenie
i pełna szczerość. Nawet jeśli trzeba nie raz okupić ten ideał poważnym
uszczerbkiem na zdrowiu (podczas realizacji drugiego filmu w karierze, „Raging
Phoenix” aktorka spadła z kilku metrów i cudem ocaliła życie).
JeeJa nie tylko jednak efektownie
kopie i wykonuje szpagaty. Jest również rewelacyjna w roli, gdy nie tłucze
seryjnie rywali, jako małe, rozpaczliwie pragnące miłości dziecko. Scena, gdy
bohaterka aktorki odkrywa, iż matka jest wskutek chemioterapii łysa i nagle dostaje
ataku szału albo przekomiczne sceny, gdy odgania się od muchy, dowodzą
olbrzymiego talentu aktorskiego młodej Tajlandki. Jest bowiem w tych i wielu
innych fragmentach filmu autentyczna i w stu procentach wiarygodna. A nie ma większego
komplementu dla aktora/ki, że wypadł/a wiarygodnie w swojej roli.
Tym bardziej szkoda, że dwa
kolejne filmy tajlandzkiej gwiazdy kina kopanego: „Raging Phoenix” i „ The
Kick” rozczarowały. Zwłaszcza ten drugi pozostawia spory niedosyt, bo JeeJa nie
dość, że zagrała rolę drugoplanową, to jeszcze w większości scen, w których się
pojawia dostaje, srogie cięgi. „Queen of Muay Thai”, bo taki przydomek nadały
jej media, coś takiego nie przystoi. Na szczęścia przyszłość dla fanów aktorki
zapowiada się niezwykle interesująco. Planowany jest jej udział u boku jej idola,
Tony`ego Yaa w „The Protector 2”
oraz w roli tytułowej w filmie „Chocolate 2” . Póki co JeeJa cieszy się z małżeństwa z
Adrientem Bowdenem i dzieckiem, które ma niebawem przyjść na świat.
MOJA OCENA: 8/10
Zobacz na IMDB:
REALIZACJA
|
FABUŁA
|
DRUGIE DNO
|
Melodramat + kino
sztuk walki + choreografia walk od jednego z największych speców w tej
dziedzinie, Panny Rittikrai, „ojca tajlandzkiego kina sztuk walki” = „Chocolate”
|
Autystyczna
dziewczynka odkrywa w sobie talent do sztuk walki, czyli kiedy Dawid spuszcza
łomot Goliaowi, aż miło popatrzeć.
|
Na marginesie
popisowych scen walki, realizowanych bez żadnych zabezpieczeń, opowieść o
tolerancji i pokonywaniu własnych słabości. Oglądaj telewizję, ucz się od
mistrzów a też będziesz wielki!
|
Sekwencja walki na
ścianie budynku
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz