piątek, 23 listopada 2012

PARANOIA STREET Vol.1 (Shintarō Kago, 2000)




Japonia to dziwny kraj. Mieszkańcy posługują się językiem nie podobnym do żadnego innego, ich kultura masowa jest zdumiewająco infantylna a mężczyźni miast uprawiać seks z kobietami, kochają się z poduszkami z wizerunkami lolitek. Japonia to dziwny kraj, który ze swojej dziwaczności uczynił powód do dumy. To, prawda. Nie ma drugiego takiego kraju na świecie. Pewnie dlatego Zachód jest niepoprawnie zafascynowany wszystkim co japońskie. Niestety często jest to fascynacja bezkrytyczna, której nie są w stanie powstrzymać nawet tak rzetelne i pozbawione sentymentów książki o Japonii jak „Psy i demony” Alexa Kerra, czy tak gorzkie powieści Ryu Murakamiego czy Natsuo Kirino, przedstawiające tę baśniowy dla wielu kraj jako miejsce ponure, brzydkie i nieprzyjazne. Ambitne kino japońskie również w bezlitosny sposób obnaża problemy współczesnej Japonii, która w filmach takich twórców jak Hirokazu Koreeda, Akihiko Shiota, Shinji Aoyama, Sion Sono czy Kiyoshi Kurosawa nie ma nic z folderowego, zakłamanego piękna.

W ten rewizjonistyczny nurt wpisuje się także twórczość Shintarō Kago, artysty, który realizuje się głównie na niwie mangi, choć ma w dorobku wiele krótkich form animowanych oraz… zabawki, produkowane według własnych projektów. Kago należy do tzw. kisou mangaka (twórca udziwnionych mang), od którego to pojęcia dzieli jedynie mały krok od innego określenia guro manga artist, nawiązującego z kolei do nurtu ero guro. Wszystkie te epitety całkiem trafnie definiują styl Japończyka, w którym dziwaczność, groteska, absurd, ale także makabra, odważny seks i brutalna przemoc pojawiają się z regularną częstotliwością. Aczkolwiek do tego wyliczenia należy dodać potężną dawkę ironii i czarnego jak smoła humoru. Uzbrojony w te przymioty Kago za sprawą swej twórczości od wielu lat toczy prywatną wojnę z fałszywa, polityczną poprawnością, nudnym poczuciem dobrego smaku i grzeczną przyzwoitością. Ofiarami jego ostrej, nieuznającej żadnego tabu kreski pada nie tylko świat komercji i konwencji, obejmujący mangi i całą japońską pop kulturę, ale także – a może przede wszystkim - japońskie społeczeństwo ze swą tradycją, historią i dziwactwami. Kago nie oszczędza nikogo.


Że tak jest przekonuje składająca się z pięciu tomów manga „Paranoia Street”, której niestety tylko pierwsza część i to nie w całości jest dostępną w języku angielskim. W przypadku undergroundowych twórców, niezależnie od dziedziny, którą uprawiają, dostęp do ich dzieł bywa często ograniczony. Jednak ta skromna próbka twórczości Kago skupia w sobie niczym w soczewce wszystkie najistotniejsze elementy stylu a także obszar zainteresowań japońskiego artysty. Szkielet fabularny został skonstruowany wokół prostego, ale nośnego schematu. Bohater mangi, Kuroda zainspirowany aktorskimi rolami niezwykle popularnego w Japonii, Yusaki Matsudy, postanawia otworzyć biuro prywatnego detektywa. Fakt, że nie jest pierwszym w mieście i wyjątkowo źle znosi liczną konkurencję, skłania go do modyfikacji swej profesji. Staje się detektywem mobilnym, który wraz ze swoją wierną ( i bezimienną) asystentką podróżuje po Japonii, przyjmując zlecenia od mieszkańców prowincjonalnych miast i miasteczek. Nie są to zwyczajne zlecenia, tak jak ich zleceniodawcy. Każdy z nich zamieszkuje miasteczko, którego społeczeństwo pada ofiarą jakieś obsesji. W „Measurments” wszystko kręci się wokół wszelakich pomiarów: wagi, wzrostu, ciśnienia krwi, mikroorganizmów, wirusów, zachorowalności na poszczególne choroby, ale także poziomu różnego rodzaju uczuć i emocji a nawet szans na popełnienie samobójstwa lub stania się ofiarą morderstwa. Z tym ostatnim pomiarem związane jest zlecenie, które otrzymuje Kuroda i jego asystentka. Nie wiadomo dlaczego ani kto pragnie pozbawić życia zleceniodawcę, ważne jest dla niego, że wskaźnik szans stania się ofiarą zabójstwa podał wynik 98 %.  Wszelkie próby podważenia rezultatu podanego przez maszynę nie mają szans powodzenia zwłaszcza, że mężczyzna rzeczywiście zostaje zamordowany a detektyw staje się nieoczekiwanym podejrzanym. Przypadkowe wplątanie się Kurody w intrygę, zagrażającą życiu lub zdrowiu detektywa, jest również częścią schematu i powtarza się w kolejnych rozdziałach, poświęconych różnym dziwactwom, którym mieszkańcy odwiedzanych przez parę bohaterów poddają się z niepokojącą biernością.

A zatem w „Measurments” mamy manię mierzenia wszystkiego, w „Pipeps” obsesję na punkcie rur i przewodów rurowych, w „Adhesives” panuje wszechobecna „moda” przyklejania i sklejania (w tym ludzi, ramionami do siebie), w „Diseases” wszystko obraca się wokół chorób: mieszkańcy miasteczka Kanda dosłownie nie wstają z łóżek, a mieszkańcy miasteczka Kikuto (epizod „Shame”) kierowani paranoją wstydu kopią dziury w ziemi, by nigdy z nich nie wyjść (by nie spalić się – jak najdosłowniej – ze wstydu). Jak nietrudno się zorientować z tego skrótowego streszczenia, absurd ma w mandze ostrze, jak najbardziej komiczne, ale w żadnym wypadku tępe. „Paranoia Street” jest bowiem złośliwą, ironiczną, ostrą jak brzytwa satyrą na japońskie społeczeństwo, które z niepokojącą łatwością ulega różnego rodzaju dziwacznym, głupim, a czasem wręcz szkodliwym modom i trendom. Ostatnimi czasy modne stało się wśród Japonek fotografowanie… lizania klamek a wśród Japończyków…zniekształcanie ciała. Mądre, prawda? Ale to, co jest najgorsze i niepokojące, to charakterystyczny dla mieszkańców Kraju Wschodzącej Wiśni brak umiaru i łatwość uzależniania się od produktów popkultury.


Trudno o lepszy przykład niż… mangi. W Japonii tę odmianę komiksu czytają wszyscy, począwszy od przedszkolaków a skończywszy na ich babciach. Mangi czyta się wszędzie (widok pasażerów porannego pociągów metra, czytających mangi jest jednym z typowych dla japońskich metropolii). Wedle statystyk w 2009 r. globalna sprzedaż japońskich komiksów osiągnęła wartość 5, 5 biliona dolarów – aż nie sposób wyobrazić sobie takiej kwoty! Czy można się zatem dziwić, że w Japonii bohaterami masowej kultury zostają nie tylko gwiazdy filmu czy sceny (muzycznej), ale gry konsolowe (Pokemony), zabawki (Hello Kitty), lalki (oczywiście, te dla dorosłych, samotnych panów), a nawet… poduszki  z wizerunkami nagich lolitek (również dla samotnych panów)?

Jednak Kago uderza nie tylko w budzącą uzasadniony niepokój skłonność Japończyków do ulegania różnego rodzaju dziwactwom, ale również w tradycję. To przypadek epizodu „Shame”, w którym mangaka atakuje kanoniczne dla Japończyków  kategorię – haji (wstyd).O japońskiej kulturze mówi się, że jest „kultura wstydu” w przeciwieństwie do zachodniej „kultury winy”, dla której charakterystyczne są takie pojęcia jak grzech, wina, poczucie winy, wyrzuty sumienia itp. Różnica polega, jak pisze Ruth Bendedict w klasycznej rozprawie „Chryzantema i miecz”, na rodzaju sankcji: wina jest rodzajem sankcji wewnętrznej zaś wstyd zewnętrznej. Najczęściej do utraty twarzy (kao ga tatanai ) czyli odczucia zawstydzenia dochodzi wskutek niespełnienia giri. Benditc pisze, że giri to dbanie o nieskazitelną opinię, którą można zachować tylko wypełniając obowiązki wobec siebie i innych (np. niezdany przez ucznia egzamin, odrzucony kandydat do pracy, porażka szkolnej drużyny). Wszyscy oni pogrążają się we wstydzie, ponieważ ich wysiłki poszły na marne; ponieważ nie dołożyli należytych starań, aby wypełnić powierzone im zadanie. Niebezpieczeństwo pułapki haji sprawia, że Japończycy wykazują przesadną troskę o to, jak odbiera ich otoczenie.

W mandze Kago ta troska nabrała świadomie monstrualnych, groteskowych cech. Zleceniodawca Kurody z miasteczka, Kikuto, ogarniętego paranoją wstydu pragnie popełnić niewybaczalną zbrodnię. Zamiast pójść w ślady swej rodziny i popełnić samobójstwo, by zmyć hańbę, którą sprowadziła na jego dom małżonka, on chce – o zgrozo – uciec z miasta! „Shame” to bez wątpienia najmocniejszy cios zadany przez mangakę japońskiemu społeczeństwu, lecz również najzabawniejszy. Albowiem ostatecznie to Kuroda ponosi największe straty złapany w pułapkę wytykających go palców i  pełnych oburzenia głosów (wszak pomagał w ucieczce „zdrajcy”). Na szczęście asystentka detektywa okazała się całkowicie wstydoodporna.


Słów kilka o samej mandze, „Paranoia Street” zwłaszcza, że jest na co zwracać uwagę. Kago bowiem, jak przystało na artystę undergroundowego, nie podąża utartym szlakiem  komercyjnych, hurtowo wydawanych komiksów. U niego ramy rysunków tworzą regularne kwadratowe lub prostokątne „okienka”, zupełnie inaczej niż w standardowych mangach, w których obowiązuje duże swoboda w zamykaniu rysunków w nieregularnych ramach. Inaczej również niż w mainstreamie; wygląd postaci nie charakteryzują wielkie oczy, kropki i kreski zamiast nosa i ust, a kobiety nie eksponują swych obfitych biustów. Rysunek w „Paranoia Street”, aczkolwiek prosty i raczej umowny niż realistyczny, nie ma w sobie nic z nieznośnego infantylizmu znamiennego dla większości głównonurtowych mang.

„Paranoia Street” to moje drugie spotkanie z twórczością z Shintaro Kago (po makabryczno-śmiesznym „łanszocie” „The Collection”). Drugie, ale na pewno nie ostatnie. I gdybym miał komuś polecić przygodę z groteskową, surrealistyczną, szokującą, ale perwersyjnie zabawną twórczością japońskiego mangaki, to „Paranoia Street” wydaje się najlepszym początkiem tej przygody. Nie jest to manga, która w sposób szczególny epatuje seksem i przemocą, jest natomiast oryginalna, pełna inwencji, groteskowa z zachowaniem umiaru a nade wszystko gryzącej ironii. Ale też ironia to najlepsza broń przeciw szaleństwu świata.   

Ps. Niestety nie udało mi się znaleźć okładki tomu pierwszego "Paranoia Street", dlatego zastępczo skorzystałem z okładki do tomu drugiego.

Fragmenty mangi 'Paranoia Street" Shintarō Kago pochodzą ze strony. www.mangafox.me


MOJA OCENA: 8+/10



Mangę można przeczytać on-line


Spis treści - PARANOIA STREET




"Measurments" - Detektyw Kuroda wraz z asystentką wyrusza do miasta, którego mieszkańcy ogarnięci są obsesją na punkcie pomiarów… wszystkiego. Ich zleceniodawcą jest człowiek, któremu specjalny czytnik szans stania się ofiarą zabójstwa, podał wynik 98 %. W czasie wizyty żona mężczyzny popełnia samobójstwo, bowiem licznik mierzący szanse popełnienia samobójstwa wskazał jej wysoki procent. Wkrótce detektyw zostaje aresztowany, ponieważ jego klient został znaleziony martwy. Dziewięć różnych ran zadanych pod różnym kątem w różne miejsca na ciele wykluczyły możliwość samobójstwa. Detektyw staje przed sądem oskarżony o dokonanie zabójstwa, a jego winie przesądzają wskazania licznych czytników, pomiarników i liczników, w które wyposażone są sędziowie i ława przysięgłych.  Z celi śmierci Kurodę może uratować tylko jego asystentka.


„Pipeps” - Detektyw Kuroda wraz z asystentką wyrusza do miasta Kudari, którego mieszkańcy mają obsesję na punkcie rur, przewodów rurowych, kanałów, przewodów i kabli. Każdy z mieszkańców jest podłączony gumowymi przewodami z jednej strony do fabryki z drugiej zaś podłączony do ust, nosa i organów wydalniczych. Wszystko przychodzi i wychodzi przez rury. Z tego też powodu mieszkańcy zaprzestali jakiejkolwiek aktywności, co ostatecznie doprowadza do ich śmierci. Zleceniodawcą jest Tsutsuwada, córka dyrektora fabryki, która jako jedyna nie uległa manii rur i sabotuje system rur, uszkadzając i niszcząc je. Dziewczyna pragnie w ten sposób uratować mieszkańców miasta. Detektyw i jego asystentka przyłączają się do dziewczyny, lecz wkrótce zostają pojmani przez mieszkańców Kudari.



„Adhesives” - Detektyw Kuroda wraz z asystentką wyrusza do miasta Norito, którego mieszkańcy mają obsesję na punkcie  przyklejania, przymocowywania i wiązania. Ludzie w tym mieście są do siebie przyklejeni ramionami, zwierzęta są przyklejone do ziemi itp. Zleceniodawcą jest mężczyzna, który podejrzewa, że jego żona, Setsuko ma romans z innym facetem. Rzeczywiście, gdy mąż Setsuko śpi, ta spotyka się z żonatym mężczyzną Norio. Na wieść o tym, chce zabić żonę. Detektyw wraz z asystentką próbują powstrzymać mężczyznę,  ale nie udaje się im zapobiec tragedii.


„Diseases” - Detektyw Kuroda wraz z asystentką wyrusza do miasta Kanda, którego mieszkańcy mają obsesję na punkcie chorób. Każdy z nich leży na szpitalnym łóżku. W mieście można handlować chorobami, zarazkami, wirusami.  Zleceniodawcą jest lokalny biznesmen, który pragnie odnaleźć skradzioną małpę z nieznanym wirusem. Okazuje się, że mężczyzna, który ukradł małpę, ma w sobie rzadki rodzaj nowotworu. Za  tego rodzaju „unikatową” chorobę można otrzymać spore pieniądze od instytucji badawczych, lecz na tę intratną dolegliwość czyha miejscowy biznesmen, ten który zlecił znalezienie małpy. Wskutek splotu zdarzeń nowotwór zostaje tymczasowo przeszczepiony do ciała detektywa. Teraz to Kuroda staje się najbardziej poszukiwaną osobą w mieście.


„Shame” - Detektyw Kuroda wraz z asystentką wyrusza do miasta Kikuto, którego mieszkańcy mają obsesję na punkcie wstydu. Wstydzą się tak za bardzo, że zapadają się pod ziemie i mieszkają we wykopanych dziurach, nigdy z nich nie wychodząc. Gdy zaś wyjdą na zewnątrz i ktoś ich zobaczy, dosłownie spalają się ze wstydu. Zleceniodawcą jest mężczyzna, który chce się wydostać z miasta. Z powodu wstydu jego żony wykopał sobie dziurę w domu i się w niej schował, lecz jego rodzina uznała, że to nie wystarczy i popełniła zbiorowe samobójstwo. Mieszkańcy oczekują tego samego od mężczyzny, lecz on nie chce umierać. Podczas próby wywiezienia mężczyzny z miasta detektyw zostaje złapany. Kuroda znów musi liczyć na pomoc swej asystentki, która  okazuje się nie mieć za grosz wstydu, co czyni ją odporna na ataki mieszkańców Kikuto.

2 komentarze :

  1. Witam,

    To mój pierwszy komentarz, ale obserwuję bloga od długiego czasu (przeczytałem od deski do deski, książkę zresztą też) i, jako fan popkultury Japonii i Korei czasem mierzący się z jej opisywaniem, doceniam ogrom wysiłku w kompilowaniu i przedstawianiu jej dzieł.

    A teraz na temat - wszelkie szorty i one shoty Shintaro Kago kocham, nawet te które bardziej niż na kontestację i eksperyment stawiają na zabójczą dawkę zwyrodniałości. Ale przyznam, że kiedy spróbowałem czegoś dłuższego - dokładniej "Anamorphosis no Meijuu" - to się odbiłem od tego, albo było słabe, albo za ciężkie dla mnie. Natomiast "Paranoia Street" brzmi świetnie, coś jak kombinacja moich ukochanych szortów z jakąś spójną narracją przewodnią. Poza tym pomysł z pomylonymi miasteczkami jest po prostu boski. Muszę wygospodarować czas na przeczytanie.

    A przy okazji - miałem to zrobić wcześniej - chciałem polecić coś uwadze. Pewien kanał filmowy na Youtube, puszczający między innymi najlepsze filmowe krótkie formy z całego świata - wyprodukował i opublikował w okolicach Halloween oryginalną, czterodocinkową antologię grozy rodem z Azji pt. "Silent Terror". Są w niej ciekawe epizody Joko Anwara (dziękuje za reklamowanie tego twórcy - obejrzałem "The Forbidden Door" i jestem zauroczony) oraz Noboru Iguchi, a także dwa mniej mi znanych reżyserów, ale chyba nawet lepsze od wyżej wymienionych. Antologia ma też ciekawy motyw przewodni - ciszę. Nie ma w niej w ogóle dialogów. Mam nadzieję, że nie jest to spóźniona polecanka, niemniej rzecz jest bardzo udana.

    http://www.youtube.com/playlist?list=PLamdUEW_ElS7a0f9yRhHoGMyptFh3RzgS

    Pozdrawiam serdecznie
    Marek Grzywacz

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam

    Cieszę się, ze mam tak wiernego czytelnika:) To zawsze jeszcze bardziej mobilizuje do wytężonej pracy. No i proszę wciąż śledzić posty na moim blogu. A i do czytania w papierze też coś szykuje, ale to jeszcze nie tak prędko ;)

    "Paranoia Street" polecam z czystym sumieniem, choć żałować można, że tak niewiele rozdziałów jest dostępnych w języku angielskim. Przeglądałem też te nieprzetłumaczone i żal jeszcze większy, bo po obrazkach widać, że Kago zaszalał na całego ;)

    No i wielkie dzięki za linka. Krótki metraż lubię możne nawet bardziej niż długi, więc jak tylko będę miał chwilę wolnego, zobaczę i może nawet coś napisze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń