Japonia to dziwny kraj. Mieszkańcy
posługują się językiem nie podobnym do żadnego innego, ich kultura masowa jest
zdumiewająco infantylna a mężczyźni miast uprawiać seks z kobietami, kochają
się z poduszkami z wizerunkami lolitek. Japonia to dziwny kraj, który ze swojej
dziwaczności uczynił powód do dumy. To, prawda. Nie ma drugiego takiego kraju
na świecie. Pewnie dlatego Zachód jest niepoprawnie zafascynowany wszystkim co
japońskie. Niestety często jest to fascynacja bezkrytyczna, której nie są w
stanie powstrzymać nawet tak rzetelne i pozbawione sentymentów książki o
Japonii jak „Psy i demony” Alexa Kerra, czy tak gorzkie powieści Ryu
Murakamiego czy Natsuo Kirino, przedstawiające tę baśniowy dla wielu kraj jako
miejsce ponure, brzydkie i nieprzyjazne. Ambitne kino japońskie również w
bezlitosny sposób obnaża problemy współczesnej Japonii, która w filmach takich
twórców jak Hirokazu Koreeda, Akihiko Shiota, Shinji Aoyama, Sion Sono czy
Kiyoshi Kurosawa nie ma nic z folderowego, zakłamanego piękna.
W ten rewizjonistyczny nurt wpisuje
się także twórczość Shintarō Kago, artysty, który realizuje się głównie na
niwie mangi, choć ma w dorobku wiele krótkich form animowanych oraz… zabawki,
produkowane według własnych projektów. Kago należy do tzw. kisou mangaka (twórca
udziwnionych mang), od którego to pojęcia dzieli jedynie mały krok od innego
określenia guro manga artist, nawiązującego
z kolei do nurtu ero guro. Wszystkie
te epitety całkiem trafnie definiują styl Japończyka, w którym dziwaczność,
groteska, absurd, ale także makabra, odważny seks i brutalna przemoc pojawiają
się z regularną częstotliwością. Aczkolwiek do tego wyliczenia należy dodać
potężną dawkę ironii i czarnego jak smoła humoru. Uzbrojony w te przymioty Kago
za sprawą swej twórczości od wielu lat toczy prywatną wojnę z fałszywa,
polityczną poprawnością, nudnym poczuciem dobrego smaku i grzeczną
przyzwoitością. Ofiarami jego ostrej, nieuznającej żadnego tabu kreski pada nie
tylko świat komercji i konwencji, obejmujący mangi i całą japońską pop kulturę,
ale także – a może przede wszystkim - japońskie społeczeństwo ze swą tradycją,
historią i dziwactwami. Kago nie oszczędza nikogo.
Że tak jest przekonuje składająca
się z pięciu tomów manga „Paranoia Street”, której niestety tylko pierwsza
część i to nie w całości jest dostępną w języku angielskim. W przypadku
undergroundowych twórców, niezależnie od dziedziny, którą uprawiają, dostęp do
ich dzieł bywa często ograniczony. Jednak ta skromna próbka twórczości Kago skupia
w sobie niczym w soczewce wszystkie najistotniejsze elementy stylu a także
obszar zainteresowań japońskiego artysty. Szkielet fabularny został
skonstruowany wokół prostego, ale nośnego schematu. Bohater mangi, Kuroda
zainspirowany aktorskimi rolami niezwykle popularnego w Japonii, Yusaki
Matsudy, postanawia otworzyć biuro prywatnego detektywa. Fakt, że nie jest
pierwszym w mieście i wyjątkowo źle znosi liczną konkurencję, skłania go do
modyfikacji swej profesji. Staje się detektywem mobilnym, który wraz ze swoją
wierną ( i bezimienną) asystentką podróżuje po Japonii, przyjmując zlecenia od
mieszkańców prowincjonalnych miast i miasteczek. Nie są to zwyczajne zlecenia,
tak jak ich zleceniodawcy. Każdy z nich zamieszkuje miasteczko, którego
społeczeństwo pada ofiarą jakieś obsesji. W „Measurments” wszystko kręci się wokół
wszelakich pomiarów: wagi, wzrostu, ciśnienia krwi, mikroorganizmów, wirusów,
zachorowalności na poszczególne choroby, ale także poziomu różnego rodzaju
uczuć i emocji a nawet szans na popełnienie samobójstwa lub stania się ofiarą
morderstwa. Z tym ostatnim pomiarem związane jest zlecenie, które otrzymuje
Kuroda i jego asystentka. Nie wiadomo dlaczego ani kto pragnie pozbawić życia
zleceniodawcę, ważne jest dla niego, że wskaźnik szans stania się ofiarą
zabójstwa podał wynik 98 %. Wszelkie
próby podważenia rezultatu podanego przez maszynę nie mają szans powodzenia
zwłaszcza, że mężczyzna rzeczywiście zostaje zamordowany a detektyw staje się
nieoczekiwanym podejrzanym. Przypadkowe wplątanie się Kurody w intrygę,
zagrażającą życiu lub zdrowiu detektywa, jest również częścią schematu i
powtarza się w kolejnych rozdziałach, poświęconych różnym dziwactwom, którym
mieszkańcy odwiedzanych przez parę bohaterów poddają się z niepokojącą
biernością.
A zatem w „Measurments” mamy
manię mierzenia wszystkiego, w „Pipeps” obsesję na punkcie rur i przewodów
rurowych, w „Adhesives” panuje wszechobecna „moda” przyklejania i sklejania (w
tym ludzi, ramionami do siebie), w „Diseases” wszystko obraca się wokół chorób:
mieszkańcy miasteczka Kanda dosłownie nie wstają z łóżek, a mieszkańcy
miasteczka Kikuto (epizod „Shame”) kierowani paranoją wstydu kopią dziury w
ziemi, by nigdy z nich nie wyjść (by nie spalić się – jak najdosłowniej – ze
wstydu). Jak nietrudno się zorientować z tego skrótowego streszczenia, absurd
ma w mandze ostrze, jak najbardziej komiczne, ale w żadnym wypadku tępe.
„Paranoia Street” jest bowiem złośliwą, ironiczną, ostrą jak brzytwa satyrą na
japońskie społeczeństwo, które z niepokojącą łatwością ulega różnego rodzaju dziwacznym,
głupim, a czasem wręcz szkodliwym modom i trendom. Ostatnimi czasy modne stało
się wśród Japonek fotografowanie… lizania klamek a wśród Japończyków…zniekształcanie
ciała. Mądre, prawda? Ale to, co jest najgorsze i niepokojące, to charakterystyczny
dla mieszkańców Kraju Wschodzącej Wiśni brak umiaru i łatwość uzależniania się
od produktów popkultury.
Trudno o lepszy przykład niż…
mangi. W Japonii tę odmianę komiksu czytają wszyscy, począwszy od
przedszkolaków a skończywszy na ich babciach. Mangi czyta się wszędzie (widok
pasażerów porannego pociągów metra, czytających mangi jest jednym z typowych
dla japońskich metropolii). Wedle statystyk w 2009 r. globalna sprzedaż
japońskich komiksów osiągnęła wartość 5, 5 biliona dolarów – aż nie sposób
wyobrazić sobie takiej kwoty! Czy można się zatem dziwić, że w Japonii
bohaterami masowej kultury zostają nie tylko gwiazdy filmu czy sceny
(muzycznej), ale gry konsolowe (Pokemony), zabawki (Hello Kitty), lalki
(oczywiście, te dla dorosłych, samotnych panów), a nawet… poduszki z wizerunkami nagich lolitek (również dla
samotnych panów)?
Jednak Kago uderza nie tylko w
budzącą uzasadniony niepokój skłonność Japończyków do ulegania różnego rodzaju
dziwactwom, ale również w tradycję. To przypadek epizodu „Shame”, w którym mangaka
atakuje kanoniczne dla Japończyków kategorię – haji (wstyd).O japońskiej kulturze mówi się,
że jest „kultura wstydu” w przeciwieństwie do zachodniej „kultury winy”, dla
której charakterystyczne są takie pojęcia jak grzech, wina, poczucie winy,
wyrzuty sumienia itp. Różnica polega, jak pisze Ruth Bendedict w klasycznej
rozprawie „Chryzantema i miecz”, na rodzaju sankcji: wina jest rodzajem sankcji
wewnętrznej zaś wstyd zewnętrznej. Najczęściej do utraty twarzy (kao ga tatanai )
czyli odczucia zawstydzenia dochodzi wskutek niespełnienia giri.
Benditc pisze, że giri to dbanie o
nieskazitelną opinię, którą można zachować tylko wypełniając obowiązki wobec
siebie i innych (np. niezdany przez ucznia egzamin, odrzucony kandydat do
pracy, porażka szkolnej drużyny). Wszyscy oni pogrążają się we wstydzie,
ponieważ ich wysiłki poszły na marne; ponieważ nie dołożyli należytych starań,
aby wypełnić powierzone im zadanie. Niebezpieczeństwo pułapki haji sprawia, że Japończycy wykazują
przesadną troskę o to, jak odbiera ich otoczenie.
W mandze Kago ta troska nabrała
świadomie monstrualnych, groteskowych cech. Zleceniodawca Kurody z miasteczka,
Kikuto, ogarniętego paranoją wstydu pragnie popełnić niewybaczalną zbrodnię.
Zamiast pójść w ślady swej rodziny i popełnić samobójstwo, by zmyć hańbę, którą
sprowadziła na jego dom małżonka, on chce – o zgrozo – uciec z miasta! „Shame”
to bez wątpienia najmocniejszy cios zadany przez mangakę japońskiemu
społeczeństwu, lecz również najzabawniejszy. Albowiem ostatecznie to Kuroda
ponosi największe straty złapany w pułapkę wytykających go palców i pełnych oburzenia głosów (wszak pomagał w
ucieczce „zdrajcy”). Na szczęście asystentka detektywa okazała się całkowicie
wstydoodporna.
Słów kilka o samej mandze, „Paranoia
Street” zwłaszcza, że jest na co zwracać uwagę. Kago bowiem, jak przystało na
artystę undergroundowego, nie podąża utartym szlakiem komercyjnych, hurtowo wydawanych komiksów. U
niego ramy rysunków tworzą regularne kwadratowe lub prostokątne „okienka”,
zupełnie inaczej niż w standardowych mangach, w których obowiązuje duże swoboda
w zamykaniu rysunków w nieregularnych ramach. Inaczej również niż w
mainstreamie; wygląd postaci nie charakteryzują wielkie oczy, kropki i kreski
zamiast nosa i ust, a kobiety nie eksponują swych obfitych biustów. Rysunek w
„Paranoia Street”, aczkolwiek prosty i raczej umowny niż realistyczny, nie ma w
sobie nic z nieznośnego infantylizmu znamiennego dla większości głównonurtowych
mang.
„Paranoia Street” to moje drugie
spotkanie z twórczością z Shintaro Kago (po makabryczno-śmiesznym „łanszocie”
„The Collection”). Drugie, ale na pewno nie ostatnie. I gdybym miał komuś
polecić przygodę z groteskową, surrealistyczną, szokującą, ale perwersyjnie
zabawną twórczością japońskiego mangaki, to „Paranoia Street” wydaje się
najlepszym początkiem tej przygody. Nie jest to manga, która w sposób
szczególny epatuje seksem i przemocą, jest natomiast oryginalna, pełna
inwencji, groteskowa z zachowaniem umiaru a nade wszystko gryzącej ironii. Ale
też ironia to najlepsza broń przeciw szaleństwu świata.
Ps. Niestety nie udało mi się znaleźć okładki tomu pierwszego "Paranoia Street", dlatego zastępczo skorzystałem z okładki do tomu drugiego.
Fragmenty mangi 'Paranoia Street" Shintarō Kago pochodzą ze strony. www.mangafox.me
MOJA OCENA: 8+/10
Mangę można przeczytać on-line
Spis treści - PARANOIA STREET
"Measurments" - Detektyw Kuroda wraz z
asystentką wyrusza do miasta, którego mieszkańcy ogarnięci są obsesją na punkcie
pomiarów… wszystkiego. Ich zleceniodawcą jest człowiek, któremu specjalny
czytnik szans stania się ofiarą zabójstwa, podał wynik 98 %. W czasie wizyty
żona mężczyzny popełnia samobójstwo, bowiem licznik mierzący szanse
popełnienia samobójstwa wskazał jej wysoki procent. Wkrótce detektyw zostaje
aresztowany, ponieważ jego klient został znaleziony martwy. Dziewięć różnych
ran zadanych pod różnym kątem w różne miejsca na ciele wykluczyły możliwość
samobójstwa. Detektyw staje przed sądem oskarżony o dokonanie zabójstwa, a
jego winie przesądzają wskazania licznych czytników, pomiarników i liczników,
w które wyposażone są sędziowie i ława przysięgłych. Z celi śmierci Kurodę może uratować tylko
jego asystentka.
„Pipeps” - Detektyw Kuroda wraz z
asystentką wyrusza do miasta Kudari, którego mieszkańcy mają obsesję na
punkcie rur, przewodów rurowych, kanałów, przewodów i kabli. Każdy z
mieszkańców jest podłączony gumowymi przewodami z jednej strony do fabryki z
drugiej zaś podłączony do ust, nosa i organów wydalniczych. Wszystko
przychodzi i wychodzi przez rury. Z tego też powodu mieszkańcy zaprzestali
jakiejkolwiek aktywności, co ostatecznie doprowadza do ich śmierci.
Zleceniodawcą jest Tsutsuwada, córka dyrektora fabryki, która jako jedyna nie
uległa manii rur i sabotuje system rur, uszkadzając i niszcząc je. Dziewczyna
pragnie w ten sposób uratować mieszkańców miasta. Detektyw i jego asystentka
przyłączają się do dziewczyny, lecz wkrótce zostają pojmani przez mieszkańców
Kudari.
„Adhesives” - Detektyw Kuroda wraz z
asystentką wyrusza do miasta Norito, którego mieszkańcy mają obsesję na
punkcie przyklejania, przymocowywania
i wiązania. Ludzie w tym mieście są do siebie przyklejeni ramionami,
zwierzęta są przyklejone do ziemi itp. Zleceniodawcą jest mężczyzna, który
podejrzewa, że jego żona, Setsuko ma romans z innym facetem. Rzeczywiście,
gdy mąż Setsuko śpi, ta spotyka się z żonatym mężczyzną Norio. Na wieść o
tym, chce zabić żonę. Detektyw wraz z asystentką próbują powstrzymać
mężczyznę, ale nie udaje się im
zapobiec tragedii.
„Diseases” - Detektyw Kuroda wraz z
asystentką wyrusza do miasta Kanda, którego mieszkańcy mają obsesję na
punkcie chorób. Każdy z nich leży na szpitalnym łóżku. W mieście można
handlować chorobami, zarazkami, wirusami.
Zleceniodawcą jest lokalny biznesmen, który pragnie odnaleźć
skradzioną małpę z nieznanym wirusem. Okazuje się, że mężczyzna, który ukradł
małpę, ma w sobie rzadki rodzaj nowotworu. Za tego rodzaju „unikatową” chorobę można
otrzymać spore pieniądze od instytucji badawczych, lecz na tę intratną dolegliwość
czyha miejscowy biznesmen, ten który zlecił znalezienie małpy. Wskutek splotu
zdarzeń nowotwór zostaje tymczasowo przeszczepiony do ciała detektywa. Teraz
to Kuroda staje się najbardziej poszukiwaną osobą w mieście.
„Shame” - Detektyw Kuroda wraz z
asystentką wyrusza do miasta Kikuto, którego mieszkańcy mają obsesję na
punkcie wstydu. Wstydzą się tak za bardzo, że zapadają się pod ziemie i
mieszkają we wykopanych dziurach, nigdy z nich nie wychodząc. Gdy zaś wyjdą
na zewnątrz i ktoś ich zobaczy, dosłownie spalają się ze wstydu.
Zleceniodawcą jest mężczyzna, który chce się wydostać z miasta. Z powodu
wstydu jego żony wykopał sobie dziurę w domu i się w niej schował, lecz jego
rodzina uznała, że to nie wystarczy i popełniła zbiorowe samobójstwo.
Mieszkańcy oczekują tego samego od mężczyzny, lecz on nie chce umierać. Podczas
próby wywiezienia mężczyzny z miasta detektyw zostaje złapany. Kuroda znów
musi liczyć na pomoc swej asystentki, która okazuje się nie mieć za grosz wstydu, co
czyni ją odporna na ataki mieszkańców Kikuto.
|
Witam,
OdpowiedzUsuńTo mój pierwszy komentarz, ale obserwuję bloga od długiego czasu (przeczytałem od deski do deski, książkę zresztą też) i, jako fan popkultury Japonii i Korei czasem mierzący się z jej opisywaniem, doceniam ogrom wysiłku w kompilowaniu i przedstawianiu jej dzieł.
A teraz na temat - wszelkie szorty i one shoty Shintaro Kago kocham, nawet te które bardziej niż na kontestację i eksperyment stawiają na zabójczą dawkę zwyrodniałości. Ale przyznam, że kiedy spróbowałem czegoś dłuższego - dokładniej "Anamorphosis no Meijuu" - to się odbiłem od tego, albo było słabe, albo za ciężkie dla mnie. Natomiast "Paranoia Street" brzmi świetnie, coś jak kombinacja moich ukochanych szortów z jakąś spójną narracją przewodnią. Poza tym pomysł z pomylonymi miasteczkami jest po prostu boski. Muszę wygospodarować czas na przeczytanie.
A przy okazji - miałem to zrobić wcześniej - chciałem polecić coś uwadze. Pewien kanał filmowy na Youtube, puszczający między innymi najlepsze filmowe krótkie formy z całego świata - wyprodukował i opublikował w okolicach Halloween oryginalną, czterodocinkową antologię grozy rodem z Azji pt. "Silent Terror". Są w niej ciekawe epizody Joko Anwara (dziękuje za reklamowanie tego twórcy - obejrzałem "The Forbidden Door" i jestem zauroczony) oraz Noboru Iguchi, a także dwa mniej mi znanych reżyserów, ale chyba nawet lepsze od wyżej wymienionych. Antologia ma też ciekawy motyw przewodni - ciszę. Nie ma w niej w ogóle dialogów. Mam nadzieję, że nie jest to spóźniona polecanka, niemniej rzecz jest bardzo udana.
http://www.youtube.com/playlist?list=PLamdUEW_ElS7a0f9yRhHoGMyptFh3RzgS
Pozdrawiam serdecznie
Marek Grzywacz
Witam
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze mam tak wiernego czytelnika:) To zawsze jeszcze bardziej mobilizuje do wytężonej pracy. No i proszę wciąż śledzić posty na moim blogu. A i do czytania w papierze też coś szykuje, ale to jeszcze nie tak prędko ;)
"Paranoia Street" polecam z czystym sumieniem, choć żałować można, że tak niewiele rozdziałów jest dostępnych w języku angielskim. Przeglądałem też te nieprzetłumaczone i żal jeszcze większy, bo po obrazkach widać, że Kago zaszalał na całego ;)
No i wielkie dzięki za linka. Krótki metraż lubię możne nawet bardziej niż długi, więc jak tylko będę miał chwilę wolnego, zobaczę i może nawet coś napisze.
Pozdrawiam