piątek, 30 listopada 2012

TOP 10: THE BIGEST BAD GUYS IN ASIAN CINEMA




„Nie ma porządnego filmu, bez porządnego czarnego charakteru – nie wiem kto to powiedział, ale czy jesteście sobie w stanie wyobrazić Batmana bez nieobliczalnego Jokera, „Obcego” bez oślizgłego xemomorfa a „Ichiego- zabójcę” bez szalonego Kakihary? Bo film, w którym pozytywny bohater nie ma godnego przeciwnika w walce o przywrócenie zaburzonej harmonii świata, to nudy i flaki z olejem. To filmowe dranie tak naprawdę nakręcają akcję, budzą emocje i przyciągają uwagę. Bowiem mrok jest zawsze bardziej fascynujący niż słoneczny blask. Zwłaszcza, że zło, w imieniu, którego śmierć, zniszczenie i chaos sieją różnej maści typy spod ciemnej gwiazdy, jest efektowne, ale zarazem bezpieczne jak seks w prezerwatywie. To takie oglądanie mroków świata i ludzkiej natury przez szybę pancerną.     

W azjatyckim kinie nie zawsze jest tak bezpiecznie. Warstwa szyby bywa cienka albo w ogóle jej nie ma. Dlatego „czarne charaktery” z filmów made in Asia to grupa najpodlejszych z podłych: okrutnych seryjnych morderców, niebezpiecznych psychopatów, zdziczałych zwyrodnialców, wyrafinowanych mścicieli a nawet wszechpotężnych szamanów. Układając poniższą listę TOP 10, kierowałem się przede wszystkim różnorodnością „zasług” bohaterów tego zestawienia. Nie chciałem również, aby TOP 10 zapełnili sami seryjni zabójcy i krwiożerczy psychopaci, bo to byłoby zbyt banalne. Dlatego na moje liście być może znajdziecie „czarne charaktery”, które nie wydadzą się Wam, aż takie czarne, ale to cena nietuzinkowości.

Żałuję, że kilku kandydatów odpadło (m.in. prześladowca z „Say Yes”, seryjny morderca z „Missing”, psychopatyczny gliniarz z „Blood Aria” oraz cała galeria dewiantów i mutantów z filmów Yoshihiro Nishimury i Noboru Iguchiego). Ale na coś musiałem się zdecydować.

Ok., więcej się nie rozpisuje. Oddaje w Was w łapska największych filmowych zwyrodnialców i szaleńców, którzy zgotują Wam najkoszmarniejszą jesień średniowiecza w dziejach kina.
Let`s begining!

ps. aby wyłapać aluzje w opisach, polecam wpierw obejrzenie filmów, w których występują wymienieni poniżej panowie


10.


Mr. Kim

Lee Mu-nyeong

(The Butcher, Korea Płd, 2007)

Wygląd: Mężczyzna w średnim wieku, noszący się jak rzeźnik z ubojni bydła, co zresztą  całkiem trafnie koresponduje z tym, czym się zajmuje. Mr. Kim jest bowiem reżyserem filmowym i to nie byle jakim. On tworzy sztukę, która porusza widzem, nie pozostawia obojętnym, a nawet wstrząsa i skłania do refleksji typu: co za popier…. palant to nakręcił?! Albowiem Mr. Kim realizuje się na polu mało popularnej (przynajmniej oficjalnie) odmiany kina rozrywkowego: snuff movies.

Za co: Oto prawdziwy człowiek sztuki, całym sercem oddany swemu artystycznemu powołaniu. Niestraszne mu skandaliczne warunki pracy (nieogrzewane wnętrza, nieestetyczne widoki), nieciężka mu ciężka praca na planie, ani nawet nierozgarnięci współpracownicy i aktorzy nie skorzy do współpracy. Niestraszny mu pot, łzy i krew (zwłaszcza, że nie jego) i praca w hałasie ( człowiek masakrowany młotkiem po twarzy wrzeszczy zdecydowanie za głośno). Bo Mr. Kim wie co, to poświecenie dla sztuki. Dlatego też poświecenia wymaga od swych aktorów. Naturalistycznie zagrany gwałt homoseksualny? Nie ma, że się wstydzę! Naturalistycznie wydłubane oko? Nie ma, że moje oko! Ale myliłby się ktoś, gdyby uznał Mr. Kim za ponurego pracoholika, który poza pracą niczego innego nie widzi. A to się z aktorami podroczy, o to ile wnętrzności z nich wypatroszy, a to z mamą swoją poplotkuje i papieroska wypali w przerwie między zarzynaniem nieszczęśników. I tak to się kręci…

Pięta achillesowa: Niektórzy aktorzy nie są przekonani do metod Mr Kima pracy na planie.


9.


Kikuo Sawada

Yuujin Kitagawa

(All Night Long 3, Japonia, 1996)

Wygląd: Najmłodszy na liście: nastolatek o wyglądzie nieśmiałego prymusa o łagodnym, nieco zaspanym obliczu. Mógłby staruszkę przez jezdnię przeprowadzić, zagubione dziecko w ręce zrozpaczonych rodziców oddać, zakupy zrobić i posprzątać. O, sprzątanie to, to w czym naprawdę jest dobry. Jak przystało na wyalienowanego, niebezpiecznego dewianta i zwyrodnialca

Za co: Bo choć Leon Zawodowiec to on nie jest, a jednak powołaniem Kikuo jest zawód pracownika zakładu oczyszczania miasta. Jeśli nie che wam się wynieść śmieci albo wasz przydomowy śmietnik pęka w szwach, bo śmieciarze się zapili na amen – nic prostszego. Wezwijcie Kikuo a wszystko wam wysprząta do ostatniego zużytego kondoma i podpaski. Bowiem w chłopaku drzemie dusza kolekcjonera. Jeśli nagle okazałoby się, że wszystkie śmieci zginęły z ulic i zaułków miasta, to znaczy, że są one mieszkaniu Kikuo. Poza pasją zbieracza odpadów, Kiku ma kilka innych, równie zwyczajnych zajęć,  np. torturowanie kalekiej dziewczyny, podglądanie kopulujących par, czy „hodowanie” w swym mieszkaniu porwanej nastolatki, a gdy ta się zużyje (przypalanie nagrzaną suszarką nie służy trwałości ludzkiego materiału), to Kikuo starannie po niej posprząta, czyli poćwiartuje, bo porządek musi być!  Chłopak ma także ma obsesję na punkcie pewnej pani ze spożywczaka, co też wzbudza w nim największą frustrację. A gdy się zezłości, dokonuje kilku krwawych masakr, bo nastolatki już tak mają. Ot, uroki młodości!   

Pięta achillesowa: O jeden worek śmieci za dużo


8.


Jang Kyung-chul

Choi Min-shik

(I Saw The Devil, Korea Płd, 2011)

Wygląd: Zwalisty pan w średnim wieku, którego bez najmniejszych obaw spytalibyśmy o drogę albo poprosili o pomoc przy zepsutym samochodzie.  Sądząc po wyglądzie mógłby być taksówkarzem albo kierowcą autobusu (ciepło, ciepło). Wyglądem przypomina również… Janusza Gajosa z jego roli w „Psach”. Cechy osobowości są nawet zbieżne z tą postacią.

Za co: Bestia w ciele człowieka. Dowód na prawdziwość teorii ewolucji Darwina: w niektórych ludziach pierwiastek zwierzęcy mimo dziesiątek milionów lat wciąż dominuje. Kyung-chul bowiem to drapieżnik rozszarpujący swe ofiary, pastwiący się nad ich szczątkami. Brutalny gwałciciel, morderca ćwiartujący swe ofiary. Dzikie zwierze ogarnięte morderczą wścieklizną. Nieobliczalny, bezwzględny psychopata, którego spotkanie dla każdej kobiety kończy się śmiercią w okrutnych mękach.  Słowem idealny mężczyzna dla pań spragnionych przygód.

Pięta achillesowa:  Zabił niewłaściwą kobietę.



7.


Chi Wai Chan

Ben Ng

(Red to Kill, Hongkong, 1994)

Wygląd: Pan Chan jest tak sympatyczny jak tylko może być opiekun nieszczęśliwych, upośledzonych umysłowo podopiecznych. Własną piersią zasłania nieszczęśników przed próbą linczu ze strony wzburzonych mieszkańców, sąsiadujących z ośrodkiem pomocy niepełnosprawnym. Okulary, które pan Chan nosi na nosie, dodają mu powagi i łagodności. Z radością oddalibyśmy mu pod opiekę naszą pociechę albo zniedołężniałą babcię. A jednak pozory mylą. To wilk w owczej skórze, polujący na Czerwone Kapturki.

Za co: Chan ma wielkie serce, ale jeszcze większa jest jego żądza gwałcenia i mordowania. Nie oszczędza ani prostytutek, opiekunek, nagich manekinów a nawet upośledzonej dziewczyny. Wiadomo wszak, że najfajniej gwałci się kaleki, dzieci i opóźnionych w rozwoju. Chan jest jednak wybredny: jak przystało na wilka przebranego dla niepoznaki za owieczkę, nie zadawala się wszystkim co się rusza i na drzewo nie ucieka, ale gustuje ze szczególnym upodobaniem w Czerwonych Kapturkach. Czerwień rozpala go do czerwoności. Gdy już rozpali wybucha, a wybuch może nawet zdemolować pół ośrodka dla niepełnosprawnych. Rzecz jasna, eksplozja go oślepia i wyzwala ślepą żądzę totalnej demolki, która Człowiek Demolkę mogłaby zawstydzić. Powstrzymać go może tylko teksańska kobieta z piłą mechaniczną. Bowiem jak mówi przysłowie: baba z piłą, psychopatom ciężej!

Piętach achillesowa: Jednak co dwie baby, to nie jedna. No i ta czerwień, od której w głowie się przewraca.   
  

6.


Lam Gor-Yu

Simon Yam

(Dr Lamb, Hongkong, 1992)

Wygląd: Przeciętnie wyglądający trzydziestokilkulatek, którego minęlibyśmy na ulicy, nie zwracając na niego uwagi. Chyba, że bylibyśmy wielbicielami Toma Hanksa, bowiem momentami przypomina on hongkońską wersję gwiazdy „Foresta Gumpa”. Być może wizualnie nie do końca odpowiada powszechnemu wizerunkowi taksówkarza, nie jest bowiem emerytem dorabiającym do emerytury ani też Hindusem, który zna kilka słów w języku nowej ojczyzny i potrafi jeździć tylko jedną trasą. Niemniej taki właśnie zawód wykonuje. Przeciętny jak i on sam. Ale idealny dla seryjnego mordercy.  

Za co: Beware taxidriver! Taki napis powinien widnieć na drzwiach taksówki Lama, a wówczas być może kilka pań lekkich obyczajów + jedna zagubiona studentka ocaliłyby życie i przynajmniej niektóre części swego ciała. Znudzony bowiem krążeniem pustą taksówką po podejrzanych zaułkach Hongkongu Lam urozmaica sobie samotne godziny porywaniem i duszeniem prostytutek, które pieszczotliwie nazywa „śmieciami”. Widać praca taksówkarza jest na tyle stresująca, że od czasu do czasu, trzeba sobie dla odprężenia… posprzątać. Pamiętacie niejakiego Travis Bickle z Nowego Jorku, który pewnego dnia sprzątnął grupkę narkotykowych dillerów i innych irytujących gości? Lam nie jest więc kimś specjalnym pod tym względem. A jednak wyróżnia go dusza estety (nawet, gdy kobieta jest śmierdzącym trupem, lubi jak ma ładny makijaż) oraz kolekcjonerska pasja (może się poszczycić pokaźną kolekcją kobiecych części ciała, które – co za estetyczny zgrzyt! – trzyma w słoikach po konfiturach). A ponieważ zajmuje się trupami zamordowanych kobiet – wszak mogłyby zgnić gdzieś w rowie, więc aby zrekompensować sobie ten trud od czasu do czasu korzysta sobie z zimnego, martwego ciała. Nie jest może przyjemnie, ale przynajmniej nie trzeba pytać o pozwolenie. No cóż, Lam Gor-yu to facet, który lubi mieć wszystko pod kontrolą.    

Pięta achillesowa: Zgubne zamiłowanie do fotografii


5.


Yukio Murata

Denden

(Cold Fish, Japonia, 2010)


Wygląd: Łysiejący, niepozorny pan po sześćdziesiątce. Mógłby być czyimś dziadkiem albo szanowanym prezesem korporacji z długoletnią tradycją, ale jest właścicielem okazałego sklepu z egzotycznymi rybkami o bardzo nietypowym hobby. Zajmuje się bowiem „znikaniem ludzi’.

Za co: Wcielone zło. Szatan w ludzkiej skórze lub inny czarci pomiot. Żywy dowód, że na seks, lewe interesy i seryjne morderstwa nigdy nie jest za późno. Charyzmatyczny, przebiegły, drapieżny, bezwzględny i bezlitosny. Nic dziwnego, że kobiety go kochają i gotowe są razem z nim spędzać upojne noce i… ćwiartować zwłoki. Jednak specjalnością Muraty jest rozbijanie rodzin, uwodzenie żon, podburzanie latorośli a nade wszystko doszczętne rujnowanie życia praworządnym obywatelom, którzy nigdy nawet nie wyrzucili niedopałka papierosa na trawnik (może dlatego, że nie palą papierosów?). Siła Muraty tkwi w łamaniu woli, w manipulacji, w nakłanianiu do zła, w wpływaniu na ludzi, by robili najgorsze rzeczy w życiu i nie mieli z tego powodu wyrzutów sumienia. Przy tych „zdolnościach” Muraty te pięćdziesiąt zamordowanych osób, których ciała zostały poćwiartowane, a resztki spalone i wyrzucone do leśnej rzeki nie jest niczym szczególnym.

Pięta achillesowa: Okazało się, że uczeń przerósł mistrza.


4.


Lee Woo-jin

Yu Ji-tae

(Oldboy, Kora Płd, 2003)


Wygląd: Przystojny, młody mężczyzna noszący się elegancko i bogato – mógłby być idealnym kochankiem, zamożnym sponsorem albo rzutkim biznesmenem, robiącym zawrotną karierę na rynku. Mógłby być nawet koreańskim odpowiednikiem Patrick`a Batmana, maklera-szaleńca z „American Psycho”, ale Lee Woo-jin brzydzi się czymś takim jak mordowanie ludzi, a zwłaszcza kobiet. Od brudnej roboty ma ludzi. On zaś całkowicie poświęca się czemuś bardziej higienicznemu i wysublimowanemu: układaniu planu zemsty.

Za co: Oto człowiek, który potrafi obmyślić tak wyrafinowaną intrygę, że zamach z 11 września, lądowanie kosmitów w Rosewell czy katastrofa smoleńska, to śmieszne bajeczki dla naiwnych, niegodne nawet jego splunięcia. Lee Woo-jin to Hamlet, lady Makbet, hrabia Monte Christo, Batman i Antoni Macierewicz w jednym. Perfekcjonista przy, którym perfekcyjna pani domu to bałaganiara i kocmołuch. Wyrachowany, bezwzględny niczym urząd podatkowy, który za nic na 15 lat w małej klitce zamknie, i zeswata z własną córką i język każe sobie uciąć. A wszystko tylko dlatego, że nie mógł sobie znaleźć lepszej kryjówki na umizgi z własną siostra jak szkolna klasa. Niby kulturalny i w ogóle dżentelmen a taki sadysta! W przypadku Woo-jina sprawdza się powiedzenie niejakiego Gumpa Foresta: „poznać okrutnego po uczynkach jego”. Ale miłość to poważna sprawa, więc kiedy trzeba zepchnąć kochaną osobę z wysokości, serce boli! A jak serce boli, to z tej boleści można nawet wymyślić zemstę na miarę najlepszego revenge movie w historii kina.

Pięta achillesowa: Po zemście tylko pustka.


3.


Itti

Chatchai Plengpanich

(Necromancer, Tajlandia, 2005)


Wygląd: Długowłosy brodacz, o którym moglibyśmy pomyśleć, że jest frontmanem deathmetalowego bandu albo… bezdomnym spod mostu. Jeśli jednak uważniej przyjrzymy się twarzy mężczyzny,  dostrzeżemy przeszywające na wylot spojrzenie, które może podsunąć na myśl, że Itti to guru jakieś sekty. Od tego człowieka bije wyczuwalna charyzma, zatem z pewnością doskonale czułby się w tej roli. To dobry kierunek skojarzeń. Bowiem Itti to rzeczywiście przywódca jednoosobowej sekty czarnej magii. Potężny czarownik, szaman, nekromanta i wcielone zło w jednym. Na pewno nie chcielibyście go spotkać na swej drodze,

Za co: Nie da się ukryć, że Itti potrafi wywrzeć wrażenie. Bez większej trudności wydostaje się z najpilniej strzeżonego więzienia w Tajlandii, przy którym Alcatraz i Sin Sin to przedszkola. A wszystko po to by załatwić kilka osobistych spraw i zemścić się na tych i owych. Swoją drogą trudno uwierzyć, że komukolwiek udało się go tam zamknąć. Itti bowiem to jednoosobowy zastęp wszystkich X-Menów razem wziętych. Nie tylko ma czarną magię w małym paluszku i rzuca klątwy i zaklęcia na prawo i lewo, w okrutny sposób mordując na odległość (co za przydatny patent, nieprawdaż?), lecz może się pochwalić kilkoma efektownymi sztuczkami. Na przykład dmuchnięciem może wywołać huragan, może sprowadzić rój pszczół lub przywołać duchy dzikich zwierząt. Potrafi nawet zwalniać bicie ludzkiego serca, a jeśli trzeba dokonać teleportacji, posłużyć się telekinezą i przyspieszyć w oka mgnieniu. Śmiało można stwierdzić, że nawet Harry Potter nie były w stanie go pokonać.

Piętach achillesowa: Zbytnie przywiązanie do gadżetów.


2.


Kai

Anthony Wong Chau-sang

( Ebola Syndrome, Hongkong, 1996)

Wygląd: Chciałoby się zakrzyknąć: nareszcie! Nareszcie bad guy wygląda jak bad, a nawet bardzo bad. Przysadzisty facet o tępym spojrzeniu, długich tłustych włosach (czasem spiętych w kucyk), który mógłby być bliskim krewnym Kyung-chula z „Widziałem diabła”. Nawet zachowaniem są podobni: obaj to dzikie zwierzęta, które uciekły klatki, tylko po to kopulować i mordować. Niemniej nawet Kyung-chul wolałby uniknąć spotkania z Kaiem. Albowiem Kai to jednoosobowa, chodząca bomba biologiczna.

Za co: To się nazywa wejście! A wejście Kai ma imponujące: potrójny mord, ucięty język i próba spalenia żywcem dziecka. Kai bowiem to facet, który ceni sobie pełnie życia i nie żałuje sobie przyjemności. To tu, to tam sobie kogoś zgwałci, zamorduje. A ponieważ pragmatyzm ma we krwi, więc nie pozwala zmarnować się efektom swego rozrywkowego trybu życia. To, co zostaje ćwiartuje, wrzuca na patelnie i już pyszne kotleciki gościom serwuje. Kai to nie tylko wytrawny kucharz i przedsiębiorczy restaurator, lecz również  fenomen medyczny. Tak się złożyło, że w czasie jego licznych szalonych przygód podłapał wirusa Eboli, którym zaraził się – co za niewdzięczność za tyle lat cywilizowania – od Murzynki z plemienia Zulusów. A ponieważ złego licho nie bierze, więc Kai staje się bronią biologiczną krótkiego rażenia, z typowa dla siebie otwartością plując, kichając i smarkając na każdego, kto mu na drodze stanie. Ten facet jest naprawdę zabójczy!

Pięta achillesowa: Nawet obłęd powinien mieć swe granice.


1.


Kakihara

Tadanobu Asano

(Ichi-zabójca, Japonia, 2001)

Wygląd: Ufarbowane na blond włosy, rudy wąski, kozia bródka oraz blizny na twarzy i rozcięte usta spięte metalowymi klamerkami. Ubiera się w jaskrawe hawajskie koszule i nosi „żarówiaste” płaszcze. Ten facet mógłby się nawet pokazać na Paradzie Równości, wystapić obok Wojciecha Cejrowskiego w programie „Ostro przez świat” a nawet udzielić wywiadu w Szymon Majewski Show. Pod jedynym warunkiem: to by bolało. Cholernie, nieznośnie, nie do wytrzymania bolało. Bo dla Kakihary życie bez bólu nie ma sensu.  

Za co: Bóg bólu. Absolutny mistrz w zadawaniu cierpienia. Choć jest yakuzą nikogo własnoręcznie nie zabija, bo to takie banalne. O wiele więcej sadystycznej radości dostarczają trwające w nieskończoność wymyślne tortury z użyciem długich, ostrych igieł wbijanych w najbardziej bolesne miejsca na ciele (całkiem możliwe, że to u Kakihary pobierała lekcję „akupunktury” niejaka Asami Yamazaki z „Gry wstępnej”). Rzecz jasna, wbijanie igieł nie jest nazbyt efektowne, a Kakihara lubi rozmach. Dlatego igły wbija zazwyczaj w nieszczęśnika uprzednio zawieszonego na metalowych linkach zakończonych hakami powbijanymi w skórę. Dla jeszcze większego efektu polewa zmaltretowane ciało wrzącym olejem. Czy Kakihara ma w sobie choć ślady normalności? Ależ skąd! Wariat, szaleniec, świr (nie waha się odciąć własnego języka). Psychopata czystej krwi, wyrywający policzki, ucinający ręce, wbijający igły w uszy i na dodatek swoje. Sadysta i masochista w wersji ekstremalnej.

Pięta achillesowa: Tęsknota za solidnym laniem, które w stanie był mu spuścić tylko jego szef Anjo.


Poniżej zwycięzca rankingu w akcji (UWAGA: Brutalne!)


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz