„Nie ma porządnego filmu, bez porządnego czarnego charakteru”
– nie wiem kto to powiedział, ale czy jesteście sobie w stanie wyobrazić
Batmana bez nieobliczalnego Jokera, „Obcego” bez oślizgłego xemomorfa a „Ichiego-
zabójcę” bez szalonego Kakihary? Bo film, w którym pozytywny bohater nie ma
godnego przeciwnika w walce o przywrócenie zaburzonej harmonii świata, to nudy
i flaki z olejem. To filmowe dranie tak naprawdę nakręcają akcję, budzą emocje
i przyciągają uwagę. Bowiem mrok jest zawsze bardziej fascynujący niż słoneczny
blask. Zwłaszcza, że zło, w imieniu, którego śmierć, zniszczenie i chaos sieją
różnej maści typy spod ciemnej gwiazdy, jest efektowne, ale zarazem bezpieczne
jak seks w prezerwatywie. To takie oglądanie mroków świata i ludzkiej natury
przez szybę pancerną.
W azjatyckim kinie nie zawsze jest tak bezpiecznie. Warstwa szyby bywa cienka albo w ogóle jej nie ma. Dlatego „czarne charaktery” z filmów made in Asia to grupa najpodlejszych z podłych: okrutnych seryjnych morderców, niebezpiecznych psychopatów, zdziczałych zwyrodnialców, wyrafinowanych mścicieli a nawet wszechpotężnych szamanów. Układając poniższą listę TOP 10, kierowałem się przede wszystkim różnorodnością „zasług” bohaterów tego zestawienia. Nie chciałem również, aby TOP 10 zapełnili sami seryjni zabójcy i krwiożerczy psychopaci, bo to byłoby zbyt banalne. Dlatego na moje liście być może znajdziecie „czarne charaktery”, które nie wydadzą się Wam, aż takie czarne, ale to cena nietuzinkowości.
Żałuję,
że kilku kandydatów odpadło (m.in. prześladowca z „Say Yes”, seryjny morderca z
„Missing”, psychopatyczny gliniarz z „Blood Aria” oraz cała galeria dewiantów i
mutantów z filmów Yoshihiro Nishimury i Noboru Iguchiego). Ale na coś musiałem
się zdecydować.
Ok.,
więcej się nie rozpisuje. Oddaje w Was w łapska największych filmowych
zwyrodnialców i szaleńców, którzy zgotują Wam najkoszmarniejszą jesień średniowiecza
w dziejach kina.
Let`s
begining!
ps. aby wyłapać aluzje w opisach,
polecam wpierw obejrzenie filmów, w których występują wymienieni poniżej
panowie
10.
Mr. Kim
Lee Mu-nyeong
(The Butcher, Korea Płd, 2007)
Wygląd: Mężczyzna w średnim wieku, noszący się jak rzeźnik z ubojni
bydła, co zresztą całkiem trafnie
koresponduje z tym, czym się zajmuje. Mr. Kim jest bowiem reżyserem filmowym i
to nie byle jakim. On tworzy sztukę, która porusza widzem, nie pozostawia
obojętnym, a nawet wstrząsa i skłania do refleksji typu: co za popier…. palant
to nakręcił?! Albowiem Mr. Kim realizuje się na polu mało popularnej
(przynajmniej oficjalnie) odmiany kina rozrywkowego: snuff movies.
Za co: Oto prawdziwy człowiek sztuki, całym sercem oddany swemu
artystycznemu powołaniu. Niestraszne mu skandaliczne warunki pracy
(nieogrzewane wnętrza, nieestetyczne widoki), nieciężka mu ciężka praca na
planie, ani nawet nierozgarnięci współpracownicy i aktorzy nie skorzy do
współpracy. Niestraszny mu pot, łzy i krew (zwłaszcza, że nie jego) i praca w
hałasie ( człowiek masakrowany młotkiem po twarzy wrzeszczy zdecydowanie za
głośno). Bo Mr. Kim wie co, to poświecenie dla sztuki. Dlatego też poświecenia
wymaga od swych aktorów. Naturalistycznie zagrany gwałt homoseksualny? Nie ma,
że się wstydzę! Naturalistycznie wydłubane oko? Nie ma, że moje oko! Ale
myliłby się ktoś, gdyby uznał Mr. Kim za ponurego pracoholika, który poza pracą
niczego innego nie widzi. A to się z aktorami podroczy, o to ile wnętrzności z
nich wypatroszy, a to z mamą swoją poplotkuje i papieroska wypali w przerwie
między zarzynaniem nieszczęśników. I tak to się kręci…
Pięta achillesowa: Niektórzy aktorzy nie są przekonani do metod Mr
Kima pracy na planie.
9.
Kikuo Sawada
Yuujin Kitagawa
(All Night Long 3, Japonia, 1996)
Wygląd: Najmłodszy na liście: nastolatek o wyglądzie nieśmiałego
prymusa o łagodnym, nieco zaspanym obliczu. Mógłby staruszkę przez jezdnię
przeprowadzić, zagubione dziecko w ręce zrozpaczonych rodziców oddać, zakupy
zrobić i posprzątać. O, sprzątanie to, to w czym naprawdę jest dobry. Jak
przystało na wyalienowanego, niebezpiecznego dewianta i zwyrodnialca
Za co: Bo choć Leon Zawodowiec to on nie jest, a jednak powołaniem
Kikuo jest zawód pracownika zakładu oczyszczania miasta. Jeśli nie che wam się
wynieść śmieci albo wasz przydomowy śmietnik pęka w szwach, bo śmieciarze się
zapili na amen – nic prostszego. Wezwijcie Kikuo a wszystko wam wysprząta do
ostatniego zużytego kondoma i podpaski. Bowiem w chłopaku drzemie dusza kolekcjonera.
Jeśli nagle okazałoby się, że wszystkie śmieci zginęły z ulic i zaułków miasta,
to znaczy, że są one mieszkaniu Kikuo. Poza pasją zbieracza odpadów, Kiku ma
kilka innych, równie zwyczajnych zajęć,
np. torturowanie kalekiej dziewczyny, podglądanie kopulujących par, czy „hodowanie”
w swym mieszkaniu porwanej nastolatki, a gdy ta się zużyje (przypalanie
nagrzaną suszarką nie służy trwałości ludzkiego materiału), to Kikuo starannie
po niej posprząta, czyli poćwiartuje, bo porządek musi być! Chłopak ma także ma obsesję na punkcie pewnej
pani ze spożywczaka, co też wzbudza w nim największą frustrację. A gdy się
zezłości, dokonuje kilku krwawych masakr, bo nastolatki już tak mają. Ot, uroki
młodości!
Pięta achillesowa:
O jeden worek śmieci za dużo
8.
Jang Kyung-chul
Choi Min-shik
(I Saw The Devil, Korea Płd, 2011)
Wygląd: Zwalisty pan w średnim wieku, którego bez najmniejszych
obaw spytalibyśmy o drogę albo poprosili o pomoc przy zepsutym
samochodzie. Sądząc po wyglądzie mógłby być
taksówkarzem albo kierowcą autobusu (ciepło, ciepło). Wyglądem przypomina
również… Janusza Gajosa z jego roli w „Psach”. Cechy osobowości są nawet
zbieżne z tą postacią.
Za co: Bestia w ciele człowieka. Dowód na prawdziwość teorii
ewolucji Darwina: w niektórych ludziach pierwiastek zwierzęcy mimo dziesiątek
milionów lat wciąż dominuje. Kyung-chul bowiem to drapieżnik rozszarpujący swe
ofiary, pastwiący się nad ich szczątkami. Brutalny gwałciciel, morderca
ćwiartujący swe ofiary. Dzikie zwierze ogarnięte morderczą wścieklizną.
Nieobliczalny, bezwzględny psychopata, którego spotkanie dla każdej kobiety
kończy się śmiercią w okrutnych mękach. Słowem
idealny mężczyzna dla pań spragnionych przygód.
Pięta achillesowa: Zabił
niewłaściwą kobietę.
7.
Chi
Wai Chan
Ben Ng
(Red to Kill,
Hongkong, 1994)
Wygląd: Pan Chan jest tak sympatyczny jak tylko może być
opiekun nieszczęśliwych, upośledzonych umysłowo podopiecznych. Własną piersią
zasłania nieszczęśników przed próbą linczu ze strony wzburzonych mieszkańców,
sąsiadujących z ośrodkiem pomocy niepełnosprawnym. Okulary, które pan Chan nosi
na nosie, dodają mu powagi i łagodności. Z radością oddalibyśmy mu pod opiekę
naszą pociechę albo zniedołężniałą babcię. A jednak pozory mylą. To wilk w
owczej skórze, polujący na Czerwone Kapturki.
Za co: Chan ma wielkie serce, ale jeszcze większa jest
jego żądza gwałcenia i mordowania. Nie oszczędza ani prostytutek, opiekunek,
nagich manekinów a nawet upośledzonej dziewczyny. Wiadomo wszak, że najfajniej
gwałci się kaleki, dzieci i opóźnionych w rozwoju. Chan jest jednak wybredny:
jak przystało na wilka przebranego dla niepoznaki za owieczkę, nie zadawala się
wszystkim co się rusza i na drzewo nie ucieka, ale gustuje ze szczególnym
upodobaniem w Czerwonych Kapturkach. Czerwień rozpala go do czerwoności. Gdy
już rozpali wybucha, a wybuch może nawet zdemolować pół ośrodka dla
niepełnosprawnych. Rzecz jasna, eksplozja go oślepia i wyzwala ślepą żądzę
totalnej demolki, która Człowiek Demolkę mogłaby zawstydzić. Powstrzymać go
może tylko teksańska kobieta z piłą mechaniczną. Bowiem jak mówi przysłowie:
baba z piłą, psychopatom ciężej!
Piętach achillesowa: Jednak co dwie baby, to nie jedna. No i ta czerwień,
od której w głowie się przewraca.
6.
Lam
Gor-Yu
Simon Yam
(Dr
Lamb, Hongkong, 1992)
Wygląd: Przeciętnie wyglądający trzydziestokilkulatek,
którego minęlibyśmy na ulicy, nie zwracając na niego uwagi. Chyba, że bylibyśmy
wielbicielami Toma Hanksa, bowiem momentami przypomina on hongkońską wersję
gwiazdy „Foresta Gumpa”. Być może wizualnie nie do końca odpowiada powszechnemu
wizerunkowi taksówkarza, nie jest bowiem emerytem dorabiającym do emerytury ani
też Hindusem, który zna kilka słów w języku nowej ojczyzny i potrafi jeździć
tylko jedną trasą. Niemniej taki właśnie zawód wykonuje. Przeciętny jak i on
sam. Ale idealny dla seryjnego mordercy.
Za co: Beware
taxidriver! Taki napis powinien widnieć na drzwiach taksówki Lama, a
wówczas być może kilka pań lekkich obyczajów + jedna zagubiona studentka
ocaliłyby życie i przynajmniej niektóre części swego ciała. Znudzony bowiem
krążeniem pustą taksówką po podejrzanych zaułkach Hongkongu Lam urozmaica sobie
samotne godziny porywaniem i duszeniem prostytutek, które pieszczotliwie nazywa
„śmieciami”. Widać praca taksówkarza jest na tyle stresująca, że od czasu do
czasu, trzeba sobie dla odprężenia… posprzątać. Pamiętacie niejakiego Travis
Bickle z Nowego Jorku, który pewnego dnia sprzątnął grupkę narkotykowych
dillerów i innych irytujących gości? Lam nie jest więc kimś specjalnym pod tym
względem. A jednak wyróżnia go dusza estety (nawet, gdy kobieta jest
śmierdzącym trupem, lubi jak ma ładny makijaż) oraz kolekcjonerska pasja (może
się poszczycić pokaźną kolekcją kobiecych części ciała, które – co za
estetyczny zgrzyt! – trzyma w słoikach po konfiturach). A ponieważ zajmuje się
trupami zamordowanych kobiet – wszak mogłyby zgnić gdzieś w rowie, więc aby
zrekompensować sobie ten trud od czasu do czasu korzysta sobie z zimnego,
martwego ciała. Nie jest może przyjemnie, ale przynajmniej nie trzeba pytać o
pozwolenie. No cóż, Lam Gor-yu to facet, który lubi mieć wszystko pod
kontrolą.
Pięta achillesowa: Zgubne zamiłowanie
do fotografii
5.
Yukio Murata
Denden
(Cold Fish, Japonia, 2010)
Wygląd: Łysiejący, niepozorny pan po sześćdziesiątce. Mógłby być
czyimś dziadkiem albo szanowanym prezesem korporacji z długoletnią tradycją,
ale jest właścicielem okazałego sklepu z egzotycznymi rybkami o bardzo
nietypowym hobby. Zajmuje się bowiem „znikaniem ludzi’.
Za co: Wcielone zło. Szatan
w ludzkiej skórze lub inny czarci pomiot. Żywy dowód, że na seks, lewe interesy
i seryjne morderstwa nigdy nie jest za późno. Charyzmatyczny, przebiegły,
drapieżny, bezwzględny i bezlitosny. Nic dziwnego, że kobiety go kochają i
gotowe są razem z nim spędzać upojne noce i… ćwiartować zwłoki. Jednak
specjalnością Muraty jest rozbijanie rodzin, uwodzenie żon, podburzanie
latorośli a nade wszystko doszczętne rujnowanie życia praworządnym obywatelom,
którzy nigdy nawet nie wyrzucili niedopałka papierosa na trawnik (może dlatego,
że nie palą papierosów?). Siła Muraty tkwi w łamaniu woli, w manipulacji, w
nakłanianiu do zła, w wpływaniu na ludzi, by robili najgorsze rzeczy w życiu i
nie mieli z tego powodu wyrzutów sumienia. Przy tych „zdolnościach” Muraty te pięćdziesiąt
zamordowanych osób, których ciała zostały poćwiartowane, a resztki spalone i
wyrzucone do leśnej rzeki nie jest niczym szczególnym.
Pięta achillesowa: Okazało się, że uczeń przerósł mistrza.
4.
Lee Woo-jin
Yu Ji-tae
(Oldboy, Kora Płd, 2003)
Wygląd: Przystojny, młody mężczyzna noszący się elegancko i
bogato – mógłby być idealnym kochankiem, zamożnym sponsorem albo rzutkim
biznesmenem, robiącym zawrotną karierę na rynku. Mógłby być nawet koreańskim
odpowiednikiem Patrick`a Batmana, maklera-szaleńca z „American Psycho”, ale Lee
Woo-jin brzydzi się czymś takim jak mordowanie ludzi, a zwłaszcza kobiet. Od
brudnej roboty ma ludzi. On zaś całkowicie poświęca się czemuś bardziej
higienicznemu i wysublimowanemu: układaniu planu zemsty.
Za co: Oto człowiek, który potrafi obmyślić tak
wyrafinowaną intrygę, że zamach z 11 września, lądowanie kosmitów w Rosewell
czy katastrofa smoleńska, to śmieszne bajeczki dla naiwnych, niegodne nawet
jego splunięcia. Lee Woo-jin to Hamlet, lady Makbet, hrabia Monte Christo,
Batman i Antoni Macierewicz w jednym. Perfekcjonista przy, którym perfekcyjna
pani domu to bałaganiara i kocmołuch. Wyrachowany, bezwzględny niczym urząd
podatkowy, który za nic na 15 lat w małej klitce zamknie, i zeswata z własną
córką i język każe sobie uciąć. A wszystko tylko dlatego, że nie mógł sobie
znaleźć lepszej kryjówki na umizgi z własną siostra jak szkolna klasa. Niby
kulturalny i w ogóle dżentelmen a taki sadysta! W przypadku Woo-jina sprawdza
się powiedzenie niejakiego Gumpa Foresta: „poznać okrutnego po uczynkach jego”.
Ale miłość to poważna sprawa, więc kiedy trzeba zepchnąć kochaną osobę z
wysokości, serce boli! A jak serce boli, to z tej boleści można nawet wymyślić
zemstę na miarę najlepszego revenge movie
w historii kina.
Pięta achillesowa: Po zemście tylko pustka.
3.
Itti
Chatchai Plengpanich
(Necromancer,
Tajlandia, 2005)
Wygląd: Długowłosy brodacz, o którym moglibyśmy pomyśleć, że
jest frontmanem deathmetalowego bandu albo… bezdomnym spod mostu. Jeśli jednak
uważniej przyjrzymy się twarzy mężczyzny,
dostrzeżemy przeszywające na wylot spojrzenie, które może podsunąć na
myśl, że Itti to guru jakieś sekty. Od tego człowieka bije wyczuwalna charyzma,
zatem z pewnością doskonale czułby się w tej roli. To dobry kierunek skojarzeń.
Bowiem Itti to rzeczywiście przywódca jednoosobowej sekty czarnej magii.
Potężny czarownik, szaman, nekromanta i wcielone zło w jednym. Na pewno nie
chcielibyście go spotkać na swej drodze,
Za co: Nie da się ukryć, że Itti potrafi wywrzeć wrażenie.
Bez większej trudności wydostaje się z najpilniej strzeżonego więzienia w
Tajlandii, przy którym Alcatraz i Sin Sin to przedszkola. A wszystko po to by
załatwić kilka osobistych spraw i zemścić się na tych i owych. Swoją drogą
trudno uwierzyć, że komukolwiek udało się go tam zamknąć. Itti bowiem to
jednoosobowy zastęp wszystkich X-Menów razem wziętych. Nie tylko ma czarną
magię w małym paluszku i rzuca klątwy i zaklęcia na prawo i lewo, w okrutny
sposób mordując na odległość (co za przydatny patent, nieprawdaż?), lecz może
się pochwalić kilkoma efektownymi sztuczkami. Na przykład dmuchnięciem może
wywołać huragan, może sprowadzić rój pszczół lub przywołać duchy dzikich
zwierząt. Potrafi nawet zwalniać bicie ludzkiego serca, a jeśli trzeba dokonać
teleportacji, posłużyć się telekinezą i przyspieszyć w oka mgnieniu. Śmiało
można stwierdzić, że nawet Harry Potter nie były w stanie go pokonać.
Piętach achillesowa: Zbytnie przywiązanie do gadżetów.
2.
Kai
Anthony Wong Chau-sang
(
Ebola Syndrome, Hongkong, 1996)
Wygląd: Chciałoby się zakrzyknąć: nareszcie! Nareszcie bad guy wygląda jak bad, a nawet bardzo bad.
Przysadzisty facet o tępym spojrzeniu, długich tłustych włosach (czasem
spiętych w kucyk), który mógłby być bliskim krewnym Kyung-chula z „Widziałem
diabła”. Nawet zachowaniem są podobni: obaj to dzikie zwierzęta, które uciekły
klatki, tylko po to kopulować i mordować. Niemniej nawet Kyung-chul wolałby
uniknąć spotkania z Kaiem. Albowiem Kai to jednoosobowa, chodząca bomba
biologiczna.
Za co: To się nazywa wejście! A wejście Kai ma imponujące:
potrójny mord, ucięty język i próba spalenia żywcem dziecka. Kai bowiem to
facet, który ceni sobie pełnie życia i nie żałuje sobie przyjemności. To tu, to
tam sobie kogoś zgwałci, zamorduje. A ponieważ pragmatyzm ma we krwi, więc nie
pozwala zmarnować się efektom swego rozrywkowego trybu życia. To, co zostaje
ćwiartuje, wrzuca na patelnie i już pyszne kotleciki gościom serwuje. Kai to
nie tylko wytrawny kucharz i przedsiębiorczy restaurator, lecz również fenomen medyczny. Tak się złożyło, że w czasie
jego licznych szalonych przygód podłapał wirusa Eboli, którym zaraził się – co
za niewdzięczność za tyle lat cywilizowania – od Murzynki z plemienia Zulusów.
A ponieważ złego licho nie bierze, więc Kai staje się bronią biologiczną
krótkiego rażenia, z typowa dla siebie otwartością plując, kichając i smarkając
na każdego, kto mu na drodze stanie. Ten facet jest naprawdę zabójczy!
Pięta achillesowa: Nawet obłęd powinien mieć swe granice.
1.
Kakihara
Tadanobu Asano
(Ichi-zabójca, Japonia, 2001)
Wygląd: Ufarbowane na blond włosy, rudy wąski, kozia bródka oraz
blizny na twarzy i rozcięte usta spięte metalowymi klamerkami. Ubiera się w
jaskrawe hawajskie koszule i nosi „żarówiaste” płaszcze. Ten facet mógłby się nawet
pokazać na Paradzie Równości, wystapić obok Wojciecha Cejrowskiego w programie „Ostro
przez świat” a nawet udzielić wywiadu w Szymon Majewski Show. Pod jedynym
warunkiem: to by bolało. Cholernie, nieznośnie, nie do wytrzymania bolało. Bo dla
Kakihary życie bez bólu nie ma sensu.
Za co: Bóg bólu. Absolutny mistrz w zadawaniu cierpienia. Choć jest
yakuzą nikogo własnoręcznie nie
zabija, bo to takie banalne. O wiele więcej sadystycznej radości dostarczają
trwające w nieskończoność wymyślne tortury z użyciem długich, ostrych igieł
wbijanych w najbardziej bolesne miejsca na ciele (całkiem możliwe, że to u
Kakihary pobierała lekcję „akupunktury” niejaka Asami Yamazaki z „Gry wstępnej”).
Rzecz jasna, wbijanie igieł nie jest nazbyt efektowne, a Kakihara lubi rozmach.
Dlatego igły wbija zazwyczaj w nieszczęśnika uprzednio zawieszonego na
metalowych linkach zakończonych hakami powbijanymi w skórę. Dla jeszcze
większego efektu polewa zmaltretowane ciało wrzącym olejem. Czy Kakihara ma w
sobie choć ślady normalności? Ależ skąd! Wariat, szaleniec, świr (nie waha się
odciąć własnego języka). Psychopata czystej krwi, wyrywający policzki,
ucinający ręce, wbijający igły w uszy i na dodatek swoje. Sadysta i masochista
w wersji ekstremalnej.
Pięta achillesowa: Tęsknota za solidnym laniem, które w stanie był mu spuścić tylko jego szef Anjo.
Poniżej zwycięzca
rankingu w akcji (UWAGA: Brutalne!)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz