piątek, 7 grudnia 2012

SEVENTEEN YEARS (Guo nian hui jia, Chiny, 1999)




O co chodzi?

Chiny, lata osiemdziesiąte XX w. Tao Xiaolan i Yu Xiaoqin są nastolatkami i przyrodnimi siostrami. Chociaż mieszkają razem, chodzą do tej samej szkoły i śpią w tym samym łóżku, różni je prawie wszystko. Yu ma duszę buntowniczki i niepokornej dziewczyny, Tao jest spokojna, pilnie się uczy i nie sprawia większych kłopotów rodzicom. Pewnego dnia Yu kradnie pieniądze ojca, a kradzież szybko wychodzi na jaw. Dziewczyna jednak nie przyznaje się do winy, obciąża za to Tao. Grzeczniejsza ze sióstr, próbując udowodnić swoją niewinność i w nagłym porywie uderza Yu  głowę. Niespodziewanie dziewczyna umiera a Tao trafia do więzienia. Po siedemnastu latach dziewczyna – teraz już dorosła kobieta – otrzymuje szansę opuszczenia więziennych murów. Na okres świąt Nowego Roku kilkoro wybranych więźniów otrzymuje przepustkę. Wśród szczęśliwców jest Tao. Nikt jednak z rodziny nie przychodzi po kobietę. Zdjęta współczuciem strażniczka Chen Jie oferuje pomoc w odprowadzeniu Tao do domu. Na miejscu okazuje się, że stary dom, w którym niegdyś mieszkała Tao jest zburzony a wciąż żyjący rodzice zostali przesiedleni na nowe osiedle. Chen Jie jest zdeterminowana, aby pozostająca pod jej opieką kobieta, spędziła święta z rodziną. Ale czy rodzina Tao pragnie ujrzeć ją ponownie? Czy jest jej w stanie wybaczyć?

Był sobie film

Zhang Yuan, reżyser „Siedemnastu lat” to znana reżyserska osobowość nie tylko na kontynencie azjatyckim. Zhang uważany jest za prekursora tzw. Szóstej Generacji – grupy twórców chińskiego kina, której debiuty przypadają na początek lat dziewięćdziesiątych. Pierwsze filmy Zhanga, charakterystyczne dla reżyserów Szóstego Pokolenia, były obrazami niemal dokumentalnymi, realizowanymi przenośną kamerą, w naturalnych plenerach i wnętrzach, z nieprofesjonalnymi aktorami. Za temat swych pierwszych filmów Zhang obrał „historie z życia wzięte”, które ukazywały bez żadnych fałszywych upiększeń życie w Chinach czasu transformacji: od dyktatury Mao do wolnorynkowej gospodarki. Pokazywanie prawdy w żadnym reżimie nie jest tolerowane, toteż Zhang doczekał się w końcu dwuletniego zakazu wykonywania zawodu reżysera. Dopiero w 1996 r. mógł wrócić do reżyserii i od razu ponownie naraził się władzom, realizując swój najbardziej kontrowersyjny obraz „Pałac Wschodni, Pałac Zachodni”, poruszający problematykę homoseksualizmu w komunistycznych Chinach. Wywieziony potajemnie zagranicę film wyświetlany był m.in. na festiwalu w Cannes, gdzie wzbudził spore zainteresowanie. Od czasu realizacji swego najgłośniejszego  obrazu, Zhang spokorniał, reżyserując filmy mniej drapieżne społecznie, ale nadal znakomite. Czego dowodem recenzowane przez mnie „Siedemnaście lat” z 1999 r.

Inspiracji chińskiemu reżyserowi dostarczył…. program telewizyjny opowiadający o więźniach, powracających po długoletnich wyrokach do swych domów. Uświadamiając sobie, że historie wypuszczonych na wolność osadzonych są gotowym scenariuszem na film, Zhang  postanowił zgłębić temat. Przeprowadził serię wywiadów z więźniami, czego efektem okazał się skrypt do „Siedemnastu lat” autorstwa dwóch uznanych chińskich psiarzy: Yu Hua i Zhou Wen oraz żony reżysera, Ning Dai. Ku zaskoczeniu twórców, nauczonych poprzednimi przykrymi doświadczeniami, film nie tylko nie spotkał się z restrykcjami ze strony władz, ale otrzymał pozwolenie na wyświetlanie w chińskich kinach. Co więcej Zhang, jako pierwszy filmowiec z Chin, otrzymał zgodę na zrealizowanie kilku scen w autentycznym więzieniu. Ostatecznie, choć „Siedemnaście lat” nie odniosło komercyjnego sukcesu w rodzinnym kraju reżysera, to spotkało się z bardzo dobrym przyjęciem na Zachodzie. Zhang uhonorowany został na festiwalu w Cannes specjalną nagrodą za reżyserię a sam film spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem na wielu festiwalach.

Prosto do serca

„Siedemnaście lat” to jedno z tych zaskakujących, skromnych arcydzieł, o których niewiele osób słyszało, chociaż powinno słyszeć znacznie więcej. Zhang objawia się w tym filmie jako mistrz społecznej obserwacji i subtelny artysta, potrafiący w niebywale wrażliwy sposób opowiadać o rzeczach trudnych, ale może najważniejszych. Miłość, przebaczenie, wina – tematy, które niejednego nieudolnego twórcę pogrążyłby niczym kamień uwieszony u szyi. Ale nie Zhanga.

Podstawową zasadą, jaka rządzi filmem chińskiego reżysera, jest prostota. Żadnej ekwilibrystyki formą, żadnej pogmatwanej fabuły udającej głębie, tylko skupiona, wyciszona reżyseria opowiadająca kameralną historię o „zbrodni i karze’. Ale zbrodnia nie jest ohydna i wzbudzająca potępienie, lecz raczej sprawia wrażenie nieszczęśliwego wypadku sprowokowanego przez ofiarę. Karą natomiast nie jest tak naprawdę ciężkie więzienie, lecz brak przebaczenia i zapomnienie. Nawet postacie bohaterów dalekie są od stereotypu: morderczyni jest zagubiona i budzi nasze współczucie, najbliższą przyjaciółką nieoczekiwanie staje się strażniczka, a matka więźniarki, choć początkowa powściągliwa w wyrażaniu matczynej miłości, w końcu się jej podaje. Nawet niewzruszony ojczym reaguje jak zwykły człowiek, a nie jak postać stworzona na papierze. Scena, gdy Tao Xiaolan zostaje niemal siłą przyprowadzona przez strażniczkę Chen Jie do domu jej matki i ojczyma, należy do jednych z najbardziej wzruszających, jakie było dane było mi ujrzeć w filmie. Wybitna scena! Cała sytuacja zaaranżowana została bardzo naturalnie i bardzo wiarygodnie została zagrana. Tutaj nikt nie krzyczy, nie płacze, nie rzuca się w ramiona. Jest tylko milczenie, urywane słowa, niewyraźne, ale znaczące gesty. Bo szept bywa czasem głośniejszy od krzyku. Bowiem „Siedemnaście lat” to film, który ogląda się ze ściśniętym gardłem i mokrymi oczami. Nieważne czy jesteś fanem krwawych horrorów czy miłośnikiem łzawych melodramatów – wzruszenia nie jest w stanie się uniknąć. Bowiem dzięki maksymalnej prostocie opowiadanej historii problemy, które, film porusza, zyskują niezwykłej głębi i emocjonalności. Jakbyśmy oglądali kawałek życia. Bez upiększeń, bez zakłamań.  

Katalizatorem, tłumiącym nienawiść, poczucie krzywdy i żal, a z drugiej strony lęk przed odrzuceniem, staje się młoda strażniczka, Chien Jie. Pełni zresztą ona rolę zarówno przewodniczki po mieście Tao, jak i kochającej siostry, której dziewczyna nigdy nie miała, a którą zawsze pragnęła mieć. Jest opiekuńcza i troskliwa, a wypuszczona z więzienia Tao Xiaolan odkrywa w niej najbliższą osobę. Zresztą odtwórczynie obu głównych ról, Liu Lin (Tao) oraz Li Bingbing (Chie) czynią wiele, aby ich postacie stały się bliskie także widzom w swym ludzkim wymiarze. Zasłużenia wyróżniono obie panie na festiwalu w Singapuru za przejmujące aktorskie kreacje, choć na słowa najwyższego uznania zasługuje cały aktorski zespół. Gra aktorów amatorów (rodzice bohaterki) oraz profesjonalistów zupełnie niczym się nie różni – wszyscy są autentyczny, wiarygodni i wspaniali.

”Siedemnaście lat” jest też panoramą chińskiego miasta w dobie gospodarczych przemian. Po ulicach jeżdżą zagraniczne samochody, młodzi ludzie noszą kurtki z napisem „USA”, a władze wyburzają całe dzielnice pod budowę wieżowców. Reżyser ze zręcznością umieszcza w opowieści o kobietach wędrujących przez zaludnione miasto w Nowy Rok obrazy-symbole społecznej transformacji zachodzącej w Chinach: rikszarza, który na przerobionym motorze, wozi pasażerów, zarabiając na własny rachunek czy stół u rodziny Tao, na którym leżą banany i jabłka i nic więcej. Ale zwykłym ludziom przychodzi żyć w ponurych blokach, skromnie i biednie. Aż trudno uwierzyć, że akcja filmu (jego „drugiej części”, dziejącej się po siedemnastu latach pobytu bohaterki we więzieniu ) rozgrywa się w roku 1998.

Ujmujące prostotą, naturalizmem i autentycznie wzruszające dzieło Zhang Yuana na długo zostaje w pamięci, dowodząc, że nikt tak nie potrafi mądrze i przejmująco opowiadać o uczuciach jak azjatyccy twórcy. Wielkim mały film!

MOJA OCENA: 10/10


Zobacz na IMDB


REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Arcydzieło filmowej prostoty i chińskiego neorealizmu.
Przypadkowa śmierć. Siedemnaście lat więzienia. I trudny powrót do domu i przeszłości.
Niekrótki, ale za to piękny film o przebaczeniu.

2 komentarze :

  1. Zgadzam się, scena którą przytoczyłeś była bardzo wzruszająca. Uważam, że film może nie jest wybitny, ale co najmniej bardzo dobry.
    Zwykle w swoich recenzjach, o ile dobrze kojarzę, za plusy uznajesz urocze aktorki. Tym razem jednak nie wspomniałeś w takim kontekście o Li Bingbing. Mi naprawdę świetnie się ją oglądało - to jedna z aktorek, które lubię, i było bardzo miło móc obejrzeć ją w debiucie.

    OdpowiedzUsuń