O co chodzi?
Satoshi
po wielu latach powraca w rodzinne strony, gdzie niegdyś mieszkał w ponurym
czteropiętrowym bloku i gdzie przytrafiła mu się historia, o której nigdy nie
zapomniał. Ale czy wspomnienia z czasów dzieciństwa nie ulegają
zniekształceniu? Jako uczeń trzeciej klasy szkoły podstawowej, któregoś
deszczowego dnia wracał do domu po moście prowadzącym na jego osiedle. W pewnym
momencie zauważył kuśtykającą, długowłosą dziewczynkę, ciągnącą za sobą jakiś
przedmiot. Gdy przyjrzał się uważniej, zobaczył, że to przerażające monstrum w
ciele dziewczynki, a przedmiot, który ciągnie, to …ciało dziecka. Upiór
dostrzegł, wpatrującego się w niego Satoshiego i ruszył w pogoń za przerażonym
chłopcem. Satoshi zdołał umknąć do swego mieszkania
niemal w ostatniej chwili. Kilka chwil po tym jak ustało walenie do drzwi jego
mieszkania, rozległ się dzwonek u drzwi. Gdy Satoshi ostrożnie wyjrzał zza
próg, spostrzegł nowo przybyłą sąsiadkę, która chciała się przywitać i
przedstawić swoją przeraźliwie chudą, wyglądającą na zaniedbaną córkę, Satoko
Kisaki. Wkrótce okazało się, że Satoko będzie chodzić do klasy razem z
Satoshim. Milcząca dziewczynka, niechlujnie ubrana i posiniaczona szybko stała
się celem ataku dwojga kolegów Satoshiego. Bita przez matkę, prześladowana
przez szkolnych kolegów Satoko znalazła azyl dla siebie, opiekując się małym kotkiem
na tyłach jednego z bloku. Jej sekret odkrył Satoshi i nieoczekiwanie…
zaprzyjaźnił się z okrutnie traktowaną dziewczynką. Jednak tajemnicy nie udaje
się zachować… Niebawem dochodzi do tragedii.
Zemsta prześladowanej
Miejskie
legendy, czyli fantastyczne opowieści, zawierające pozory opisu autentycznego
zdarzenia są zjawiskiem globalnym. Znajdziemy całe ich mnóstwa zarówno w USA,
Europie, Ameryce Południowej czy na Dalekim Wschodzie. Zwłaszcza Japonia
wyróżnia się w tej materii, o czym można przekonać się … oglądając japońskie
horrory. Wiele z miejskich legend takich jak historia o Kuchisake-onna, o duchu
kobiety przejechanej przez pociąg, Teke Teke czy tez o Czerwonym Pokoju
doczekało się filmowych wersji. Wersji ekranowej doczekała się także mniej
znana urban legend o Hikiko-san,
czyli o „prześladowanym duchu”. Bohaterką tej opowieści jest dziewczyna
imieniem Hikiko Mori (skojarzenie ze słowem hikikomori
jak najbardziej słuszne), która zmarła zadręczona na śmierć przez szkolnych kolegów i koleżanek a także
rodziców. Pewnego dnia jedna z koleżanek Hikiko spacerując po moście dostrzegła
nad brzegiem rzeki dziewczynkę ciągnącą za sobą misia. Gdy jednak uważniej
przyjrzała się nieznajomej, okazało się, że jest ona przerażającą istotą,
podobną do zombie, która ciągnie za rękę …chłopca. Przestraszona dziewczyna zaczęła uciekać, ale
Hikiko, dopadła dawną prześladowczynię i urwała jej głowę. Tę pełną grozy
historię wykorzystał w swym filmie, „Urban Legend: Hikiko” Kaisei Kishi. Jeśli
jednak spodziewacie się wiernego przełożenia treści legendy, czeka was miła
niespodzianka. Ponieważ film Kishiego pod każdym względem jest obrazem
wyjątkowym.
Pierwsze kilkanaście minut „Hikiko” utwierdza widza w przekonaniu, że ma do czynienia z kolejną schematyczną i zgraną do cna historyjką o zemście zza grobu. Długowłosy upiór, niewinne dziecko, stające się celem bezinteresownych aktów przemocy, tragedia z przeszłości – czy aby nie mamy do czynienia z jeszcze jedną wersją „The Ring- Krąg” Hideo Nakaty? A jednak nawet ten najmniej oryginalny fragment potrafi przykuć uwagę, ponieważ – jako się rzekło – film Kishiego nie jest całkiem zwyczajny. To czterdziestominutowa komputerowa i trójwymiarowa animacja, która bynajmniej nie ma nic wspólnego z typowymi produkcjami tego rodzaju często spotykanymi na przykład w grach komputerowych. „Hikiko” jest zrealizowany z wykorzystaniem wszystkich klasycznych środków filmowego wyrazu takich jak zbliżenia, najazdy kamery, panoramy, travellingi i dynamiczny montaż. Efekt jest zaskakujący. Ten wygenerowany w komputerze świat ogląda się jak najprawdziwszy film, na dodatek już od pierwszych minut autentycznie przerażający. Prolog, gdy Satoshi w biały (choć deszczowy) dzień spotyka w drodze do domu upiora godzien jest największych mistrzów filmowego straszenia. Wprowadzenie zapierającej dech w piersiach grozy w zwyczajność przedstawionego świata jest doprawdy mistrzowskie. A przecież prolog oferuje nam nie tylko dreszcze przerażenia, ale także dawkę napięcia, której nie powstydziłby się sam Alfred Hitchcock. I to nic, że biegnąca za Satoshim upiorna dziewczynka-zombie porusza się w sposób nienaturalny a postacie to komputerowe awatary. Wirtuozerskie wykorzystanie filmowych środków wyrazu sprawia, że przyjmujemy tę sztuczną rzeczywistość za jak najbardziej naturalną i prawdziwą. Co więcej animacja CGI w zaskakujący sposób jeszcze bardziej podkreśla niepokojącą dziwność i grozę zaprezentowanego świata.
Po „mocnym” początku opowieść nieco zwalnia tempo i łagodnieje, ale ani na moment nie przestaje być interesująca. Przerażający, makabryczny horror przemienia się w momentami szczerze wzruszającą opowieść o subtelnej przyjaźni, która nieśmiało zawiązuje się między Satoshim a okrutnie traktowaną przez bezlitosny świat Satoko. „Hikiko” to jednak rasowy horror, wiadomo więc świat nie pozwoli, by ledwie co zrodzone uczucie przyjaźni między dwojgiem dziecięcych bohaterów, mogło się rozwinąć i stawić czoła złu świata. Krzywda rodzi demona…
Mistrzowskie bajty grozy
„Hikiko” zaskakuje na wiele sposobów. Nie tylko znakomitą, choć nie idealną realizacją, ale nade wszystko fabułą. Przez długi czas Kishi podrzuca z pełną premedytacją fałszywy trop jakoby Satoko była „ludzkim wcieleniem” demona z prologu. Ale w połowie filmu dowiadujemy się, że dziewczynka ma chorą siostrę. Czy mówi prawdę? Czy owa tajemnicza siostra ma na imię Hikiko? A może Hikiko to zmaterializowana krzywda, której doświadcza od otoczenia Satoko? A może symbol maltretowanych, prześladowanych dzieci? Zaskakujące niczym finał „Szóstego zmysłu” zakończenie czyni wszystkie nasze przypuszczenia niewiele wartymi. Niemniej właśnie finałowa, znakomita puenta podsuwa psychoanalityczny klucz dla interpretacji historii o Hikiko. W istocie bowiem obraz Kishiego staje się opowieścią o potędze podświadomości, o zawodności ludzkiej pamięci i o złu, które rodzi zło. Warto też zauważyć, że opowieść, która zaczynała się jak nudna powtórka z J-horroru ostatecznie wędruje w kierunku zupełnie niejednoznacznego horroru psychopatologicznego.
„Urban Legend: Hikiko” dowodzi jeszcze jednej rzeczy. Że dla prawdziwego artysty nie jest istotne tworzywo. Ponieważ on nawet z bezdusznych bajtów potrafi stworzyć dzieło, które autentycznie przeraża, wzrusza i skłania do refleksji.
MOJA OCENA: 8/10
Zobacz na IMDB:
REALIZACJA
|
FABUŁA
|
DRUGIE DNO
|
Trójwymiarowa grafika komputerowa w służbie przerażającej grozy.
Czasem bywa sztucznie, ale paradoksalnie wzmaga to uczucie grozy.
|
Podróż do krainy dzieciństwa z sennego koszmaru. Przemoc,
obojętność i demony przeszłości, które nie chcą odejść w zapomnienie.
|
Przerażająco-przejmująca opowieść o potędze
podświadomości, o zawodności ludzkiej pamięci i o złu, które rodzi zło.
|
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz