piątek, 25 stycznia 2013

(Cz.II) 100 GREATEST ASIAN HORROR MOVIES 79-60


(kadr z "Missing", Korea Płd, 2009)

Druga część mojego zestawienia 100 najlepszych azjatyckich horrorów wszechczasów: tym razem filmy z miejsc 79-60.

Ci, którzy przegapili pierwszą część rankingu mogą zobaczyć ją TUTAJ

A zatem zapraszam na kolejną porcję zupełnie subiektywnej, ale mam nadzieję, że inspirującej do własnych poszukiwań, listy azjatyckich horrorów ever.


79.


HOUSEMAID, THE
(Hanyo, reż. Kim Ki-yong, Korea Płd, 1960)

Klasyka koreańskiego kina, nie tylko grozy. Tak jest to intensywny, pasjonujący, klaustrofobiczny film znany ledwie zagorzałym miłośnikom kina, a przecież jest to jedno z największych wydarzeń w historii filmu”- oto słowa samego Martina Scorsese. Lepszej rekomendacji nie trzeba. Film opowiada historię pewnej, wywodzącej się z klasy średniej rodziny, która zatrudnia tytułową pokojówkę. Szybko okazuje się, że dziewczyna to z piekła rodem. Dziś co prawda wyczyny służącej z tego filmu mogą budzić tylko uśmiech politowania, ale w 1960 r. w konserwatywnej Korei Płd kobieta, która paliła papierosy, sypiała z żonatym mężczyzną, na oczach żony oraz dzieci zaciągała go do łóżka, rozbierała się przed nim było nie do pomyślenia. Jedyne co nawet dziś mogłoby wzbudzić oburzenie, to podtruwanie dzieci. Wartość filmu nie tkwi jednak w szokowaniu, ale w mistrzowskiej reżyserii, kilku nowatorskich, jak na lata 60., rozwiązaniach filmowych i wreszcie na grze aktorskiej najwyższych lotów. Samej historii również wiele nie można zarzucić, a znając jej kontekst społeczny, należy pochwalić reżysera i odtwarzającą tytułową postać Lee Eun-shim za odwagę i bezkompromisowość. Największą wadą tego filmu jest to, że nie ma on prawie nic wspólnego z horrorem. Dla mnie „prawie” robi różnicę, ale dla większości widzów pewnie nie.



78.


PHOBIA
(See prang, reż. Parkpoom Wongpoom i inni, Tajlandia, 2008)

Pierwsza, ale nie ostatnia na liście składanka grozy. Cztery historie: 1) unieruchomiona w mieszkaniu przez złamaną nogę dziewczyna wymienia smsy z ...duchem, 2) zrozpaczony chłopiec mści się z pomocą czarnej magii w okrutny sposób na swych dręczycielach, 3) spływ kajakami czworga przyjaciół kończy się tragicznie: jeden z nich tonie i jako duch przybywa by straszyć kumpli, 4) stewardesa odbywa samotną podróż samolotem, przewożącym zwłoki pewnej arystokratki, która – wszystko na to wskazuje – nie ma zamiaru udać się na wieczny odpoczynek. Nowela pierwsza – znakomite wykorzystanie ograniczonej przestrzeni do budowania narastającego zagrożenia. Nowela druga – najsłabsza; pretensjonalny, efekciarski styl, kiepskie efekty CGI i cienka historyjka. Nowela trzecia – umiejętne połączenie grozy z komedią i sporo intertekstualnych nawiązań. Nowela czwarta – perełka filmowa, którą wyreżyserował Parkpoom Wongpoom, jeden z duetu twórców „The Shuter-Widmo” i „Alone”. Jak całość „Phobia”, mimo słabości epizodu drugiego i niewykorzystanego do końca potencjału noweli pierwszej, wypada bardzo solidnie. Najlepsza tajlandzka antologia grozy plus Laila Boonyasak w roli pechowej stewardesy.



77.


INFECTION
(Kansen, reż. Masayuki Ochiai, Japonia, 2004)

Najlepszy (jak dotąd ) horror w reżyserii Masayukiego Ochiaiego („Hipnosis”). Ambulans przywodzi do szpitala, który ma być niebawem zamknięty, pacjenta z nieznaną chorobą, objawiającą się niemal błyskawicznym rozkładem ciała w kałużę ohydnej, zielonej mazi. Tajemnicza choroba okazuje się być niezwykle zaraźliwa, na dodatek wywołuje przerażające halucynacje. Personel szpitala stopniowo pogrąża się w zbiorowym szaleństwie. Bo właśnie szaleństwo jest tematem tego niezwykle mrocznego, makabrycznego horroru, który kilkoma scenami grozy zdecydowanie wybija się ponad przeciętność (np. rozmowa lekarki z pacjentką, która – co pokazuje odbicie w lustrze – pozbawiona jest głowy). Największe wrażenie robi niemal namacalna atmosfera totalnego rozkładu: szpital tonie w długach i wymaga kapitalnego remontu, zarażeni tajemniczą chorobą rozpływają się w zieloną maź w końcu „topnieje” także psychika i morale personelu. Szkoda, że ten film z ogromnym potencjałem kończy się serią coraz bardziej nieprawdopodobnych fabularnych twistów, które pozostawiają po sobie konsternacje i nic więcej.


76.


TO SIR WITH LOVE

(Seuseung-ui eunhye, reż. Lim Dae-wung, Korea Płd, 2006)


Interesująca i całkiem udana próba połączenia konwencji slashera z dramatem zemsty. Emerytowana nauczycielka organizuje spotkanie dla swoich byłych uczniów, podczas którego zaproszeni gościa niespodziewanie stają się celem zamaskowanego mordercy. Gdy wydaje się, że nic nas nie zaskoczy, debiutujący tym obrazem Lim Dae-wung, wykonuje salto i wywraca fabułę do góry nogami. Nieco chaotyczny i powolny początek „To Sir With Love” szybko odchodzi w zapomnienie w drugiej części, gdy naraz rozsypane fabularne puzzle zaczynają układać się w przejmującą opowieść o zemście, która nie przynosi katharsis. Zyskują także postaci początkowo, sprawiające wrażenie papierowymi figurkami, którymi nie ma się za bardzo co przejmować, gdyż i tak wkrótce zostaną wyrżnięci przez zamaskowanego mordercę. A trzeba dodać, że zabójca jest wyjątkowo okrutny co ucieszy fanów krwawego kina. Niestety debiutant nie zapanował nad wszystkimi wątkami i kilka dość znaczących dziur scenariuszowych nie jest w stanie ukryć nieszablonowo obmyślana fabuła. Niemniej jako dodatkowy plus – Seo Yeong-hie („Bedeville”)



75.


THE UNSEEABLE
(Pen Chup Kap Phi, reż. Visit Sasanatieng, Tajlandia, 2006)

Ghost story w stylu retro. Ciężarna Nualjan przemierza Tajlandię lat trzydziestych w poszukiwaniu swego zaginionego męża. Dociera do rezydencji madame Ranjuan, by zatrzymać się w niej na dłużej. Wkrótce przekonuje się, że posiadłość jest nawiedzona i skrywa wiele mrocznych tajemnic. Nie brzmi zachęcająco, ale „The Unseeable” to przepięknie sfilmowany, niezwykle nastrojowy filmy grozy opowiadający o okrutnych wyrokach nieubłaganego przeznaczenia, przed którym nawet w zaświatach nie ma ucieczki. Jest kilka stylowo zainscenizowanych scen grozy, ale bardziej niż straszny jest ten obraz smutny, melancholijny, jesienny w nastroju. Chociaż reżyser sięga po znane rozwiązania dramaturgiczne choćby z „Szóstego zmysłu”, wykorzystuje je w sposób twórczy w nostalgiczną opowieść o miłości, zdradzie i śmierci. Niemniej czasem wydaje się, że autorzy filmu za bardzo przywiązują się do powszechnie znanych schematów asian ghost story, dlatego miejsce na liście nie za wysokie.


74.


THE CALLING
(Seru, reż. Woo Ming Jin & Pierre Andre, Malezja, 2011)

Oto film zaskakujący z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że reprezentuje odmianę horroru zupełnie nieobecną w malezyjskim kinie grozy do cna przesiąkniętym, najczęściej komediowymi opowieściami o miejscowym wampirze pontianaku. „The Calling” bowiem to splatter w konwencji paradokumentalnego horroru, mockumentary. W tej historii o ekipie filmowej realizującej w sercu dżungli horror, którego realizacja zostaje przerwana przez opętanie aktorki, krew leje się strumieniami, trup ściele gęsto i generalnie dominuje atmosfera narastającego szaleństwa. Po drugie jego współreżyserem jest Woo Ming Jin, jeden z czołowych twórców malezyjskiego kina artystycznego. Nietypowy jest również powód, który skłonił reżysera kontemplacyjnych obrazów do wycieczki w rejony grozy. Podobno znajomi Woo nudzili się na jego artystycznych filmach, więc specjalnie dla nich nakręcił obraz, w którym o nudę raczej trudno. Po trzecie wreszcie „The Calling” jest rzadkim przypadkiem w malezyjskim kinie horroru postmodernistycznego i autotematycznego. Zaliczam to jako plus, ponieważ świadczy o ukrytym wyrafinowaniu tego filmu. Szkoda, że „The Calling” pod koniec filmowej akcji grzęźnie w mało interesujących okultystycznych dyrdymałach i najwyraźniej nie może się skończyć, bo zabrakło pomysłu.



73.


SUSUK
(Susuk, reż. Amir Muhammad & Naeim Ghalili, Malezja, 2008)

Susuk to rodzaj popularnego w Malezji oraz Indonezji talizmanu, który według wierzeń, ma moc zwiększenia urody i zmysłowości. Podobno nagminnie stosują go celebryci i politycy. Film, którego jednym ze współreżyserów jest Amir Muhammad, guru malezyjskiego kina artystycznego, opowiada o cenie, którą płaci się za poprawianie swego losu z pomocą czarnej magii. W malezyjskim kinie grozy to żadna nowość: prawie każdy horror ostrzega przed tragicznymi skutkami korzystania z czarnej magii, która choć w muzułmańskiej Malezji jest zakazana, jest powszechnie stosowana. Jednak „Susuk” to coś więcej niż film z tezą. To przejmująca opowieść o cenie, którą płaci się za sławę, ale także o tym, że sława – im więcej się jej doświadcza – staje się jak narkotyk, prowadząc do tragedii. Malezyjski horror umiejętnie łączy lokalny koloryt z uniwersalnym przesłaniem i uniwersalnymi elementami solidnego horroru okultystycznego. Najmocniejszym atutem jest scenariusz, który prowadzi intrygę bez większych przestojów do znakomitego, zaskakującego zakończenia. Jednak kto oczekiwałby rasowego horroru, może się srogo zawieść.



72.



GUINEA PIG: MERMAID IN THE MANHOLE

(Ginî piggu: Manhôru no naka no ningyo, reż. Hideshi Hino, Japonia, 1988)

        Najlepsza historia z niesławnej japońskiej serii “Królik doświadczalny”. Fabułę da się streści jednym zdaniem: artysta malarz znajduję w kanale ściekowym ranną syrenę, którą postanawia namalować, istota jednak na oczach mężczyzny zaczyna się jak najdosłowniej rozkładać. Wyjątkowo obrzydliwy film (ropiejące wrzody, pełzające robactwo itp), ale jednocześnie na swój sposób… piękny. „Syrena w kanale” bowiem to perwersyjna baśń o umieraniu potraktowana z trudnym do zniesienia naturalizmem. To także opowieść o poświęceniu i miłości, która staje się obsesją; o artyście i jego „tworzywie”. Plus zaskakujące zakończenie.



71.



MEMORY

(Rak Lorn, reż. Torpong Tunkamhang, Tajlandia, 2008)

tTaj Tajlandzki dramat grozy albo dramat psychologiczny z elementami horroru. Młody psychiatra dr Krit zajmuje się przypadkiem kilkuletniej dziewczynki, którą rzekomo prześladuje zły duch. Matka małej pacjentki uważa, jednak że córka jest chora i konfabuluje. Sprawa jest skomplikowana i staje się jeszcze bardziej, gdy Krit wdaje się w romans z matką dziewczynki. Interesujący, choć raczej nie dla mniej cierpliwych widzów, obraz o niedoskonałości ludzkiego postrzegania, o zmiennej tożsamości człowieka, która pod wpływem traumatycznych okoliczności, może być dowolnie formowana. Mroczny, wyrafinowany, niezwykle nastrojowy obraz, w którym od litrów wylanej sztucznej krwi i oszałamiającej akcji ważniejsze jest subtelne napięcie w relacji między psychiatrą a piękną kobietą, skrywającą wiele ponurych sekretów. Plus Maia Charoenpura jako posągowa femme fatale.



70.


ANGKERBATU
(reż. Jose Poernomo, Indonezja, 2007)

Jeden z najciekawszych azjatyckich horrorów ekologicznych. Film opowiada o telewizyjnej ekipie, która dociera do opustoszałego miasteczka w okolicy lasów Angkerbatu. Odbywa się tam masowa wycinka drzew pod tereny, które mają posłużyć za największe pola golfowe w Azji. Niepomni ostrzeżeń mieszkańców, przestrzegających przed mściwymi duchami lasów, pracownicy koreańskiej korporacji kontynuują dewastacje okolicy. Az nagle wszyscy znikają. „Angkerbatu” to niezwykle zgrabne połączenie ghost story z ekologicznym przesłaniem, który jednak nie drażni dydaktyką. Jose Poernomo, reżyser filmu całkiem dobrze panuje nad niezbyt skomplikowaną fabułą, udanie kreuje atmosferę niewidzialnego zagrożenia, szczęśliwie omija tanie sposoby na straszenie widzów i nie zamęcza ich nieustanną obecnością straszydeł. No i udaje mu się wyreżyserować jedną z najbardziej przerażających scen w dziejach azjatyckiego kina (scena na hotelowym korytarzu). Przyzwoita, solidna rozrywka.


69.


SAY YES
(Sae-yi yaeseu, reż. Kim Sung-hong, Korea Płd, 2001)

Z inspiracji “Autostopowiczem” z Rutgerem Hauerem. Sielankowa atmosfera wycieczki nad morze młodego małżeństwa zamienia się w koszmar, gdy nieopatrznie zabierają ze sobą tajemniczego autostopowicza. Fabuła filmu opiera się na prostym schemacie śmiertelnie niebezpiecznej zabawy w „kotka i myszkę”, lecz dzięki mistrzowskiej reżyserii Kim Sung-honga oraz bohaterom, z którym utożsamia się widz, ogląda się to siedząc na krawędzi krzesła. A poza tym jest dynamicznie, emocjonalnie i krwawo (zwłaszcza w wyłamującym się z hollywoodzkich konwencji finale) a na dokładkę kilka smutnych refleksji o ludzkiej naturze. Miejsce na liście niewysokie, bo dla niektórych może mieć znaczenie, że czarny charakter jest niezniszczalny a całość za bardzo przypomina amerykański oryginał.

RECENZJA: http://www.horror.com.pl/filmy/recka.php?id=1858


68.


BLOOD TIES
(Huan hun, reż. Chai Yee-Wei, Singapur, 2009)

Jedyny przedstawiciel egzotycznego Singapuru na liście. Shun, policjant z wydziału narkotykowego śmiertelnie rani brata bossa gangu. Wkrótce gangsterzy składają wizytę detektywowi, mordując mężczyznę i jego żonę. Świadkiem zbrodni jest trzynastoletnia siostra Shuna, Ah Mei. Zgodnie z miejscowymi wierzeniami duch zmarłego powraca po siedmiu dniach i zamordowany stróż prawa, rzeczywiście, powraca. Wstępuje w ciało Ah Mei i mści się w okrutny sposób. Fabuła jest nieco karkołomna, ale reżyser nie popada w niebezpieczną groteskę, ponieważ klasyczną opowieść o zemście zza grobu, umiejętnie wzbogaca o inne elementy: wątek opętania, zemsty i zaskakujące zwroty akcji. Ale zalet jest więcej: intrygująco rozwijająca się fabuła pełna flashback`ów, poszerzających stopniowo wiedzę odbiorcy o filmowych wydarzeniach i charakterach postaci oraz nieoczekiwany finał. Warto również wspomnieć o debiutującej w filmie Joey Leong, która w potarganych włosach i z nożem w ręku prezentuje się iście demonicznie, na długo zapadając w pamięć.



67.


HOUSE
(Hausu, reż. Nobuhiko Obayashi, Japonia, 1977)

Bodaj najbardziej zwariowany, szalony i kiczowaty film na liście TOP 100. Fabuła jest nieprzyzwoicie prosta: sześcioro uczennic pod przewodnictwem pięknej Oshare wyrusza do domu ciotki dziewczyny, która – mimo ludzkiej postaci – jest w istocie „głodnym duchem”, żywiącym się ciałami dziewic. Wartość obrazu Nobuhiko Obayashiego nie tkwi jednak w skomplikowanej, zaskakującej i głębokiej fabule, lecz w formie, w której prosta jak konstrukcja pewnego rolniczego narzędzia historia jest osadzona. „House” bowiem to iście zabójcza dawka kiczu, surrealizmu, absurdu, czarnego humoru, złego smaku i campu w najczystszej postaci. Fantasmagoria kiczu, psychodeliczna orgia, w której malowane w pstrokatych kolorach niebo i animowany pociąg są na porządku dziennym. Ostentacyjna sztuczność świata przedstawionego jest świadomą strategią reżysera, a świadomy kicz staje się niemal sztuką. W landrynkowej, złośliwie nienaturalnej rzeczywistości filmu groza jest grozą tylko z nazwy, dlatego jest to baaaaardzo nietypowy „horror”. Plus scena z żarłocznym fortepianem i wiele innych podobnych.



66.


BLACKOUT
(reż. Ato Bautista, Filipiny, 2007)

Horror psychologiczny z egzotycznych Filipin. Zaskakująca formalną ascezą i prostotą opowiadania historia alkoholika i bezrobotnego Gila, który samotnie wychowuje kilkuletniego syna. Pewnego razu w stanie nietrzeźwości wycofując samochód, mężczyzna śmiertelnie potrąca córkę, sąsiadki, małą Isabel. Postanawia ukryć ciało dziewczynki w opuszczonym pobliskim budynku i zapomnieć o nieszczęśliwym wypadku. Ale wkrótce w okolicy zaczyna słychać przejmujący płacz dziecka... Co jednak jest prawdą a co wytworem pogrążającego się w alkoholowej psychozie umysłu, skoro Gil już dawno zatracił kontakt z rzeczywistością? Zaletą tej niezależnej, skromnej produkcji jest niezwykle intensywny i przygnębiający nastrój, a także odwaga reżysera, ukazującego bez żadnych upiększeń, beznadzieję wegetacji wyrzuconych na margines społeczeństwa bohaterów. Sensacyjna intryga przywodząca na myśl typową ghost story o zemście zza grobu oraz zaskakująca (może nie dla wszystkich) finałowa puenta nie są najważniejsze w tym smutnym filmie. Bo „Blackout” to przejmujące studium alkoholizmu i choroby psychicznej, które na długo pozostaje w pamięci.

65.


THE RED SHOES
(Bunhongsin, reż. Kim Yong-gyun, Korea Płd, 2005)

Krwawa i ponura wariacja na temat mało znanej, krwawej i ponurej bajki H. Ch. Andersena. Para przypadkowo znalezionych eleganckich, czerwonych butów przez bohaterkę filmu, Sun-jae zmienia ją z typowej kury domowej w wyzywającego wampa. Jednocześnie dochodzi do serii tajemniczych i okrutnych zbrodni w niejasny sposób, łączących się z bohaterką i jej nowymi seksownymi „szpilkami”. Sytuacja staje się niebezpieczna, gdy tytułowe, „czerwone pantofelki” (polski tytuł filmu) przyciągają uwagę kilkuletniej córki Sun-jae. Buty jako „czarny charakter”? Brzmi tyleż oryginalnie, co kuriozalnie. A jednak „The Red Shoes” to solidny horror psychologiczny, w którym ghost story zgrabnie łączy się w krwawy dramat psychopatologiczny. W umywalce wypełnionej krwią biały gołąb bezradnie trzepocze skrzydłami, krwiście czerwone płatki śniegu wirują w powietrzu – to tylko niektóry przykłady scen, które zachwycają wizualną maestrią i niepokojącym, poetyckim wydźwiękiem. Plus mnóstwo tropów psychoanalitycznych rozsianych po cały filmie oraz wielki plus – kreacja Kim Hye-soo w roli popadającej w obłęd matki, w której obudziła się „przeklęta kobiecość”.


64.


YOGA
(Yoga Hakwon, reż. Yun Jae-yeon, Korea Płd, 2009)

Bycie pięknym na wieki – która z kobiet nie marzyła o wiecznej młodości? „Yoga” w reżyserii jedynej na tej liście przedstawicielki pań-reżyserek, Yun Jae-yeon (znana m.in. z „Wishing Stairs” z serii „Whispering Corridors”), to historia prezenterki telewizyjnej, Hyo-jeong, która traci pracę, ponieważ okazuje się starsza i mniej ładniejsza od swej młodszej rywalki. Przypadkiem dowiaduje się o pewnym tajemniczym instytucie yogi, w którym dokonują istnych cudów odmładzania duszy i ciała. Dalej intryga dotyczy się utartym szlakiem: instytut oferujący wieczną młodość i urodę okazuje się przerażającym miejscem a na życie bohaterki dybią istoty zza światów. „Yoga” jest bowiem zgrabnym melanżem ghost story z horrorem okultystycznym okraszonym licznymi efektami gore. O wartości filmu decyduje intrygująca, mozaikowa narracja oraz pani reżyser kreowanie niepokojącej atmosfery, stanowiącej mariaż groteski, surrealizmu, makabry i zaskakującej poezji. Plus Kim Yu-jin w roli głównej.

63.


SILK
(Gui si, reż. Su Chao-Bin, Tajwan, 2006)

Jedyny na liście przedstawiciel tajwańskiego kina grozy. Jego obecność, i to na całkiem wysokiej pozycji, jest jak najbardziej zasłużona, bowiem „Silk” to wybijający się ponad przeciętność horror udanie, scalający w spójną całość elementy ghost story, kina akcji, science-fiction i dramatu obyczajowego. Jednak to, co zyskuje temu filmowi szczególną sympatię widzów, to oryginalny pomysł na przedstawienie ducha. Dzięki specjalnemu urządzeniu zwanemu kostką Mengera udaje się pochwycić... istotę z zaświatów. Niebanalne i pomysłowe potraktowanie tematyki obecności w naszym świecie bytów nadprzyrodzonych to wielka wartość „Silk”. Ale jeszcze większą jest umiejętne połączenie tragicznej historii chłopczyka-ducha i wątku umierającej matki głównego bohatera, detektywa Tunga w opowieść o ważkim problemie społecznym i moralnym, jakim jest eutanazja. Kino rozrywkowe rzadko ma odwagę podejmować tak skomplikowane i trudne tematy.

62.



ALL NIGHT LONG

(Ooru naito rongu, reż. Katsuya Matsumura, Japonia,1992)

Pierwszy ze skrajnie mizantropijnej serii sześciu filmów w reżyserii Katsuyi Matsumury. Idea tego wyjątkowo nihilistycznego i przygnębiającego cyklu da się sprowadzić do prostej, brutalnej konstatacji: ludzie to plugawe robactwo (zwłaszcza trzy pierwsze filmy z serii). W „All Night Long”, który jako jedyny dopuszczony został do ograniczonej dystrybucji kinowej (pozostałe okazałe się zbyt szokujące do powszechnego prezentowania), Matsumura dostrzega nikły promień nadziei w czystej miłości dwojga młodych ludzi (i chyba dlatego niemal natychmiast w okrutny sposób to uczucie unicestwia): w pozostałych zaś – nie ma już żadnej nadziei. Oto troje młodych, wyalienowanych bohaterów jest świadkiem odrażającej zbrodni popełnionej przez szaleńca. To traumatyczne przeżycie zmienia raz na zawsze bohaterów. Gdy dziewczyna jednego z nich zostaje bestialsko zamordowana, ten wraz z pozostałymi dwojgiem, dokonuje krwawego odwetu. Nikt nie otrzymuje rozgrzeszenia: ani oprawcy, ani ofiary a przede wszystkim – społeczeństwo. Mocne, bezkompromisowe i skrajnie pesymistyczne kino.


61.



ALL NIGHT LONG. THE FINAL CHAPTER 3

(Ooru naito rongu 3: Saishuu-shô, reż. Katsuya Matsumura, Japonia, 1996)

Trzecia część serii „All Night Long”. Umieszczam ją oczko wyżej na liście, mim iż to swoisty sequel (fabularnie niepowiązany) obrazu z 1992, ponieważ teza, że ludzie nie różnią się wiele od robactwa a ich miejsce jest na śmietnisku zostaje ukazana w sposób szczególnie dobitny i trudny do zniesienia. Wyjątkowo to nieprzyjemny, zimny jak bryła lodu, okrutny i wręcz przerażający w ukazywaniu brzydoty świata i ludzi film. Bohaterem jest wyalienowany młodzieniec z poważnymi zaburzeniami emocjonalnymi, który ma obsesję na punkcie wszelkiego rodzaju odpadów oraz pewnej ekspedientki, w której się „zakochuje”. W świecie jednak do cna przesiąkniętym sadystyczną przemocą miłość może być tylko perwersją i zboczeniem. W kategorii filmów ukazujących mroczną, brzydką i ponurą stronę człowieczeństwa „All Night Long. The Final Chapter” ma niewielu konkurentów. Jego skrajność skazuje go jednak na wąskie grono „szokoodpornych” widzów.


60.


MISSING
(Sil Jong, reż. Kim Sung-hong, Korea Płd, 2009)

Welcome To Hell! Piekło rozpętuje się dla młodej dziewczyny, Hyeong-ah, gdy niespodziewanie wpada w ręce psychopatycznego mordercy. Upokarzana, codziennie w brutalny sposób gwałcona, bita oraz karana za nieposłuszeństwo wyrwaniem zębów obcęgami marzy tylko tym, żeby przeżyć. I żeby odnalazła ją starsza siostra, Hyeong-jeong. Tymczasem kobieta zaniepokojona nagłym zniknięciem młodszej siostry wyrusza na poszukiwania i dociera do Pan-gona, samotnego, starszego mężczyzny sprawiającego wrażenie nad wyraz sympatycznego. Bohaterka nie zdaje sobie sprawy, że Pan-gon to oprawca poszukiwanej siostry. Kolejna po „Bedeville” wycieczka na koreańską prowincję, która okazuje się być istną wylęgarnią najpotworniejszych zbrodniarzy, psychopatów i dewiantów. Dla widzów zwłaszcza tych, którzy lubią ostrą jazdę, jest to jednak wycieczka niezwykle atrakcyjna. Potężna dawka przemocy, napięcie, groza, zgrabnie i zaskakująca prowadzona intryga oraz budzący trwogę szaleniec pod maską poczciwego koreańskiego rednecka. A wszystko z inspiracji faktami.



Za tydzień kolejna porcja najlepszych z najlepszych. Bądźcie czujni!

5 komentarzy :

  1. Bardzo się cieszę z obecności Infekcji - filmu, który ogólnie został dość przeciętnie przyjęty. Pewnie to kwestia osobistych preferencji, ale Infekcja jest dla mnie typem dobrze zrobionego horroru, jest w zasadzie wszystko co trzeba, na czele z tajemniczym klimatem.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja sie ciesze z obecnosci House, choc szkoda ze tak nisko ;)
    Patrzac na liste, to troche zaleglosci mam do nadrobienia (zwlaszcza te tytuly z mniej popularnych filmowo panstw jak Singapur czy Filipiny).
    Aha All Night Long jest 6 czesci - tez musze sie za to kiedys zabrac...

    OdpowiedzUsuń
  3. @Krzysztof

    Zgadza się, co najmniej jeden twist fabularny za dużo :)

    OdpowiedzUsuń