Nie wiem, jak udało mi się
przeżyć. Wciąż tego nie rozumiem.
/jedna z bohaterek filmu „Behind
Forgotten Eyes”/
Prolog
Przełom 1937 i 1938
roku. Trwa II wojna chińsko-japońska. Cesarska Armia Japonii,
nowocześnie wyposażona i uzbrojona, bez większych problemów
zajmuje kolejne chińskie miasta na północy kraju. Po zdobyciu
Szanghaju oddziały japońskie kierują się na Nankin, ówczesną
stolicę Chin. 13 grudnia 1937 r. wskutek zmasowanego ostrzału
artyleryjskiego i dywanowych nalotów opór obrońców zostaje
przełamany. Japończycy wkraczają do zrujnowanego miasta i od
pierwszego dnia okupacji wprowadzają brutalny, bezlitosny terror. W
jego efekcie dochodzi do jednej z największych zbrodni wojennych w
dziejach świata – masakry nankińskiej. Zamordowanych zostaje od
50 do 400 tys. obrońców i mieszkańców miasta (oszacowanie
dokładnej liczby ofiar jest już dziś niemożliwe). Wśród ofiar
są także starcy, kobiety i dzieci. Masakra nankińska to także ok.
20 tys bestialsko zgwałconych kobiet, często małych dziewczynek.
Skala ludobójstwa i zbiorowych gwałtów przeraża nawet japońską
generalicję. Zdobywca Nankinu, generał Iwane Matsui, który wskutek
problemów zdrowotnych był nieobecny podczas rzezi mieszkańców,
powraca do miasta, by zapanować nad falą rozlewającej się
przemocy. Jest wściekły i wstrząśnięty tym, co zastaje pod
rządami jego zastępcy generała Yabuhiko Asaka. Pijani,
zdemoralizowani żołdacy dopiero po sześciu tygodniach maskary
zaspakajają żądze mordowania i kopulowania bez umiaru. Pod koniec
1938 r. Japończycy wycofują się z Nakinu, pozostawiając po sobie
spaloną ziemię i zdeptane człowieczeństwo.
Kobiety do towarzystwa
Sytuacja w okupowanym
mieście wymknęła się spod kontroli japońskiego dowództwa - to
fakt bezsporny, dlatego nie może się powtórzyć. Tym bardziej, że
wśród żołnierzy zaczyna się szerzyć plaga rzeżączki i innych
chorób wenerycznych. A przecież chory żołnierz to żołnierz
niezdolny do walki. Zbrodnie i zbiorowe gwałty nie służą też
wizerunkowi okupanta, podsycając antyjapońskie nastroje. Dowództwo
dochodzi do wniosku, że niewskazane są bezpośrednie kontakty z cywilami, bo narażają armię na poważne ryzyko wycieku
tajnych informacji. Nie było wątpliwości: potrzeba zmian była
pilna i konieczna. Na przeciw jej wychodzi propozycja wiceszefa
sztabu wojsk japońskich, generała Yasujiego Okamury. Proponuje one
stworzenie urzędowo zatwierdzonego systemu domów publicznych, gdzie
pod kontrolą lekarzy, zmęczeni wojną oficerowie i żołnierze za
skromną opłatą mogliby się zrelaksować w damskim towarzystwie.
Czyż to nie racjonalny i cywilizowany sposób rozwiązania problemu
seksualnych frustracji japońskich wojaków? Tym bardziej, że armia
ma już pewne doświadczenie w tym względzie. W 1932 r. w Szanghaju
powstał pierwszy, oficjalny burdel, z którego korzystała
stacjonująca w tym mieście brygada marynarki wojennej.
Propozycja Okamury
została przyjęta. Z Japonii zostają sprowadzono japońskie prostytutki
(głównie z Kiusiu), ale szybko okazuje się, że nie są w
stanie sprostać zapotrzebowaniu na seks wśród wojskowych. Rozpoczęło się polowanie
na kobiety, dziewczyny a nawet dziewczynki z okupowanych przez
Japończyków krajów. Koreanki (największa grupa, 80-90% wszystkich
kobiet), Chinki, Tajwanki, Filipinki, Indonezyjki, a nawet kobiety
europejskiego pochodzenia (np. Holenderki), które nie zdążyły w
porę opuścić podbijanych krajów lub, które pracowały jako
personel medyczny – wszystkie one trafiają wbrew swojej woli do
domów uciech dla wojskowych. Kobiety uprowadzano siłą, sprzedawano
(nierzadko przez bliskich lub sąsiadów), zwabiono podstępem.
Rozwożono po całym Dalekim Wschodzie i Azji Południowej. Z raportu
Ministerstwa Wojny z 3 września 1942 r. wynikało, że sieć burdeli
rozpościera się na całą Azję Wschodnią i Południową. Wszędzie
tam gdzie stacjonowały oddziały japońskie, tworzone były domy
publiczne: w Północnych Chinach (100 domów), w Chinach Centralnych
(140), w Południowych Chinach (40), w Azji Południowej (140), na
wyspach Morza Południowego (10) i Sachalinie (10). Obsługę
wojskowych przybytków rozpusty zapewniało, w zależności od
autora zajmującego się tym tematem, od 20 do 460 tys. kobiet.
System wojskowych burdeli miał się świetnie. Więzione, zmuszane
do świadczenia usług seksualnych, okaleczane, poniżane kobiety –
znacznie gorzej.
Comfort women (kobieta do towarzystwa)–
tak dziś określa się te nieszczęsne ofiary japońskiej machiny
wojennej. Odpowiada ono japońskiemu słowu „ianfu” (i
- pocieszenie, an-zrelaksowany, fu- kobieta).
Eufemistyczne określenie. W użyciu, zwłaszcza wśród powojennych,
japońskich badaczy, funkcjonuje również termin „jugun ianfu”
(„przyłączony” lub „podążający za wojskiem”),
sugerujący, iż kobiety przemieszczały się wraz w oddziałami
wojska dobrowolnie. Ale comfort women nie były ochotniczkami,
z potrzeby serca, wspierającymi swym ciałem morale żołnierzy
Cesarskiej Armii. Były seksualnymi niewolnicami.
Być niewolnicą
Funkcjonowanie domów
uciech było zorganizowane w duchu wojskowej dyscypliny. Na burdele
zamieniano prywatne domy, a ich właściciele zajmowali się
administracją budynku, wojskowi natomiast ściśle nadzorowali każdy
aspekt działalności takiego przybytku. Co więcej każdy dom
publiczny posiadał wewnętrzną regulację, określającą co jest
dozwolone, a co zakazane. Zachowały się fragmenty takiego
regulaminu z domu publicznego z Changzhou, w Chinach. Znajdujemy w
nim m.in. grafik określający, którego dnia, jaki oddział
żołnierzy, może skorzystać z dobrodziejstw burdelu a także
cennik (seks z Koreanką wyceniono na półtora jena, z Chinką tylko
na jednego jena, ale z Japonką aż na... dwa jeny). W innym miejscu
tego dokumentu czytamy natomiast, że spożywanie alkoholu w domu
uciech jest zabronione, podobnie jak przyjmowane chińskich klientów
przez świadczące usługi kobiety, z kolei używanie kondomów jest
bezwzględnie wymagane. Piętnasty dzień miesiąca był dniem
wolnym, a poniedziałek i piątek dniem przeznaczonym na badania
lekarskie.
Mimo lekarskich kontroli,
niejednokrotnie przeprowadzanych przez lekarzy bez stosownej wiedzy
diagnostycznej, na wszelki wypadek regulamin nakazywał przyjąć a
priori, że każda comfort women jest potencjalną
nosicielką chorób wenerycznych. Każdy z klientów przed wejściem
do pokoju, w którym dochodziło do zbliżenia, otrzymywał dwie
sztuki kondomów a także specjalną maść. Zabezpieczenia były w
istocie pozorne: kondomy były dziurawe a większość klientów i tak nie
stosowała się do nakazu regulaminu i uprawiała seks bez żadnych
zabezpieczeń.
Zanim jednak doszło do
bezpośredniego kontaktu między „kobietą do towarzystwa” a
klientem, mężczyzna musiał uiścić opłatę. Opłaty były
przyjmowane, w odpowiednio zaadaptowanym pomieszczeniu,
które znajdowało się przy wejściu do budynku. Po uiszczeniu
należnej sumy klient otrzymywał specjalny bilet a następnie
przechodził do poczekalni, gdzie czekał aż wyczytane zostanie jego
nazwisko. Gdy przychodziła jego kolej, udawał się do któregoś z
małych pokoików. Często urządzonych w prowizoryczny sposób z
jednego dużego pomieszczenia, przez zakładanie zasłon albo po
prostu przez przewieszanie koców na rozciągniętym sznurku. Kobieta
zazwyczaj leżała już na łóżku i czekała na klienta. Ten
zostawiał jej bilet, który comfort women oddawała po
zakończonym dniu do biura, po czym przystępował do kopulacji.
Dziennie zmuszane do prostytucji kobiety przyjmowały od 5 do 15
klientów, choć zdarzały się przypadki, gdy liczba przewijających
się przez pokój mężczyzn dochodziła do kilkudziesięciu. Nie
było nawet czasu wytrzeć łona z męskiego nasienia. Machina
nieludzkiego, okrutnego zniewalania seksualnego kobiet pracowała na
pełnych obrotach.
Bezduszny, upodlający
seks z setkami japońskich żołdaków nie wyczerpywał cierpienia i
bólu, którego dostarczał comfort women, japoński system
„domów rozrywki”. Chociaż nie było to normą, w wielu domach
publicznych, kobiety przymusowo świadczące w nich usługi seksualne
nierzadko nie otrzymywały żadnego wynagrodzenia. Cierpiały głód
i skrajne ubóstwo. Zdarzały się liczne przypadki ciężkiego
pobicia. Gdy kobiety odmawiały seksu z klientami, którzy nagminnie
nie używali kondomów, rozwścieczeni mężczyźni przemocą
wyładowywali swe frustracje na kobietach. Czasem wystarczyło, że
klient miał „zły dzień”, by stać się ofiarą brutalnego
pobicia. Kobiety zmuszano do świadczenia usług także, gdyby był
chore czy zmęczone. Zmuszano je również do aborcji, jeśli
nieopatrzenie zachodziły w ciążę. Znane były przypadki, gdy żołnierze rozgrzewali do czerwoności samurajskie miecze w ogniu i wypalali
piętna na ciałach kobiet. Bo tak przecież robi się niewolnicom.
Wraz z pogarszającą się
sytuacją na froncie i odwrotem armii japońskiej, pogarszał się
los zmuszanych do nierządu dziewczyn. Wojsko albo porzucało obsługę
domów publicznych na pastwę działań wojennych (wiele z nich
zginęło od alianckich bomb), albo zmuszało comfort women do
dzielenia żołnierskich trudów w wyniszczającym odwrocie siły
zbrojnych Japonii.
Gorzką punetą dla
systemu jugun ianfu był
fakt, iż powołany dla wzmocnienia dyscypliny wśród żołnierzy
przez rozładowanie ich chuci w sposób zorganizowany i cywilizowany,
przyniósł odwrotny skutek. Liczba gwałtów wzrastała. Żołnierski
żołd wystarczał na dwie wizyty w domu publicznym na miesiąc.
Stosunek z kobietą, gdy zza plecami stał już kolejny mężczyzna,
również nie przynosił japońskim wojakom pełnej satysfakcji
seksualnej. Żołnierze radzili sobie z tym problemem w sprawdzony
sposób: napadali na wioski i gwałcili napotkane w nim kobiety. Za
darmo i do woli.
Cierpienie i
ignorancja
Wojna zakończyła się,
niektóre z comfort women cudem przeżyły, ale koszmar związany ze
seksualnym niewolnictwem, którego doświadczyło tysiące
zniewolonych kobiet, nie zniknął. Powracał we wspomnieniach i
sennych koszmarach. Nigdy nikomu nie opowiedziały o straszliwej
traumie, zrujnowanej młodości i zdeptanej godności. Nie mogły o
tym opowiedzieć. Bały się potępienia i że nikt im nie uwierzy.
Większość z nich zabrała tragiczne przeżycia ze sobą do grobu.
Dopiero w latach 90., przynajmniej w Korei Południowej, kobiety
zdobyły się na odwagę, by publicznie zrzucić z siebie brzemię traumatycznych przeżyć.
Ale na wojnie nie ma
przegranych i wygranych. Są tylko same ofiary. Chciałbym
przeprosić za zło, które wyrządziłem. Robiłem bardzo złe
rzeczy. Skrzywdziłem wielu niewinnych ludzi, Nie mogę sobie tego
wybaczyć. To słowa jednego z kilkorga bohaterów wstrząsającego
dokumentu Anthony`ego Gilmore`a, „Behind Forgotten Eyes”
(„Utracona pamięć: Koreańskie niewolnice seksualne”, 2006).
Był jednym z oprawców. Młodym, japońskim żołnierzem, jednym z
milionów, którzy ulegli wojennemu szaleństwu. Dziś jest sędziwym
staruszkiem. Jego przeprosiny i żal brzmią szczerze. Ale nigdy nie
powinny mieć miejsca. Bo nigdy nie powinno się zdarzyć to, co się
zdarzyło.
Żadnej skruchy i
szczerości nie wykazuje natomiast japoński rząd. Mimo licznych
wyrazów ubolewania wygłaszanych przez kolejnych premierów, a nawet
powołania funduszu Asian`s Women Fund (z pieniędzy prywatnych
darczyńców), wypłacającego odszkodowania pokrzywdzonym kobietom,
japoński rząd oficjalnie nie przyznał się do popełnionych w
przeszłości błędów i nie przeprosił ofiar japońskiego terroru.
Niektórzy prawicowi politycy oraz niektórzy historycy z Japonii
popierają działania władz, odmawiających oficjalnych przeprosin i
wypłaty państwowych a nie prywatnych odszkodowań. Ponieważ albo w ogóle
zaprzeczają istnieniu system jugun ianfu, albo twierdzą, że
świadczące seksualne usługi kobiety w ramach tego systemu nie były
zmuszane do ich spełnienia i że pracowały w znacznie lepszych
warunkach niż zwykłe prostytutki.
Naciski Korei
Południowej, Chin oraz innych państw Azji Wschodniej, których
mieszkańcy doświadczyli okrucieństwa japońskiej armii, trwają od
lat. Póki co bez skutku.
Prolog
Seksualne niewolnictwo
wojenne to nie jest patent wyłącznie japoński. W nazistowskich
obozach zagłady funkcjonowały tzw. Freudenabteilung („oddziały
przyjemności”), w których obok prostytutek, zatrudnienie
znajdowały, zmuszane do niewolniczej, seksualnej służby kobiety
żydowskiego pochodzenia. Istniały też domy publiczne poza obozami
koncentracyjnymi, z których usług korzystali oficerowie i żołnierze
Wermachtu i SS. Zmuszano do pracy w nich ponad 34 tys. kobiet
(głównie z terenów Europy Wschodniej).
Można jednak odetchnąć
z ulgą i powiedzieć sobie: to przeszłość. Nie, nie przeszłość.
Seksualne niewolnictwo nie odeszło wraz z ostatnimi japońskimi czy
niemieckimi żołnierzami. Wciąż jest obecne. To jedna z form
handlu ludźmi. Dokładne statystyki seksualnego niewolnictwa nie są
znane, ale zgodnie z raportem Departamentu Stanu USA z 2008 r. ok.
800 tys. osób rocznie nielegalnie przekracza granice państw z
czego aż 80 % to kobiety, 50% - osoby nieletnie; większość z nich
jest zaś zmuszana do prostytucji. Za suchymi liczbami skrywa się tysiące osobistych dramatów.
W świecie, w którym
handluje się ludźmi jak bydłem, wstrząsająca historia comfort
women nie może mieć happy endu.
---------------------------
Świadectwa kobiet, które zmuszano do prostytucji w
wojskowych domach publicznych znajdziecie TUTAJ
NA PODSTAWIE:
„Behind Forgotten Eyes”
(„Utracona pamięć: Koreańskie niewolnice seksualne”, reż.
Anthony Gilmore 2006)
http://www.japonia.org.pl/?q=pl/content/%E2%80%9Ecomfort-women%E2%80%9D-ianfu-cz%C4%99%C5%9B%C4%87-i
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz