„Shibito no koiwazurai”
to oryginalny tytuł mangi Junjiego Ito, który w angielskim
tłumaczeniu brzmi: „lovesick dead”. Cokolwiek absurdalnie
brzmiący tytuł, niezwykle trafnie oddaje charakter tego komiksu
słynnego japońskiego mistrza kreski. Miłość jest bowiem
naczelnym tematem mangi. Jeśli jednak ktoś miał styczność, z
twórczością Junjiego Ito, nawet z niewielką jej próbką, to temu
nie trzeba dopowiadać, że uczucie to jest w „Undying Love”
przedstawione w perwersyjnej, zdeformowanej, spotworniałej postaci.
Nim jednak zajmę się szczegółami treści, wyjaśnię pewną
rozbieżność w tytułach, które z premedytacją uwypuklam.
„Undying Love” to tytuł tej samej mangi, która w oryginalne
zatytułowana została „Shibito no koiwazurai”. Pierwotnie
komiks Ito wydawany był w odcinkach w magazynie Namuki, od maja do
listopada 1996 r., by rok później trafić do sprzedaży w formie
pojedynczego zeszytu. „Undying Love” nigdy nie została wydana
poza Japonią, a tytuł, którym manga została opatrzona, to efekt
fanowskiej skanlacji.
Wróćmy do treści.
Manga przedstawia jedną historię rozrysowaną na ponad dwieście
stron. Jej bohaterem jest szesnastoletni Ryuusuke, który
przeprowadza się do małego miasteczka, Nanchou-shi, w którym
spędził pierwsze lata swego dzieciństwa. Opowieść zaczyna się
zatem klasycznie, niemal standardowo a jej fabularny rozwój,
przynajmniej w pierwszym z czterech rozdziałów, prowadzi w dobrze
znane miłośnikom horrorów rejony narastającej grozy. Nie jest o
nią trudno, ponieważ Nanchou-shi to miasteczko, w którym gęsta
niczym śmietana mgła jest nieodłącznym elementem krajobrazu.
Mgła, jak wiemy to choćby z horroru Johna Carpentera albo
opowiadania Stephena Kinga, których tytuły odnoszą się do tego
zjawiska pogodowego, skrywa tajemnice i... potwory. A jeśli
przyjmiemy, że potwory do życia powołuje nasza mroczna
podświadomość, to będziemy zaskakująco blisko sedna mangi Ito.
Ryuusuke zdecydowanie nie
jest zadowolony z przeprowadzki do Nanchou-shi, bowiem z poprzednim
pobytem w tym miejscu wiążą się traumatyczne wspomnienia.
Niezwykłą popularnością wśród mieszkańców cieszył się (i
jak przekona się bohater – wciąż cieszy się) dziwny zwyczaj
zwany „wróżeniem na skrzyżowaniu” dzięki, któremu zakochane
nastolatki (przeważnie) rozwiązują swe sercowe problemy. Dziesięć
lat temu sześcioletni Ryuusuke miał zły dzień. Rodzice właśnie
poinformowali go, że będzie musiał rozstać się ze swoim
przyjaciółmi, ponieważ ich rodzina wyprowadza się z miasteczka.
Błąkając się po uliczkach został zaczepiony przez młodą
kobietę. Chłopiec okazał się być pierwszą osobą, która
pojawiła się na skrzyżowaniu, a zgodnie ze zwyczajem „wróżenia
na skrzyżowaniu”, to właśnie pierwszą napotkaną osobę trzeba
po prosić o poradę. Ryuusuke nie był w nastroju. Kobieta miała
romans z żonatym mężczyzną i nosiła jego dziecko. Chciała
wiedzieć co zrobić? Czy jej związek ma szansę. Ryuusuke w gniewie
odparł, że nie. Kilka dni potem dowiedział się, że nieznajoma
popełniła samobójstwo.
Poczucie winy odmieniło
jego życie. A także relację z bliskimi: zwłaszcza w zakochaną w
nim koleżanką Midori. To wtedy Ryuuusuke zasiał ziarno, a gdy po
dziesięciu latach wrócił do miasteczka, zaczął zbierać żniwo.
Krwawe żniwo. Bo w „Undying Love” potwory powołuje do życia
nie tyle mroczna podświadomość, co karma – energia wyzwalająca
się z każdego naszego uczynku, która może przynieść dobre
skutki albo – jak w przypadku bohatera mangi – fatalne. Wszystko
zależy od tego, co zasiejemy. Miłość, dobroć, szlachetność czy
gniew, chciwość, nienawiść? Jeśli przyjmiemy taką perspektywę.
to komiks Ito okaże się ostrzeżeniem przed obojętnym, nieczułym
traktowaniem innych ludzi; przed obojętnością i niechęcią wobec
ich problemów (ten wątek jest szczególnie akcentowany w drugim
rozdziale); przed egoizmem i samolubnością, które to przywary
japoński mangaka zawsze w swych utworach piętnuje, surowo karząc
tych, którzy okazali się zbyt pochłonięci sobą.
Nie jedyne to jednak
refleksje, które dostarcza ta, właściwie kameralna, opowieść o
miasteczku, stopniowo ulegającemu szaleństwu samobójstw. Po raz
wtóry okazuje się, że fizyczne piękno to u Ito niemal wizytówka
zła, które dzięki zewnętrznej atrakcyjności z łatwością
uwodzi ofiary, po to by je opętać i zniszczyć. Nic dziwnego zatem,
że potwory w komiksowym świecie Japończyka przybierają kształt
powabnych nastolatek (np. Tomie) albo młodzieńców – tak jak
demoniczny bohater „Undying Love”. Bishōnen (albo Pretty Boy) to
wedle mangowej nomenklatury ideał młodzieńca: o delikatnej niemal
kobiecej twarzy, szczupłej, niezwykle przystojnej sylwetce. W
„Undying Love” ten idealny pod względem urody młodzieniec jest
demonem, który krąży po skrzyżowaniach miasteczka i opętuje
wpatrzone w niego nastolatki, które pod jego wpływem nie wahają
się odebrać sobie życie. Ponieważ ideał jest zawsze w jakimś
stopniu nierealnym, postać ta znakomicie odgrywa swą rolę: zarówno
tajemnicy (nikt nie wiem kim jest ani czy w ogóle jest istotą
ludzką), jak też widmowego zła, wyłaniającego się z gęstej
mgły. Nieokreśloność bishōnena czyni z tej postaci również
figurę metaforyczną. Jeden z bohaterów nazywa go bogiem śmierci i
rzeczywiście tak tę postać można odczytać zwłaszcza, gdy
umieścimy ją w otwarcie sugerowanym przez Ito kontekście
Lovecraftowskim. Ale można na tę figurę spojrzeć także inaczej.
W czwartym rozdziale, w którym bishōnen wywołuje istną histerię
wśród miejscowych nastolatek, do szaleństwa w nim zafascynowanych,
przypomina współczesnego idola pop kultury: piosenkarza J-popu albo
gwiazdę sportu. Bowiem „Undynig Love” zawiera także refleksje
nad stopniem społecznego wpływu różnej maści idolów czy
autorytetów, które czasem może przybrać naprawdę przerażające
rozmiary (sekta Aum Shinrikyō , która doprowadziła w 1995 r. do
tragicznego w skutkach ataku na tokijskie metro).
A gdzie zasygnalizowana
miłość – można zapytać. Jak to w świecie Ito to piękne
uczucie nie ma nic ze swego romantycznego uroku. W „Undying Love”
miłość jest potężną, mroczną i całkowicie ślepą siłą,
która prowadzi do uzależnienia (Reishi Tanaka, koleżanka Midori;
kochanki niejakiego Kouchiro; tłumy nastolatek zakochanych w demonie
Pretty Boy). Zakochani u Ito bynajmniej nie rozkwitają, ale
zamieniają się w chodzące szkielety; zombie pragnące obsesyjnie
obiektu swej miłości. Miłość w mangowym świecie nie przynosi
szczęścia, ale rani i krzywdzi (jak Midori torturująca Ryuusuke).
Miłość jest uzależnieniem, chorobą, która prowadzi do obłędu
a ostatecznie do śmierci. Omawiana manga to oczywiście horror –
można próbować tłumaczyć sobie tak okrutne przedstawienie
miłości w utworze Ito, niemniej tego rodzaju portret
najpiękniejszego z ludzkich uczuć nie jest na tle japońskiej
kultury niczym wyjątkowym. Sztuka Kraju Kwitnącej Wiśni pełna
jest nieodwzajemnionej miłości, zazdrości, nienawiści, rozstań i
śmierci kochanków. Miłość jest cierpieniem. I cierpieniem jest
także dla bohaterów „Undying Love”.
Od strony realizacyjnej
manga Ito, co nie jest chyba zaskoczeniem, prezentuje wysoki poziom.
Czarno-biała kreska kreuje iście upiorny świat, w którym groza
wyziera z gęstej, złowieszczej mgły i z ludzkich serc skażonych
ułomnością woli, podatnością na zło. Rysunkowo świetne są
sceny, gdy z owej mgły wyłaniają się widmowe postaci, o których
nie wiadomo, czy niosą śmierć czy są tylko przypadkowymi
przechodniami. Świetne są sceny, gdy na skrzyżowaniach bohaterowie
natykają się na zakrwawione, zmasakrowane upiory zmarłych,
cierpiących z niewysłowionego żalu i bólu. Niesamowite wrażenie,
jak to u Ito, robią sceny zbiorowe: zachwyca drobiazgowość
przedstawienia i przeraża autentyczna groza, nieznającej granic
wyobraźni artysty. Wizualnie „Undying Love” to jedno z większych
osiągnięć japońskiego mistrza rysunkowego horroru. A jednak.
A jednak to nie jest
poziom najlepszych dzieł Ito. Słabość tej mangi tkwi w jej
fabule, której potencjał wystarczałby na nieco dłuższego shorta,
ale nie na ponad dwustronicową historię. Fabuła już po pierwszym
rozdziale zaczyna nieco nużyć a wrażenie powtarzalności
potwierdzają podobne rozwiązania dramaturgiczne. Mnożą się zatem
sceny „wróżenia na skrzyżowaniu”, samobójstwa, nieszczęśliwie
zakochane w żonatych mężczyznach (a właściwie: mężczyźnie)
kobiety, bishōnen pojawia się zbyt często i gdzieś w tym
wszystkim rozpływa się realizm. Realizm tak ważny w mangach Ito i
tak potrzebny dla fantastyki. Mimo rosnącej fali samobójstw, fala
ta nie wywołuje żadnej reakcji ze strony władz, policji i
dorosłych. Jedna z kochanek Kouchiro, bohaterka drugiego rozdziału
nachodzi Ryuusuke w jego domu, a jego rodzice zdają się nic o tym
nie wiedzieć. Tego rodzaju wątpliwości jest więcej, a nie powinno
być ich w ogóle. Co gorsza, mimo wykreowania przyzwoitej atmosfery
grozy, manga ta jest prawie zupełnie pozbawiona się tak
charakterystycznych dla Ito makabrycznych deformacji i
surrealistycznych, groteskowych obrazów – elementy, które
dodawały niesamowitości rysunkowym wizjom.
Niemniej na pytanie: czy
warto zapoznać się z „Undying Love”? Odpowiedź może być
tylko jedna: warto.
MOJA OCENA: 7+/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz