piątek, 12 kwietnia 2013

UNDYING LOVE (Junji Ito, 1996)




„Shibito no koiwazurai” to oryginalny tytuł mangi Junjiego Ito, który w angielskim tłumaczeniu brzmi: „lovesick dead”. Cokolwiek absurdalnie brzmiący tytuł, niezwykle trafnie oddaje charakter tego komiksu słynnego japońskiego mistrza kreski. Miłość jest bowiem naczelnym tematem mangi. Jeśli jednak ktoś miał styczność, z twórczością Junjiego Ito, nawet z niewielką jej próbką, to temu nie trzeba dopowiadać, że uczucie to jest w „Undying Love” przedstawione w perwersyjnej, zdeformowanej, spotworniałej postaci. Nim jednak zajmę się szczegółami treści, wyjaśnię pewną rozbieżność w tytułach, które z premedytacją uwypuklam. „Undying Love” to tytuł tej samej mangi, która w oryginalne zatytułowana została „Shibito no koiwazurai”. Pierwotnie komiks Ito wydawany był w odcinkach w magazynie Namuki, od maja do listopada 1996 r., by rok później trafić do sprzedaży w formie pojedynczego zeszytu. „Undying Love” nigdy nie została wydana poza Japonią, a tytuł, którym manga została opatrzona, to efekt fanowskiej skanlacji.

Wróćmy do treści. Manga przedstawia jedną historię rozrysowaną na ponad dwieście stron. Jej bohaterem jest szesnastoletni Ryuusuke, który przeprowadza się do małego miasteczka, Nanchou-shi, w którym spędził pierwsze lata swego dzieciństwa. Opowieść zaczyna się zatem klasycznie, niemal standardowo a jej fabularny rozwój, przynajmniej w pierwszym z czterech rozdziałów, prowadzi w dobrze znane miłośnikom horrorów rejony narastającej grozy. Nie jest o nią trudno, ponieważ Nanchou-shi to miasteczko, w którym gęsta niczym śmietana mgła jest nieodłącznym elementem krajobrazu. Mgła, jak wiemy to choćby z horroru Johna Carpentera albo opowiadania Stephena Kinga, których tytuły odnoszą się do tego zjawiska pogodowego, skrywa tajemnice i... potwory. A jeśli przyjmiemy, że potwory do życia powołuje nasza mroczna podświadomość, to będziemy zaskakująco blisko sedna mangi Ito.


Ryuusuke zdecydowanie nie jest zadowolony z przeprowadzki do Nanchou-shi, bowiem z poprzednim pobytem w tym miejscu wiążą się traumatyczne wspomnienia. Niezwykłą popularnością wśród mieszkańców cieszył się (i jak przekona się bohater – wciąż cieszy się) dziwny zwyczaj zwany „wróżeniem na skrzyżowaniu” dzięki, któremu zakochane nastolatki (przeważnie) rozwiązują swe sercowe problemy. Dziesięć lat temu sześcioletni Ryuusuke miał zły dzień. Rodzice właśnie poinformowali go, że będzie musiał rozstać się ze swoim przyjaciółmi, ponieważ ich rodzina wyprowadza się z miasteczka. Błąkając się po uliczkach został zaczepiony przez młodą kobietę. Chłopiec okazał się być pierwszą osobą, która pojawiła się na skrzyżowaniu, a zgodnie ze zwyczajem „wróżenia na skrzyżowaniu”, to właśnie pierwszą napotkaną osobę trzeba po prosić o poradę. Ryuusuke nie był w nastroju. Kobieta miała romans z żonatym mężczyzną i nosiła jego dziecko. Chciała wiedzieć co zrobić? Czy jej związek ma szansę. Ryuusuke w gniewie odparł, że nie. Kilka dni potem dowiedział się, że nieznajoma popełniła samobójstwo.

Poczucie winy odmieniło jego życie. A także relację z bliskimi: zwłaszcza w zakochaną w nim koleżanką Midori. To wtedy Ryuuusuke zasiał ziarno, a gdy po dziesięciu latach wrócił do miasteczka, zaczął zbierać żniwo. Krwawe żniwo. Bo w „Undying Love” potwory powołuje do życia nie tyle mroczna podświadomość, co karma – energia wyzwalająca się z każdego naszego uczynku, która może przynieść dobre skutki albo – jak w przypadku bohatera mangi – fatalne. Wszystko zależy od tego, co zasiejemy. Miłość, dobroć, szlachetność czy gniew, chciwość, nienawiść? Jeśli przyjmiemy taką perspektywę. to komiks Ito okaże się ostrzeżeniem przed obojętnym, nieczułym traktowaniem innych ludzi; przed obojętnością i niechęcią wobec ich problemów (ten wątek jest szczególnie akcentowany w drugim rozdziale); przed egoizmem i samolubnością, które to przywary japoński mangaka zawsze w swych utworach piętnuje, surowo karząc tych, którzy okazali się zbyt pochłonięci sobą.


Nie jedyne to jednak refleksje, które dostarcza ta, właściwie kameralna, opowieść o miasteczku, stopniowo ulegającemu szaleństwu samobójstw. Po raz wtóry okazuje się, że fizyczne piękno to u Ito niemal wizytówka zła, które dzięki zewnętrznej atrakcyjności z łatwością uwodzi ofiary, po to by je opętać i zniszczyć. Nic dziwnego zatem, że potwory w komiksowym świecie Japończyka przybierają kształt powabnych nastolatek (np. Tomie) albo młodzieńców – tak jak demoniczny bohater „Undying Love”. Bishōnen (albo Pretty Boy) to wedle mangowej nomenklatury ideał młodzieńca: o delikatnej niemal kobiecej twarzy, szczupłej, niezwykle przystojnej sylwetce. W „Undying Love” ten idealny pod względem urody młodzieniec jest demonem, który krąży po skrzyżowaniach miasteczka i opętuje wpatrzone w niego nastolatki, które pod jego wpływem nie wahają się odebrać sobie życie. Ponieważ ideał jest zawsze w jakimś stopniu nierealnym, postać ta znakomicie odgrywa swą rolę: zarówno tajemnicy (nikt nie wiem kim jest ani czy w ogóle jest istotą ludzką), jak też widmowego zła, wyłaniającego się z gęstej mgły. Nieokreśloność bishōnena czyni z tej postaci również figurę metaforyczną. Jeden z bohaterów nazywa go bogiem śmierci i rzeczywiście tak tę postać można odczytać zwłaszcza, gdy umieścimy ją w otwarcie sugerowanym przez Ito kontekście Lovecraftowskim. Ale można na tę figurę spojrzeć także inaczej. W czwartym rozdziale, w którym bishōnen wywołuje istną histerię wśród miejscowych nastolatek, do szaleństwa w nim zafascynowanych, przypomina współczesnego idola pop kultury: piosenkarza J-popu albo gwiazdę sportu. Bowiem „Undynig Love” zawiera także refleksje nad stopniem społecznego wpływu różnej maści idolów czy autorytetów, które czasem może przybrać naprawdę przerażające rozmiary (sekta Aum Shinrikyō , która doprowadziła w 1995 r. do tragicznego w skutkach ataku na tokijskie metro).

A gdzie zasygnalizowana miłość – można zapytać. Jak to w świecie Ito to piękne uczucie nie ma nic ze swego romantycznego uroku. W „Undying Love” miłość jest potężną, mroczną i całkowicie ślepą siłą, która prowadzi do uzależnienia (Reishi Tanaka, koleżanka Midori; kochanki niejakiego Kouchiro; tłumy nastolatek zakochanych w demonie Pretty Boy). Zakochani u Ito bynajmniej nie rozkwitają, ale zamieniają się w chodzące szkielety; zombie pragnące obsesyjnie obiektu swej miłości. Miłość w mangowym świecie nie przynosi szczęścia, ale rani i krzywdzi (jak Midori torturująca Ryuusuke). Miłość jest uzależnieniem, chorobą, która prowadzi do obłędu a ostatecznie do śmierci. Omawiana manga to oczywiście horror – można próbować tłumaczyć sobie tak okrutne przedstawienie miłości w utworze Ito, niemniej tego rodzaju portret najpiękniejszego z ludzkich uczuć nie jest na tle japońskiej kultury niczym wyjątkowym. Sztuka Kraju Kwitnącej Wiśni pełna jest nieodwzajemnionej miłości, zazdrości, nienawiści, rozstań i śmierci kochanków. Miłość jest cierpieniem. I cierpieniem jest także dla bohaterów „Undying Love”.

Od strony realizacyjnej manga Ito, co nie jest chyba zaskoczeniem, prezentuje wysoki poziom. Czarno-biała kreska kreuje iście upiorny świat, w którym groza wyziera z gęstej, złowieszczej mgły i z ludzkich serc skażonych ułomnością woli, podatnością na zło. Rysunkowo świetne są sceny, gdy z owej mgły wyłaniają się widmowe postaci, o których nie wiadomo, czy niosą śmierć czy są tylko przypadkowymi przechodniami. Świetne są sceny, gdy na skrzyżowaniach bohaterowie natykają się na zakrwawione, zmasakrowane upiory zmarłych, cierpiących z niewysłowionego żalu i bólu. Niesamowite wrażenie, jak to u Ito, robią sceny zbiorowe: zachwyca drobiazgowość przedstawienia i przeraża autentyczna groza, nieznającej granic wyobraźni artysty. Wizualnie „Undying Love” to jedno z większych osiągnięć japońskiego mistrza rysunkowego horroru. A jednak.


A jednak to nie jest poziom najlepszych dzieł Ito. Słabość tej mangi tkwi w jej fabule, której potencjał wystarczałby na nieco dłuższego shorta, ale nie na ponad dwustronicową historię. Fabuła już po pierwszym rozdziale zaczyna nieco nużyć a wrażenie powtarzalności potwierdzają podobne rozwiązania dramaturgiczne. Mnożą się zatem sceny „wróżenia na skrzyżowaniu”, samobójstwa, nieszczęśliwie zakochane w żonatych mężczyznach (a właściwie: mężczyźnie) kobiety, bishōnen pojawia się zbyt często i gdzieś w tym wszystkim rozpływa się realizm. Realizm tak ważny w mangach Ito i tak potrzebny dla fantastyki. Mimo rosnącej fali samobójstw, fala ta nie wywołuje żadnej reakcji ze strony władz, policji i dorosłych. Jedna z kochanek Kouchiro, bohaterka drugiego rozdziału nachodzi Ryuusuke w jego domu, a jego rodzice zdają się nic o tym nie wiedzieć. Tego rodzaju wątpliwości jest więcej, a nie powinno być ich w ogóle. Co gorsza, mimo wykreowania przyzwoitej atmosfery grozy, manga ta jest prawie zupełnie pozbawiona się tak charakterystycznych dla Ito makabrycznych deformacji i surrealistycznych, groteskowych obrazów – elementy, które dodawały niesamowitości rysunkowym wizjom.

Niemniej na pytanie: czy warto zapoznać się z „Undying Love”? Odpowiedź może być tylko jedna: warto.

MOJA OCENA: 7+/10

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz