piątek, 26 kwietnia 2013

A WORLD WITHOUT THIEVES (Tian xia wu zei, Chiny/Hongkong, 2004)




O co chodzi?

Wang Bo i Wang Li to para oszustów i kochanków, która po ostatnim „przekręcie” ukrywa się na bezdrożach Tybetu. Po drodze zatrzymują się w jednej z buddyjskich świątyń, gdzie Wang Li niespodziewanie postanawia zerwać ze złodziejskim rzemiosłem. Wkrótce bohaterka spotyka Sha Gena, naiwnego, dobrodusznego wieśniaka, który przez pięć lat pracy przy odnawianiu tybetańskich świątyń uzbierał pokaźną kwotę 60 tys. yuanów. Ma nadzieję, że dzięki zarobionym pieniądzom będzie mógł znaleźć żonę i wyprawić huczne wesele. Torba z pokaźną sumą przyciąga wzrok Wang Bo, ale – jak się wkrótce – nie tylko jego. Okazją do pozbawienia Sha Gena jego dorobku staje się podróż pociągiem, w której biorą udział bohaterowie oraz konkurencyjny gang wujka Li. Wang Li urzeczona niezmąconą wiarą Sha Gena w dobroć ludzi za wszelką cenę stara się ochronić chłopaka przed czyhającymi na zawartość jego torby złodziejami. Splot nieoczekiwanych okoliczności sprawi, że cyniczny Wang Bo z czasem stanie po stronie Wang Li i jego „podopiecznego” Sha Gena. Ale podróż jest długa a złodzieje cierpliwi...

Chińska recepta na sukces

„A World Without Thieves” to jeden z pierwszych komercyjnych sukcesów owocnej współpracy dwóch filmowo niezależnych krajów: Chin i Hongkongu. W Państwie Środka obraz chińskiego reżysera, Feng Xiaogang, specjalisty od filmowych hitów (m.in. „Assembley”, „Aftershock”) zarobił 100 mln yuanów i obok „Kung Fu Hustle” Stephena Chow`a był najchętniej oglądanym filmem 2004 r.. Obraz zdobył też kilka cennych nagród m.in. prestiżowe tajwańskie wyróżnienie, Golden Horse Award za najlepszy adaptowany scenariusz (podstawę stanowiła nowela Zhao Benfu) oraz One Hundred Flowers – chińskiego odpowiednika amerykańskich Złotych Globów dla Rene Liu, odtwórczyni roli Wang Li. Sukces obrazu Fenga był zatem niewątpliwy i bezdyskusyjny. W czy tkwiło źródło powodzenia filmu?

Bez wątpienia sprawna reżyseria, atrakcyjna fabuła, gwiazdorska obsada (Andy Lau, Li Bingbing, Rene Liu) miały swój udział. Ale kto wie, czy najwięcej film nie zawdzięczał reżyserowi i scenarzystom (oprócz Fenga, jego autorami było trzech innych twórców)? Oczywiście swój udział w sukcesie miał Zhao Benfu, pisarz, którego nowela stanowiła podstawę skryptu, aczkolwiek filmowcy dokonali tak znacznych zmian, iż właściwie film można uznać niemal za osobny utwór. W każdym razie to Feng i jego scenarzyści wywarli zapewne największy wpływy na ostateczny kształt „A World Without Thieves”. Bo najcenniejszą właściwością tego obrazu jest umiejętne pogodzenie dwóch nierzadko sprzecznych elementów: charakteru rozrywkowego produkcji z jej charakterem z artystycznym. I takim dwuwarstwowym filmem jest dzieło Fenga.

Jak ukraść 60 tys. yuanów?

Pierwsza „warstwa” to kino rozrywkowe. Na tym poziomie „A World Without Thieves” jest opowieścią o złodziejach i oszustach, którzy zabiegają o przejęcie w posiadanie zawartości torby Sha Gena, nieświadomego niebezpieczeństwa grożącego jego ciężko zarobionym pieniądzom . Fabuła jest rzeczywiście sprawnie poprowadzona, bohaterowie wyraziści, zwroty akcji liczne i jeśli nie do końca zaskakujące, to z pewnością warte odnotowania. Otrzymujemy również kilka efektownie zrealizowanych scen (zwłaszcza te, które ukazują raczej niespodziewaną grację i wyrafinowanie w złodziejskim procederze), na dodatek rozegranych w scenerii rzadko wykorzystywanej: pociągu pasażerskiego. Na marginesie: umieszczenie akcji akurat w tym środku transportu miało komentować rzeczywistość pozafilmową: faktyczną plagę kradzieży, nawiedzającą chińskie linie kolejowe.

„A World Without Thieves” od strony walorów czysto rozrywkowych nie jest jednak łatwo jednoznacznie ocenić. Film Fenga bowiem to gatunkowy koktajl: trochę kina łotrzykowskiego, trochę sensacyjnego (torba z pieniędzmi Sha Gena, nieustannie krążąca między różnymi postaciami przypomina nieco Hitchcock`owego McGuffina) i sporo melodramatu. Melodramatyczny gatunek w chińskim kinie to jedna z najpopularniejszych, o ile nie najpopularniejsza forma rozrywki, której korzenie sięgają daleko w chińską tradycję pełną legend o nieszczęśliwie zakochanych kochankach (często byli nim śmiertelnicy i boskie istoty). Zatem topos miłości i jej specyficzne przedstawienie w kinie Państwa Środka jest nieodzownym elementem przedstawienia, jeśli jego twórca pragnie pozyskać widza. Feng niewątpliwie zdradza tego rodzaju pragnie, bowiem miłość jest jednym z naczelnych tematów jego filmu.

Trzeba przyznać, że reżyser przez długi czas unika tak typowej dla formuły melodramatycznej tkliwości i sentymentalizmu. Przez kilka minut nawet trudno jest się zorientować, że parę głównych bohaterów Wang Li i Wang Bo łączy coś więcej niż wspólna złodziejska dola. Wang Bo to cynik, dla którego liczy się tylko kasa. Nie ma wyrzutów sumienia, by wykorzystać swą wspólniczkę w postaci przynęty na bogacza spragnionego pozamałżeńskiej przygody. Nie waha się okradać pielgrzymów podczas ich pobytu w buddyjskiej świątyni i nie waha się wyrzucić Wang Li na całkowitym odludziu, gdy ta oświadcza, że nie zamierza już więcej brać udziału w kolejnych przekrętach. Oczywiście Wang Bo ma również wielką ochotę na pieniądze Sha Gena. Jego charakter i postępowanie jest diametralnie inne niż Wang Li. Być może dlatego, że ona już wie, że niebawem zostanie matką a jej partner jeszcze nie wie, że zostanie ojcem? Ale Wanga Bo gra Andy Lau, bożyszcze nie tylko hongkońskich nastolatek, zatem wiadomo, że scenarzyści nie pozwolą mu zepsuć emploi rolą „czarnego charakteru”. W każdym razie wątek romansowy w „A World Without Thieves” przez długi czas przypomina amerykańskie sophisticated comedy z lat 30., w których pomiędzy para bohaterów, choć ich przeznaczeniem jest miłość, nieustannie „iskrzy”. Niestety im bliżej finału, tym coraz więcej tkliwych momentów, które znajdują apogeum w patetycznym finale.

Buddyzm: dla smaku

Na szczęście patos i sentymentalizm nieco neutralizuje „druga warstwa” filmu, którą możemy oględnie nazwać „głębią” utworu. Rzecz jasna, nie ma mowy o jakiejś odkrywczej, szczególnie głębokiej i wnikliwej płaszczyźnie, ale na jej poziomie obraz Fenga nie jest już tylko historią o „polowaniu” na niezłą sumkę pieniędzy. Jest przede wszystkim opowieścią o walce o ocalenie niewinnej duszy a w głębszym sensie o ocalenie wartości w świecie, w którym jedyną wartość wyznaczają pieniądze. Tę czystą, niewinną duszę posiada Sha Gen: „boży prostaczek”, chiński Kandyd albo buddyjski bodhisattwa, który żyje w niezmąconym przekonaniu, że świat jest miejscem bez złodziei. Inaczej mówiąc Sha Gen wierzy, a wiara jest tym, co w „A World Without Thieves” jest niezmiennie podważane, kwestionowane a nawet wyszydzane. Bogacz z prologu filmu wierzy, że Wang Li jest nauczycielką angielskiego, gdy tymczasem jest wabikiem, dzięki któremu będzie można zaszantażować mężczyznę. Sha Gen wierzy, że Wang Bo, gdy ten w aktorsko w niezwykle wiarygodny sposób odgrywa przygnębienie, jest rzeczywiście zrozpaczony rzekomo śmiertelną chorobą Wang Li. A tak naprawdę Wang Bo w ten podstępny sposób pragnie wyciągnąć nieco grosza od naiwnego wieśniaka. Tę listę można by kontynuować: wujek Li wierzy w wiarygodność Xiao Ye, złodziejską mistrzynie na usługach gangu; policja i pasażerowie wierzą z kolei, że wujek Li jest niedowidzącym staruszkiem, podczas gdy jest to tylko przebranie. W filmie Fenga odbywa się nieustanny taniec prawdy i pozorów, bo takie jest życie – zdaje się mówić reżyser.

A jednak sympatia Fenga i widzów jest po stronie prostodusznego, łatwowiernego Sha Gena. Ponieważ w każdym z nas jest jakaś ukryta, głęboka potrzeba autentycznej wiary, że świat nie jest tak parszywy a ludzie paskudni jak można by sądzić. Sha Gen nie jest tej wiary pozbawiony i nawet jeśli daje ona mylny pogląd na świat, to warto o nią walczyć. Ponieważ jest to walka nie tyle o wiarę, co walka o człowieka i dobro, w którym nim jest. Twórcy „A World Without Thieves” wiarygodnie i mądrze rozgrywają ten najważniejszy w filmie wątek. Widz od początku jest świadkiem jak torba Sha Gen (wyobrażająca jego duszę?) wielokrotnie zmienia swoich właścicieli, ale za każdym razem w cudowny sposób powraca do niego, nie wzbudzając w mężczyźnie żadnych podejrzeń. Bo świat jest pełen złodziei – taki był, jest i będzie i nie miejmy co do tego złudzeń, ale zarazem jest to świat ludzi szlachetnych, życzliwych i gotowych na poświęcenie.

Wątek ocalenia duszy Sha Gena jest wspomagany przez liczne nawiązania do nauk Buddy (przy czym chodzi o buddyzm tybetański), co uważam za miłą niespodziankę w filmie, jakby nie było rozrywkowym i dość otwarcie podpatrującym kino amerykańskie (sceny na dachu pociągu, liczne twisty, torba jako Mc Guffin itp.). Wang Li motywuje swoją zmianę w postępowaniu (ze złodziejki w oddaną troskliwą opiekunkę Sha Gena) pragnieniem zasiania „dobrego nasienia”, co jest nawiązaniem do prawa karmy. Ma nadzieję, że pomagając naiwnemu chłopakowi „wymaże” złą karmę i stworzy dobrą, przynajmniej dla swego dziecka. Odniesień do buddyzmu jest więcej: pojawiają się one w postaci bezpośredniej (akcja toczy się w Tybecie, kilka scen rozgrywa się na terenie świątyni, wiele dialogów nawiązuje do buddyzmu tybetańskiego itp.), jak też w postaci ukrytej (wspomniana gra pozorów jako odniesienie do pojmowania rzeczywistości, motyw drogi jako samopoznania i duchowego samodoskonalenia itp.). Bez wątpienia „nasączenie” fabuły tego rodzaju aluzjami do nauk Buddy podnosi wartość „A World Without Thieves”, ale z drugiej strony nie należy ich przeceniać. Film Fenga to jednak przede wszystkim kino rozrywkowe. Ale zarazem przekonujący dowód, że rozrywka nie musi być wyprana z wszelkich głębszych i ważkich treści, by została życzliwie przyjęta przez widzów. Można – jak się okazuje – połączyć w całkiem zgrabną całość pożyteczne z przyjemnym.

A World Without Thieves (2004) on IMDb

MOJA OCENA: 7/10


REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Nieco podpatrując Amerykanów, nieco Hongkończyków chiński specjalista od filmowych hitów, Feng Xiaogang tworzy sprawną i zgrabną konfekcję z artystycznym zacięciem.
Jak ocalić 60 tys. yuanów w pociągu pełnym złodziei? Jak ocalić wiarę i dobro w świecie pełnym złodziei, oszustów i kłamstwa?
Z tęsknoty za naiwną , ale jakże potrzebną wiarą, że człowiek może być dobry.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz