O co chodzi?
Wang Bo i Wang Li to para
oszustów i kochanków, która po ostatnim „przekręcie” ukrywa
się na bezdrożach Tybetu. Po drodze zatrzymują się w jednej z
buddyjskich świątyń, gdzie Wang Li niespodziewanie postanawia
zerwać ze złodziejskim rzemiosłem. Wkrótce bohaterka spotyka Sha
Gena, naiwnego, dobrodusznego wieśniaka, który przez pięć lat
pracy przy odnawianiu tybetańskich świątyń uzbierał pokaźną
kwotę 60 tys. yuanów. Ma nadzieję, że dzięki zarobionym
pieniądzom będzie mógł znaleźć żonę i wyprawić huczne
wesele. Torba z pokaźną sumą przyciąga wzrok Wang Bo, ale – jak
się wkrótce – nie tylko jego. Okazją do pozbawienia Sha Gena
jego dorobku staje się podróż pociągiem, w której biorą udział
bohaterowie oraz konkurencyjny gang wujka Li. Wang Li urzeczona
niezmąconą wiarą Sha Gena w dobroć ludzi za wszelką cenę stara
się ochronić chłopaka przed czyhającymi na zawartość jego torby
złodziejami. Splot nieoczekiwanych okoliczności sprawi, że
cyniczny Wang Bo z czasem stanie po stronie Wang Li i jego
„podopiecznego” Sha Gena. Ale podróż jest długa a złodzieje
cierpliwi...
Chińska recepta na
sukces
„A World Without
Thieves” to jeden z pierwszych komercyjnych sukcesów owocnej
współpracy dwóch filmowo niezależnych krajów: Chin i Hongkongu.
W Państwie Środka obraz chińskiego reżysera, Feng Xiaogang,
specjalisty od filmowych hitów (m.in. „Assembley”, „Aftershock”)
zarobił 100 mln yuanów i obok „Kung Fu Hustle” Stephena Chow`a
był najchętniej oglądanym filmem 2004 r.. Obraz zdobył też kilka
cennych nagród m.in. prestiżowe tajwańskie wyróżnienie, Golden
Horse Award za najlepszy adaptowany scenariusz (podstawę stanowiła
nowela Zhao Benfu) oraz One Hundred Flowers – chińskiego
odpowiednika amerykańskich Złotych Globów dla Rene Liu,
odtwórczyni roli Wang Li. Sukces obrazu Fenga był zatem niewątpliwy
i bezdyskusyjny. W czy tkwiło źródło powodzenia filmu?
Bez wątpienia sprawna
reżyseria, atrakcyjna fabuła, gwiazdorska obsada (Andy Lau, Li
Bingbing, Rene Liu) miały swój udział. Ale kto wie, czy najwięcej
film nie zawdzięczał reżyserowi i scenarzystom (oprócz Fenga,
jego autorami było trzech innych twórców)? Oczywiście swój
udział w sukcesie miał Zhao Benfu, pisarz, którego nowela
stanowiła podstawę skryptu, aczkolwiek filmowcy dokonali tak
znacznych zmian, iż właściwie film można uznać niemal za osobny
utwór. W każdym razie to Feng i jego scenarzyści wywarli zapewne
największy wpływy na ostateczny kształt „A World Without
Thieves”. Bo najcenniejszą właściwością tego obrazu jest
umiejętne pogodzenie dwóch nierzadko sprzecznych elementów:
charakteru rozrywkowego produkcji z jej charakterem z artystycznym. I
takim dwuwarstwowym filmem jest dzieło Fenga.
Jak ukraść 60 tys.
yuanów?
Pierwsza „warstwa” to
kino rozrywkowe. Na tym poziomie „A World Without Thieves” jest
opowieścią o złodziejach i oszustach, którzy zabiegają o
przejęcie w posiadanie zawartości torby Sha Gena, nieświadomego
niebezpieczeństwa grożącego jego ciężko zarobionym pieniądzom .
Fabuła jest rzeczywiście sprawnie poprowadzona, bohaterowie
wyraziści, zwroty akcji liczne i jeśli nie do końca zaskakujące,
to z pewnością warte odnotowania. Otrzymujemy również kilka
efektownie zrealizowanych scen (zwłaszcza te, które ukazują raczej
niespodziewaną grację i wyrafinowanie w złodziejskim procederze),
na dodatek rozegranych w scenerii rzadko wykorzystywanej: pociągu
pasażerskiego. Na marginesie: umieszczenie akcji akurat w tym środku
transportu miało komentować rzeczywistość pozafilmową: faktyczną
plagę kradzieży, nawiedzającą chińskie linie kolejowe.
„A World Without
Thieves” od strony walorów czysto rozrywkowych nie jest jednak
łatwo jednoznacznie ocenić. Film Fenga bowiem to gatunkowy koktajl:
trochę kina łotrzykowskiego, trochę sensacyjnego (torba z
pieniędzmi Sha Gena, nieustannie krążąca między różnymi
postaciami przypomina nieco Hitchcock`owego McGuffina) i sporo
melodramatu. Melodramatyczny gatunek w chińskim kinie to jedna z
najpopularniejszych, o ile nie najpopularniejsza forma rozrywki,
której korzenie sięgają daleko w chińską tradycję pełną
legend o nieszczęśliwie zakochanych kochankach (często byli nim
śmiertelnicy i boskie istoty). Zatem topos miłości i jej
specyficzne przedstawienie w kinie Państwa Środka jest nieodzownym
elementem przedstawienia, jeśli jego twórca pragnie pozyskać
widza. Feng niewątpliwie zdradza tego rodzaju pragnie, bowiem miłość
jest jednym z naczelnych tematów jego filmu.
Trzeba przyznać, że
reżyser przez długi czas unika tak typowej dla formuły
melodramatycznej tkliwości i sentymentalizmu. Przez kilka minut
nawet trudno jest się zorientować, że parę głównych bohaterów
Wang Li i Wang Bo łączy coś więcej niż wspólna złodziejska
dola. Wang Bo to cynik, dla którego liczy się tylko kasa. Nie ma
wyrzutów sumienia, by wykorzystać swą wspólniczkę w postaci
przynęty na bogacza spragnionego pozamałżeńskiej przygody. Nie
waha się okradać pielgrzymów podczas ich pobytu w buddyjskiej
świątyni i nie waha się wyrzucić Wang Li na całkowitym odludziu,
gdy ta oświadcza, że nie zamierza już więcej brać udziału w
kolejnych przekrętach. Oczywiście Wang Bo ma również wielką
ochotę na pieniądze Sha Gena. Jego charakter i postępowanie jest
diametralnie inne niż Wang Li. Być może dlatego, że ona już wie,
że niebawem zostanie matką a jej partner jeszcze nie wie, że
zostanie ojcem? Ale Wanga Bo gra Andy Lau, bożyszcze nie tylko
hongkońskich nastolatek, zatem wiadomo, że scenarzyści nie pozwolą
mu zepsuć emploi rolą „czarnego charakteru”. W każdym razie
wątek romansowy w „A World Without Thieves” przez długi czas
przypomina amerykańskie sophisticated comedy z
lat 30., w których pomiędzy para bohaterów, choć ich
przeznaczeniem jest miłość, nieustannie „iskrzy”. Niestety im
bliżej finału, tym coraz więcej tkliwych momentów, które
znajdują apogeum w patetycznym finale.
Buddyzm:
dla smaku
Na
szczęście patos i sentymentalizm nieco neutralizuje „druga
warstwa” filmu, którą możemy oględnie nazwać „głębią”
utworu. Rzecz jasna, nie ma mowy o jakiejś odkrywczej, szczególnie
głębokiej i wnikliwej płaszczyźnie, ale na jej poziomie obraz
Fenga nie jest już tylko historią o „polowaniu” na niezłą
sumkę pieniędzy. Jest przede wszystkim opowieścią o walce o
ocalenie niewinnej duszy a w głębszym sensie o ocalenie wartości w
świecie, w którym jedyną wartość wyznaczają pieniądze. Tę
czystą, niewinną duszę posiada Sha Gen: „boży prostaczek”,
chiński Kandyd albo buddyjski bodhisattwa, który żyje w
niezmąconym przekonaniu, że świat jest miejscem bez złodziei.
Inaczej mówiąc Sha Gen wierzy, a wiara jest tym, co w „A World
Without Thieves” jest niezmiennie podważane, kwestionowane a nawet
wyszydzane. Bogacz z prologu filmu wierzy, że Wang Li jest
nauczycielką angielskiego, gdy tymczasem jest wabikiem, dzięki
któremu będzie można zaszantażować mężczyznę. Sha Gen wierzy,
że Wang Bo, gdy ten w aktorsko w niezwykle wiarygodny sposób
odgrywa przygnębienie, jest rzeczywiście zrozpaczony rzekomo
śmiertelną chorobą Wang Li. A tak naprawdę Wang Bo w ten
podstępny sposób pragnie wyciągnąć nieco grosza od naiwnego
wieśniaka. Tę listę można by kontynuować: wujek Li wierzy w
wiarygodność Xiao Ye, złodziejską mistrzynie na usługach gangu;
policja i pasażerowie wierzą z kolei, że wujek Li jest
niedowidzącym staruszkiem, podczas gdy jest to tylko przebranie. W
filmie Fenga odbywa się nieustanny taniec prawdy i pozorów, bo
takie jest życie – zdaje się mówić reżyser.
A
jednak sympatia Fenga i widzów jest po stronie prostodusznego,
łatwowiernego Sha Gena. Ponieważ w każdym z nas jest jakaś
ukryta, głęboka potrzeba autentycznej wiary, że świat nie jest
tak parszywy a ludzie paskudni jak można by sądzić. Sha Gen nie
jest tej wiary pozbawiony i nawet jeśli daje ona mylny pogląd na
świat, to warto o nią walczyć. Ponieważ jest to walka nie tyle o
wiarę, co walka o człowieka i dobro, w którym nim jest. Twórcy „A
World Without Thieves” wiarygodnie i mądrze rozgrywają ten
najważniejszy w filmie wątek. Widz od początku jest świadkiem jak
torba Sha Gen (wyobrażająca jego duszę?) wielokrotnie zmienia
swoich właścicieli, ale za każdym razem w cudowny sposób powraca
do niego, nie wzbudzając w mężczyźnie żadnych podejrzeń. Bo
świat jest pełen złodziei – taki był, jest i będzie i nie
miejmy co do tego złudzeń, ale zarazem jest to świat ludzi
szlachetnych, życzliwych i gotowych na poświęcenie.
Wątek
ocalenia duszy Sha Gena jest wspomagany przez liczne nawiązania do
nauk Buddy (przy czym chodzi o buddyzm tybetański), co uważam za
miłą niespodziankę w filmie, jakby nie było rozrywkowym i dość
otwarcie podpatrującym kino amerykańskie (sceny na dachu pociągu,
liczne twisty, torba jako Mc Guffin itp.). Wang Li motywuje swoją
zmianę w postępowaniu (ze złodziejki w oddaną troskliwą
opiekunkę Sha Gena) pragnieniem zasiania „dobrego nasienia”, co
jest nawiązaniem do prawa karmy. Ma nadzieję, że pomagając
naiwnemu chłopakowi „wymaże” złą karmę i stworzy dobrą,
przynajmniej dla swego dziecka. Odniesień do buddyzmu jest więcej:
pojawiają się one w postaci bezpośredniej (akcja toczy się w
Tybecie, kilka scen rozgrywa się na terenie świątyni, wiele
dialogów nawiązuje do buddyzmu tybetańskiego itp.), jak też w
postaci ukrytej (wspomniana gra pozorów jako odniesienie do
pojmowania rzeczywistości, motyw drogi jako samopoznania i duchowego
samodoskonalenia itp.). Bez wątpienia „nasączenie” fabuły tego
rodzaju aluzjami do nauk Buddy podnosi wartość „A World Without
Thieves”, ale z drugiej strony nie należy ich przeceniać. Film
Fenga to jednak przede wszystkim kino rozrywkowe. Ale zarazem
przekonujący dowód, że rozrywka nie musi być wyprana z wszelkich
głębszych i ważkich treści, by została życzliwie przyjęta
przez widzów. Można – jak się okazuje – połączyć w całkiem
zgrabną całość pożyteczne z przyjemnym.
MOJA
OCENA: 7/10
REALIZACJA
|
FABUŁA
|
DRUGIE DNO
|
Nieco podpatrując Amerykanów, nieco
Hongkończyków chiński specjalista od filmowych hitów, Feng
Xiaogang tworzy sprawną i zgrabną konfekcję z artystycznym
zacięciem.
|
Jak ocalić 60 tys. yuanów w pociągu pełnym
złodziei? Jak ocalić wiarę i dobro w świecie pełnym
złodziei, oszustów i kłamstwa?
|
Z tęsknoty za naiwną , ale jakże potrzebną wiarą, że człowiek
może być dobry.
|
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz