O co chodzi?
Nieznajomy
mężczyzna budzi się w środku gęstego lasu. Niczego nie pamięta.
Nawet swojego nazwiska. Rusza przed siebie starając się wydostać z
leśnej pułapki i przypomnieć sobie kim jest. Po drodze natyka się
na samotną, opuszczoną chatkę we wnętrzu, której znajduje kamerę
podłączoną do telewizora. Uruchamia sprzęt a na ekranie pojawia
się zamaskowany mężczyzna, który przytrzymuje młodą, ciężarną
kobietę. Bez zastanowienia dźga ją w brzuch. Obraz się urywa.
Bohater zaś orientuje się, że martwe ciało kobiet leży tuż
obok. Przerażony wybiega z chatki. Wkrótce zaczyna zdawać sobie
sprawę, że morderca kobiety poluje na niego. Co gorsza, w tylnej
kieszeni odkrywa portfel a w nim dokument tożsamości wystawiony na
Johna Evansa. W portfelu znajduje także zdjęcie przedstawiające
ciężarną kobietę i dwoje dzieci. W połączeniu z pierścionkiem
na palcu staje się dla niego jasne kim są osoby na zdjęciu. Teraz
już nie tylko musi uciec przed zabójcą, ale także uratować córkę
i syna zanim dopadnie ich psychopata, pozostawiający budziki,
odliczające czas. Do czego? Tego musi dowiedzieć się John nim
będzie za późno.
Do góry nogami
Joko Anwar, którego
debiut, „Joni`s Promise” niedawno recenzowałem na moim blogu tym
razem prezentuje się w najnowszym obrazie, „Modus Anomali”.
Niewiele ma on wspólnego z komedią romantyczną, czyli z gatunkiem,
w którym zadebiutował, za to całkiem sporo z jego dwoma
późniejszymi i lepiej znanymi filmami: nietypowymi, oryginalnymi
filmami grozy: „Dead Time: Kala” i „Forbidden Door”.
Nietypowy, wyjątkowy i oryginalny jest także omawiany film, który
nastręcza problemów już przy próbie gatunkowej klasyfikacji.
Fabularny punkt wyjścia: bohater porzucony w olbrzymim, gęstym
lesie prześladowany przez psychopatę przypomina klasyczny stalker
movie – odmianę thrillera.
Jedność akcji, miejsca i czasu
to również charakterystyczne cechy thrillera. Z drugiej strony
dawka przemocy: rozcinany brzuch ciężarnej kobiety, podrzynane
gardło czy masakrowana kijem bejsbolowym twarz to atrakcje, na które
można natrafić w horrorach gore. Związek z kinem grozy podkreśla
także sceneria: tonący w ciemności las pośród, którego
ukrywa się niezrozumiałe, niezidentyfikowane zło, gotowe w każdej
chwili zaatakować. Atmosferę osaczenia wzmaga duża ilość ujęć,
świadomie ograniczających przestrzeń wokół bohaterów, a także
realizacja zdjęć kamerą z reki, która zwiększa wrażenie
realizmu. A jednak „Modus Anomali” nie jest filmem realistycznym,
jak też – mimo powierzchownych podobieństw – obrazem, który
wpisuje się gładko w definicję thrillera czy też horroru. Gdyby
ktoś miał wątpliwości: to wielki atut filmu Indonezyjczyka.
Obraz Anwara składa się
z dwóch fabularnie odmiennych części, z których druga kreuje
zaskakujący, wręcz szokujący kontekst dla pierwszej. Twórca
„Modus Anomali” stawia na głowie wydarzenia zaprezentowane w
pierwszej połowie: czynił tak choćby w „Forbidden Door”, czyni
też w recenzowanym filmie. Fabularna wolta, którą reżyser
wykonuje na ok. dwadzieścia minut przed końcem filmu jest
przełomowym i najważniejszym momentem w „Modus Anomali”, który
niesie ze sobą wiele istotnych konsekwencji dla wymowy i odbioru
obrazu. Pierwszym skutkiem najbardziej oczywistym jest … milczenie.
Niestety, co takiego zaskakującego i niesamowitego wydarzyło się w
przedstawionej historii na niedługo przed finałową puentą, rzecz
jasna zdradzić nie mogę. Mogę natomiast stwierdzić, że ta część
filmu przed wspomnianym twistem, to w miarę klasyczny stalker movie,
którego streszczenie przytoczyłem powyżej. Zaletami tej „połówki”
„Modus Anomali” jest umiejętnie wykreowany prostymi środkami
nastrój osaczenia i zagrożenia. Udziela się również atmosfera
mrocznego, ponurego otoczenia a tajemnica tożsamości bohatera oraz
intrygi, w którą zostaje uwikłany główny antagonista -
zaciekawia. Niestety nie na długo.
Anwar czyni bowiem wiele,
aby nie ułatwiać widzom oglądanie tej części. Bohater, nawet gdy
już znamy jego imię i nazwisko i orientujemy się, że walczy nie
tylko o życie swoje, lecz także swoich dzieci, nie przestaje być
anonimowy. Jeszcze bardziej anonimowy jest prześladowca, którego
reżyser ukazuje tylko w dalekich planach. Nie ułatwia zadania
widzom sceneria tonącego w mroku lasu, po którym błąka się
bohater z każdą następną minutą nadużywając cierpliwości
odbiorcy. Nieco ciekawiej robi się, gdy morderca podpala skrzynię,
w której ukrył się John Evans albo, gdy okazuje się, że dzieci
bohatera wciąż żyją i szukają ojca. Problem jednak w tym, że
postacie w tym filmie są nazbyt abstrakcyjne: za mało o nich
wiemy, by przejąć się ich losem. Odnosi to taki skutek, że
napięcie wywołane beznadziejną sytuacją, w której się znaleźli,
szybko wygasa.
Zdemaskowana fikcja
I gdy wydaje się, że
„Modus Anomali” trzeba będzie odłożyć do szuflady z napisem
”rozczarowanie”, Anwar wyciąga królika z kapelusza i zupełnie
zmienia się perspektywa filmowych wydarzeń. To, co byliśmy gotowi
uznać za zarzut: anonimowość ofiar, niewiele emocji czy zwyczajne
dłużyzny zyskuje nowego znaczenia. Okazuje się bowiem, że „Modus
Anomali” pod pozorami thrillera i horroru, skrywa niespodziankę,
którą chyba najlepiej określa angielskie słowo „mind-blowing”.
Kontekst „części drugiej”
nadaje też filmowi zaskakującego charakteru. Film Anwara
jest bowiem filmowym rebusem, intelektualnym eksperymentem,
iluzjonistyczną sztuczką, w której nadmierna emocjonalność
byłaby zbędna. Już w „Dead Time: Kala” a zwłaszcza w
„Frobidden Door” Indonezyjczyk podejmował z widzem grę,
nieustannie zaskakując go zmianą gatunkowych konwencji, stylistyką
i intertekstualnością. W „Modus Anomali” ta gra jest posunięta
do skrajności, ale w tym szaleństwie jest metoda.
Można by zapytać o czym
jest niezwykły film Anwara? Tak bezpośrednio postawione pytanie
okazuje się nad wyraz kłopotliwe. Bowiem „Modus Anomali” można
odczytać jako zabawę oczekiwaniami widza, za którą nie skrywa się
nic głębokiego i ważkiego. Można jednak odpowiedzieć, że to
film, objawiający jak pokręconą, szaloną i przepełnioną złem
jest natura człowieka. Można również obraz indonezyjskiego
reżysera potraktować jako opowieść o złudności otaczającej nas
rzeczywistości. Ale można zinterpretować jako przykład wyjątkowo
wyrafinowanego, wręcz perwersyjnego autotematyzmu. We wstępie tej
recenzji napisałem, że „Modus Anomali” ma niewiele wspólnego z
debiutem Anwara. To oczywiście prawda, jeśli będziemy rozpatrywać
pierwszy i ostatni pełnometrażowy film Indonezyjczyka pod kątem
przynależności gatunkowej. Ale nie do końca prawda, jeśli za
punkt odniesienia przyjmiemy treść. „Joni`s Promise” to obraz
autotematyczny, w którym pod powierzchnią komedii romantycznej
autor przemyca najważniejszego bohatera swego debiutu: kino jak
kino. Podobnie jest w „Modus Anomali”. Tego rodzaju trop
interpretacyjny podrzuca zarówno wielość punktów opowiadania
historii: obraz bezpośredni, w którym oglądamy poczynania
bohatera; obraz z ekranu telewizora, z kamery domowej, a także
zawarcie sugestii, kwestionującej prawdziwość przedstawienia.
Zabiegi te służą jednemu celu: przeniesieniu akcentu z
przedstawionej historii na sposób jej przedstawienia i odbierania.
To nie fabuła filmu, ale jego percepcja staje się priorytetem.
Zmiana akcentów prowadzi do rozcieńczenia filmowej fikcji, a nawet
do jej unieważnienia. Bo tak jak w „Joni`s Promise”
autotematyzmem Anwar składał hold kinu, tak w „Modus Anomali”
dekonstruje filmowe przedstawienie. Ostateczny argumentem za takim
potraktowaniem obrazu Indonezyjczyka jest ów tak bardzo zaskakujący,
że aż absurdalny zwrot w filmie. Można próbować go poskładać
go w logiczną całość, lecz nawet przy największej
interpretacyjnej ekwilibrystyce pozostanie całe mnóstwo pytań bez
odpowiedzi. Anwar chce bowiem powiedzieć widzom: „to tylko
historyjka, którę mogę zmieniać, jak chce, bo to ja ją
wymyśliłem”. Wyjątkowość indonezyjskiego reżysera polega na
tym, że ów autotematyzm nie jest podany na tacy. Trzeba do niego
dotrzeć. Chociaż nawet jak się dotrze nie można poczuć się stu
procentach pewnym, że nie wpadliśmy w kolejną pułapkę zastawioną
przez Anwara. I to jest piękne.
„Modus Anomali”,
cokolwiek by o tym filmie napisać, posiada jedną, niezaprzeczalną
cechę: nie daje o sobie łatwo zapomnieć. Należy bowiem do tej
kategorii filmów, które albo odrzuca się całkowicie (wszak możemy
nie podjąć gry, w którą próbuje nas wciągnąć jego twórca)
albo przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Którą opcję wybrać?
Decyzja zależy wyłącznie od widza.
MOJA OCENA: 7
+
/10
+
za wiarę w inteligencję widza
REALIZACJA
|
FABUŁA
|
DRUGIE DNO
|
Z kamerą wśród mrocznej, leśnej głuszy,
czyli sam na sam z psychopatą w niezbyt sprzyjających
okolicznościach przyrody.
|
Jak wydostać się z lasu, gdy bezwzględny
psychopata poluje na ciebie niczym myśliwy na zwierzynę? Ale i
tak to nie on jest największym zmartwieniem, ale to, co siedzi w
głowie.
|
W drugie dno wpada się w tym filmie tak
nagle, że trzeba długo spadać, by zorientować się gdzie się
spadło. Filmowy rebus, dostarczający wielu intelektualnych
wrażeń widzom. A zwłaszcza tym, którym wydaje się, że nic
już ich w kinie nie zaskoczy.
|
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz