piątek, 5 kwietnia 2013

MODUS ANOMALI (Modus Anomali, Indonezja, 2012)




O co chodzi?

Nieznajomy mężczyzna budzi się w środku gęstego lasu. Niczego nie pamięta. Nawet swojego nazwiska. Rusza przed siebie starając się wydostać z leśnej pułapki i przypomnieć sobie kim jest. Po drodze natyka się na samotną, opuszczoną chatkę we wnętrzu, której znajduje kamerę podłączoną do telewizora. Uruchamia sprzęt a na ekranie pojawia się zamaskowany mężczyzna, który przytrzymuje młodą, ciężarną kobietę. Bez zastanowienia dźga ją w brzuch. Obraz się urywa. Bohater zaś orientuje się, że martwe ciało kobiet leży tuż obok. Przerażony wybiega z chatki. Wkrótce zaczyna zdawać sobie sprawę, że morderca kobiety poluje na niego. Co gorsza, w tylnej kieszeni odkrywa portfel a w nim dokument tożsamości wystawiony na Johna Evansa. W portfelu znajduje także zdjęcie przedstawiające ciężarną kobietę i dwoje dzieci. W połączeniu z pierścionkiem na palcu staje się dla niego jasne kim są osoby na zdjęciu. Teraz już nie tylko musi uciec przed zabójcą, ale także uratować córkę i syna zanim dopadnie ich psychopata, pozostawiający budziki, odliczające czas. Do czego? Tego musi dowiedzieć się John nim będzie za późno.

Do góry nogami

Joko Anwar, którego debiut, „Joni`s Promise” niedawno recenzowałem na moim blogu tym razem prezentuje się w najnowszym obrazie, „Modus Anomali”. Niewiele ma on wspólnego z komedią romantyczną, czyli z gatunkiem, w którym zadebiutował, za to całkiem sporo z jego dwoma późniejszymi i lepiej znanymi filmami: nietypowymi, oryginalnymi filmami grozy: „Dead Time: Kala” i „Forbidden Door”. Nietypowy, wyjątkowy i oryginalny jest także omawiany film, który nastręcza problemów już przy próbie gatunkowej klasyfikacji. Fabularny punkt wyjścia: bohater porzucony w olbrzymim, gęstym lesie prześladowany przez psychopatę przypomina klasyczny stalker movie – odmianę thrillera. Jedność akcji, miejsca i czasu to również charakterystyczne cechy thrillera. Z drugiej strony dawka przemocy: rozcinany brzuch ciężarnej kobiety, podrzynane gardło czy masakrowana kijem bejsbolowym twarz to atrakcje, na które można natrafić w horrorach gore. Związek z kinem grozy podkreśla także sceneria: tonący w ciemności las pośród, którego ukrywa się niezrozumiałe, niezidentyfikowane zło, gotowe w każdej chwili zaatakować. Atmosferę osaczenia wzmaga duża ilość ujęć, świadomie ograniczających przestrzeń wokół bohaterów, a także realizacja zdjęć kamerą z reki, która zwiększa wrażenie realizmu. A jednak „Modus Anomali” nie jest filmem realistycznym, jak też – mimo powierzchownych podobieństw – obrazem, który wpisuje się gładko w definicję thrillera czy też horroru. Gdyby ktoś miał wątpliwości: to wielki atut filmu Indonezyjczyka.

Obraz Anwara składa się z dwóch fabularnie odmiennych części, z których druga kreuje zaskakujący, wręcz szokujący kontekst dla pierwszej. Twórca „Modus Anomali” stawia na głowie wydarzenia zaprezentowane w pierwszej połowie: czynił tak choćby w „Forbidden Door”, czyni też w recenzowanym filmie. Fabularna wolta, którą reżyser wykonuje na ok. dwadzieścia minut przed końcem filmu jest przełomowym i najważniejszym momentem w „Modus Anomali”, który niesie ze sobą wiele istotnych konsekwencji dla wymowy i odbioru obrazu. Pierwszym skutkiem najbardziej oczywistym jest … milczenie. Niestety, co takiego zaskakującego i niesamowitego wydarzyło się w przedstawionej historii na niedługo przed finałową puentą, rzecz jasna zdradzić nie mogę. Mogę natomiast stwierdzić, że ta część filmu przed wspomnianym twistem, to w miarę klasyczny stalker movie, którego streszczenie przytoczyłem powyżej. Zaletami tej „połówki” „Modus Anomali” jest umiejętnie wykreowany prostymi środkami nastrój osaczenia i zagrożenia. Udziela się również atmosfera mrocznego, ponurego otoczenia a tajemnica tożsamości bohatera oraz intrygi, w którą zostaje uwikłany główny antagonista - zaciekawia. Niestety nie na długo.

Anwar czyni bowiem wiele, aby nie ułatwiać widzom oglądanie tej części. Bohater, nawet gdy już znamy jego imię i nazwisko i orientujemy się, że walczy nie tylko o życie swoje, lecz także swoich dzieci, nie przestaje być anonimowy. Jeszcze bardziej anonimowy jest prześladowca, którego reżyser ukazuje tylko w dalekich planach. Nie ułatwia zadania widzom sceneria tonącego w mroku lasu, po którym błąka się bohater z każdą następną minutą nadużywając cierpliwości odbiorcy. Nieco ciekawiej robi się, gdy morderca podpala skrzynię, w której ukrył się John Evans albo, gdy okazuje się, że dzieci bohatera wciąż żyją i szukają ojca. Problem jednak w tym, że postacie w tym filmie są nazbyt abstrakcyjne: za mało o nich wiemy, by przejąć się ich losem. Odnosi to taki skutek, że napięcie wywołane beznadziejną sytuacją, w której się znaleźli, szybko wygasa.

Zdemaskowana fikcja

I gdy wydaje się, że „Modus Anomali” trzeba będzie odłożyć do szuflady z napisem ”rozczarowanie”, Anwar wyciąga królika z kapelusza i zupełnie zmienia się perspektywa filmowych wydarzeń. To, co byliśmy gotowi uznać za zarzut: anonimowość ofiar, niewiele emocji czy zwyczajne dłużyzny zyskuje nowego znaczenia. Okazuje się bowiem, że „Modus Anomali” pod pozorami thrillera i horroru, skrywa niespodziankę, którą chyba najlepiej określa angielskie słowo „mind-blowing”. Kontekst „części drugiej” nadaje też filmowi zaskakującego charakteru. Film Anwara jest bowiem filmowym rebusem, intelektualnym eksperymentem, iluzjonistyczną sztuczką, w której nadmierna emocjonalność byłaby zbędna. Już w „Dead Time: Kala” a zwłaszcza w „Frobidden Door” Indonezyjczyk podejmował z widzem grę, nieustannie zaskakując go zmianą gatunkowych konwencji, stylistyką i intertekstualnością. W „Modus Anomali” ta gra jest posunięta do skrajności, ale w tym szaleństwie jest metoda.

Można by zapytać o czym jest niezwykły film Anwara? Tak bezpośrednio postawione pytanie okazuje się nad wyraz kłopotliwe. Bowiem „Modus Anomali” można odczytać jako zabawę oczekiwaniami widza, za którą nie skrywa się nic głębokiego i ważkiego. Można jednak odpowiedzieć, że to film, objawiający jak pokręconą, szaloną i przepełnioną złem jest natura człowieka. Można również obraz indonezyjskiego reżysera potraktować jako opowieść o złudności otaczającej nas rzeczywistości. Ale można zinterpretować jako przykład wyjątkowo wyrafinowanego, wręcz perwersyjnego autotematyzmu. We wstępie tej recenzji napisałem, że „Modus Anomali” ma niewiele wspólnego z debiutem Anwara. To oczywiście prawda, jeśli będziemy rozpatrywać pierwszy i ostatni pełnometrażowy film Indonezyjczyka pod kątem przynależności gatunkowej. Ale nie do końca prawda, jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy treść. „Joni`s Promise” to obraz autotematyczny, w którym pod powierzchnią komedii romantycznej autor przemyca najważniejszego bohatera swego debiutu: kino jak kino. Podobnie jest w „Modus Anomali”. Tego rodzaju trop interpretacyjny podrzuca zarówno wielość punktów opowiadania historii: obraz bezpośredni, w którym oglądamy poczynania bohatera; obraz z ekranu telewizora, z kamery domowej, a także zawarcie sugestii, kwestionującej prawdziwość przedstawienia. Zabiegi te służą jednemu celu: przeniesieniu akcentu z przedstawionej historii na sposób jej przedstawienia i odbierania. To nie fabuła filmu, ale jego percepcja staje się priorytetem. Zmiana akcentów prowadzi do rozcieńczenia filmowej fikcji, a nawet do jej unieważnienia. Bo tak jak w „Joni`s Promise” autotematyzmem Anwar składał hold kinu, tak w „Modus Anomali” dekonstruje filmowe przedstawienie. Ostateczny argumentem za takim potraktowaniem obrazu Indonezyjczyka jest ów tak bardzo zaskakujący, że aż absurdalny zwrot w filmie. Można próbować go poskładać go w logiczną całość, lecz nawet przy największej interpretacyjnej ekwilibrystyce pozostanie całe mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Anwar chce bowiem powiedzieć widzom: „to tylko historyjka, którę mogę zmieniać, jak chce, bo to ja ją wymyśliłem”. Wyjątkowość indonezyjskiego reżysera polega na tym, że ów autotematyzm nie jest podany na tacy. Trzeba do niego dotrzeć. Chociaż nawet jak się dotrze nie można poczuć się stu procentach pewnym, że nie wpadliśmy w kolejną pułapkę zastawioną przez Anwara. I to jest piękne.

„Modus Anomali”, cokolwiek by o tym filmie napisać, posiada jedną, niezaprzeczalną cechę: nie daje o sobie łatwo zapomnieć. Należy bowiem do tej kategorii filmów, które albo odrzuca się całkowicie (wszak możemy nie podjąć gry, w którą próbuje nas wciągnąć jego twórca) albo przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Którą opcję wybrać? Decyzja zależy wyłącznie od widza.

Modus Anomali (2012) on IMDb

MOJA OCENA: 7 + /10
+ za wiarę w inteligencję widza




REALIZACJA
FABUŁA
DRUGIE DNO
Z kamerą wśród mrocznej, leśnej głuszy, czyli sam na sam z psychopatą w niezbyt sprzyjających okolicznościach przyrody.
Jak wydostać się z lasu, gdy bezwzględny psychopata poluje na ciebie niczym myśliwy na zwierzynę? Ale i tak to nie on jest największym zmartwieniem, ale to, co siedzi w głowie.
W drugie dno wpada się w tym filmie tak nagle, że trzeba długo spadać, by zorientować się gdzie się spadło. Filmowy rebus, dostarczający wielu intelektualnych wrażeń widzom. A zwłaszcza tym, którym wydaje się, że nic już ich w kinie nie zaskoczy.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz